Private Wars - zapowiedź
Wygląda na to, że „Private Wars” będą pozycją udaną, by wręcz nie powiedzieć znakomitą. Jednak należy pamiętać, iż o sukcesie takiej pozycji nie świadczy to, jak realnie śmigają pociski, czy też jak pięknie wygląda pobliski krzak. Liczy się grywalność.
Artur Okoń
Sądzę, iż gier opartych o twórczość Toma Clancy, takich jak Splinter Cell, Ghost Recon czy też Rainbow Six przedstawiać nikomu nie muszę. Te wspaniałe taktyczne gry akcji pozwalające pokierować odziałem żołnierzy, zdobyły na całym świecie miliony fanów.
Nie dziwi więc fakt, iż producenci gier wyczuli pieniążki wciąż pozostające w kieszeniach fanów i postanowili wydać grę, która je z nich bezboleśnie wyciągnie. Tak oto pojawił się pomysł na Private Wars, która to zostanie w najbliższym czasie wydana przez rosyjskie studio deweloperskie 1C.
Niech was nie zwiedzie mój nieco sarkastyczny początek tego tekstu, albowiem wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, iż Private Wars mają szansę okazać się czymś więcej niż zwyczajnym żerowaniem na starym pomyśle.
W grze wcielimy się we właściciela agencji najemników. Człowieka który nie pyta, dlaczego i po co, pyta jedynie – ile możecie mi za to zapłacić. Wraz z wyszkoloną grupą najemnych żołnierzy wykonamy przeróżnego rodzaju płatne zlecenia – od udziału w wojnach pomiędzy narkotykowymi królami, poprzez odbijanie członków rodzin podejrzanych bogaczy, a na szpiegostwie przemysłowym kończąc. Nie ma tu mowy o żadnej moralności i muszę przyznać, iż wszystko zapowiada się bardzo ciekawie. Nareszcie jest szansa na choć mały przypływ świeżości w tym mocno eksploatowanym fabularnie temacie. Warto nadmienić, iż czeka nas do wykonania blisko 20 różnych misji, rozgrywających się w przeróżnych zakątkach globu: Stanach Zjednoczonych, Rosji, Afganistanie, Kolumbii czy też Europie.
W grze nie zabraknie oczywiście typowych już dla tego gatunku elementów. Przed każdą misją będziemy mogli wytypować oddział (wybierając z ok. 30-osobowej grupy), który poślemy do wykonania zadania. Każdy z naszych najemników różni się od siebie parametrami, czyli specjalizuje się w innej dziedzinie (jeden jest idealnym snajperem, drugi świetnie radzi sobie w walce w zwarciu, jeszcze inny szybko biega etc.) i ich odpowiedni dobór do misji będzie miał kluczowe znaczenie. Co więcej, wraz z każdym poprawnie wykonanym zadaniem, umiejętności naszych pupilów wzrosną. Najbardziej cieszy jednak fakt, iż w każdej misji musimy starać się nie ponieść strat własnych – raz zabitego najemnika nie będzie można przywrócić do życia. W jego miejsce nie pojawi się również nikt nowy, co będzie znaczyło, iż ostatnie etapy będziemy zmuszeni kończyć żółtodziobami, którzy szybciej sami się postrzelą, niż trafią wroga.
Najwyższa pora wspomnieć coś o samej rozgrywce. Najistotniejsza informacja jest taka, iż Private Wars będą bardziej grą taktyczną niż strzelanką. I choć będziemy osobiście kierować wyłącznie jednym członkiem drużyny (w trybie FPP) to zamiast biegać i strzelać do wszystkiego, co się rusza, trzeba będzie wielokrotnie ruszyć głową. Wspierającym nas kompanom będzie można wydawać bardzo precyzyjne rozkazy (by nas np. wspierali ogniem czy też równocześnie z nami, bezszelestnie zlikwidowali rozstawionych w różnych miejscach strażników), jak również zastosować dziesiątki sztuczek taktycznych przechylających szalę zwycięstwa na naszą korzyść (chociażby spowodować ciemność strzelając w lampy, a samemu używać noktowizorów). Gra ma się więc cechować sporą dozą realizmu – świadczyć może o tym fakt, iż producenci spędzili setki godzin słuchając opowieści i przemyśleń ludzi pracujących dla FBI, SAS czy też służących w oddziałach specjalnych. Cześć z nich została nawet zatrudniona jako konsultanci merytoryczni, pomagający na bieżąco przy tworzeniu gry. Możemy się więc spodziewać, iż bardziej się nam przyjdzie skradać i kombinować, niż strzelać. No i oczywiście zasada: jeden strzał jeden trup będzie aktualna jak nigdy – to nie Quake, w którym co chwila można się ładować apteczkami!
W Private Wars będziemy mogli użyć niemal 60 rodzajów borni. Jednak o wiele ciekawsza jest informacja, iż autorzy chcąc postawić na realizm, samodzielnie wystrzelali na strzelnicy ponad 10.000 pocisków z rozmaitej gamy karabinów i pistoletów (nie pozwolono im użyć wyłącznie broni ciężkiej i granatów). Dzięki temu w grze ma być wykorzystany najbardziej realistyczny algorytm balistyczny wiernie symulujący zachowanie się broni i pocisków. Choć to raczej ciekawostka niż zaleta gry – wszak o wielkie innowacje na tym polu pokusić się nie można.
Niezaprzeczalną zaletą gry ma być grafika. Na jej potrzeby został stworzony autorski silnik, który jest podobno w stanie rywalizować z tym wykorzystanym w Doom 3. W wywiadach autorzy gry szczególnie przechwalają się jego dwoma elementami: symulacją otaczającej roślinności i efektami świetlnymi. W tych przechwałkach musi być coś z prawdy, albowiem demo gry zostało zaprezentowane na targach E3 i oglądającym opadły na podłogę szczęki. Zapowiada się więc ciekawie.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują więc, iż Private Wars będą pozycją udaną, by wręcz nie powiedzieć znakomitą. Jednak należy pamiętać, iż o sukcesie takiej pozycji nie świadczy to, jak realnie śmigają pociski, czy też jak pięknie wygląda pobliski krzak. Liczy się grywalność, dynamika i logika rozgrywki, system sterowania. O tych elementach na razie zbyt wiele nie słychać, wszak to można sprawdzić dopiero w praniu, gdy pojawi się grywalna wersja. Do tego czasu proponuję się uzbroić w żelazną cierpliwość. I tak na wszelki wypadek uchylić nieco kieszeń, by producenci gier mogli wyczuć zapach jej zawartości. Oby to ich zmotywało do jeszcze lepszej pracy.
Artur „MAO” Okoń