Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Heroes & Generals Publicystyka

Publicystyka 16 kwietnia 2015, 13:06

autor: Luc

Testujemy Heroes & Generals – w jakim kierunku podąża darmowa alternatywa dla Battlefielda 1942?

Heroes & Generals w stanie bety znajduje się już od kilku lat. Nie zmienia to jednak faktu, że twórcy bardzo mocno przyłożyli się do... implementacji mikropłatności. Tutaj można płacić za wszystko - czy wygra ten, kto ma grubszy portfel?

HEROES & GENERALS W SKRÓCIE:
  • dwa rodzaje rozgrywki w obrębie jednej gry – strategia oraz FPS;
  • akcja tocząca się podczas II wojny światowej;
  • trzy frakcje – Amerykanie, Sowieci, Niemcy;
  • duży wybór broni, modyfikacji oraz pojazdów;
  • ogromne mapy;
  • gra oparta na modelu free-to-play z licznymi mikrotransakcjami.

Mimo że na porządną strzelankę w klimatach II wojny światowej czekamy dobrych kilka lat, nic nie zapowiada, abyśmy w najbliższej przyszłości mieli ją otrzymać. Nadzieje związane z Call of Duty: World at War 2 pękły niczym bańka mydlana wraz ze wstępną zapowiedzią Black Ops III, a na horyzoncie niestety nie widać niczego, co mogłoby wypełnić powstałą lukę. Owszem, mamy World of Warships, World of Tanks czy War Thunder skupiające się na pewnych aspektach wojny, ale tytułu, w którym moglibyśmy dodatkowo także po prostu pobiegać z karabinem w dłoni, wciąż brakuje. Ci, którym mimo wszystko spieszno ponownie przenieść się do lat 40. XX wieku, nie są jednak skazani na wieczne czekanie. Zamiast tego mogą przetestować wciąż znajdujące się w fazie beta Heroes & Generals – nietypowe połączenie strzelanki oraz gry strategicznej stworzone przez studio Reto-Moto. Niemal równo rok temu miałem okazję po raz pierwszy przyjrzeć się tej produkcji i już na wstępie muszę przyznać, że od tamtego momentu sporo się zmieniło. Niestety, niekoniecznie na lepsze.

Wojna z nieco innej perspektywy

W trzonie rozgrywki oczywiście rewolucji brak. Heroes & Generals wciąż oferuje zabawę podzieloną na dwa główne segmenty – bezpośrednią walkę na polu bitwy pokazaną z perspektywy pierwszoosobowej oraz strategiczne zmagania toczone między generałami na mapie Europy. W tym drugim przypadku widok na nasz teatr działań przypomina do złudzenia ten znany chociażby z serii Hearts of Iron. Plan, na który spoglądamy, upstrzony jest setkami czy wręcz tysiącami drobnych punkcików, z których każdy symbolizuje inne miasto lub obszar, jaki dana frakcja może zająć. Generałowie decydują, w które z miejsc należy posłać wojska, w ich gestii leży także dysponowanie ilością oraz rodzajem oddziałów znajdujących się na polu bitwy. To funkcja niezwykle odpowiedzialna, dlatego też pełnią ją jedynie najbardziej doświadczeni gracze... lub ci, którzy są gotowi najwięcej zapłacić.

Wszystkie frakcje idą w wojnie łeb w łeb. Kto ostatecznie postawi na swoim? - 2015-04-16
Wszystkie frakcje idą w wojnie łeb w łeb. Kto ostatecznie postawi na swoim?
Testujemy Heroes & Generals – w jakim kierunku podąża darmowa alternatywa dla Battlefielda 1942? - ilustracja #3

Ciekawą opcją pozwalającą odrobinę zwiększyć swoje zyski są tzw. obligacje wojenne. Kupowane za prawdziwą gotówkę stanowią coś w rodzaju inwestycji – po kilku miesiącach od ich nabycia powinny przynieść graczowi kilkuprocentowy zarobek. Sam pomysł ma mocne uwarunkowanie historyczne – podczas II wojny światowej podobny zabieg stosowały m.in. Stany Zjednoczone, Kanada oraz Wielka Brytania. Obywatele, którzy zdecydowali się na zakup obligacji, finansowali w ten sposób działania wojenne, a po określonym czasie wypłacano im należność z nawiązką.

Ostateczny wynik potyczek nie zależy już jednak od generałów, lecz od zwykłych żołnierzy. Osoby, które zdecydują się na karierę z karabinem w dłoni, zaczynają od najniższego możliwego stopnia i powoli pną się w hierarchii, zabijając przeciwników oraz zajmując strategiczne punkty. W przypadku FPS-owej części gry, jeżeli nie chcemy brać udziału w wojnie, możemy wybrać tzw. bitwy inscenizowane – teoretycznie wyrównane potyczki, gdzie siła i liczebność walczących jest ustalana odgórnie, a nie przez głównodowodzących. Kiedy już znajdziemy się na placu boju, zaczyna się „prawdziwa” zabawa. To, co rzuca się w oczy już na samym początku, to charakter rozgrywki. W odróżnieniu od większości współczesnych strzelanek w Heroes & Generals główną rolę odgrywa wojna pozycyjna i powolne zajmowanie kolejnych przyczółków. O szarżowaniu nie ma mowy, wychodzenie na otwarty teren także nie jest najlepszym pomysłem, chyba że chcemy w ten sposób sprowokować wroga do odsłonięcia swojej pozycji. Cały koncept wydaje się stosunkowo wierny historycznym realiom i być może sprawdzałby się nie najgorzej, ale zależność ta jest nagminnie nadużywana przez wszystkich grających. Problem ten zapamiętałem jeszcze z poprzedniego ogrywania tytułu i widzę, że na tym polu nie poczyniono, niestety, żadnych postępów. Większość rozgrywki polega więc na znalezieniu dobrego miejsca i ostrzeliwaniu pozycji przeciwnika. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że tym „dobrym miejscem” są zazwyczaj okolice punktu odrodzeń którejś z drużyn. Najwyraźniej wielu osobom sprawia to przyjemność, ale ja, nawet będąc po stronie tych atakujących, po prostu śmiertelnie się nudziłem.

Obecność czołgu w drużynie zawsze stwarza większe szanse na zwycięstwo. - 2015-04-16
Obecność czołgu w drużynie zawsze stwarza większe szanse na zwycięstwo.

Kto da więcej?

Zakładając jednak, że trafimy na bitwę, w której uczestnicy podchodzą do zabawy odrobinę bardziej „kreatywnie”, całość wypada dość przyzwoicie, choć do pewnych rozwiązań z pewnością trzeba się przyzwyczaić. Samo strzelanie nie odbiega być może zbyt mocno od przyjętych standardów, ale wielkość map to już całkowicie inna śpiewka – obszary, po których się poruszamy, są po prostu gigantyczne. O ile nie wsiądziemy do czołgu czy samochodu lub nie dorwiemy chociaż zwykłego roweru, czeka nas dobrych kilka minut dreptania do miejsca, w którym cokolwiek się dzieje. Ma to oczywiście swoje plusy i minusy. Z jednej strony pozwala na szerokie zakrojone manewry i flankowanie, ale z drugiej – pięciominutowe bieganie tylko po to, by szybko zginąć od wrogiej salwy i powtarzać cały proces, bywa frustrujące. Wrażenie to niestety pogłębia się, kiedy zdamy sobie sprawę, jak ogromne są dysproporcje między siłą najprostszych broni czy maszyn a tych z najwyższego pułapu. W Heroes & Generals osiąga to po prostu absurdalne rozmiary.

Zostanie pilotem nie jest ani proste, ani tanie. - 2015-04-16
Zostanie pilotem nie jest ani proste, ani tanie.
Testujemy Heroes & Generals – w jakim kierunku podąża darmowa alternatywa dla Battlefielda 1942? - ilustracja #2

W grze mamy możliwość kupowania nie tylko postaci, maszyn czy broni. Twórcy zdecydowali się także na zaimplementowanie przedmiotów kosmetycznych, takich jak np. mundur w innym kolorze. W przypadku Heroes & Generals owa kosmetyka odgrywa jednak znacznie większą rolę – odpowiedni strój umożliwia bowiem lepsze maskowanie się na polu bitwy. Ze wszystkich tych graficznych zmian będziemy mogli skorzystać tylko za prawdziwą gotówkę.

W zależności od tego, jaką frakcję wybierzemy (obecnie są to Amerykanie, Niemcy oraz niedawno dodani Sowieci), mamy dostęp do różnego rodzaju oręża, jednak w każdym przypadku korelacja ta jest bardzo podobna. Najcięższy sprzęt dosłownie miażdży podstawowy ekwipunek, a gdy dodamy do tego modyfikacje, różnica w sile rażenia jeszcze się zwiększa. Teoretycznie właśnie tak powinno być, ale problem zaczyna się wtedy, gdy okazuje się, że zdobycie lepszego wyposażenia wymaga niewiarygodnej wręcz inwestycji czasu. Otrzymywana za udział w bitwach waluta wykorzystywana jest nie tylko do zakupów, ale także do zmieniania klasy postaci, nabywania amunicji oraz dokonywania napraw. Szybko więc okazuje się, że chcąc kupić lepszą pukawkę lub mocniejszy czołg, mamy do wyboru dwie opcje: spędzić na graniu nieprzyzwoicie dużo czasu lub wyłożyć na stół prawdziwą gotówkę. Teoretycznie więc niemal wszystko da się odblokować ciężką pracą, ale trzeba nastawić się na to, że zanim dojdziemy do etapu, w którym odegramy jakąś znaczącą rolę na polu bitwy, spędzimy w dolnej części tabeli masę czasu. Nie chcę nawet myśleć, ile go potrzeba, aby otrzymać dostęp do wszystkich znajdujących się w grze broni i pojazdów, ale nie zdziwiłbym się, gdyby zajęło to przynajmniej kilkaset godzin. Znacznie łatwiejszym rozwiązaniem jest po prostu kupienie złota, a że okazji do jego wydania trafia się zaskakująco dużo, dość szybko trzeba sięgać po portfel ponownie.

Aby ujrzeć czającego się w oddali przeciwnika, trzeba porządnie wytężyć wzrok. - 2015-04-16
Aby ujrzeć czającego się w oddali przeciwnika, trzeba porządnie wytężyć wzrok.

Na graficznym froncie bez zmian

W przeciwieństwie do opcji dostępnych w ramach mikrotransakcji większych zmian nie przeszła oprawa graficzna. Tak jak rok temu tytuł prezentował się po prostu nieźle, tak teraz wydaje się już lekko przestarzały wizualnie. Choć do wyglądu wojaków czy samej broni przyczepić się nie można, to gdy dokładniej przyjrzymy się otaczającemu nas środowisku, okaże się, że tu i ówdzie widać rażące nasze poczucie estetyki tekstury. Efekty wybuchów wypadają chwilami przekomicznie, podobnie jak system fizyki. W przypadku tego drugiego daje się to dostrzec szczególnie podczas jazdy – wozy bojowe potrafią roztrzaskać się w drobny mak przy zderzeniu z niewielkim kamieniem (!), a czołgi fiknąć koziołka, najeżdżając na rower (!!!). Jeśli dodamy do tego dziwacznie fruwające ciała oraz ogólną toporność, jaka towarzyszy nam przez całą rozgrywkę, odniesiemy wrażenie, że przy ustawianiu powyższych parametrów po prostu postawiono na losowość. Nie tędy droga!

Jeśli wierzyć mapie, skarb powinien znajdować się gdzieś w pobliżu... - 2015-04-16
Jeśli wierzyć mapie, skarb powinien znajdować się gdzieś w pobliżu...

Chciałbym również tradycyjnie kilka słów poświęcić muzyce, ale w przypadku Heroes & Generals to niestety niemożliwe. Oprawa dźwiękowa praktycznie tu nie istnieje. Nie licząc nut towarzyszących nam w głównym menu, jedynymi odgłosami, jakie słyszmy, są strzały (niezłe) oraz krótka, irytująca przygrywka odtwarzana po zajęciu jakiegoś punktu. Wprawdzie trudno oczekiwać od darmowej strzelanki kompozytorskich majstersztyków, niemniej okres II wojny światowej aż prosi się o wykorzystanie kilku charakterystycznych dla tamtych czasów utworów. A tak całość jest po prostu nijaka, choć do podobnych wniosków dochodzi się dopiero po dłuższym obcowaniu z tytułem.

Dwóch Niemców na rowerze. Pewnie zagrabili w Holandii. - 2015-04-16
Dwóch Niemców na rowerze. Pewnie zagrabili w Holandii.

Potrzeba prawdziwego Wunderwaffe?

W ubiegłorocznym tekście opisującym moje wrażenia z sesji z Heroes & Generals użyłem takiego sformułowania: Scenariusz, w którym wojna kończy się bez pojedynczego wystrzału, bo generalicja którejś ze stron hojniej sypnęła groszem, brzmi przekomicznie, ale obawiam się, że Heroes & Generals nieuchronnie zmierza w tym kierunku. Wówczas nie zdawałem sobie sprawy, że mogą być to słowa prorocze, ale ku mojemu rozczarowaniu takowe się, niestety, okazały. Wcześniejsze największe bolączki tytułu – czyli kompletnie zaburzony balans oraz absurdalny system mikrotransakcji – od tamtego czasu stały się jeszcze dotkliwsze przy jednoczesnym braku nowych atutów. Samo strzelanie wciąż jest nieźle zrealizowane, a pomysł wplecenia w rozgrywkę aspektu strategicznego naprawdę świetny, ale ani jednym, ani drugim nie byłem w stanie cieszyć się dłużej z uwagi na coraz wyraźniej rysujące się wady. Do oficjalnej premiery wciąż zostało jeszcze trochę czasu i być może studio Reto-Moto zdąży się jeszcze zreflektować, gdyż bez kilku poważnych zmian nie wróżę tej produkcji spektakularnego sukcesu. Wojna nigdy nie była sprawiedliwa, ale w tym przypadku twórcy potraktowali tę maksymę chyba zbyt dosłownie.

Heroes & Generals

Heroes & Generals