Testowaliśmy tryb multiplayer w grze XCOM: Enemy Unknown!
Na gamescomie mieliśmy okazję pobawić się trybem multiplayer w XCOM: Enemy Unknown. Okazał się on wartościowym dodatkiem, który wzbogaca całą grę i nie sprawia wrażenia doczepionego na siłę.

Od lat żadna próba wskrzeszenia starej marki nie obudziła takich nadziei jak XCOM: Enemy Unknown. Pierwowzór z 1994 roku do dzisiaj uznawany jest za jedną z najlepszych gier wszech czasów, więc odpowiedzialne za najnowszą odsłonę studio Firaxis ma przed sobą wyjątkowo trudne zadanie zmierzenia się z prawdziwą legendą. Do premiery pozostały niecałe dwa miesiące i o trybie dla pojedynczego gracza wiemy już prawie wszystko. Jednak dopiero niedawno autorzy postanowili ujawnić pierwsze konkrety na temat multiplayera. Na tegorocznych targach gamescom miałem szansę go wypróbować i okazał się elementem, który zdecydowanie wzbogaca grę.
Poprzednie odsłony proponowały jedynie zabawę solo, więc część fanów może mieć wrażenie, że Firaxis dorzuca rozgrywki wieloosobowe trochę na siłę. Główny projektant XCOM: Enemy Unknown, Jake Solomon, jest jednak przekonany, że są one elementem idealnie pasującym do charakteru serii. Zwłaszcza że pozwolą na urzeczywistnienie marzenia wielu jej miłośników, dając im możliwość pokierowania oddziałami kosmitów. Co ciekawe, multiplayer nie został dodany niedawno. Był on integralną częścią projektu od samego jego początku. Jednocześnie nie jest to aspekt, który mógłby negatywnie wpłynąć na resztę zawartości. Autorzy zdają sobie sprawę, że większość graczy kupi ich produkcję dla kampanii. Dlatego zamiast oferować bardzo obszerne opcje sieciowe postanowiono stworzyć mało rozbudowany, ale za to mocno skoncentrowany tryb wieloosobowy.

Multiplayer w XCOM: Enemy Unknown sprowadza się do deatchmatchowych starć dwóch maksymalnie sześcioosobowych drużyn. W skład każdej frakcji mogą wchodzić zarówno ludzie, jak i obcy. Nie ma to żadnego sensu pod względem fabularnym, ale jest to mała cena w zamian za znacznie bardziej miodne i różnorodne potyczki. Wszystkie znane z kampanii jednostki dostępne są od samego początku. Przed każdym meczem musimy dobrać skład oddziału, rozdysponowując określoną liczbę punktów. Oczywiście – im silniejsza jednostka, tym więcej kosztuje. Cenę ludzkich żołnierzy podbijają też dodatkowe ulepszenia, potężniejsze uzbrojenie czy mocniejszy pancerz. Brakuje natomiast opcji konfiguracji wyposażenia obcych. Punktów nigdy nie starcza na wszystko, więc trzeba podejmować trudne decyzje. Zaopatrzenie jednego żołnierza w najlepszy sprzęt potrafi wyczerpać połowę całej puli, więc nie jest to raczej najmądrzejsza decyzja. Z drugiej strony drużyna liczna, ale złożona z samych słabeuszy również nie zdziała za wiele. Każdy gracz musi więc znaleźć odpowiedni kompromis, który jednocześnie będzie dopasowany do jego stylu dowodzenia. W praktyce coś takiego jak idealna drużyna nie istnieje. Nawet teoretycznie najlepszą grupę da się pokonać, co zapewne nie przeszkodzi uczestnikom zabawy w poszukiwaniach perfekcyjnej obsady oddziału.
Mechanizmy rozgrywki w trybie multiplayer są praktycznie identyczne jak w bitwach w kampanii. Każda jednostka posiada te same cechy i umiejętności co podczas zabawy solo. Od tej zasady istnieje tylko jeden, za to istotny wyjątek – mamy ograniczony czas na wykonanie wszystkich ruchów. Rozwiązanie to wprowadzono po to, aby zapewnić odpowiednią dynamikę starć. Gra zaoferuje trzy tryby rozgrywki – w zwykłym dostaniemy 20 tysięcy punktów na dobór drużyny i trwające 120 sekund tury. Natomiast w przypadku starć rankinowych, będzie to odpowiednio – 10 tys. punktów i 90 sekund. Dla osób niedysponujących dużą ilością czasu przewidziano ostatni wariant – 7,5 tys. punktów i 45-sekundowe tury. Celem każdej strony jest po prostu wyeliminowanie wrogich jednostek.

W multi, tak samo jak w trybie solo, na mapach panuje mgła wojny, więc kluczową rolę odgrywa zwiad i bez niego trudno zaplanować dalsze posunięcia. Każda jednostka może wykonać podczas tury dwie akcje, a gra duży nacisk kładzie na korzystanie z właściwości otoczenia – bez zajmowania dobrych pozycji (najlepiej zlokalizowanych wyżej niż wróg) trudno o zwycięstwo, a ignorowanie ochrony, jaką zapewnia system osłon, szybko kończy się śmiercią. Taktyczną stronę starć dodatkowo wzbogaca fakt, że większość środowiska możemy zniszczyć. Inną godną uwagi opcją jest rozkaz Overwatch, który powoduje, że zamiast wykonywać jakąkolwiek akcję jednostka pozostaje w stałej gotowości. Dzięki temu ma szansę zaatakować w turze przeciwnika, gdy jeden z członków jego oddziału znajdzie się w zasięgu, co pozwala na organizowanie zasadzek.
Rozgrywki wieloosobowe w XCOM: Enemy Unknown dają masę frajdy i te kilkadziesiąt minut, na jakie mnie do nich dopuszczono, minęło błyskawicznie, mimo że dziennikarz z Australii, z którym przyszło mi walczyć, z początku z łatwością rozstawiał mnie po kątach. Mam jednak pewne obawy co do tego, czy tryb multiplayer utrzyma uwagę graczy na długo. Autorzy szykują do niego tylko pięć map, co nie jest szczególnie imponującą liczbą i nie wiadomo, czy zwiększą ją w przyszłości dodatki DLC. Słabo wyglądają też funkcje sieciowe. Brakuje jakichkolwiek mechanizmów rozwoju i opcji społecznościowych, a jedynym potwierdzeniem naszych osiągnięć jest pozycja w rankingu.

Z drugiej jednak strony nikt nie ukrywa, że multiplayer w XCOM: Enemy Unknown będzie jedynie przyjemnym bonusem. Niewątpliwie zapewni masę zabawy, ale jednocześnie sercem gry bezdyskusyjnie pozostanie tryb dla pojedynczego gracza. Każde studio posiada ograniczone moce przerobowe i Firaxis nie jest wyjątkiem od tej reguły. W sumie dobrze więc, że większość czasu poświęcono na opracowanie bogatej kampanii zamiast zbytnio rozbudowywać rozgrywki wieloosobowe. Mają one pełnić rolę jedynie smakowitego dodatku i po krótkiej sesji z grywalną wersją mogę stwierdzić, że wychodzi im to wyśmienicie.
