Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 20 sierpnia 2011, 14:29

autor: Adrian Werner

Pierwsza godzina z grą Rage - gamescom 2011

Na Rage id Software kazało nam czekać aż siedem lat. Podczas gamescomu sprawdziliśmy, czy ten FPS ma szanse sprostać wygórowanym wymaganiom fanów.

Firma id Software ma zwyczaj długo zwlekać z pokazaniem swoich gier, ale jednocześnie premiera każdej z nich jest olbrzymim wydarzeniem. Studio to w końcu uznawane jest za ojca całego gatunku FPS, a John Carmack cieszy się zasłużoną opinią genialnego programisty. Mimo to tym razem nasza cierpliwość została wystawiona na wyjątkowo brutalną próbę. W końcu od premiery Dooma 3 minęło aż siedem lat, choć w międzyczasie id pomagało innym deweloperom przy kilku pomniejszych projektach. Teraz jednak oczekiwanie prawie dobiegło końca. Pudełka z Rage już niedługo trafią na półki sklepowe. Tegoroczny gamescom to więc prawdopodobnie ostatnia okazja na wypróbowanie tej gry przed premierą, a takich możliwości nasza redakcja nie zwykła przepuszczać.

Obecna na niemieckich targach pecetowa wersja pozwalała na grę od samego początku kampanii. Zabawa zaczynała się od przebudzenia głównego bohatera ze snu kriogenicznego, w którym spędził ponad sto lat. Przed wyjściem na zewnątrz odtworzone zostało jeszcze nagrane przesłanie prezydenta Daviesa, dające do zrozumienia, że to w rękach naszych i ludzi nam podobnych spoczywa teraz przyszłość całej cywilizacji. Po opuszczeniu komory zostałem błyskawicznie napadnięty przez krwiożerczego dzikusa i gdyby nie pomoc Dana Hagara rychło spotkałbym się ze Stwórcą. Mój wybawca wytłumaczył, że potężna organizacja nazywająca siebie Authority płaci olbrzymie pieniądze za każdego, kto ostatnie sto lat smacznie przespał w zamrażarce. Co gorsza, noszony przeze mnie kombinezon nie pozostawiał wątpliwości, kim jestem, więc spokojnie mogłem spodziewać się, że każdy bandyta w okolicy urządzi sobie na mnie polowanie. Nie tracąc czasu, ruszyliśmy samochodem terenowym Hagara do jego bazy, którą okazała się stara stacja paliw. Na miejscu miałem pierwszą okazję do przekonania się, że Rage nie jest zwykłym FPS-em. Dan zaproponował mi bowiem zlecenie, potwierdzając tym samym nieliniową strukturę gry. Okazuje się, że w drodze do naszego celu zostaliśmy zauważeni przez lokalnych rabusiów i dobrym pomysłem byłoby wykończenie ich, nim zdążą poinformować o swoim odkryciu innych. Jako zachętę Dan zaoferował mi pistolet i obiecał zbroję, więc bez wahania przystałem na jego propozycję.

Baza bandytów znajdowała się spory kawałek od stacji benzynowej, otrzymałem więc kluczyki do samochodu typu buggy. Pojazdy są kolejną nowością w stosunku do poprzednich gier id Software. Trzeba przyznać, że brak doświadczenia nie przeszkodził studiu w doskonałym dopracowaniu tego aspektu zabawy. Wozy świetnie trzymają się podłoża i prowadzenie ich nie sprawia większego problemu, nawet po włączeniu dopalaczy. Momenty spędzone za kierownicą dostarczają niemałej frajdy i stanowią miły przerywnik pomiędzy sekcjami strzelankowymi.

W bazie bandytów nie zostałem oczywiście powitany z otwartymi ramionami, ale wizyta w tej norze i tak była udana dzięki wyśmienitej mechanice walki. W Rage ma się wrażenie, że nawet zwykły rewolwer ma sporego kopa. Współgra z tym system obrażeń wrogów, którzy potrafią złapać się za miejsce, gdzie trafiła ich kula, a przy odrobinie samozaparcia możemy im odstrzelić poszczególne części ciała, takie jak głowa czy ręce. Dzięki temu mordowanie to prawdziwa przyjemność. Ponadto przeciwnicy są całkiem kompetentni. Ich celność jest bez zarzutu, chowają się za przeszkodami i potrafią wykonywać imponujące akrobacje. Sztuczna inteligencja dobrze zatem spełnia swoje zadanie i uatrakcyjnia starcia.

Niestety, pomimo moich wysiłków ostatecznie zostałem schwytany i zaciągnięty do pokoju pełnego trupów. Przed dołączeniem do nich uchroniły mnie krążące w moim ciele nanomaszyny, które umieszczono tam przed procesem kriogenicznym. Te mikroskopijne roboty dały mi opcję użycia defibrylatora i tym samym wznowienia akcji serca po tym, jak jeden z rzezimieszków wcisnął mi nóż pod żebra. Korzystanie z defibrylatora ma postać prostej minigierki. Gdy umieramy po obu stronach ekranu ukazują się kwadraty, które po zakończeniu odliczania zaczynają mknąć w swoim kierunku. Naszym zadaniem jest wcisnąć klawisz w momencie, gdy są jak najbliżej siebie, a najlepiej, gdy się pokrywają. Im bliżej tego ideału trafimy, tym więcej energii odzyskamy. Defibrylator ma też tę zaletę, że przy okazji razi prądem znajdujących się wokoło nieprzyjaciół. W Rage pojawia się również regeneracja zdrowia. Nie oznacza to jednak, że trudno w tej grze zginąć. Nanomaszyny też mają własne ograniczenia i w krótkim czasie mogą wygenerować wystarczającą ilość prądu jedynie na jedno porażenie serca.

Jak to bywa w grach z otwartym światem, po powrocie ze skutecznie zakończonej misji czekało na mnie kilka nowych zajęć. W jednym z nich musiałem udać się do sąsiedniej osady po lekarstwa, niestety, tamtejsi mieszkańcy nie byli gotowi rozstać się z własnymi zapasami dobrowolnie, co naturalnie wymagało kolejnych działań. Wszystko to łączy się w bardzo zgrabną całość i powoduje, że trudno oderwać się od ekranu w myśl zasady „jeszcze tylko jedna misja...” Nie znajdziemy tu jednak typowych dla RPG prostych zadań, które mogłyby równie dobrze zostać stworzone przez automatyczny generator. Rage może i czerpie inspirację z tego gatunku, ale w głębi serca wciąż jest FPS-em i dlatego każdy etap oferuje ręcznie zaprojektowane oraz bardzo dopracowane poziomy. Nawet bez znajomości historii id Software od razu widać, że ta gra wyszła spod ręki doświadczonego studia. Dowodzi tego chociażby taka drobnostka jak brak konieczności ponownego przemierzania zwiedzonych już rejonów. Zamiast tego, pod koniec każdego zajęcia pojawia się sposób na szybki powrót do jego początku, na przykład w formie ukrytych drzwi lub linki, którą możemy zjechać w dół.

Wszystko, co przeczytaliście powyżej, nie oznacza, że z godzinnej sesji, podczas której wypróbowałem grę, wyszedłem w pełni zadowolony. Niestety, bardzo rozczarowująco wypadła grafika. Tekstury były miejscami paskudnie rozmazane, a od aliasingu wręcz bolały oczy. Mam jednak wrażenie, że ustawienia zostały specjalnie obniżone, aby nie było różnic pomiędzy wersją pecetową a znajdującą się po drugiej stronie pokoju edycją na Xboksa 360. Na wypuszczanych do tej pory materiałach sytuacja prezentowała się wyraźnie lepiej i nie chce mi się wierzyć, że to, co zobaczyłem na gamescomie, to maksimum tego, na co stać będzie wydanie komputerowe. Drugi problem związany jest ze sposobem wykreowania przestrzeni. Wszystko rozgrywa się na bardzo małym terenie. Odrobinę śmieszy sytuacja, gdy dostaję zadanie pojechania do sąsiedniej wioski, a w rzeczywistości znajduje się ona niemal zaraz za rogiem i dotarcie do niej zabiera kilkadziesiąt sekund. Podobne odczucie wywołuje baza bandytów umieszczona kilkaset metrów od pokojowej osady. Krótkie dystanse przyśpieszają rozgrywkę, ale jednocześnie psują iluzję i utrudniają uwierzenie, że świat po drugiej stronie ekranu jest prawdziwy.

Pomimo drobnych rozczarowań te sześćdziesiąt minut spędziłem bardzo przyjemnie. Gra po prostu wciąga, a strzelanie sprawia mnóstwo radości, a to przecież w FPS-ach jest najważniejsze. Do tego artystycznie jest to propozycja znacznie lepsza niż cokolwiek, co do tej pory dostaliśmy od id Software. Z ekranu monitora wręcz wylewa się postapokaliptyczna atmosfera, natomiast otoczenie cieszy oko zatrzęsieniem detali i nawet rozmazane tekstury nie są w stanie zepsuć tego wrażenia. Widać, że w opracowanie środowiska włożono dużo pracy i to procentuje. Często aż żal, że akcja toczy się w takim tempie, iż nie zawsze jest okazja do zatrzymania się na chwilę i pooglądania tego, co wyszło spod rąk twórców. Carmack i spółka długo kazali czekać na swoją kolejną produkcję. Siedem lat to szmat czasu i nadzieje sporej części fanów są tak duże, że nie wiadomo, czy jakakolwiek gra byłaby w stanie im sprostać. Po tej krótkiej sesji z grywalną wersją trudno jeszcze powiedzieć, czy Rage nie ugnie się pod ciężarem wygórowanych wymagań graczy. Niewątpliwie będzie to jednak jeden z najlepszych FPS-ów tego roku.

Adrian Werner

Adrian Werner

Adrian Werner

Prawdziwy weteran newsroomu GRYOnline.pl, piszący nieprzerwanie od 2009 roku i wciąż niemający dosyć. Złapał bakcyla gier dzięki zabawie na ZX Spectrum kolegi. Potem przesiadł się na własne Commodore 64, a po krótkiej przygodzie z 16-bitowymi konsolami powierzył na zawsze swoje serce grom pecetowym. Wielbiciel niszowych produkcji, w tym zwłaszcza przygodówek, RPG-ów oraz gier z gatunku immersive sim, jak również pasjonat modów. Poza grami pożeracz fabuł w każdej postaci – książek, seriali, filmów i komiksów.

więcej

RAGE

RAGE