Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Fallout 2 Publicystyka

Publicystyka 31 lipca 2016, 12:20

autor: Michał Jodłowski

Recenzja moda Fallout 1.5: Resurrection – podróż w stare dobre czasy kultowych RPG-ów

Fallout 1.5: Resurrection to wehikuł czasu. Przenosi nas w stare dobre lata 90., kiedy wychodziły kultowe RPG-i. Dla fanów pierwszych Falloutów, i nie tylko dla nich, Zmartwychwstanie to must-have!

PLUSY:
  1. klimatyczny, wciągający świat;
  2. solidny wątek główny z różnymi zakończeniami;
  3. mnogość zadań pobocznych z alternatywnymi rozwiązaniami;
  4. nowe, przydatne perki;
  5. warto zagrać postacią nastawioną na umiejętności niebojowe;
  6. towarzysze o ciekawych osobowościach i przekonaniach;
  7. wygodnie zintegrowane inne mody;
  8. nawet kilkadziesiąt godzin dobrej zabawy;
  9. i to wszystko za darmo!
MINUSY:
  1. na upartego: niektóre motywy mogą gorszyć nieco zbyt mocno;
  2. przestarzała mechanika i interfejs Fallouta 2 potrafią zmęczyć.

Wojna nigdy się nie zmienia, ale Fallout tak. Bodaj najpopularniejszy cykl postapokaliptycznych RPG w ciągu niemal 20 lat istnienia przechodził wiele przeobrażeń, zaliczając przy tym wzloty i upadki, na przemian rozkochując i zawodząc swoich fanów. Często więc usłyszeć można było nostalgiczne wzdychanie do końca lat 90. ubiegłego wieku, kiedy to Fallout i Fallout 2 do spółki z Wrotami Baldura czy Planescape: Torment wyznaczały nowe standardy w gatunku, który wówczas przechodził poważny kryzys. Dzisiaj pełnoletni Fallout 2 posiada status produkcji kultowej, której sukces – sami oceńcie, z jakim skutkiem – próbował powtórzyć chociażby wydany niespełna dwa lata temu Wasteland 2. Erpegowy renesans jak dotąd miał dla mnie smak odgrzewanego kotleta. Słowa klucze pokroju „klasyczny”, „jak dawniej” czy „oldskulowy” jakoś przestały napawać mnie optymizmem i radością. Jak to się ma do – nomen omen – Fallouta 1.5: Resurrection [ang. Zmartwychwstanie]? Ano tak, że podczas obcowania z owym darmowym modem naprawdę można poczuć się tak, jakby Interplay przed laty wydało pełnoprawny dodatek do duchowego następcy Wastelanda.

Fallout 1.5: Resurrection to dzieło czeskiej grupy moderów Resurrection Team, którego akcja toczy się pomiędzy wydarzeniami znanymi z pierwszej i drugiej odsłony serii Fallout. Po ponad dwóch latach od premiery czeskiej wersji Zmartwychwstanie doczekało się angielskiego przekładu (polskich fanów z pewnością ucieszy wieść, że nasi rodacy już pracują nad jego tłumaczeniem). W trakcie około 10 lat (!) produkcji deweloperzy napisali – jak sami podają – blisko 2,5 miliona znaków tekstu, zaprojektowali 80 map i stworzyli 736 skryptów. Zawartości wystarcza na około 25 godzin rozgrywki. Tak rzeczona modyfikacja przedstawia się w kategorii ilości, teraz weźmy pod lupę jej jakość.

Recenzja moda Fallout 1.5: Resurrection – podróż w stare dobre czasy kultowych RPG-ów - ilustracja #1

Powrót na pustkowia

Recenzja moda Fallout 1.5: Resurrection – podróż w stare dobre czasy kultowych RPG-ów - ilustracja #2

Świat tak obrzydliwy, że aż na swój sposób piękny i niepokojąco wiarygodny. Ostatnim razem z podobną chęcią przemierzałem to, co zostało ze stanu Arizona w Wastelandzie 2. Zaryzykuję stwierdzenie, że pod względem intrygowania gracza uniwersum Fallout 1.5 wypada lepiej.

Fallout 1.5, mimo bycia interquelem, jest dość odległy od „jedynki” i „dwójki” – w przenośni i dosłownie. Akcja moda została bowiem osadzona w roku 2170 na terenach Nowego Meksyku, a więc na południowy wschód od obszarów znanych z wyżej wspomnianych gier. W związku z powyższym, jak i z faktem, że wcielamy się w kompletnie nową postać, ta nie ma okazji do spotkań po latach (choć jako gracze możemy rozpoznać pewne osoby i skojarzyć wspominane wydarzenia) czy na przykład do przypadkowego wpadnięcia na przedstawicieli Enklawy. Na szczęście w Resurrection nie brakuje autorskich frakcji oraz innych mniejszych bądź większych zorganizowanych grup, z którymi wchodzimy w taki czy inny rodzaj interakcji. Déja vu jednak nie doświadczamy, bowiem Fallout 1.5 składa się z zupełnie nowych lokacji, jakich jeszcze nigdy nie mieliśmy okazji odwiedzić, zamieszkiwanych przez różnorodnych ludzi, nieludzi i zmutowane radioaktywnym promieniowaniem monstra.

Recenzja moda Fallout 1.5: Resurrection – podróż w stare dobre czasy kultowych RPG-ów - ilustracja #3

Fallout to seria komputerowych gier fabularnych, zapoczątkowana jako duchowy następca pierwszego Wastelanda w 1997 roku przez firmę Interplay. Co ciekawe, roboczy tytuł pierwszego Fallouta brzmiał Vault 13: A GURPS Post-Nuclear Adventure (ze względu na użycie systemu GURPS, z którego ostatecznie zrezygnowano na rzecz autorskiego SPECIAL-a); w późniejszym okresie deweloperzy chcieli nazwać swoją grę Armageddon, lecz okazało się, że ten tytuł wykorzystuje inny projekt studia Interplay. Tym sposobem wybór padł na chwytliwe słowo „Fallout”.

Dotychczas ukazały się cztery pełnoprawne odsłony cyklu oraz kilka pozycji pobocznych na różne platformy sprzętowe. Trzy interesujące projekty tej samej marki umarły przed premierą: tak zwany Van Buren (robocza nazwa „pierwotnego” Fallouta 3, anulowanego pod koniec 2003 roku), Fallout: Brotherhood of Steel 2 (kontynuacja konsolowego RPG akcji) i Fallout Online (jak sama nazwa wskazuje – MMORPG osadzone w uniwersum Fallouta). Aktualnie prawa do serii znajdują się w posiadaniu firmy Bethesda Softworks.

Muszę przyznać, że świat gry prezentuje się wcale okazale, nawet w zestawieniu z uniwersum pierwszego Fallouta. Miasta, miasteczka i wioski, bo akcja toczy się głównie na zamieszkanych terenach, zostały ciekawie zaprojektowane i zachowują charakterystyczny klimat pustkowi, do jakiego przyzwyczaiły nas izometryczne odsłony cyklu – zobaczymy zatem zrujnowane budynki, improwizowane mury obronne, dobrze prosperujące kasyna i domy publiczne czy wreszcie militarne bazy obfitujące w zaawansowane, przedwojenne technologie. Twórcy moda zdecydowanie popisali się umiejętnościami projektanckimi, serwując graczom realia, w które nie tylko się da, ale i chce się wsiąknąć.

Od zera do (anty)bohatera

Fallout 1.5: Resurrection stosuje stary jak świat patent, a mianowicie amnezję – główny bohater budzi się z okropnym bólem głowy w nieznanej mu jaskini, otoczony przez przerośnięte szczury i radskorpiony. Pierwszym przystankiem w nadchodzącej przygodzie jest mała wioska New Hope, skąd wyruszamy na pustkowia, aby stać się prawdziwym bohaterem w zdegenerowanym, zniszczonym nuklearną apokalipsą świecie bądź zwykłą (lub niezwykłą) oportunistyczną kanalią, żerującą na krzywdzie bliźnich. Wybór należy do nas i czynię w tym miejscu głęboki ukłon w stronę autorów moda za danie graczowi znacznej swobody działania oraz premiowanie rozwijania umiejętności niebojowych, zwłaszcza retoryki, co dodatkowo zwiększa immersję w przypadku osób lubujących się bardziej w słowach niż w wielkich spluwach. Warto przy tym zaznaczyć, że bycie wygadanym nie jest odpowiedzią na wszystkie problemy i naprawdę trzeba uważać, co, kiedy i do kogo mówimy, gdyż nieodpowiedzialne pyskowanie może sprawić, że dostaniemy w łeb, a nasze organy wewnętrzne zostaną sprzedane. Z drugiej strony, jeśli umiejętnie lawirujemy pomiędzy poszczególnymi linijkami tekstu, czasami da się uniknąć trudnej walki, niekiedy zbierając wszystkie profity wynikające z jej wygrania.

Podstawa to sobie radzić. Nie zawsze musimy być mili. - 2016-08-01
Podstawa to sobie radzić. Nie zawsze musimy być mili.

Główny wątek fabuły jest naprawdę przyzwoity, choć – jako się rzekło – operuje utartymi schematami: wyżej wspomnianą amnezją oraz wynikającą z wydarzeń z „jedynki” nienawiścią do wszelkich mutantów. Podobnie jak w przypadku kultowego Tormenta musimy odkryć naszą prawdziwą tożsamość (choć tym razem znamy przynajmniej swoje imię) i przeszłe losy, za wskazówkę mając jedynie tajemniczy symbol, jaki znaleźliśmy przy sobie w momencie przebudzenia. Tytuł, tj. Resurrection, także ma odniesienie do opowieści. Nie chciałbym nieopatrznie zdradzić jakichś szczegółów, zatem ograniczę się do stwierdzenia, że dociekliwie poszperawszy tu i ówdzie, przebrnąwszy przez kolejne rewelacje i całkiem niezgorsze zwroty akcji, możemy lepiej lub gorzej poznać głównego antagonistę i jego osobliwą intrygę, a nawet ostatecznie przejść na stronę wroga, co doprowadza do jednego z dwóch alternatywnych zakończeń i odpowiednio zmienia ostateczny stan świata oraz losy spotkanych w nim postaci. Może po zakończeniu przygody nie będziecie zadawać sobie pytań natury egzystencjalnej i czuć przejmującego smutku z powodu finału świetnej opowieści, ale i tak warto poświęcić czas na grę. Bez cienia wątpliwości stwierdzam, że Fallout 1.5 ma potencjał zachęcający do przynajmniej dwukrotnego przejścia tej pozycji.

Zdziwiłbym się, gdyby kiedykolwiek zniknął popyt na usługi przedstawicielek najstarszego zawodu świata. - 2016-08-01
Zdziwiłbym się, gdyby kiedykolwiek zniknął popyt na usługi przedstawicielek najstarszego zawodu świata.

Bogactwo możliwości

Zadania poboczne, choć nie wszystkie szczególnie ambitne, zdecydowanie są siłą Resurrection. I znowu: to od nas zależy, jak potraktujemy napotkane postacie, dla kogo będziemy pracować, kto wygra lokalną waśń, a czyje kości zbieleją na prażącym słońcu pustkowi. Wielkim plusem Fallouta 1.5 jest fakt, że znaczną część questów możemy zaliczyć na więcej niż jeden sposób, niekoniecznie według podziału na dobro i zło. Zresztą, granice między jednym a drugim zdążyły się nieco zatrzeć od czasu dwugodzinnej wielkiej wojny. Tak czy owak, ogrywając recenzowaną pozycję i testując alternatywne ścieżki, mojej postaci udało się urządzić strzelaninę w szpitalu (dokładnie: w placówce szpitalopodobnej), złapać chorobę weneryczną, zająć się sutenerstwem i zostać bezwzględnym mordercą.

Po oczach go, Boo, po oczach!

Cieszył mnie też fakt, że towarzysze w Resurrection nie są tylko mechanicznymi pomagierami i jucznymi mułami. Przeciwnie – często komentują bieżące wydarzenia, udzielają rad, dzielą się wiedzą bądź niewiedzą o aktualnej lokacji, ucinają sobie pogawędki, a czasem nawet mocniej angażują się w przebieg questów. Jest ich mniej, ale za to mają bardziej interesujące osobowości.

Zamykając kwestie fabularne, muszę uczciwie ostrzec, że pewne motywy w Falloucie 1.5 mogą naprawdę zgorszyć. I to nawet jeśli weźmiemy pod uwagę niewysokie standardy moralne tego wykolejonego świata. Oczywiście nie uważam tego za wadę, bo mimo wszystko nie odniosłem wrażenia, że niektóre wyjątkowo zwyrodniałe zachowania wciśnięto tu na siłę.

Stary dobry Fallout 2

Recenzja moda Fallout 1.5: Resurrection – podróż w stare dobre czasy kultowych RPG-ów - ilustracja #1
Recenzja moda Fallout 1.5: Resurrection – podróż w stare dobre czasy kultowych RPG-ów - ilustracja #2

Jeśli chodzi o mechanikę i inne technikalia, Fallout 1.5: Resurrection to po prostu Fallout 2 wzbogacony o kompletnie nową opowieść, nieco grafiki, garść perków i reputacji oraz trzy inne mody, mianowicie Fallout 2 High Resolution Patch (dostosowujący rozdzielczość ekranu do współczesnych standardów), Sfall (zestaw różnorakich ulepszeń) i Party Orders add-on (wprowadzający bardzo użyteczne komendy wydawane towarzyszom broni). Trudno powiedzieć, czy jest to wada, czy zaleta omawianej produkcji, bo gusta są różne – mnie męczył przestarzały, toporny interfejs i niewygodne sterowanie. Wspomniane modyfikacje, choć niewątpliwie pożyteczne, niewiele poprawiają sytuację. W każdym razie jedno trzeba tej pozycji przyznać: rzeczywiście gra się w nią jak w Fallouta wiele lat temu. Właściwie to zasługa silnika, na którym – chcąc nie chcąc – deweloperzy musieli pracować, więc nie mam im tego ani za złe, ani też nie uważam za ich zasługę.

Angielskie wydanie moda ukazało się w wersji 1.4, a więc już po spatchowaniu czeskiego oryginału, dzięki czemu w zasadzie nie uświadczyłem większych błędów. Zdarzyło się, że postać gdzieś się zakręciła i nie dotarła do określonego miejsca podczas przerywnika, skutecznie hamując jego dalszy postęp, a deweloperzy – co sami przyznali – zapomnieli o angielskim tłumaczeniu wyżej wymienionego Party Orders add-on. Drobnostki. Przy wielkości projektu jest to i tak naprawdę znakomity wynik.

Ahoj! - 2016-08-01
Ahoj!

Wszyscy wsiadać, ruszamy w przeszłość!

Recenzja moda Fallout 1.5: Resurrection – podróż w stare dobre czasy kultowych RPG-ów - ilustracja #5

Fallout 1.5: Resurrection to solidna dawka rozrywki dla fana uniwersum na co najmniej kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt godzin. W przypadku darmowej modyfikacji, i to tak wysokiej jakości, polecenie jej wszystkim miłośnikom serii to oczywistość. Naturalnie mógłbym ponarzekać na to, że stareńki Fallout 2 psuje niekiedy przyjemność z zabawy, ale trudno za ten fakt winić moderów, a tym bardziej czegokolwiek od nich wymagać, skoro, aby dostarczy nam nową, oldskulową historię, poświęcili swój wolny czas i nie wzięli za to żadnej zapłaty.

W ogólnym rozrachunku wystawiam Falloutowi 1.5 (jako modowi) mocne 9/10, przede wszystkim za wciągającą przygodę w znanym uniwersum wzbogaconym o autorskie pomysły – do absolutnej perfekcji w postaci okrągłej dziesiątki jednak trochę zabrakło.

Fallout 2

Fallout 2