Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 20 sierpnia 2009, 14:37

autor: Szymon Liebert

StarCraft II: Wings of Liberty - Już graliśmy! (gamescom 2009)

Druga część kultowego RTS-a wprowadza do świata StarCraft wiele ciekawych nowinek. Na targach gamescom 2009 w Kolonii przetestowaliśmy nadchodzący hit ze stajni Blizzard Entertainment.

Drugi StarCraft budzi sporo emocji. Do tej pory twórcy z firmy Blizzard Entertainment prezentowali przede wszystkim samą mechanikę zabawy, skupiając się na rozgrywce sieciowej. W kolejnych materiałach filmowych mogliśmy więc zobaczyć już praktycznie całe starcia, pokazujące głównie niuanse związane z poszczególnymi rasami, jednostkami oraz taktykami. Gra będzie w znacznym stopniu podobna do pierwowzoru. Na targach gamescom 2009 mieliśmy natomiast okazję sprawdzić, jak wygląda kampania dla pojedynczego gracza, w której pojawiło się kilka interesujących nowości. Przede wszystkim w oczy rzuca się znacznie większy rozmach. W pierwszej części serii przed misjami otrzymywaliśmy niezbyt dużo informacji na temat tego, co się dzieje. Tym razem jest inaczej i zaplecze fabularne może zaimponować.

Mostek na statku Hyperion.To tutaj wybierzemy, dokąd uda się Jim Raynor.

Na początku zostaliśmy wprowadzeni w fabułę. Mówiąc krótko, Jim Raynor wraz ze swoim przyjacielem i byłym skazańcem odbijają pewien artefakt organizacji Terran Dominion. We wszechświecie źle się dzieje, a wspomniany bohater podpadł prawie wszystkim. Dodatkowo w bardzo ciekawy sposób dowiaduje się on o powrocie Kerrigan, legendarnej przywódczyni Zergów. Jej charakterystyczna sylwetka pojawia się w materiale lokalnej stacji telewizyjnej. Po krótkiej rozmowie z dwoma postaciami (w tym z odzianym w potężną zbroję żołnierzem) przenosimy się na mostek. Statek Hyperion, na którym urzęduje bohater w tym momencie, jest bardzo interaktywny. Oznacza to, że możemy po nim chodzić, korzystając z interfejsu przypominającego klasyczną przygodówkę, czyli klikając na interesujące nas obiekty i przejścia.

Twórcy przygotowali kilka lokacji, z których nie wszystkie są wprawdzie skończone (laboratorium), ale i tak całość prezentuje się ciekawie. Oprócz mostka, na którym można zamienić kilka słów ze współtowarzyszami, do zwiedzenia czeka kantyna, zbrojownia oraz laboratorium. W pierwszym miejscu – klimatycznej, pokładowej knajpie znajduje się kilka osób, w tym jegomość mający namiary na najemników (później można ich rekrutować podczas misji). W tle płynie muzyka (można ją zmieniać, klikając na szafę grającą), a nad pomieszczeniem górują trofea bohatera (Raynor komentuje każde z nich) oraz monitory. Na nich oglądamy ostatnie wydarzenia ze świata. Gra wypełniona jest smaczkami i wstawkami fabularnymi, które skutecznie budują klimat oraz podkreślają rolę i charakter głównego bohatera.

Jim Raynor się postarzał – widać to nie tylko na twarzy, ale i w sposobie chodzenia czy nieco zrezygnowanym podejściu do wydarzeń. Mimo to, jako historyczny bohater Terran, nadal będziemy pełnić charakterystyczną dla niego rolę, czyli pomagać osobom, które tego potrzebują. Tym razem za pieniądze. Dostępne misje można przejrzeć na mostku, używając komputera. Na targach gamescom 2009 zadania były dwa. Dokonanie wyboru, komu postanowimy pomóc w pierwszej kolejności, ułatwiają udostępniane informacje, w tym między innymi widowiskowo zrealizowane krótkie materiały filmowe (np. wideokomunikat z prośbą o pomoc). Każde zadanie otwiera także dostęp do nowych jednostek oraz oferuje nagrodę pieniężną. W końcu nasz bohater jest teraz płatnym najemnikiem.

Zarobione fundusze można wydać w zbrojowni. Dodatków jest sporo i dotyczą one kilku klas jednostek (piechota, pojazdy itd.) oraz budynków. Oczywiście pojawiają się wśród nich pomniejsze ulepszenia dla naszych podwładnych i struktur, które w jakimś stopniu wpływają na rozgrywkę i taktyki. Można przykładowo zmodyfikować obrażenia Marines czy zwiększyć pojemność bunkrów. Niestety nie dało się sprawdzić w działaniu laboratorium, ale wiemy, że będzie ono zajmowało się badaniem technologii wrogich frakcji, w tym zdobytych artefaktów, oraz oferowało pewne dodatkowe, najprawdopodobniej powtarzalne misje. Z urzędującym na miejscu naukowcem również można zamienić kilka słów, więc zapewne dołoży on kilka groszy do misternie budowanego klimatu.

Po co iść na wojnę z Protossami i Zergami,skoro teraz można posiedzieć w przytulnej kantynie?

Po zwiedzeniu wszystkich możliwych zakamarków statku czas przejść do meritum rozgrywki. W pierwszej z zaprezentowanych misji musimy pomóc lokalnym siłom w transporcie ludzi. Przez kilka sekund prowadzimy same jednostki i walczymy z małymi oddziałami Zergów, ale po chwili wkraczamy do mieściny i przejmujemy kontrolę nad podstawowymi budynkami. Zadanie jest proste – ochronić konwoje z mieszkańcami. Na szczęście druga baza znajduje się nieopodal. Na brak aktywności Zergów w okolicy narzekać nie można. Żeby wspomóc nasze jednostki możemy wykorzystać bunkier oraz zapewnić odpowiednią ilość posiłków. W tej misji prym wiodą oddziały Firebatów, czyli żołnierzy wyposażonych w miotacze płomieni. Równie ważni są medycy, dzięki którym da się utrzymać prawie wszystkich przy życiu.

W drugiej misji spotykamy się z niedobitkami sił Protossów. Naszym zadaniem jest odszukanie pewnego artefaktu i opcjonalnie odzyskanie mniejszych unikalnych przedmiotów. Już na początku otrzymujemy rozbudowaną bazę oraz nowe jednostki – Maruderów. Całość można przejść w zaledwie kilkanaście minut. Na drodze do celu spotykamy budowle obronne oraz strażników Protossów. Trzeba też zniszczyć małą bazę obcej rasy, która raczej nie ma zbyt rozbudowanej obstawy. Główny artefakt znajduje się w podejrzanym kamiennym kręgu. Gdy docieramy na miejsce, okazuje się, że głazy są tak naprawdę potężnymi wojownikami. Walka z nimi stanowi jednak spore wyzwanie tylko na wyższym poziomie trudności. Na zakończenie okolicę najeżdża armia Zergów. Podczas tego kawałka gry na moje konto wpłynęły dwa osiągnięcia, których pewnie w finalnej wersji będzie zatrzęsienie.

Rozgrywka jest dynamiczna, bo zaprezentowane mapy były naprawdę niewielkie, a nasze jednostki – dość szybkie. Fani pierwowzoru nie będą zawiedzeni – całość przypomina znane klimaty, a interfejs nie przysparza najmniejszych problemów. W grze znajdzie się kilka dodatkowych ciekawostek, które zaoferują pokaźny pakiet informacji. Chodzi przede wszystkim o encyklopedię uzupełnianą w trakcie rozgrywki (w trybie Skirmish pojawił się w niej najprawdopodobniej od razu pełen zestaw informacji). Możemy w niej sprawdzić między innymi opis każdej jednostki oraz zależności pomiędzy nimi. W ten sposób bezpośrednio z poziomu gry można w łatwy sposób dowiedzieć się, którzy żołnierze przydadzą się najbardziej w poszczególnych sytuacjach.

Oprócz dwóch misji z kampanii na targach gamescom 2009 udostępniono tryb Skirmish, w którym można było wybrać dowolną rasę i zmierzyć się z komputerowym przeciwnikiem. Wiele jednostek jest już znanych fanom gry, więc warto podkreślić, że zwiększy się liczba możliwych konfiguracji i strategii. Przykładowo Zergowie bazują standardowo na mutowaniu istot w kolejne formy. Najprostsza larwa staje się pracującym Dronem, który wydobywa surowce (gaz i kryształy – teraz w zwykłych i bogatszych wersjach) lub zamienia się w inne jednostki oraz budynki. Żeby móc tworzyć więcej istot, potrzebni są powolni Overlordzi. Dalej wykorzystamy: Banelingów (popełniających przy ataku samobójstwo), Changelingów (zamieniających się w jednostkę wroga), Roachów (dysponujących automatyczną regeneracją), Corruptorów, Lurkerów (atakujących spod ziemi) oraz Infestorów (tworzących zainfekowanych Terran).

StarCraft II wygląda świetnie, a rozgrywka jest bardzo szybka.

Komputerowy przeciwnik w trybie Skirmish nie będzie pewnie stanowił wyzwania dla zapalonych miłośników StarCrafta, chociaż nawet na niskim poziomie trudności nie pozwala na marnowanie czasu. Podziwianie widoków nie wchodzi więc w grę. A jest na co popatrzeć, bo chociaż całość została stworzona w oparciu o barwną i nieco uproszczoną stylistykę, to prezentuje się świetnie. Dotyczy to nie tylko misji, ale także tego, co znalazło się pomiędzy nimi. Przerywniki filmowe są naprawdę dobre i ogląda się je bardzo przyjemnie. Ich klimat przypomina odrobinę Mass Effect. Szczególnie pozytywne wrażenie robi pokryta zmarszczkami i bliznami, zmęczona twarz głównego bohatera. W tej opowieści jego postać jest wyraźnie zaakcentowana, więc nic dziwnego, że poświęcono mu znacznie więcej uwagi także od strony graficznej.

Podsumowując: StarCraft II zapowiada się naprawdę ciekawie. Trudno na razie powiedzieć, czy jakość oraz długość kampanii zrekompensuje w pełni fakt, że gra pojawi się w trzech częściach. Blizzard szykuje jednak naprawdę solidną porcję materiałów pobocznych, dzięki którym być może poznamy prawdziwy świat Jima Raynora, Zergów i Protossów.

Szymon „Hed” Liebert

StarCraft II: Wings of Liberty

StarCraft II: Wings of Liberty