Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

The Sims 4: Cottage Living Publicystyka

Publicystyka 8 lipca 2021, 21:00

The Sims 4 Wiejska Sielanka nauczyła mnie, że wszyscy umrzemy, a rozmiar bakłażana ma znaczenie

Czekałeś, żeby zabrać swoje simy na wieś? Pokazać im proste, naturalne życie? Wreszcie przyszedł na to czas, a ja Ci opowiem, jak mi poszła sielska przygoda i hodowanie kur.

Całe życie mieszkam w wielkim mieście, pół życia marzę o życiu „bez przyłącza” –samowystarczalnym, prostym, ciężkim, ale spokojnym, rutynowym, z dala od późnego kapitalizmu, wiadomości z kraju i świata oraz siedzącego trybu życia. Z kurami, łąkami, lasami, grzybobraniem o świcie, sarenkami i zającami, grządkami, kwiatami, polnymi drogami, rowerami, książkami...

Spędziłam właśnie paręnaście godzin z symulatorem mojego wymarzonego życia. Byłam głodna, zmęczona, smutna, zła, znudzona. A potem zostałam fanatykiem wekowania (cały dom w słoikach), opanowałam do perfekcji gotowanie, wygrałam konkurs na największe warzywo, zaprzyjaźniłam się z pluszakowymi słodziakami [chodzi o zwierzęta – przyp. red.], stworzyłam kilka gdaczących szatańskich pomiotów oraz złotą kurę, wyhaftowałam lamę, tęczę i krowę, a także poharcowałam w oborze. Zostałam pobita torebką, powiedziałam „elo” aloesowi, zupełnie interesownie pozałatwiałam kilka sprawunków dla okolicznej społeczności i zrobiłam sobie selfie z 40-kilową dynią.

Wyciągnęłam parę wniosków i powściekałam się na twórców – bo Sielanka wcale nie jest sielanką. No i dodatek nie okazuje się szczególnie ogromny (choć tego akurat chyba się wszyscy spodziewali). Ale jest wystarczający.

Słoik na słoiku

Na początku wszystko było piękne – musimy porozmawiać o przewinie

Proste życie. Budzą mnie kury o 6 rano. Pierwszy tydzień życia na wsi jestem wiecznie głodna. Mogę zjeść tylko to, co sama wyhoduję, a to trwa, zwłaszcza kiedy się zapomni, że można też hodować mniejsze, szybko rosnące rośliny, a nie tylko ogromne bakłażany na konkurs plonów. Próbowałam zamówić produkty ze sklepu, ale przy wypakowywaniu ich z torby kraszowała się gra albo kończyłam w tzw. T-pose. Porzuciłam więc tę strategię. Wybrałam niedożywienie.

Take out na śniadanie, ziarno dla kurczaków w jednym kurniku, w drugim kurniku; sprzątanie kurników, zbieranie jajek. Potem obory, krowy i lamy. Sprzątanie, uzupełnianie karmy, karmienie, przysmaki, dojenie, strzyżenie. I prosto na grządki. Odchwaszczanie, opryskiwanie, podlewanie, nawożenie. Szybka pogawędka z kapustą, „głaski” dla krowy, suchy żarcik dla lamy i przytulaski dla kurczaków. Na koniec króliki. Pogadać, dać przysmak, pouczyć gry na gitarze, zapytać o opinię, poszkalować lisy. I najważniejsze – odebrać prezent.

Na zawieranie przyjaźni z liskami niestety nie wystarczyło mi godzin w dobie.

Jeszcze tego nie wiecie, ale zaraz się dowiecie. Krowę w Wiejskiej sielance możecie zapytać o Rzeźnię numer pięć. Swoją krowę nazwałam więc Billy Pilgrim, mimo że jest kobietą. Czy umie podróżować między wymiarami? Czy ma swoje traumy? Nie wiem.

Po porannych stałych obowiązkach – do kuchni. Konkubent nie je mięsa, ja nie toleruję laktozy. Stale bolą nas brzuchy, a po jedzeniu biegamy prosto do toalety, bo mimo ustalonych jasno preferencji i decyzji moralnych ciągle, z uporem maniaka i wdrukowanym życzeniem śmierci, odruchowo przygotowujemy jajecznicę na bekonie i potrawy zawierające mleko.

Tego ostatniego stale przyrasta, jajek przybywa, populacja kurczaków się zwiększa.

Zaczynam jeździć na targ, sprzedaję nadmiary, uzupełniam niedobory, w końcu można jeść jak człowiek, liczba przepisów kulinarnych wprost przytłacza. Ciągle produkuję olbrzymie bakłażany, kapusty, arbuzy, dynie, grzyby. Podlewanie, nawożenie, opryskiwanie, odchwaszczanie. Chcę je oddać na konkurs, ale konkurs wciąż nie nadchodzi. W kalendarzu pełno jest festiwali, jednak nigdy nie jest to ten, na którym mi zależy. Czekam więc cztery tygodnie na dzień sądu nad bakłażanem lub arbuzem.

Mleko, jajka, 40-kilogramowe warzywa wciąż psują mi się w wyposażeniu i lodówce. Na co, ach, na co mi to było?!

Wszystkie te olbrzymie warzywa zepsuły się, nim nadszedł konkurs.

Nie mam na nic czasu. Latam od grządki do grządki, od kurnika do kurnika, od obory do obory, od warzywniaka do warzywniaka. Moje hobby to gotowanie obiadów, bo w ciągu dnia mogę sobie pozwolić tylko na konieczne zajęcia. Moi jedyni przyjaciele to moje zwierzęta. Jest ciężko, ale stabilnie, sielanka trwa, rutyna daje mi spokój wewnętrzny, mam co jeść, mam nawet czas na haftowanie zwierzątek na materiale. W końcu zaczynam ogarniać życie na farmie.

I wtedy umiera pierwsza kura.

Wyłączam Simsy i nie chcę już na nie patrzeć.

Wiedziałam, że zwierzęta mogą umierać – powiedział nam o tym Antonio Romeo, producent dodatku, na prezentacji zawartości. Nie powiedział jednak, że nastąpi to tak szybko.

Wracam do Henford-on-Bagley dwa dni później. Wybaczam.

PS. Mój wielki arbuz wygrał konkurs! Humorek, jak widać, świetny.

Każdy słyszał, lecz nie widział nikt

Gra każe budować relacje ze zwierzętami i ptakami, robię więc, co się da, by zapełnić zielony pasek znajomości. Codziennie rozmawiam z krowami, lamami i królikami. Staram się też z kurami, ale jest ich tyle, że cały czas męczą mnie wyrzuty sumienia, iż nie jestem idealną opiekunką. Że kury chodzą czasem brudne, czasem niezadowolone i że to wszystko moja wina.

25 simoleonów w jednosimoleonówkach. Billy wydaje się niewzruszona.

Jest tak: kochacie je, nazywacie, opiekujecie się, przywiązujecie, macie ulubieńców. A potem przychodzi Kosiarz i po sprawie. Nawet nie zdążycie się pożegnać, nawet nie możecie ich pochować. Jeszcze gorzej jest z królikami – po prostu dostajecie powiadomienie. Tak zmarł Misiu, a zaraz umrze też Pysiu, Krzysiu, Barbar oraz Pipi. Umrze Lamlam, Billy Pilgrim i wszystkie 16 kur, dla których jestem niedostatecznie dobrą matką.

Na szczęście śmierć zwierząt można wyłączyć. Ale najwyraźniej tylko tych hodowlanych. Króliki nadal schodzą z tego łez padołu – niezależnie od ustawień.

Razu pewnego popełniłam błąd umieszczenia pisklaka w wyposażeniu. Nim się zorientowałam, biedne kurze dziecko umierało z głodu, niedoli i nieszczęścia. Po wypakowaniu nie mieściło się już w kurniku (wykluło się nowe pisklę) – czekało je życie w ciągłym strachu przed lisami.

Po tęczowych lamach i świergocie ptaszków z trailera – po nazwie dodatku! – chyba jednak nie tego się spodziewałam. Ale to nic. Bo co by się nie działo, Simsy zawsze będą Simsami.

Za publiczne okazywanie czułości przewidziano karę 5 batów.

Ave Seitan

Zły kurczak. Stworzyłam złego kurczaka. Może i przypadkiem, ale ja wiem, że to była odpowiedź na śmierć moich kur. Stworzyłam jednego, potem drugiego. A następnie je rozmnożyłam. Szatan i Seitan są czarne, a zamiast oczu mają płonący ogień. Ich dzieci też są pomiotami nocy, wykluły się z czarnych jajek. Wszystkie złe kurczaki groźnie skaczą, błyskają, mogą pertraktować ze śmiercią, gdy zajdzie potrzeba. Są złe i są mroczne; są moim niewypowiedzianym, moją Rzeźnią numer pięć. Nagrodą pocieszenia, ujściem dla trudnych emocji. Po cichu liczę, że w końcu kogoś ukatrupią i zapanuje równowaga w przyrodzie. Moje zwierzęta zostaną pomszczone.

Seitan, mimo że jest złą kurą, bardzo lubi przytualnie.

Nowa śmierć dla simów? Oczywiście – wściekły kurczak.

Czego zatem uczą nas Simsy? Że 43 kilogramy to więcej niż 14 i że jakość warzywa też ma znaczenie. Że brytyjskie tereny zielone są piękne, malownicze i że da się je godnie odtworzyć nawet w ograniczonym, zamkniętym świecie czwartej odsłony serii. Że jeśli chcecie strzyc lamę, która Wam w pełni nie ufa, lepiej zastanówcie się dwa razy – albo i siedem. Że czarne jajka sprawiają, iż świat jest piękniejszy. Króliczki mają miękkie brzuszki i można je ubierać w ubranka, choć nie trzeba. Że da się zrobić piękny dodatek z pięknymi meblami kuchennymi, ale resztę wyposażenia jednak trochę spartolić – za to dostarczyć ładne ubrania dla simów. Że krowy lubią dostawać napiwki. (Za co? Nie wiem). I, niestety, że istnienie budki telefonicznej nie oznacza wcale, iż można do niej wejść, a co dopiero zrobić z niej miejsce do bara-bara. Co za strata. I że wszyscy kiedyś umrzemy. Ale da się to wyłączyć.

Ej Mati, widać po mnie?

O AUTORCE

Wiejska sielanka nie wygra w moim rankingu ze Śnieżną eskapadą, jednak spokojnie może zająć drugie miejsce, bo jest piękna, angażująca i ma zwierzęta oraz kurczaki z piekła rodem. Czego chcieć więcej? Może mimo wszystko trochę bardziej rozbudowanego świata. Niemniej cieszy kierunek, w którym (w zawrotnym tempie) zmierza EA, tworząc duże dodatki. Jaka kultura zainspiruje twórców następnym razem? Po cichu liczę na słowiańską. Pożyjemy, zobaczymy.

ZASTRZEŻENIE

Dostęp do wczesnej wersji dodatku Wiejska sielanka dostaliśmy od firmy EA.

Julia Dragović

Julia Dragović

Studiowała filozofię i kierunki filologiczne. Pisanie trenowała, rzeźbiąc setki prac zaliczeniowych. Dziennikarka GRYOnline od 2019 roku. Zaczynała w newsroomie, pracowała w dziale publicystyki jako felietonistka i recenzentka, a wkrótce również jako etatowa redaktorka działu poradników i anglojęzycznego Gamepressure do roku 2023. Gra od kiedy pamięta, we wszystko oprócz strzelanek i RTS-ów. Kociara, simsiara, betoniara. Kiedy nie czyści map ze znajdziek i nie gra w symulatory wszystkiego, strategie ekonomiczne, RPG-i (papierowe też) oraz romantyczne indyki, lata z aparatem po polskich i zagranicznych miastach w poszukiwaniu brutalistycznej architektury i postkomunistycznych reliktów.

więcej

The Sims 4: Wiejska sielanka

The Sims 4: Wiejska sielanka