Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 19 lipca 2007, 12:14

autor: Bartłomiej Kossakowski

The Last Remnant - zapowiedź

Bohater co prawda nosi długie włosy, ale bliżej mu do naszego Wiedźmina niż do typowego bishonena. Jest siwy, wysoki, posępny, mroczny i tajemniczy, a na każdym z zaprezentowanych dotychczas zdjęć ciało i ubranie ma zachlapane krwią.

Podobno bohaterowie gier Square Enix są zniewieściali. Mają idealną cerę (często też makijaż), długie włosy (albo trwałą) i noszą te dziwne, obcisłe koszulki. Zastanawialiście się kiedyś, co pracownicy wspomnianej firmy mogą zrobić, aby ich gry przestały być kojarzone z takimi postaciami?

Sceny bitewne to jeden z atutów gry.

Kwadratowi mogliby na przykład kupić dla swojej najnowszej produkcji engine graficzny użyty w Gears of War – grze o twardzielach i dla twardzieli, której główny bohater, Marcus Fenix, wygląda niczym skrzyżowanie Mariusza Pudzianowskiego z Rambo. Albo powinni zapowiedzieć tytuł także na amerykańską konsolę i po raz pierwszy w historii wydać go jednocześnie (w dwóch wersjach językowych) w Stanach i Japonii, by pokazać, że nie tylko uwielbiający herosów o chłopięcych rysach Azjaci są dla nich ważnymi klientami. Najlepiej by było, gdyby rozpoczęli przy okazji nową serię, bo Final Fantasy i Dragon Quest chyba już zawsze będą się kojarzyć z protagonistami o niejasnej orientacji seksualnej.

Możecie nie uwierzyć, ale pracownicy Square Enix, zaczynając pracę nad swoją nową grą, wszystko to zrobili. Na wszelki wypadek, słynny wydawca postanowił jeszcze stworzyć dwóch różnych bohaterów – jednego, którego polubić mają Japończycy i drugiego dla Amerykanów i reszty świata. Dwa w cenie jednego. Do wyboru, do koloru. Wilk syty i owca cała... No, w każdym razie wiecie, o co chodzi. Square Enix szykuje The Last Remnant – nową grę z gatunku jRPG na PS3 i X360!

Bohaterowie i te ich tajemnice

Ten niby bardziej amerykański bohater też co prawda nosi długie włosy, ale bliżej mu do naszego Wiedźmina niż do typowego bishonena [z japońskiego: piękny(a) młody(a) – piękno przekraczające związek z płcią ;p – przyp. red.]. Jest siwy, wysoki, posępny, mroczny i tajemniczy, a na każdym z zaprezentowanych dotychczas zdjęć ciało i ubranie ma zachlapane krwią. Nie jest do końca jasne, czy ma w ogóle gałki oczne, ani jak się naprawdę nazywa, bo ukrywa się pod pseudonimem The Conqueror (czyli Zdobywca lub Pogromca – w każdym razie brzmi groźnie). Nie wiemy też, co łączy go z tym drugim bohaterem (choć Square Enix zapewnia, że coś na pewno), ale raczej nie są to więzy rodzinne, bo w ogóle nie są do siebie podobni. Rush Sykes ma osiemnaście lat, na pewno używa sporo kosmetyków, szkolił się w walce mieczem, jest idealistą, a jego siostra lubi pakować się w tarapaty. Jeszcze przed rozpoczęciem gry została porwana przez tajemniczą organizację.

The Last Remnant to opowieść osnuta wokół tajemniczych, starożytnych artefaktów – magicznych przedmiotów, potrafiących zmieniać swój kształt oraz wielkość i przybierać postać broni, maszyn, a nawet potworów. Niewiele więcej o nich wiadomo, no może jeszcze poza tym, że pierwszy raz udało się nawiązać z nimi kontakt tysiąc lat przed wydarzeniami przedstawionymi w grze, a ich wielka moc doprowadziła do niejednej wojny. W kolejną z nich – oczywiście zupełnie przypadkiem, podczas poszukiwań siostry – włączy się również Rush. The Conqueror wie na ten temat nieco więcej niż my – na co dzień zajmuje się kolekcjonowaniem tych artefaktów (choć nie do końca jasne są jego intencje). Z czasem nie tylko nasi bohaterowie dowiedzą się więcej o działaniu tych przedmiotów, ale również i my odkryjemy mroczne tajemnice obu herosów.

Nowy świat

Na potrzeby The Last Remnant, Square Enix tworzy całkiem nowe uniwersum. Akcja gry rozpoczyna się na wyspie Eulam, a my spotkamy tu wiele przedziwnych ras, choć cztery z nich odegrają kluczową rolę w opowieści. Ta nazwana Mitra (nie ma nic wspólnego z kotopodobnymi Mithra z Final Fantasy XI) najbardziej przypomina ludzi. Yama to gigantyczne i przerażające swym wyglądem, ale w gruncie rzeczy całkiem przyjazne, rybopodobne stwory. Sovanni mają cztery ręce i kocie głowy. Są jeszcze Qsiti, czyli humanoidalne jaszczurki. Czarują.

Rozgrywka zawiedzie nas zarówno do miasteczek, pełnych żyjących stworzeń i ciekawie zaprojektowanych budowli, jak i do lasów, i na pustynie, które – jak się szybko okaże – nie będą wcale takie puste, bo rozegrają się tam wielkie bitwy. Między poszczególnymi lokacjami będziemy przemieszczać się tak, jak się to odbywało choćby w Fire Emblem – po prostu zaznaczając miejsce kursorem na mapie. To rozwiązanie odbierające graczom nieco przyjemności wynikającej z eksploracji świata, ale pracownicy Square Enix zapewniają, że zabawy i tak wystarczy minimum na 30 godzin.

Unreal Engine 3 nie zawodzi po raz kolejny. Mimo że gra jest w produkcji krócej niż Final Fantasy XIII, dzięki użyciu gotowego silnika prace idą szybciej i już teraz zaprezentowano grywalną wersję TLR. Premiera zapowiedziana jest na przyszły rok i sporo trzeba jeszcze poprawić: tekstury podłoża nie były najładniejsze, podobnie jak modele bohaterów (nawet tego głównego!).

Last Remnant to opowieść o epoce, w której zatarciu uległy granice nie tylko pomiędzy stylami, ale i gatunkami.

Za to projekty postaci i miejsc zachwycają już teraz – na pierwszy rzut oka uniwersum TLR to połączenie Władcy Pierścieni z Gwiezdnymi Wojnami (ale raczej epizodami I-III). Gdy przyjrzymy się bliżej, jedynym słowem, jakie przychodzi do głowy, by opisać oprawę graficzną gry, jest kulinarne określenie: fuzja. I dotyczy to każdego widocznego aspektu: od roślinności, przez faunę, po architekturę, symbolikę, stroje i wygląd postaci, które łączą w sobie cechy dorobku wszystkich ziemskich ras z różnych okresów.

Doświadczymy tu baśniowej zwiewności i japońskiej delikatności jednych krain, dzikości innych, przerażających mroków skał i podziemi czy niepokojącego dreszczu rozległych równin. Niemal wszędzie ukryte są symbole, których nieznajomość być może nie przeszkodzi w rozgrywce, za to na pewno bardzo wzbogaci jej sens dla tych, którzy znaki te dostrzegą. Architektura łączy najbardziej charakterystyczne elementy stylów ziemskich kultur różnych kontynentów: są tu azjatyckie miasteczka z markizami i powiewającymi tkaninami, japońskie domostwa z papierowymi shoji czy chińskie ekrany i pagody. Zobaczymy formy bliskie kopułom, kolumnom i minaretom Bliskiego Wschodu oraz Azji Mniejszej, ale też zamki w stylu europejskiej arystokracji i tajemnicze budowle starożytnych cywilizacji.

To samo dotyczy kostiumów postaci, w których dojrzeć można elementy tradycyjnych i współczesnych strojów rożnych miejsc globu: od Japonii i innych krajów Dalekiego Wschodu (tkaniny), Europy (gorsety, elementy zbroi), wzorów szkockich (kilt), czy szerokich dżinsów rodem z Brooklynu lat dziewięćdziesiątych.

Jeśli chodzi o potwory, poza humanoidalnymi mutantami, przedstawicielami wspomnianych wcześniej ras, najbardziej zapadają w pamięć olbrzymie hybrydy architektoniczno-biologiczne, wyraźnie inspirowane Shadow of the Colossus. Warto też zwrócić uwagę na wielowymiarową grafikę złudzeń rodem z albumu M.C. Eschera – z formami żywiołowymi (na przykład woda unosząca szklane kule) i organicznymi – choćby wieloelementowe konstrukcje roślinne z drzew, pnączy i wyrośniętych grzybków. Gra wykorzystuje technologię SpeedTreeRT, pozwalającą na szybkie generowanie dużej liczby bardzo różnorodnych drzew. Użyto jej wcześniej choćby w Oblivionie i Gothiku 3, a jako że jest zintegrowana z Unreal Engine 3, tym razem efekty powinny być dużo ciekawsze.

Towarzystwo nawet jednego takiego kolosa ma zdecydowanie pozytywny wpływ na morale całej armii.

Wojna!

Obok eksploracji tego pięknego świata, drugim ważnym elementem gry mają być walki. Zapomnijcie jednak o przypadkowych potyczkach ze spotkanym gdzieś w lesie potworkiem. W The Last Remnant czekają nas wielkie, zrealizowane z prawdziwym rozmachem bitwy, przy których to, co pokazano dotychczas podczas prezentacji Lost Odyssey, czy nawet w filmie 300 wygląda po prostu biednie.

Po pierwsze: mimo że walki odbywają się w systemie turowym, nie ma tu w ogóle czegoś takiego, jak zmiana widoku na czas starcia. Może wyświetlanie setek przeciwników na ekranie jednocześnie nie jest już w obecnych czasach niczym szczególnym, ale zrealizowanie dobrej, dynamicznej walki z kilkudziesięcioma z nich, wciąż należy do rzadkości. W każdym momencie bitwy, do oddziałów wroga mogą dołączyć nowi żołnierze. Nasz protagonista może używać komend ataku, obrony, przywoływania oraz wykorzystywać przedmioty. Jest też opcja Quick Time Event, czyli szybkie wciskanie kombinacji przycisków w określonym momencie – jeśli się uda, można zadać potężniejszy cios. Nie zabrakło możliwości wydawania prostych komend współtowarzyszom broni, jest też wskaźnik morale – jeśli dobrze nam idzie, to i ich ogólna kondycja jest nieco lepsza.

Niezapomnianych wrażeń ma dostarczyć dynamiczna praca kamery, dzięki której całość prezentuje się nie gorzej niż największe bitwy filmowe. Podczas pierwszej prezentacji gry pokazano przebieg takiej potyczki. Pole bitwy przypominało nieco pustynie znane z Final Fantasy XII. Rush zaczął od wydania komendy grupie zaprzyjaźnionych magów, która natychmiast rozpoczęła atak na łuczników wroga. Żołnierze porozumiewali się między sobą krzycząc, kamera kręciła się jak szalona, ukazując najlepsze fragmenty i najdrobniejsze szczegóły. Wspomniane wcześniej kotopodobne stwory, jak się okazało, nie używają swoich czterech łap wyłącznie do drapania pazurkami, bo w każdej z nich mogą trzymać miecz i atakować kilku wrogów jednocześnie Gdy główny przeciwnik Rusha przywołał na pole bitwy wielkiego smoka, chłopak nie zastanawiał się długo i sprowadził małą armię mechanicznych cyklopów. To z kolei poprawiło wskaźnik morale jego armii i ostatecznie zapewniło zwycięstwo.

Czy The Last Remnant sprawi, że japońskie erpegi przestaną być kojarzone z walkami polegającymi na wybieraniu rodzaju ataku, a potem siedzeniu bezczynnie przez kilkanaście sekund i oglądaniu animacji ciosu lub zachowania przywołanego potworka? Na to liczymy.

Kwadratowy przełom

Prace nad The Last Remnant nadzoruje Hiroshi Takai – wcześniej brał udział w produkcji doskonałego Legend of Mana, ale też średniego The Bouncer. Za oprawę wizualną odpowiada między innymi Yusuke Naora – to jemu zawdzięczamy wygląd takich gier jak Final Fantasy VII i VIII czy filmu Advent Children. Muzykę skomponuje Tsuyoshi Sekito, który kiedyś współtworzył ścieżki dźwiękowe do gier firmy Konami – między innymi tych, za które odpowiadał Hideo Kojima. W Square zaczynał od Brave Fencer Musashi. Niezła ekipa.

Drapacze chmur, zwiewne latawce i wszystkie wymiary wyobraźni.

Square Enix to jedna z nielicznych firm zajmujących się elektroniczną rozrywką, która kojarzona jest właściwie tylko z jednym gatunkiem. Znają jRPG jak mało kto, a swoje dwie największe serie, czyli Final Fantasy i Dragon Quest ciągną nieprzerwanie od czasów ośmiu bitów. Teraz w końcu proponują nam coś naprawdę nowego: trochę ryzykują, bo mogli przecież wydać kolejną mutację wspomnianych produktów (wszystkie sprzedają się doskonale). The Last Remnant jest więc dla nich poważnych krokiem naprzód. Niektórzy już narzekają, że SE i tak nie zaoferuje nic nowego, a prawdziwie dobre gry firma przestała tworzyć po połączeniu z Enix. Ale dajmy im szansę. Ja wierzę, że gra wprowadzi do gatunku jRPG o wiele więcej, niż tylko bohatera, który nie spędza codziennie rano godziny przed lustrem.

Bartłomiej Kossakowski

NADZIEJE:

  • Unreal Engine 3 w japońskim erpegu!
  • wielkie, epickie bitwy;
  • niesamowite projekty postaci i lokacji.

OBAWY:

  • przemieszczanie z pomocą zaznaczania miejsc kursorem na mapie.
  • fabuła – czy aby na pewno nie wyda się ciekawa wyłącznie Japończykom?
The Last Remnant

The Last Remnant