Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 17 czerwca 2010, 08:47

autor: Radosław Grabowski

Medal of Honor - Już graliśmy! - Kampania

Podczas wizyty w siedzibie Electronic Arts w Los Angeles mielismy okazję rzucić okiem na kampanię single player w Medal of Honor. Zaprezentowano nam misje z udziałem Rangers oraz elitarnych komandosów, określanych mianem Tier 1.

Czy najnowsza odsłona cyklu Medal of Honor rzeczywiście kopiuje Call of Duty, skoro twórcy tej ostatniej serii jeszcze przed jej rozpoczęciem współtworzyli grę z tej pierwszej marki? Ustalenie tego jest mało istotną kwestią, gdyż jeśli nadchodząca produkcja okaże się dobra, to obroni się sama. A czy faktycznie będzie pozycją godną uwagi? O tym miałem okazję przekonać się, odwiedzając siedzibę Electronic Arts w Los Angeles, gdzie tworzony jest singleplayerowy komponent tej produkcji. Przypomnę tylko jeszcze, że nad multiplayerem czuwają pracownicy szwedzkiego studia DICE – o tym, jak sobie radzą, pisałem w osobnym artykule.

Ponieważ kampania w Medal of Honor zaoferuje spojrzenie na współczesną wojnę w Afganistanie z dwóch różnych perspektyw, prezentacja rozgrywki została podzielona przez deweloperów na dwie części. Jako pierwszą odpalono jedną z misji, w której można było pokierować żołnierzem amerykańskich Rangers. Za wstęp do tego zadania można uznać to, co pokazano w trailerze pt. Leave a Message.

Chłopcy Wuja Sama, a wśród nich i my, zostajemy więc dostarczeni na nieprzyjacielskie terytorium na pokładzie śmigłowca transportowego CH-47 Chinook. Wraz z naszą drużyną ruszamy spenetrować fragment pewnej doliny – gdy schodzimy do niej kozią dróżką, doskonale widać ogrom mapy. Śmiało wkraczamy do napotkanej wioski, obsadzonej przez siły mudżahedinów. Ci bronią się zaciekle, więc nasz wierny karabin M4 nieustannie jest w użyciu. Gdy zaczyna kończyć się w nim amunicja, możemy poprosić towarzysza o użyczenie dodatkowego magazynka. Nad głową każdego z członków drużyny widnieje specjalny wskaźnik, przedstawiający wyjściowo cztery naboje – każdy z nich symbolizuje jedną prośbę o amunicję. To jeden z niewielu stale prezentowanych elementów ekranowego interfejsu, ponieważ normalnie zredukowany jest on do niezbędnego minimum (ilość pozostałych „pestek” w magazynku oraz kompas). Pełny HUD można jednak błyskawicznie przywołać poprzez naciśnięcie kierunku „w dół” na D-padzie.

Rangers w drodze na pole bitwy.

Tymczasem dalej przebijamy się przez liche afgańskie zabudowania i eliminujemy kolejnych islamskich bojowników. Ich sztuczna inteligencja momentami szwankuje, ale mamy przecież do czynienia z wczesną wersją gry. Nasi kompani także potrafią czasami np. wpaść na siebie w bardzo dziwaczny sposób i skutecznie zablokować tym samym na moment wąskie przejście. To wszystko pewnikiem zostanie jeszcze poprawione przez deweloperów. Spore wrażenie robi natomiast sposób przedstawienia efektów naszych ataków. Faszerowaniu przeciwników ołowiem towarzyszą widowiskowe rozbryzgi krwi, a gdy rzucimy komuś pod nogi odbezpieczony granat, to możemy liczyć na prawdziwą jej fontannę. Wygląda to jednak na tyle wiarygodnie, że nie budzi niepotrzebnych skojarzeń z jakimiś groteskowymi FPS-ami, w których jeden strzał w głowę skutkuje sceną a la fatality z Mortal Kombat. Ogólnie rzecz biorąc, widoczna na ekranie brutalność w należyty sposób potęguje atmosferę wojennego zagrożenia. Od razu warto przypomnieć, że nowy Medal of Honor jest pierwszą w historii serii grą, która otrzymała od PEGI oznaczenie wiekowe 18+.

W zdobywaniu wrogich pozycji bardzo przydatne okazują się dwie akcje. Po pierwsze – da się wychylić np. zza rogu budynku, aby sprawdzić, czy nikt się tam nie czai, i ewentualnie otworzyć z tej pozycji ogień. Niegdyś taka użyteczna opcja była w strzelaninach FPP na porządku dziennym, ale ostatnimi czasy mało który deweloper decyduje się na jej wprowadzenie. Postawa ekipy EA zasługuje więc na pochwałę. Drugim użytecznym zagraniem jest podbieganie do osłony terenowej, zakończone ślizgiem w celu szybkiego ukrycia się za przeszkodą. Co prawda twórcy MoH muszą jeszcze dopracować ten element, gdyż w prezentowanej wersji gry w trakcie krycia się animacja nienaturalnie przyspieszała. Niemniej jednak pomysł jest zacny.

Przez cały czas oglądamy bardzo estetyczną oprawę wizualną. Środowisko posiada wiele drobnych szczegółów, ale niestety nie jest podatne na zniszczenia. Jeśli dochodzi do jakiejkolwiek destrukcji otoczenia, to jedynie w wyniku oskryptowanych akcji. Postacie wyglądają dobrze, chociaż niektóre twarze towarzyszących nam Rangers budzą neandertalskie skojarzenia. Wyjątkowo miłe dla oka są efekty specjalne. Gdy wychodzimy z mrocznego wnętrza budynku na pełne słońce, oczy naszego żołnierza przez moment dostosowują się do radykalnej zmiany w oświetleniu. Ponadto duże wrażenie robi scena, w której trzeba zniszczyć stanowisko obrony przeciwlotniczej typu ZU-23. Po oświetleniu celu laserowym wskaźnikiem nadlatuje wsparcie powietrzne przy akompaniamencie huku odrzutowych silników i zrzuca we wskazanym miejscu wybuchową niespodziankę. Eksplozja tejże powoduje taką falę uderzeniową, że wszystko wokół obejmuje chmura wzbitego kurzu, tak gęstego, że można by go kroić nożem. Na dodatek jakieś pół sekundy po tym na ziemię zaczynają spadać skalne odłamki i fragmenty zniszczonej maszynerii. Skrypt, ale jakże widowiskowy.

Zaprogramowanych wydarzeń widać zresztą znacznie więcej w drugiej z pokazanych misji, w której kierujemy żołnierzem sił specjalnych, należącym do ścisłej ich elity, określanej przez deweloperów z Electronic Arts mianem Tier 1. Zaczynamy nocą, doczołgując się w trawie do mudżahedina, pilnującego ogniska. W tym momencie odpala się efektowny skrypt, dzięki któremu nasi kompani z drużyny cichaczem podrzynają gardło niczego niespodziewającemu się nieprzyjacielowi. Likwidacja strażnika otwiera drogę na zdradliwą górską ścieżkę. Potem jest trochę skradania się, strzelania do grup przeciwników na komendę „3... 2... 1... ognia!” etc. Jeśli komuś podobały się misje komandosów SAS z pierwszego i drugiego Modern Warfare, to tutaj jest bardzo podobnie. Generalnie mamy mniej wybuchowego zamieszania niż w przypadku misji Rangers, co wcale nie znaczy, że akcja nie trzyma w nieustannym napięciu. Szczególnie gorąco robi się w momencie, gdy musimy zasadzić się na pewien patrol. Nerwowo trzymamy palec na spuście, a nasz dowódca ciągle każe nam czekać na oddanie strzału. A tymczasem nieświadomi wrogowie wymieniają pomiędzy sobą uwagi w różnych niezrozumiałych dla nas językach. Wśród mudżahedinów są przecież m.in. talibowie, Czeczeni i arabscy najemnicy z rejonu Zatoki Perskiej.

Ekipa Tier 1 działa często pod osłoną nocy.

Ponieważ akcja toczy się nocą, widać stosunkowo niewiele. Pojawiające się źródła światła (np. reflektory ciężarówek czy lampy naftowe na parapetach domostw) wyglądają przyjemnie, może za wyjątkiem paru niedopracowanych jeszcze eksplozji. Podobnie jak w przypadku poprzedniej misji animacja nie zwalnia ani na moment. Deweloperzy przyjęli za optymalną wartość 30 klatek na sekundę i gra się tego trzyma.

Skradankowa misja spod znaku Tier 1 była bez wątpienia miłym urozmaiceniem po spektakularnym, hollywoodzkim wręcz, zadaniu z udziałem Rangers. Właśnie na zasadzie przeplatania się wydarzeń dotyczących obu tych grup żołnierzy, jakże różniących się metodami działania, ma być skonstruowana kampania single player w pełnej wersji Medal of Honor. Wcielimy się w kilka odmiennych postaci, należących do wspomnianych formacji, a wykonywane misje będą połączone w spójną całość. Częścią wspólną wszystkich scenariuszy ma być historia tajemniczego jak na razie żołnierza, znanego pod pseudonimem Rabbit. O tym, czy to wszystko zagra, przekonamy się już jesienią bieżącego roku.

Radosław „eLKaeR” Grabowski

Medal of Honor

Medal of Honor