Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 7 lipca 2011, 14:34

autor: Adrian Werner

Royal Quest - testujemy przed premierą

Ludzie, którzy wskrzesili serię King’s Bounty zapraszają nas do swojego pierwszego MMO. Sprawdziliśmy, czy gra Rosjan ma szanse wyróżnić się w tym jakże zatłoczonym gatunku.

Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że ekipa Katauri Interactive to jeden z najbardziej utalentowanych zespołów tworzących gry za naszą wschodnią granicą. Seria Space Rangers, a przede wszystkim wskrzeszenie King’s Bounty zaskarbiło jej uwielbienie tłumów graczy. Dlatego każdy nowy projekt tego studia witany jest ze sporym zainteresowaniem. Nie inaczej ma się rzecz z MMO zatytułowanym Royal Quest. Produkcja ta ujawniona została w październiku zeszłego roku, ale do tej pory twórcy nie byli skorzy podzielić się ze światem zbyt wieloma konkretami na jej temat. Dopiero na zorganizowanej pod koniec czerwca imprezie Prague-n-Play po raz pierwszy oddano w ręce dziennikarzy wczesną grywalną wersję. Wśród zgromadzonych w stolicy Czech redaktorów byłem i ja, dzięki czemu mogłem osobiście sprawdzić, czy kolejna gra Rosjan ma szansę na powtórzenie sukcesu ich poprzednich tytułów.

Na razie zabawa polega głównie na wybijaniu hord potworów.

Akcja gry toczy się w bajkowej krainie Aura wpisującej się w standardy gatunku fantasy. Władający tymi ziemiami król ma niemały problem. W jego domenie zaroiło się ostatnio od parających się mroczną magią alchemików, którzy nie cofną się przed niczym, by położyć swe chciwe łapska na złożach niezwykłego minerału, znanego jako Elenium. Monarcha poszukuje zatem bohaterów zdolnych przepędzić niechcianych gości i w zamian oferuje tytuły szlacheckie oraz zamki. To ostatnie nie jest zresztą jedynie częścią fabuły. W Royal Queście kamienne fortece odegrają bardzo dużą rolę. Zdobyte budowle będziemy mogli nie tylko plądrować, ale również zainwestować w nie środki, co zapewni nam w przyszłości odpowiednie profity. Co więcej, pojawi się także opcja nabywania m.in. ogrodów, kopalni złota czy nawet całych jezior, a wszystkim tym mamy też potem zarządzać. Oczywiście droga do zostania panem na włościach nie będzie łatwa i ma wymagać niemałego wysiłku.

Po szczeblach bohaterskiej kariery wespniemy się, mordując hordy potworów. Potyczki, jakie miałem okazję odbyć, przypominały starcia z takich tytułów jak Diablo czy Torchlight. Akcję obserwujemy z kamery umieszczonej nad głową postaci, lewym przyciskiem myszy wydajemy polecenie ataku, a do klawiszy mamy przypisane ciosy specjalne. Autorzy poszli drogą typową dla MMORPG, więc w przeciwieństwie do słynnej produkcji Blizzarda nie musimy klikać za każdym razem, gdy chcemy machnąć mieczem. Wystarczy zrobić to raz, a nasze wirtualne alter ego będzie siec wskazanego wroga, dopóki ten nie raczy odejść w zaświaty.

Do mrocznego lasu lepiej wybrać się w większej grupie.

Bazowa mechanika walk nie jest zatem zbyt rozbudowana. Producent stwierdził wręcz, że całość zaprojektowano tak, aby dało się grać, korzystając jedynie z myszki. Zabawę urozmaica doprawienie tego wszystkiego żywiołami. Skutkuje to koniecznością odpowiedniego dobierania oręża i czarów do typu przeciwnika. Choćbyśmy dysponowali nie wiem jak potężnym płonącym mieczem, to nie zdziała on wiele przeciwko żywiołakowi ognia. W takim wypadku znacznie skuteczniejsze będzie choćby najsłabsze lodowe ostrze. Royal Quest zaoferuje naturalnie możliwość zmierzenia się z innymi graczami, a po ich zabiciu dostaniemy na własność część ich ekwipunku. Twórcy obiecują, że w pełnej wersji znajdzie się masa trybów, zarówno opartych na rywalizacji, jak i kooperacji. Wprowadzona zostanie nawet opcja toczenia bitew, w których stawką będą zamki rywali.

W prezentowanym na Prague-n-Play demie dostępne były cztery klasy postaci – Złodziej, Mag, Wojownik i Łucznik, choć jedynie ta ostatnia znajdowała się w stadium, umożliwiającym w miarę bezproblemową rozgrywkę, więc producent upierał się, aby wybierać właśnie tę profesję. Postać tego typu walczy głównie, posyłając we wrogów strzały, choć ma też umiejętność specjalną w formie potrafiącego ogłuszyć mocnego ataku wręcz, na wypadek gdyby jakiś potwór podszedł zbyt blisko. Świat Royal Questa ma drobne naleciałości steampunkowe, więc nie zdziwiłem się zbytnio, gdy po pewnym czasie mój bohater zaczął strzelać z pary znalezionych pistoletów. Z kolei Wojownik biegał z dużym mieczem i jego atak specjalny również wykorzystywał ten oręż, tyle że zadawał nim więcej obrażeń. Natomiast Mag nosił wszędzie ze sobą księgę czarów i przy każdym ataku czytał z niej zaklęcia, co wyglądało naprawdę sympatycznie. Złodziej zaś używał dwóch zagiętych ostrzy. W przypadku tej klasy na łopatki rozłożyła mnie jedna z konfiguracji ubrania. Nasz heros nosił wtedy koszulę, której poły zostały zawiązane na kokardkę w okolicach splotu słonecznego, odsłaniając jednocześnie klatę i brzuch. Na głowie miał natomiast kowbojski kapelusz (gra w ogóle oferuje bogaty wybór nakryć głowy). Innymi słowy, możemy po krainie fantasy biegać złodziejem, który wygląda jak członek zespołu Village People. Bardzo sympatycznym pomysłem są zwierzaki. Wymagać będą opieki, ale odwdzięczą się poprzez zwiększanie naszych zdolności bojowych i osłabianie wrogów. Co więcej, mają być tak wytresowane, by potrafiły samodzielnie zbierać przedmioty pozostawiane przez zabite potwory.

Każdy, kto grał w King’s Bounty, doskonale zna możliwości grafików z Katauri. Royal Quest pod tym względem również nie zawodzi. Oprawa wizualna utrzymana jest w mocno kreskówkowych klimatach, do jakich Rosjanie zdążyli nas już przyzwyczaić przy okazji swojej poprzedniej serii. Poziom detali został jednak bardzo poprawiony. Tekstury nawet w mocnym zbliżeniu wciąż pozostają ostre i sprawiają wrażenie namalowanych pędzlem. Jeśli można coś zarzucić twórcom – to brak oryginalności. W krótkiej prezentacji przed rozpoczęciem części głównej Prague-n-Play szef 1C zachwalał unikalny styl graficzny ludzi z Katauri, po czym zaprezentowany został zwiastun, na którym pojawił się potwór, wyglądający jak odrobinę upasiony hydralisk ze StarCrafta, a następnie zobaczyłem bohaterów jadących na dużych, przypominających kurczaki zwierzętach, przywodzących na myśl znane z serii Final Fantasy chocobosy.

Jazda na przerośniętym kurczaku do najoryginalniejszych nie należy.

Jednocześnie nie da się jednak ukryć, że gra prezentuje się po prostu bardzo ładnie. Przede wszystkim różnorodność lokacji i potworów jest ogromna. Podczas krótkiej rozgrywki walczyłem m.in. z gigantycznymi pająkami, mięsożernymi roślinami, bańkami mydlanymi, lewitującymi ośmiornicami, uzbrojonymi w potężne kosy dwunożnymi kozłami, olbrzymimi ważkami oraz szamanami. Pojawią się również lokacje inspirowane starożytnym Egiptem czy steampunkiem. Widoczny czasem brak oryginalności nie przeszkadza specjalnie, gdy dostajemy tak olbrzymią odmienność krain do zwiedzenia i potworów do zgładzenia.

Premiera Royal Questa planowana jest dopiero na przyszły rok. Gra wystartuje najpierw w Rosji, a w późniejszym terminie pojawią się inne wersje językowe. 1C stawia na popularny obecnie darmowy model z mikropłatnościami. Producent – zapytany, na co wydamy prawdziwe pieniądze – ogólnikowo stwierdził, że chodzi o dodatkowe ubranka i jakieś przedmioty. Nie spodziewam się jednak by asortyment wirtualnego sklepiku odbiegał od tego, co znamy z konkurencyjnych produkcji tego typu.

Po krótkiej przygodzie z tak wczesną edycją ciężko ferować wyroki, zwłaszcza że gra była w całości po rosyjsku. Pokazywany poziom miał postać prostego murowanego pomieszczenia, z którego teleportowaliśmy się do kilku lokacji. Już teraz jednak mordowanie potworów sprawiało sporą frajdę. Ponadto całość była zaskakująco dopracowana, a interfejs tak czytelny, że nawet nieznajomość języka nie okazała się przeszkodą w zabawie. Nie wiem jedynie, czy Royal Quest będzie w stanie utrzymać uwagę graczy przez wiele miesięcy. Jak dotąd wszystkie misje polegają jedynie na wybijaniu hord nieprzyjaciół i nic nie wskazuje na to, aby autorzy planowali coś bardziej rozbudowanego. Pracownik 1C stwierdził wręcz, że ludzie najbardziej lubią questy typu: „Idź w miejsce X i zabij Y wrogów”, co sugeruje, że w pełnej wersji znajdą się głównie takie wyzwania. Z drugiej strony nie chce mi się jednak wierzyć, by Katauri popełniło taki błąd. Ten zespół zasłużył na kredyt zaufania, a już na tak wczesnym etapie prac całość prezentowała się znacznie lepiej niż podobny w założeniach Mythos. Dlatego z niecierpliwością wypatruję momentu, w którym będę mógł pobawić się bardziej zaawansowaną wersją.

Adrian Werner

Adrian Werner

Adrian Werner

Prawdziwy weteran newsroomu GRYOnline.pl, piszący nieprzerwanie od 2009 roku i wciąż niemający dosyć. Złapał bakcyla gier dzięki zabawie na ZX Spectrum kolegi. Potem przesiadł się na własne Commodore 64, a po krótkiej przygodzie z 16-bitowymi konsolami powierzył na zawsze swoje serce grom pecetowym. Wielbiciel niszowych produkcji, w tym zwłaszcza przygodówek, RPG-ów oraz gier z gatunku immersive sim, jak również pasjonat modów. Poza grami pożeracz fabuł w każdej postaci – książek, seriali, filmów i komiksów.

więcej

Royal Quest

Royal Quest