Testujemy Heliborne – World of Tanks z helikopterami?
Były już czołgi, samoloty i okręty, teraz czas na śmigłowce. Heliborne to gra sieciowa od JetCatGames pozwalająca pilotować helikoptery w bitwach 8 vs 8, gdzie liczy się współpraca drużyny oraz zajmowanie terytorium.
Ze wszystkich czynności, jakie można wykonywać w shooterach pokroju Battlefielda, pilotowanie śmigłowca należy, moim zdaniem, do najbardziej ekscytujących. Przelatywanie między wieżowcami, desantowanie kolegów z oddziału, pojedynki powietrzne i likwidowanie nieszczęśników w pojazdach naziemnych zawsze dostarcza masę rozrywki. Nie są to jednak gry, w których śmigłowce grają pierwsze skrzypce, co czasami powoduje, że ich miłośnicy mogą odczuwać pewien niedosyt. Wydaje się, że Heliborne od studia JetCatGames powstało po to, by zaspokoić apetyt właśnie tych graczy.

Heliborne nie jest klonem War Thundera, jak można by wnioskować po screenshotach. Owszem, gra stawia na kierowanie pojazdami wojskowymi – w tym przypadku śmigłowcami – i rozgrywkę sieciową, ale nie wykorzystuje modelu free-to-play. Za 9,99 euro dostajemy grę będącą obecnie w usłudze Wczesnego Dostępu na Steamie, ale bez grindu, mikropłatności i innych haczyków mających złowić nasze portfele. JetCatGames postawiło w swojej grze na trzy rzeczy: dużo śmigłowców, prostotę obsługi i unikatowy tryb rozgrywki zwany Frontline.
Twórcy oddali nam do dyspozycji 37 maszyn produkcji radzieckiej/rosyjskiej, amerykańskiej, a nawet francuskiej. Wszystkie ujęte zostały w ramy czterech generacji, odzwierciedlających okresy historyczne i postęp technologiczny. Tym sposobem nad Wietnamem widzimy np. Cobry, a nie Apache, co pozytywnie wpływa na budowanie klimatu rozgrywki. Pomimo że helikoptery i ich ewentualne warianty różną się od siebie w mniejszym lub większym stopniu statystykami, wszystkie wpisują się w jedną z trzech ról: śmigłowców zwiadowczych, szturmowych i desantowych. Te pierwsze mają za zadanie dostarczać informacje o ruchach przeciwnika, są zwrotne, trudne do trafienia i zadziorne niczym rozjuszone pszczoły. Szturmowce to rydwany zniszczenia – ich głównym zadaniem jest właśnie walka. Są przy tym (nie)stety najczęściej wybierane przez graczy. Nierzadko prowadzi to do sytuacji, w której przeciwnik zajmuje większość mapy, a nasza strona nie próbuje odbić jej śmigłowcami transportowymi. Choć helikoptery transportowo-desantowe są powolne i ociężałe, stanowią klucz do zwycięstwa, przewożą bowiem piechotę, która przejmuje punkty na mapie. Są oczywiście maszyny delikatnie wymykające się schematom, takie jak np. Mi-24 Hind, który (podobnie jak w rzeczywistości) łączy w sobie rolę szturmowo-transportową.

Zdobywanie w odpowiedniej kolejności lokacji na mapach to główna atrakcja trybu rozgrywki Frontline. Gra czerpie tu trochę z gatunku MOBA, jako że na zajęte przez nas miejsca wkrótce ruszają sterowane przez AI czołgi i pojazdy przeciwlotnicze. Ich niszczenie to miła odskocznia od pojedynków z innymi helikopterami. Desantowanie piechoty jest jednym z ciekawszych elementów gry; możemy nią przejmować strefy lub przygotowywać zasadzki, jeśli są to oddziały przeciwlotnicze lub przeciwpancerne. Jako że w rozgrywce bierze udział maksymalnie 16 graczy, współpraca musi być ścisła... I tu pojawia się największy problem obecnej fazy Wczesnego Dostępu – znalezienie wypełnionej graczami rozgrywki. W ostatnim miesiącu na serwerze można było spotkać średnio 9 osób, najwięcej – 30.

Sterowanie śmigłowcem nawet na myszce i klawiaturze jest banalnie proste, można się pokusić nawet o stwierdzenie, że helikoptery latają jak po sznurku. Latanie jest łatwiejsze, niż w BF4 czy ArmA III, co dość negatywnie odbija się na emocjach związanych z walką. Nie musimy tak naprawdę okiełznać maszyny i mimo różnic w przyspieszeniu czy zwrotności, brakuje im trochę charakteru. Trzeba jednak podkreślić, że jednym z bliższych celów twórców jest dodanie w kolejnych aktualizacjach bardziej realistycznego modelu lotu, pozwalającego na wykonanie chociażby takich manewrów jak autorotacja. Podsumowując, Heliborne nie ma aspiracji zostania symulatorem i nie musimy się tu martwić o takie zjawiska jak np. wir pierścieniowy.

To może dziwić, ale do starć powietrznych między śmigłowcami dochodziło w historii bardzo rzadko. Najwięcej dość nierównych pojedynków miało miejsce w czasie wojny iracko – irańskiej na początku lat osiemdziesiątych. To tam starły się irańskie SeaCobry amerykańskiej produkcji z irackimi Mi-24 produkcji radzieckiej. Początkowo Irańczycy odnosili spore sukcesy, zestrzeliwując przeciwnika przeciwpancernymi pociskami kierowanymi TOW, jednak Irakijczycy odegrali się w późniejszym okresie wojny, przez co ostateczny wynik starcia wyniósł 10 zestrzelonych Hindów i 6 AH-1J.
Same starcia śmigłowców z natury są dość problematyczne, jako że często sprowadzają się do dwóch maszyn próbujących uzyskać przewagę wysokości, strzelających ze wszystkiego, co fabryka dała – włączając w to niekierowane pociski rakietowe. A co z modelem uszkodzeń, elementem tak ważnym dla gier polegających na kierowaniu pojazdami wojskowymi? Obecnie w Heliborne system ten jest banalnie prosty – śmigłowiec jest w 100% sprawy, a jeśli zostaje trafiony, to traci kolejne procenty „pancerza”, aż zacznie dymić i przy 0% eksploduje. Nie ma tu sytuacji, w których np. nasz strzelec pokładowy zostanie ranny, jeden z silników odmówi posłuszeństwa lub zniszczona/zablokowana zostanie część uzbrojenia. Heliborne brakuje w tej kwestii głębi; udane lądowanie na jednym silniku w symulatorze DCS: Black Shark zapamiętałem jako jedną z bardziej emocjonujących sytuacji growych – tutaj nie doświadczymy czegoś podobnego, nawet w zręcznościowej formie.

Graficznie Heliborne prezentuje się nierówno, jako że przyzwoite modele śmigłowców i tekstury nie odwracają uwagi od dość ograniczonego zasięgu pola widzenia. Mimo ustawienia odpowiedniej opcji na „far”, otacza nas mgła, co nie prezentuje się zbyt dobrze na wyższych pułapach. Szkoda, bo same mapy wypadają naprawdę klimatycznie – latamy między innymi nad dżunglami Wietnamu czy górzystym Afganistanem. Oprawa dźwiękowa jest, niestety, wyjątkowo słaba – dźwięki eksplozji zabierają nas na hipnotyzującą podróż do końcówki lat dziewięćdziesiątych i czasów panowania formatu WAV.
Heliborne to Early Access w prawdziwym, bynajmniej nie negatywnym tego słowa znaczeniu. W samym czerwcu produkcja otrzymała trzy znaczące aktualizacje. Nie ma wątpliwości, że przed twórcami jeszcze długa droga, gdyż obecna gra może służyć za dobrą podstawę pod coś więcej. Bardziej realistyczne modele lotu, odpowiedni system balansu, matchmaking, drzewka rozwoju zawierające przysłowiową marchewkę dla gracza – Heliborne potrzebuje tych elementów, aby rozwinąć… śmigła. Jeśli JetCatGames dalej będą wkładać w grę tyle pracy, być może ujawni ona drzemiący w niej potencjał i przyciągnie większą liczbę graczy.
