Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 21 sierpnia 2008, 12:20

autor: Maciej Makuła

StarCraft II: Wings of Liberty - GC 2008

Szczerze wątpiłem, że StarCraft II będzie w stanie poruszyć mnie w jakikolwiek sposób – postawiłem go sobie na półce z etykietką „odgrzewany kotlet”. Okazało się jednak inaczej...

Obawiałem się, że Blizzard potraktuje lipskie targi po macoszemu i wciśnie tamtejszym zwiedzającym te same wersje gier, które pokazał w trakcie ostatniego Worldwide Invitational (co naturalnie nie byłoby absolutnie niczym złym). Okazuje się jednak, że firma nieustannie dopieszcza swoje gry. Jak zapewnili mnie pracownicy – wszystkie zaprezentowane pozycje odzwierciedlają aktualny stan prac (a było to widać oraz, nade wszystko, słychać).

StarCraft II zawiódł mnie tylko pod jednym względem. Otóż – miał być grą mego dzieciństwa, a wyjdzie parę ładnych lat za późno...

Spędziłem z nim dobrą godzinę, co naturalnie w pozycji, której tajniki odkrywa się w trakcie dziesiątków rozegranych bitew – nazwać można niczym. Blizzard zaprezentował wersję pozwalającą na toczenie potyczek w trybie skirmish albo multiplayer, w każdym wypadku grać można było tylko 1 na 1, bez żadnych restrykcji dotyczących wyboru rasy. W tej ostatniej kwestii naturalnie nic się nie zmieniło – w śmiertelnym boju zmierzą się, tak samo jak w poprzedniczce: Terranie, Protossi i Zergowie. Wszyscy zbierający po staremu kryształy i gaz.

Nie udało mi się sprawdzić, ile teraz wynosi limit jednostek, ale ze względu na zwiększenie kontrolowanych armii – już teraz widać, że będzie bardziej epicko.

Ponieważ już teraz bardzo poważnie planuję zakup nowego komputera, spróbowałem zdobyć nieco informacji dotyczących wymagań sprzętowych. Jak się dowiedziałem, gra uruchomiona została na uzbrojonych w Windowsy XP, 4GB RAM-u, karty graficzne klasy 8800 oraz czterordzeniowe procesory Pentium pecetach. I na takim sprzęcie chodziła bez zająknienia. Silnik i rozwiązania graficzne przypominały te znane z WarCrafta III – kamera, tak samo jak w świecie Azeroth, zawieszona została na pewnej z góry narzuconej wysokości i możemy ją zasadniczo tylko przesuwać na boki (a kółkiem myszki robić najazdy).

Pierwsze wrażenie, zwłaszcza dla osoby, która spędziła wiele czasu z oryginałem, jest niesamowite – otrzymujemy starego, nadal dobrego StarCrafta w nowej oprawie audiowizualnej. W większości wypadków słyszałem te same co w poprzedniej odsłonie, po tylu latach niemalże kultowe teksty rzucane przez poszczególne jednostki, jednak całkiem już spora ich część otrzymała nowe kwestie. Jako że nie należę do mrocznego obozu, oburzającego się na każdy jaskrawy przejaw ingerencji w użytą paletę kolorów – także i lekkie jej rozjaśnienie bardzo mi się spodobało.

StarCraft II prezentuje się ładnie zarówno na nieruchomych obrazkach, jak i w akcji.

Budynki, postacie, pojazdy – ich wykonanie, „design” i animacje – wypadają naprawdę świetnie. Miło jest móc w końcu obejrzeć je wszystkie w pełnym trójwymiarze, płynnie poruszające się w terenie. Przefajnie zrobiono animacje powstawania różnych budynków – pracujące nad nimi dźwigi, ramiona robotów, sypiące się iskry – wszystko wygląda bardzo, ale to bardzo efektownie. Świetne połączenie stron technicznej i artystycznej jest właśnie tym, co Blizzard opanował do perfekcji.

Rzeczą, która najbardziej trącała mi myszką w StarCrafcie była sztuczna inteligencja. Jej podciągnięcie do standardów na poziomie WarCrafta III wraz ze zwiększeniem liczby jednostek aktualnie znajdujących się pod kontrolą gracza do 24 (stan na 21 sierpnia 2008), dodało rozgrywce niesamowitego kopa. Z bezwładnie poruszającej się masy otrzymujemy oddziały trzymające się w formacjach i „z głową” podejmujące wszelkie próby ataku.

Bardzo ciężko pisać o zmianach w samej rozgrywce – StarCraft II ewoluuje dosłownie z tygodnia na tydzień i sporo rzeczy, o których czytałem na różnych forach jeszcze w trakcie ostatniego Worldwide Invitational – teraz okazało się nieaktualnych. Do tego o każdej zmianie i jej wpływie opowiadać można by bardzo długo. Zdążyłem pograć nieco Zergami i Terranami. Wyszło wtedy na jaw, że gra nie jest prostym „remake’iem”.

Powracają kryształy, gaz – jest tak samo, ale inaczej.

Ci pierwsi, ze względu na swój charakterystyczny sposób rozwoju i zmiany w nim poczynione, okazali się naprawdę ciężcy do okiełznania. Hydraliski są teraz jednostkami poziomu „advanced”, Overlordzi stracili możliwości transportowe, mogą generować w wybranych miejscach „creepa” i potrafią przemienić się w jakąś wyższą formę (której nazwy, niestety, nie pamiętam), a królowa stała się jednostką lądową. „Creepa”, czyli tkankę, na której stawiane są „zabudowania” Zergów, rozwija się teraz tworząc specjalne „placówki”. A to tylko ułamek zmian. Nie miałem, niestety, czasu na analizę i wcielenie w życie wszystkich tych rewelacji, dlatego po kilkunastu minutach walki – Zergowie poszli w odstawkę.

Strzałem w dziesiątkę okazali się Terranie. Przede wszystkim cieszy zlikwidowanie problemu blokowania przejścia przez farmy. Teraz możemy po prostu rozkazać im schować się pod ziemię, dzięki czemu mogą nad nimi swobodnie przemaszerować jednostki – jakież świetne możliwości taktyczne otwiera takie rozwiązanie! Niektóre budynki, jak np. bunkier, można złomować celem odzyskania wtopionych w nie surowców (i nie chodzi tu o nakazanie SCV-om ich rozbiórki). Do prawdziwych rewelacji (które nie zostały, póki co, wyrzucone) należy radar – pokazuje wszystkie jednostki znajdujące się poza zasięgiem wzroku jednostek, z kolei jego zasięg jest całkiem niezły. I tak dalej…

Magia powraca.

Tak – temat StarCrafta II jest niebywale trudny do wyczerpania w krótkiej relacji. Jeśli jednak miałbym jakoś moje niedługie obcowanie z grą podsumować, ująłbym sprawę tak. Szczerze wątpiłem, że ta pozycja będzie w stanie poruszyć mnie w jakikolwiek sposób – postawiłem ją sobie na półce z etykietką „odgrzewany kotlet”. W praktyce okazało się, że pomimo braku pozornie tak rewolucyjnych zmian, jakie zaszły np. pomiędzy WarCraftem II a III, gra w tym stadium rozwoju – już broni się sama. Do jej premiery pewnie jeszcze trochę wody w Wiśle upłynie – ale z pewnością jest na co czekać.

Maciej „Von Zay” Makuła

StarCraft II: Wings of Liberty

StarCraft II: Wings of Liberty