Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 20 lutego 2004, 14:07

autor: Marcin Cisowski

Tom Clancy's Splinter Cell: Pandora Tomorrow - zapowiedź

Sequel znakomitej gry akcji/TPP z 2003 roku, która pozwalała nam wcielić się w Sama Fishera - tajnego agenta, członka grupy nazywanej „Third Echelon”, jaka wchodzi w skład NSA (National Security Agency).

Solid Snake był przez lata praktycznie jedynym przedstawicielem tego nowatorskiego gatunku gier, jakim są (a przynajmniej jeszcze do niedawna były) „sneakery”. Niepodzielnie królował na wszelkich możliwych platformach sprzętowych, nie omijając nawet poczciwego Game Boy Color. Bohater serii METAL GEAR nie miał konkurencji, jeśli chodzi o skradanie, infiltrację i bezszelestną eliminację wroga. Wszyscy gracze (a szczególnie posiadacze konsol) wyczekiwali z utęsknieniem i uporem godnym brzdąca czekającego na czerwonego jegomościa z brodą choćby najmniejszych przecieków dotyczących kolejnych części sagi. Ten stan trwał dobrych kilka lat i nic nie zapowiadało zmiany jedynego słusznego przedstawiciela gatunku. Aż tu nagle, niespodziewanie, nie uprzedzając nas wcześniej, jak nie zaczną wypisywać i głosić na forum publicznym: „Snake chwilowo nie żyje!!!”. No, makabra przecież. „Kto to zrobił?” – pytamy. Kto ośmielił targnąć się na ikonę, na mit, na prekursora, pioniera, a zarazem lidera tzw. „skradanek”?! Sam Fisher – agent NSA* (National Security Agency), człowiek do zadań specjalnych, nie figurujący w żadnym rejestrze, bohater gry „Tom Clancy’s SPLINTER CELL”, wydanej przez Ubi-Soft na konsolę X-Box pod koniec 2002 roku.

Konsolowa brać oszalała na punkcie dzielnego agenta, z miejsca zapomniano o Snake’u, a Sama okrzyknięto jego następcą. Wydawało się, że omawiany produkt stanie się motorem napędowym i wizytówką konsoli Microsoftu. Ku uciesze posiadaczy innych platform Tom Clancy’s Splinter Cell długo nie utrzymał statusu exclusive, co zaowocowało informacją o niedalekim terminie ukazania się konwersji rzeczonego tytułu na praktycznie wszystkie możliwe urządzenia multimedialne. Do dziś mam przed oczami entuzjastyczny tytuł newsa: „Splinter Cell, czyli co zmiażdżyło Fajka”, jako reakcję na opublikowanie wersji demonstracyjnej, dedykowanej komputerom PC. Następnie pełne wersje produktu zaatakowały platformy: PC, GameCube, PS2, Game Boy Advance, a w późniejszym czasie także N-Gage, oraz (w wersji java) inne telefony komórkowe. Tak więc ekspansja przygód Sama Fishera była iście globalna, a gracze w pewnym momencie z niepewnością otwierali domową lodówkę, w obawie, czy nie wyskoczy z niej tajny agent NSA.

Nie opadły jeszcze echa polskiej premiery Tom Clancy’s Splinter Cell, a na fale Internetu wypłynęła wiadomość o planowanej przez Ubi-Soft kontynuacji. Splinter Cell: Shadow Strike, bo taki tytuł pojawił się w kontekście sequela jako pierwszy, został następnie przemianowany na Splinter Cell: Pandora Tomorrow i oficjalnie potwierdzony przez wydawcę. Otrzymaliśmy także zapewnienie, że Sam powróci do naszych domów w pierwszym kwartale 2004 roku. I tak mijały miesiące, a entuzjaści wyczekujący na zalew screenshotów, filmów z gry, informacji o fabule i rewolucyjnych zmianach w rozgrywce, musieli zadowolić się kilkoma zaledwie obrazkami i umiejętnie dawkowanymi strzępami informacji, bardzo ogólnikowo mówiącymi o nowych elementach rozgrywki. Mniej więcej od stycznia w tej materii coś drgnęło, pojawiły się pierwsze filmiki ukazujące grę w akcji, wypowiedzi twórców nabrały rumieńców, tym niemniej nasza wiedza o ich dziele jest wciąż dość uboga, jak na produkt, który swoją rynkową premierę będzie miał za około miesiąc. Autorom nie odjęło jednak mowy całkowicie, toteż można już na dzień dzisiejszy postawić tezę, że młodszy brat gry z 2002 roku będzie równie dobry, a w kilku aspektach ponownie będziemy mogli użyć słowa „rewolucyjny”.

Nad Splinter Cell: Pandora Tomorrow pracują dwie niezależne ekipy. Ubi Shanghai odpowiedzialna jest za stworzenie godnego następcy dla trybu single-player z pierwszej części, Ubi Annecy natomiast podjęło się zadania nowatorskiego, ale i niezwykle ryzykownego, mianowicie zaadaptowania gatunku „sneaker’ów” ze wszystkimi jego cechami do trybu multi-player. Gry posiadające w swoim tytule imię i nazwisko jednego z najbardziej cenionych współczesnych autorów thrillerów politycznych są gwarancją zajmującej, logicznej i ocierającej się nieomal o rzeczywistość fabuły. W największym skrócie: historia opowiedziana w pierwszej części rozgrywa się w 2004 roku, podczas wewnętrznego konfliktu politycznego Gruzji, który z wolna przeradza się w wojnę, a wszystko przez pałającego nienawiścią do świata (z wyszczególnieniem USA) pana prezydenta. Scenariusz do Splinter Cell: Pandora Tomorrow napisał JT Petty, ten sam, który był odpowiedzialny za fabułę części pierwszej. Tym razem przyjdzie nam poprowadzić dzielnego Sama przez Wschodni Timor, gdzie indonezyjscy partyzanci zagrażają narodowemu bezpieczeństwu Ameryki. Jak zapowiada autor scenariusza, historia rozgrywająca się w uniwersum Toma Clancy’ego jest jeszcze głębsza, jeszcze bardziej realistyczna i mroczniejsza. Ponadto ma być opowiedziana w sposób bardziej zwarty niż miało to miejsce w części poprzedniej i, mimo, że nadal kręci się wokół globalnego zagrożenia, duży nacisk został położony na przedstawienie osobowości Fishera, a także struktur NSA, co zaowocuje poznaniem innych pracowników tajnej agencji.

A jakie konkretne zmiany w rozgrywce przewidzieli autorzy? Są one w dużej mierze kosmetyczne, ale oczywistym jest, że zbyt wiele w tej materii zmienić się nie da. Jak można było się domyślić, dojdzie parę nowych ruchów (kilka już znanych zostanie usprawnionych), nowe elementy ekwipunku, uzbrojenia itp. Sam nauczył się między innymi takiego oto manewru: będąc w znanej i lubianej pozycji między dwoma ścianami, po wspięciu się na odpowiednią wysokość, może przerzucić ciężar ciała na jedną z nóg i swobodnie z „wysokogórskiej” pozycji wycelować w nieświadomego zagrożenia przeciwnika. Jeden z nowych ruchów umożliwi Fisherowi pokonywanie otwartego, odsłoniętego terenu w taki sposób, aby nie zostać zauważonym i cały czas pozostać pod osłoną cienia. Do tego doliczyć należy kilka wymyślnych nowych akrobacji, takich jak choćby kultowa już poza z Leona Zawodowca. Do nowych pomysłów z zakresu sterowania należy z pewnością zaliczyć interesujące wykorzystanie kontrolerów z funkcją force feedback. Mianowicie, kiedy bohater znajdzie się w pobliżu miny, gracz dostanie ostrzeżenie w postaci drgań. Lekkim modyfikacjom uległ także ekwipunek oraz uzbrojenie. Sam został wyposażony w gogle z noktowizorem, które dodatkowo wykryją np. zamontowane przy drzwiach pułapki. Novum jest też udoskonalenie najlepszego przyjaciela Sama – FN7. Pistolet został obdarowany laserowym celownikiem, dzięki któremu o wiele łatwiej przyjdzie nam precyzyjne celowanie. Niestety – ma to dwie strony medalu, ponieważ, jak łatwo się domyślić, przeciwnik może zauważyć skupioną na jego ciele wiązkę promieni laserowych, co momentalnie wzbudzi przynajmniej podejrzenia, zdradzi miejsce pobytu bohatera, a następnie spowoduje wszczęcie alarmu i cały misterny plan pójdzie... . Autorzy bardzo sobie chwalą nowy, zaprojektowany przez siebie system sztucznej inteligencji, „Ambient A.I.”.

Otóż cała jego wyjątkowość polega na tym, że chyba po raz pierwszy to nie gracz będzie decydował o poziomie trudności gry, ale gra będzie dopasowywała się do predyspozycji manualno-intelektualnych gracza. Tak więc emerytka, która dostanie Splinter Cell: Pandora Tomorrow gratis jako bonus do nowo zakupionego komputera, będzie mogła stanąć w szranki z indonezyjskimi rebeliantami bez narażania się na wylew, a równocześnie gracze, którzy od komputera wstają tylko z przyczyn wyższych, nie będą na forum GOLa gnębili normalnych ludzi informacjami, w ileż to minut oni gry nie kończą. Komputer będzie na bieżąco analizował poczynania kierowanej przez nas postaci i dostosowywał poziom trudności do aktualnych umiejętności gracza. Niestety, wiąże się to z zaangażowaniem w proces dość sporej mocy obliczeniowej komputera. Poza tym wrogowie będą dysponowali kilkustopniową skalą zainteresowania naszą osobą. Od niewielkiego zaniepokojenia i wytężenia swojej uwagi, przez rozpierzchnięcie się i poinformowanie współtowarzyszy, aż po prawdziwego kreta. Nie trzeba dodawać, że im większy damy powód, aby nas tropiono, tym większa będzie trudność w przebrnięciu przez dany fragment przygody. Oczywiście zmian i ulepszeń w trybie single-player można spodziewać się znacznie więcej, choć nie sądzę, abyśmy poznali je wcześniej, jak w momencie premiery finalnego produktu.

Osobny akapit z pewnością należy się obowiązkowemu w tych czasach, ale równocześnie jakże nowatorskiemu w tego typu grach, trybowi multiplayer. Już powierzenie pracy nad nim zupełnie innej grupie, która miała za zadanie skupić się tylko i wyłącznie na opracowaniu rozgrywki wieloosobowej zapowiadało, że nie będzie to tylko dodatek do trybu single, ale coś, co ma mu dorównać, a być może stać się główną atrakcją Splinter Cell: Pandora Tomorrow. Chyba najtrudniejszym zadaniem, jakie postawiono przed chłopakami z Ubi Annecy, było znalezienie dobrego pomysłu na przeniesienie zasad typowych jednak dla samotnej rozgrywki do środowiska wieloosobowego. Musieli połączyć elementy skradania się, infiltracji, eksploracji środowiska i cichej eliminacji wroga z dynamiką i błyskawicznym tempem akcji, charakterystycznym dla multiplayera. I chyba znaleźli złoty środek. Tryb nazwano „Mercenary versus Spy”, czyli „Najemnik kontra Szpieg”. Jak wspominałem wcześniej, w singlu zasygnalizowano obecność innych agentów NSA, i to właśnie ich poczynaniami przyjdzie nam kierować. Ogólna zasada jest bardzo prosta – szpiedzy wnikają do wnętrza bazy chronionej przez najemników, aby przejąć znajdujące się w komputerze dane. Nie będzie to jednak takie proste, gdyż kumple Sama Fishera zostali pozbawieni jakiejkolwiek śmiercionośnej broni. Do ich dyspozycji pozostanie bezszelestne poruszanie się, kocia zwinność, a jedynym sprzymierzeńcem na wrogim terenie będzie cień. Oponenci natomiast hojnie zostali przez programistów obdarowani. Pełny asortyment broni na amunicję ostrą, a także cała masa innego ekwipunku. Detektory ruchu, miny, detektory pola elektromagnetycznego, to tylko niektóre z użytecznych zabawek, jakich przyjdzie użyć najemnikom w wydawać by się mogło nierównej walce. Ale to tylko pozory. Oto bowiem programiści zastosowali bardzo ciekawy patent, mianowicie kontrola poczynań szpiegów odbywa się z punktu widzenia trzeciej osoby, natomiast gracze, którzy wybiorą najemników będą skazani na widok pierwszoosobowy. Fakt – uzbrojonym w broń z ostrą amunicją będzie łatwiej w takiej sytuacji wycelować, ale na tym korzyści z tego tytułu się kończą.

Dzięki widokowi trzecioosobowemu szpiedzy będą mieli zawsze pełny przegląd pola, będą mogli zareagować na najmniejszy nawet ruch czy błyśnięcie latarki i dać susa w cień. Natomiast biedni najemnicy cały czas będą narażeni na atak przeciwnika zza pleców, który może zakończyć się ogłuszeniem, lub użyciem ich własnej osoby jako żywej tarczy. Jak widać, autorom zależy na jak największym zbalansowaniu sił obu stron, tak aby żadna z nich nie przeważała. Najważniejszą jednak informacją odnośnie trybu multiplayer jest zaskakująco mała liczba graczy przypadająca na daną rozgrywkę. Kiedy w grach MMO spotykają się tysiące graczy, a w FPP batalie toczą ich dziesiątki, Splinter Cell: Pandora Tomorrow oferuje jednorazowo zabawę w trybie multiplayer dla czterech graczy. Jest to świetne rozwiązanie, gwarantujące możliwość dobrego zaplanowania działań, bez wkradnięcia się jakiegokolwiek elementu chaosu. Dzięki temu pojedynki będą mogły stać się małymi dziełami sztuki, demonstracją idealnej synchronizacji działań zespołowych. Dlatego mapy nie będą wielkościowo zbyt duże, dzięki czemu nie będą możliwe długotrwałe ucieczki i gonitwy, bo nie na tym ta zabawa ma polegać, ale jednocześnie, dzięki przemyślanej konstrukcji lokacji, gracze będą mogli w spokoju realizować swoje taktyki bez obawy, że są cały czas na widoku. Tak przedstawia się konstrukcja trybu wieloosobowego – jak wypadnie to wszystko w rzeczywistości przekonamy się za kilka tygodni.

Za stronę graficzną produktu odpowiedzialny jest engine znany z pierwszej części, który został oczywiście odpowiednio podrasowany na potrzeby sequela. Sam tym razem odwiedzi bardziej egzotyczne i „dzikie” tereny świata, przez co otoczenie będzie bardziej szczegółowe, bogatsze w detale, pojawi się rozbudowana flora, zbiorniki wodne, a tereny otwarte, które nie były mocną stroną pierwszej części, również ulegną poprawie. Na uwagę zasługuje fakt jeszcze bardziej udoskonalonego oświetlenia, które było wizytówką i taką wisienką na szczycie tortu w poprzedniej edycji. Do tego wszystkiego dodać należy pomniejsze, ale również sympatyczne efekty, jak np. następstwa wiejącego wiatru, iskry. Jak widać, nie ma rewolucji, ale i narzekać nie można, bo za bardzo nie ma tu czego poprawiać.

Co się tyczy oprawy dźwiękowej, to jak informuje producent będzie ona iście hollywoodzka. Głosów głównym bohaterom użyczą gwiazdy ekranu, może nie ze ścisłej pierwszej ligi, ale jest to jeszcze rzadkością w grach komputerowych, aby zatrudniać znane nazwiska do odgrywania wirtualnych postaci (Polska na tym polu radzi sobie jednak całkiem nieźle J ). Tacy aktorzy jak Michael Ironside (Top Gun, Starship Troopers) w roli Sama Fishera, czy Dennis Haysbert, znany z roli prezydenta Palmera w serialu „24 godziny”, jako dobry przyjaciel, a zarazem zwierzchnik głównego bohatera, gwarantują filmową ucztę dla ucha. Muzyka była ważnym elementem pierwszej odsłony Splinter Cell. Do skomponowania soundtracku dla Pandora Tomorrow zaproszono Lalo Schifrina, argentyńskiego kompozytora, który zasłynął w świecie filmu głównie tematem przewodnim serialu, a następnie filmu „Mission: Impossible”. Z całym szacunkiem dla twórców gry, nie zgodzę się z wysoce przesadzonym stwierdzeniem, że „żaden kompozytor tej klasy nie pracował jeszcze przy produkcji nowych gier”. Wystarczy wspomnieć autora muzyki do Metal Gear Solid 2 – Harrego Gregsona – Williamsa, który ma w swoim dorobku muzykę do takich obrazów jak Telefon, Mrówka Z, Armageddon (tu nie jako główny kompozytor), czy będący obecnie w fazie postprodukcji Shrek 2. Nie zmienia to jednak faktu, że muzyka również będzie mocnym atutem nadchodzącego dzieła Ubi-Softu.

Podsumowując, klaruje nam się bardzo optymistyczny obraz Splinter Cell: Pandora Tomorrow. Często jednak bywa, że zapewnienia producenta i wszystkie pozytywne informacje przed premierą biorą w łeb przy konfrontacji z finalnym produktem. W tym jednak konkretnym przypadku możemy w ciemno postawić chyba każe pieniądze, że sequel, niezależnie od platformy na jaką został przygotowany, będzie co najmniej tak dobry jak jego starszy brat, a dzięki fantastycznie zapowiadającemu się trybowi multiplayer przyciągnie do gry nowych miłośników, prezentując zupełnie nowy model rozgrywki on-line, a starym wyjadaczom pozwoli praktycznie w nieskończoność bawić się w ich ulubione podchody. A rozpoczną się one już w marcu.

* - członkinią NSA jest także koleżanka Jamesa Bonda z ostatniej części cyklu „Śmierć nadejdzie jutro” – agentka Jinx, grana przez Halle Berry.

Marcin „Cisek” Cisowski

Tom Clancy's Splinter Cell: Pandora Tomorrow

Tom Clancy's Splinter Cell: Pandora Tomorrow