Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 23 sierpnia 2011, 09:45

autor: Amadeusz Cyganek

Pierwsze spojrzenie na NBA 2K12 - gamescom 2011

Wirtualna koszykówka od 2K z roku na rok staje się coraz bardziej kompletną symulacją basketu. Wszystko wskazuje na to, że edycja 2K12 podtrzyma tę świetną tradycję.

Fundamentalne zasady gry w koszykówkę już od kilkunastu lat pozostają praktycznie takie same – po cóż bowiem cokolwiek zmieniać w tej niesamowitej dyscyplinie sportowej, codziennie emocjonującej miliony fanów na całym świecie. W wypadku wirtualnej koszykówki serwowanej przez 2K Sports mamy do czynienia z niespotykanym paradoksem – gra mająca ogromne i niezwykle oddane grono fanów, pomimo wysokich ocen i znakomitych wyników sprzedaży zawsze okazuje się jeszcze lepszą i pełniejszą symulacją basketu. NBA 2K12 ma być kolejnym krokiem ku ideałowi.

Właściwie twórcy mogliby spokojnie osiąść na laurach i liczyć wpływające szerokim strumieniem na firmowe konto dolary, wykorzystując monopolistyczną sytuację na rynku. Fani wirtualnej koszykówki są zmuszeni do zakupu gier z serii NBA 2K, wciąż czekając na wynik blisko dwuletniej pracy Electronic Arts nad nowym tytułem. Na szczęście w 2K Sports pracują ludzie, których marzeniem jest stworzenie najdoskonalszej symulacji basketu. Widać to na każdym kroku.

Pokaz rozpoczął się od szybkiego meczu pomiędzy zespołami Dallas Mavericks i Miami Heat, czyli ostatnimi finalistami fazy play-off. Zmiany możemy zaobserwować jeszcze przed rozpoczęciem spotkania. Naszym oczom ukazują się zrealizowane w telewizyjnym stylu dynamiczne wejściówki, ilustrujące przedmeczowe zachowania zarówno zawodników, jak i widowni zapełniającej efektowne hale. Prezentacja piątek wybiegających na parkiet jest teraz opatrzona szeregiem statystyk z sezonu zasadniczego oraz animowanymi sylwetkami koszykarzy, popisującymi się różnego rodzaju trikami.

W samej rozgrywce widać zwłaszcza zwiększony wpływ firmowych zagrań gwiazd zespołów, które rywalizują ze sobą na parkiecie. Praktycznie każdy rzut z odchylenia w wykonaniu MVP finałów Dirka Nowitzkiego kończy się kolejnymi punktami na koncie „Mavs”, natomiast widowiskowe wsady LeBrona Jamesa rzadko okazują się możliwe do zatrzymania. Większemu rozszerzeniu uległ wachlarz zagrań „quick play”, znacznie ułatwiający działania ofensywne oraz defensywne i pozwalający szybko uporządkować szyki przede wszystkim podczas obrony strefowej. Usprawnienia objęły również systemu detekcji kolizji, dzięki czemu postacie rzadko przenikają przez kosze czy ekipę sprzątającą, a bezpośrednie starcia wyglądają o wiele bardziej realistycznie. Trzeba jednak przyznać, że wciąż jest w tej materii trochę do nadrobienia – koszulki często wtapiają się w ciała zawodników, a zachowanie piłki po jej zablokowaniu bądź odbiciu od obręczy w kilku momentach pozostawiało wiele do życzenia. Delikatnemu liftingowi poddany został też system wykonywania rzutów osobistych – choć w samym mechanizmie ich egzekwowania nie zmieniło się absolutnie nic, eliminowaniu błędów sprzyja wprowadzony moduł procentowej oceny wykonywanych prób.

Teraz pora na największą nowość tegorocznej edycji, czyli tryb NBA’s Greatest. Pozwala on wcielić się w jedną z piętnastu dostępnych legend najsłynniejszej koszykarskiej ligi świata i odbyć szereg klasycznych spotkań, w których pierwsze skrzypce grali wybrani zawodnicy. Jednym z dwóch koszykarzy wyznaczonych do prezentacji tegoż modułu był Bill Russell, gwiazda Boston Celtics z lat 60. ubiegłego wieku i pierwszy w historii NBA czarnoskóry trener.

Jeszcze przed rozpoczęciem meczu dostajemy możliwość przeczytania historii kariery wybranego zawodnika i obejrzenia archiwalnych nagrań z wyczynami ówczesnych gwiazdorów. Spotkanie, które przyszło rozegrać jednemu z twórców projektu, odbyło się w 1965 roku. Rozpoczynając przedmeczowy briefing, od razu można odnieść wrażenie, że oto w ciągu kilku sekund przenieśliśmy się blisko pół wieku wstecz. Ekran szybko pokrywa się szarością, gracze z wdziękiem prezentują swoje wysportowane nogi w króciutkich spodenkach, a efektowne animacje towarzyszące prezentacji zawodników, znane z lat dzisiejszych, zastępują zajmujące cały ekran i wypisane ogromną czcionką nazwiska i numery koszykarzy. Wszystko to tworzy naprawdę niesamowity klimat, a powrót do odległej przeszłości to naprawdę wspaniałe przeżycie. Zmiany obejmują również zasady gry – brakuje chociażby nieodłącznego elementu dzisiejszego basketu, czyli linii rzutów za trzy punkty, przez co mało opłacalne stają się próby z dalszej odległości. Nasze zagrania żywiołowo opisują komentatorzy, których czystość głosu psuje znakomicie odwzorowana niska jakość przesyłanego dźwięku, a hale dobitnie przypominają, w jakich warunkach wielkie gwiazdy szlifowały swoje umiejętności.

Drugim z zawodników wybranych przez twórców był Magic Johnson, którego fanom koszykówki przedstawiać raczej nie trzeba. Tym razem cofamy się tylko o dwie dekady, by rozegrać mecz pomiędzy Lakersami a Portland Trail Blazers – jedno z ostatnich spotkań w karierze wielkiego „Magika”. Tutaj również doskonale widać upływ czasu – choć spotkania transmitowano wtedy w pełnym kolorze, ich ostrość i nasycenie pozostawiały sporo do życzenia, a tablice pokazujące wyniki i upływający czas wyglądały niezwykle ascetycznie w stosunku do dzisiejszych standardów.

Zespół 2K Sports ponownie stara się zaspokoić gusta fanów koszykówki sprzed lat i serwuje szczególny tryb, który z pewnością okaże się strzałem w dziesiątkę. Specjalny moduł poświęcony karierze Michaela Jordana zrobił niesamowitą furorę i wszystko wskazuje na to, że taki sam los czeka NBA’s Greatest, rozszerzający fantastyczną wycieczkę w przeszłość tej fascynującej dyscypliny. Patrząc na to, jak znakomicie rozwija się seria NBA 2K, mam spore wątpliwości, czy powrót koszykówki od EA to dobry pomysł…

Amadeusz „ElMundo” Cyganek

NBA 2K12

NBA 2K12