Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

The Last Guardian Publicystyka

Publicystyka 23 grudnia 2015, 15:47

The Last Guardian - jedyny taki exclusive na PlayStation 4

ICO i Shadow of the Colossus. Dwa ważne dzieła, które trafiły do graczy w czasach panowania PlayStation 2. Czy PlayStation 4 doczeka się w końcu tytułu dorównującego niezwykłością grom wyprodukowanym przez Team ICO?

TAKIE SĄ FAKTY:
  1. pierwsza zapowiedź gry nastąpiła w 2008 roku;
  2. ciągłe przekładanie terminu wydania wraz z kilkakrotnie pojawiającą się plotką o porzuceniu projektu;
  3. wskazanie niewystarczającej mocy PlayStation 3 jako powodu przedłużania się prac;
  4. E3 2015 – prezentacja fragmentu rozgrywki, potwierdzenie trwających prac nad grą i jej zapowiedź na PlayStation 4.

Fumito Ueda należy do dość wąskiego grona japońskich twórców, których sława zdołała przebić się przez wysoki mur niedostępności otaczający Kraj Kwitnącej Wiśni, dając im dużą rozpoznawalność także w krajach Zachodu. Shinji Mikami, Hideo Kojima, Shigeru Miyamoto, Kazunori Yamauchi, Goichi Suda, ostatnio Hidetaka Miyazaki to doświadczeni twórcy, spod ręki których na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat wyszło mnóstwo znakomitych tytułów. To ludzie, bez których kreatywnych pomysłów chyba trudno byłoby sobie wyobrazić dzisiejszy rynek elektronicznej rozrywki. Ueda, niespełniony artysta, znalazł się w tym panteonie gwiazd chyba trochę na przekór, bo przez czternaście lat pracy dla Sony sygnował swoim nazwiskiem jedynie dwie gry, które na dobrą sprawę witały oraz żegnały epokę PlayStation 2: w 2001 roku było to ICO, a w 2005 Shadow of the Colossus. Ich proste założenia prowadziły do niebanalnych rozwiązań podkreślonych niesamowitą aurą oniryzmu i tajemnicy. Jeśli ktoś z Was zastanawia się, z jakiego powodu wszyscy aż tak oczekują zakończenia trzeciego projektu Uedy, to właśnie z takiego. Przygody, którą zapamięta się na wiele kolejnych lat.

O ile oczywiście Ueda jako twórca jeszcze się nie wypalił. O The Last Guardian po raz pierwszy świat usłyszał w 2008 roku. Wtedy produkcja ta w zasadzie nie miała jeszcze tytułu, wiedzieliśmy jedynie, że Team ICO, na czele którego stał wówczas Ueda, tworzy nowe dzieło nawiązujące do dwóch wspomnianych wcześniej genialnych gier. Niemal rok musieliśmy czekać na jakiekolwiek konkrety, kiedy to na miesiąc przed targami E3 w 2009 roku do sieci wyciekł zwiastun o roboczej nazwie Project Trico. Kilka tygodni później, już w trakcie wspomnianej imprezy, oficjalnie zaprezentowano tenże trailer, ujawniając również właściwy tytuł gry. W japońskiej wersji brzmiał on nieco inaczej: The Giant Man-Eating Toriko, sugerując tym samym co nieco o jednym z dwojga protagonistów, którym okazał się wielki stwór łączący w sobie cechy ptaka i domowego kota. A przynajmniej czegoś, co tego kota przypominało. The Last Guardian miało oczywiście trafić wtedy na konsolę PlayStation 3, co – jak wyszło na jaw kilka lat później – było główną przyczyną wstrzymania prac w 2012 roku. Siedmiordzeniowa maszyna firmy Sony zwyczajnie była za słaba, aby pokazać to, co zrodziło się w głowie projektanta.

Pokazany w trakcie E3 2015 fragment rozgrywki prezentował wertykalny przykład zagadki środowiskowej. Różnorodność w pełnej grze ma być jednak znacznie większa.

Koncepcja The Last Guardian w dużej mierze opiera się na rozwiązaniach przyjętych dla wcześniejszych produkcji studia. W ICO najważniejsza była przyjaźń pomiędzy głównym bohaterem a tajemniczą dziewczyną, którą ten starał się wyprowadzić z ponurego zamczyska. W nowej grze pomysł jest podobny, tyle że tym razem role się odwracają, a dziewczyna zostaje zastąpiona stworem, z którym protagonistę ma łączyć nie tylko wspólny interes, ale także silne emocjonalne doznania. Nie szukając daleko analogii, warto sobie przypomnieć Niekończącą się opowieść i przyjaźń między chłopcem Atreyu a białym ni to psem, ni to smokiem Falkorem. Nie mam pojęcia, czy i na ile dla Uedy ta książka bądź film były inspiracją, ale właśnie w ten sposób można sobie wyobrazić symbiozę dwójki bohaterów TLG. Sam Ueda, opisując w tym roku atrakcje czekające na nas w jego dziele, mówił: „W skrócie jest to przygodowa gra akcji opowiadająca historię o porwanym w dziwnych okolicznościach chłopcu, jego spotkaniu wśród starożytnych ruin z tajemniczym stworem Trico i ich wspólnej wędrówce w nadziei uratowania się z tego kłopotliwego położenia”. Wyzierającym z obrazków i fragmentów rozgrywki klimatem tytuł jako żywo przypomina ICO, które – jak pamiętamy – rozpoczynało się dziwnym rytuałem porzucenia chłopca w ruinach nieznanego zamczyska. Twórcy nigdy nie potwierdzili tego, że ich dwie pierwsze produkcje rozgrywają się we wspólnym uniwersum, i tym razem zapewne także takiej deklaracji nie ma się co spodziewać, niemniej powiązania pomiędzy dziełami Uedy i spółki wydają się oczywiste.

Fumito Ueda prezentuje The Last Guardian działające na PlayStation 3. Po latach okazało się jednak, że konsola Sony nie jest w stanie sprostać wszystkim pomysłom dewelopera.

Jeden z przykładów interakcji pomiędzy Trico i chłopcem.

Wielki, wydawałoby się całkowicie opuszczony zamek i dwójka pomagających sobie bohaterów to nie wszystkie nawiązania do poprzednich gier. Shadow of the Colossus wprowadziło mechanikę pozwalającą małej postaci wspinać się po tytułowych kolosach, łapiąc się ich sierści czy fragmentów ciała. Pomysł ten podchwycili inni deweloperzy, jak choćby hiszpańskie studio MercurySteam Entertainment, które w interesujący sposób zaimplementowało go do gry Castlevania: Lords of Shadow. W The Last Guardian chłopiec będzie mógł przemieszczać się i rozwiązywać zagadki środowiskowe czepiając się ciała Trico. Tak jak stylistyka i estetyka światów ICO oraz Shadow of the Colossus okazała się zbliżona, tak obie te pozycje różniła zupełnie odmienna mechanika rozgrywki. Nowy tytuł ma niezwykłą szansę połączyć wszystkie znajome doznania, a dzięki mocy sprzętu obecnej generacji dodatkowo je spotęgować. Pod warunkiem jednak, że przynajmniej ostatnie lata prac nie były już walką z materią, a okresem kreatywnym, wprowadzającym mimo wszystko także nowe, unikatowe rozwiązania.

Ukazanie emocji pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem ma być magnesem przyciągającym graczy.

ICO oraz Shadow of the Colossus cechuje niemal zupełny brak zrozumiałych dla obserwatora dialogów. Postacie porozumiewają się w nieznanym języku, a mimo to oba dzieła mogą pochwalić się prawdziwym mistrzostwem narracji. Gracz nie tylko ogląda opowiadaną historię, ale wręcz sam ją przeżywa. Znając wcześniejsze dokonania Uedy, mamy raczej pewność, że taki sposób prezentowania świata zostanie zachowany. Nie ma znaczenia to, co dzieje się poza kadrem. Ważne jest tu i teraz. To, w jaki sposób zachowują się postacie. W jaki sposób są przedstawione. Nie bez powodu twórcy przykładają ogromną wagę nie tylko do samego ich wyglądu, ale także jak najbardziej naturalnej animacji. Wystarczy przypomnieć sobie chociażby konia z Shadow of the Colossus – w chwili ukazania się gry można było na jego przykładzie podziwiać chyba najlepiej opracowany ruch jakiegokolwiek czworonoga. Ze zbliżonego poziomu perfekcji mogliśmy cieszyć się w innych tytułach dopiero przy okazji wydania The Legend of Zelda: Twilight Princess w 2006 roku, a potem cztery lata później za sprawą do dziś niedoścignionego pod tym względem Red Dead Redemption. Animacja i zachowanie Trico wymagały więc dużej staranności – na potrzeby gry przygotowano na przykład wiele tików pyszczka charakterystycznych dla kotów. Warto także zwrócić uwagę na zachowanie chłopca w prezentowanym na E3 demie gry. „[...] Jedną z rzeczy, nad którą zastanawiałem się podczas fazy konceptualnej, były relacje pomiędzy ludźmi a zwierzętami” – mówił Ueda w wywiadzie udzielonym stronie PlayStation.Blog. „To było coś, wokół czego chciałem zbudować grę. [...] Chciałem uczynić ją atrakcyjną dla tak wielu osób, jak to tylko możliwe, wiedząc, że spodoba się to wielu graczom. W rezultacie niektóre elementy zachowania chłopca i Trico można uznać za czarujące”.

Choć Fumito Ueda w 2011 roku opuścił Team ICO, nadal jest największą podporą projektu i osobą, dzięki której gra ma szanse faktycznie sprostać oczekiwaniom. Zbyt długi czas produkcji zazwyczaj wpływa na powstające dzieło w negatywny sposób. W okresie pomiędzy ogłoszeniem prac nad grą a jej wydaniem technologia zmienia się na tyle, że to, co jeszcze kilka lat temu wydawało się zupełnie nowatorskie, teraz da się już tylko zbyć wzruszeniem ramion. Czy Trico i chłopcu powiedzie się ucieczka z zamku? Czy może dla zwiększenia dramatyzmu opowieści Trico zginie gdzieś pod koniec całej historii, a my uronimy łezkę, czując się tak, jakbyśmy żegnali ukochanego zwierzaka? Czy Ueda tym razem nie rozczaruje fanów mających zawyżone oczekiwania względem finalnego produktu? O tym (nareszcie!) przekonamy się w przyszłym roku, kiedy The Last Guardian ujrzy światło dzienne. Oby.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

The Last Guardian

The Last Guardian