Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 5 kwietnia 2007, 13:40

autor: Marek Czajor

Medal of Honor: Airborne - zapowiedź

Kolejna odsłona najpopularniejszego FPS-a wojennego ostatnich lat zapowiada się niezwykle atrakcyjnie. Sporo innowacji, w tym możliwość kierowania pojazdami i pobujania się na spadochronie każą wyczekiwać tego tytułu z niecierpliwością.

Posiadacze PlayStation 2 cieszą się właśnie z premiery Medal of Honor: Vanguard, tymczasem już wkrótce na horyzoncie pojawi się kolejna część serii niezwykle popularnej serii. Widać z tego, że producenci nie spisali na straty drugiego „plejaka” i, w odróżnieniu od odpuszczonych już totalnie konsol GCN i Xbox, dalej planują wydawać nań kolejne tytuły. Co ważne, nowa gra EA Games będzie pod wieloma względami rewolucyjna, jeśli chodzi o cykl Medal of Honor. Ale po kolei.

W MoH: Airborne przyjdzie ci wcielić się w postać spadochroniarza amerykańskiej 82 Dywizji Powietrznodesantowej. Jednostka ta była i jest (istnieje bowiem do dzisiaj) największą formacją powietrznodesantową na świecie. Jako, że w czasie II Wojny Światowej brała udział w wielu kluczowych bitwach na starym kontynencie, będziesz miał pełne ręce roboty. Autorzy ze studia EA Los Angeles przekopali się przez tony archiwalnych materiałów oraz poprosili o konsultacje historyków (m.in. Marty’ego Morgana z National D-Day Museum w Nowym Orleanie), by jak najwierniej odzwierciedlić kulisy działań 82 Dywizji. W efekcie twój super komandos i jego spadochron staną się świadkami autentycznych, dramatycznych wydarzeń.

Naszywki „All American” 82 Dywizji Powietrznodesantowej są chętnie zbierane przez kolekcjonerów wojskowości.

Zastanawiasz się zapewne, gdzie tym razem los i wiatr cię zaniesie? Cóż, wakacje to nie będą. Przygodę rozpoczniesz w lipcu 1943 roku pod gorącym, sycylijskim niebem (operacja Husky), biorąc udział w alianckiej ofensywie na wyspę. Następnie przyjdzie czas (wrzesień 1943 r.) na operację Avalanche i boje wśród antycznych ruin Salerno. Kolejne skoki wykonasz w czerwcu 1944 r. w północnej Francji, w trakcie słynnej, otwierającej drugi front w Europie, normandzkiej kampanii (operacja Neptun). Jeśli przeżyjesz krwawą łaźnię, jaką zgotują ci szkopy na plaży Omaha, to trzy miesiące później dowództwo wyśle cię znowu na front, tym razem do Holandii (operacja Market Garden). Szlak bojowy zakończysz w marcu 1945 roku, wspierając wraz z 30 tysiącami spadochroniarzy przyczółki mostowe podczas forsowania Renu (operacja Varsity).

Pięć kampanii to raczej sporo grania. Każda operacja podzielona zostanie na dwa etapy. W pierwszej fazie wcielisz się w zwiadowcę o nazwisku Eddie La Pointe, który, zrzucony samotnie na obszar przyszłych działań, będzie miał za zadanie przeprowadzić rekonesans tuż przed główną operacją Aliantów. Po cichym, dyskretnym rozpoznaniu terenu, zdobyciu potrzebnych informacji i złożeniu meldunku przez radio zakończysz działania jako Eddie. Drugi etap rozgrywki to już udział we właściwej, głównej części inwazji. Tym razem jako Boyd Travers, starszy szeregowy amerykańskiej 82 Dywizji Powietrznodesantowej, wraz z towarzyszami broni przeprowadzisz desant z właściwym mu rozmachem: z warkotem powietrznych maszyn, hukiem dział artylerii, jazgotem karabinów maszynowych i wrzaskiem z tysięcy gardeł.

Praktycznie każda kolejna część serii Medal of Honor wprowadza pewne modyfikacje do mechanizmu rozgrywki, ale tym razem zmiany mają być wręcz rewolucyjne! Autorzy obiecują ci prawdziwą swobodę działania i możliwość osiągania celów misji na wiele sposobów. Twój komandos nad teren wroga dostawał się będzie drogą powietrzną i przed skokiem sam zadecydujesz, w którym punkcie ma wylądować. Po zrobieniu hopla z samolotu tak pokierujesz linkami spadochronu, by trafić w planowane miejsce lądowania. Czasem się to uda, a czasem nie, np. gdy zawieje nieodpowiednio wiatr, ściągnie cię seria z kaemu lub szarpniesz nie za tą linkę, co trzeba. Podsumowując: możliwość dowolnego wyboru miejsca startu jest kolosalną zmianą w stosunku do poprzednich części cyklu, czyniąc każdą rozgrywkę całkowicie unikalną.

Skok ze spadochronem jest raczej traumatycznym przeżyciem, gdy wokół ciemności, reflektory i gniazda wrogich karabinów maszynowych.

W czasie opadania na spadochronie, zajęty sterowaniem, nie będziesz mógł strzelać. Natomiast po dotknięciu butami ziemi o tym, jak szybko chwycisz za broń, uzależnione ma być od stylu lądowania. Najgorsze trzaśnięcie o glebę, połączone z zaplątaniem się w linki, może kosztować cię kilkanaście sekund opóźnienia. Przy poprawnym lądowaniu opóźnienie to będzie minimalne, a przy idealnym wejdziesz do akcji błyskawicznie. Niekiedy zamiast na ziemię, opadniesz na drzewo lub dach. Pomijając komplikacje związane z wykaraskaniem się spod spadochronu nie będzie to jakaś tragedia, bowiem przemieszczanie się przez obszar działań np. po dachach będzie w wielu przypadkach wręcz pożądane.

Tak jak wspomniałem wyżej, ze względu na możliwość wyboru miejsca lądowania, kolejność wykonania zadań i sposób osiągnięcia celów misji będą całkowicie dowolne. Przed tobą otworzy ogromny obszar eksploracji, zmuszający do podwyższonego wysiłku oraz zachowania dużej ostrożności. Przeciwnicy nie będą bowiem tkwili bez ruchu, a ich zachowaniem nie będą rządzić skrypty. Pamiętasz znane z poprzednich części sytuacje, gdy przechodziłeś daną lokację po obcykaniu sobie jednej ścieżki, bo szkopy strzelały w określonej kolejności w odgórnie zaplanowane miejsca? Zapomnij już o tym. W MoH: Airborne w zależności od sytuacji, wróg aktywnie zareaguje na twoje poczynania przemieszczając się po mapie i podejmując odpowiednie akcje.

Autorzy bardzo dużo wysiłku poświęcili dopracowaniu algorytmów sztucznej inteligencji (nazwanych Affordance), dzięki czemu zachowanie nieprzyjaciela, jak i sojuszniczych oddziałów nie porazi cię swoją głupotą. Żołnierze będą skradać się, czołgać lub też zdobywać teren krótkimi skokami. Jeśli szkopy będą w przewadze, odważnie zaatakują twoją pozycję, jeśli nie – pozostaną w defensywie, chowając się w bunkrach, okopach i za nierównościami terenu, lub po prostu umkną. Twoi towarzysze broni również odpowiedzą na twoje poczynania, starając się współdziałać w osiągnięciu celów misji. Dzięki temu będziesz czuł się trybikiem w wielkiej wojennej machinie, a nie samotnym, rozwalającym wszystko i wszystkich Rambo.

Żadnego respawnowania! Tę obietnicę autorów bierzemy sobie głęboko do serca, bo nic tak nie zabija grywalności, jak pojawiający się znikąd za plecami szkop.

W ogniu walki skorzystasz z 16 rodzajów broni (w tym niemieckiej), z której większość, jak choćby Thompsona M-1928A1, Springfielda czy M-1 Garanda miałeś możność używać w poprzednich Medalach. Będzie za też nowy sposób prowadzenia ognia z karabinu snajperskiego, zwany „true trigger”. Gałka analoga służyć ma za spust, który, odpowiednio naciśnięty, spowoduje mniej lub bardziej celny strzał (szybki, zerwany strzał – słaba celność; powolne, spokojne zwolnienie spustu – duża celność). Jeśli mimo to w tym momencie mamroczesz coś o braku zmian w temacie arsenału, to pragnę cię uspokoić – autorzy przygotowują rewolucyjny system upgrade’u broni. Każda spluwa ma posiadać 3-5 upgrade’ów, po zainstalowaniu których zamienisz ją w coś zupełnie odmiennego, potężniejszego. I nawet zdobycie innej, teoretycznie lepszej, ale występującej w „gołej” wersji giwery może nie zrekompensować jej mocy.

Jak technicznie ma wyglądać taki upgrade? Ano każda spluwa będzie posiadać specjalny, ładujący się w miarę używania danej broni pasek „energii”. Po osiągnięciu wymaganego poziomu otworzy się przed tobą możliwość rozbudowania broni. Gadżetów ulepszających ma być cała masa, począwszy od bardziej pojemnego magazynka, poprzez stabilniejsze podpórki, szybsze mechanizmy przeładowania czy też precyzyjniejsze szczerbinki, na lunetkach i bagnetach kończąc. Co ciekawe, do upgrade’owania własnego inwentarza nadadzą się nie tylko oczywiste na pierwszy rzut oka bonusy, ale różne dziwne przedmioty: kawałki rurek, resztki spadochronu, odłamki drewna itd.

Innymi środkami, które wykorzystasz w boju, będą różnorakie maszyny bojowe i transportowe (czołgi, wozy pancerne, gaziki, ciężarówki). Na początku prac nad grą mówiło się o obsłudze pojazdów wyłącznie w rozgrywce wieloosobowej, na szczęście zrezygnowano z tego niefortunnego pomysłu i tą możliwość dostaną również gracze singlowi. Autorzy obiecują pełną obsługę zainstalowanej w wehikułach broni, jak i zróżnicowanie sterowania w zależności od rodzaju otrzymanych uszkodzeń. Każda awaria kół, zawieszenia czy innych elementów konstrukcyjnych doprowadzi do problemów z kierowaniem, w cięższych sytuacjach do unieruchomienia, a w drastycznych nawet do eksplozji maszyny.

Przy odrobinie szczęścia i pomysłowości z byle pukawki będziecie mogli zrobić armatę, której to roboty nie powstydziłby się sam mistrz Słodowy.

Zgodnie z tradycją serii programiści z EA Games wychodzą ze skóry, by klimat i oprawa gry były jak najefektowniejsze i jednocześnie najwierniejsze historycznym realiom. Z jednej strony „przegryźli się” przez najlepsze filmy wojenne ostatnich i nie tylko lat, aby uchwycić odpowiedni klimat. Z drugiej strony odbyli podróż na stary kontynent, by wśród naturalnych, pamiętających wojenną zawieruchę lokacji odnaleźć ducha ówczesnych wydarzeń. Efektem rekonesansu stały się setki zdjęć i jedenastogodzinny materiał wideo. W następnym etapie, łącząc współczesną dokumentację z archiwalną, stworzyli idealną mieszankę, gwarantującą autentyczność każdego detalu terenu, obojętnie czy mówimy o budynku, moście czy ukształtowaniu linii brzegowej. W trakcie zabawy nic nie stanie na przeszkodzie, byś nieco zniekształcił oddane pieczołowicie przez autorów mapy. Jako że niemal każdy element krajobrazu ma być w pełni interaktywny, dysponując odpowiednią mocą ognia, będziesz w stanie nie tylko wybić drzwi czy dziurę w murze, ale totalnie zdemolować otoczenie, np. zrównać z ziemią budynek.

Medal of Honor: Airborne ma być wizualną wizytówką konsol nowej generacji, dlatego wersja na PS2, z definicji okrojona z wielu efektów graficznych, tworzona jest przez całkiem osobną grupę ludzi. Nie oznacza to oczywiście, że autorzy nie zadbają o odpowiednią jakość grafiki. Zwykły motion capture to już dziś standard, który nikogo nie dziwi, dlatego programiści poszli o krok dalej. Według przygotowanego przez nich projektu realizm zachowań postaci w grze określany będzie nie tylko poprzez ich gesty i ruchy, ale także (a może: głównie) mimikę twarzy. Służyć ma temu ulepszona technologia motion capture, nazwana autorsko U-Cap. Polega ona na wielokrotnym fotografowaniu twarzy osoby z różnych stron, co prowadzi do stworzenia prawie idealnego modelu mięśni twarzy. Stworzona w ten sposób baza ujęć jest z kolei wykorzystywana przez kolejną technologię – E-Cap, która odpowiada za uruchomienie odpowiednich mięśni w zależności od okoliczności. Tandem ten sprawi, że zachowania bohaterów będą niepowtarzalne, wymuszone przez daną sytuację, a nie sztywno odtwarzane z nagranych wcześniej wzorców.

Maksimum realizmu – ta dewiza dotyczy również dźwięku. Nie pierwszy to już raz ekipa tworząca Medala podkłada mikrofony pod silniki maszyn i lufy autentycznej broni z okresu II wojny światowej, by jak najwierniej oddać jej brzmienie. Dźwiękowcy gościli raz na małym lotnisku w Teksasie, gdzie nagrywali ryk z maszyn oryginalnego C-47. Kiedy indziej odwiedzili kalifornijskie ranczo w Boulevard, by zarejestrować huk wystrzałów archiwalnych pistoletów, karabiny i strzelb. Próby nadzorował jak zwykle niezawodny kapitan Dale Dye, stary weteran wojenny, od lat doradzający producentom gier spod znaku Medal of Honor.

Zdziwienie, strach, zaskoczenie – tych uczuć nie trzeba będzie się domyślać, po prostu będą wypisane na twarzy.

Na obecnym etapie prac brak jest szczegółowych informacji na temat trybu rozgrywki wieloosobowej. W zasadzie, w żadnym dotychczasowym Medalu niczym specjalnym ten tryb się nie wyróżniał, ale jeśli ktoś lubi bawić się wspólnie z kumplami, będzie miał taką możliwość. Tym razem, w odróżnieniu od głównie deathmatchowej rozrywki, wiodącej w starszych częściach cyklu, autorzy pragną położyć nacisk na współdziałanie. Najważniejszy ma być tryb kooperacji dla 2-4 osób, w którym gracze wspólnie zrealizują powierzone im zadania. Co ciekawe, w razie śmierci któregoś z członków oddziału będzie możliwy jego natychmiastowy powrót na pole walki. Po prostu po chwili śmiałek wyskoczy ze spadochronem z pokładu samolotu transportowego, który dostarczy go nad obszar działania.

Nie jest znana jeszcze konkretna data premiery Medal of Honor: Airborne, ale czekamy na ten tytuł z niecierpliwością. Kilka istotnych zmian odświeży nieco wyeksploatowany temat: możliwość pobujania się na spadochronie, samodzielne wyznaczanie punktu startu misji, nieograniczona swoboda w poruszaniu się po planszy czy rozbudowany tryb ulepszania broni. Ponadto dzięki zastosowaniu nowych technik animacyjnych możecie spodziewać się sporego skoku jakościowego w oprawie graficznej. I choć dotyczy to głównie wersji na PC oraz konsole nowej generacji, to mając w pamięci wygląd MoH: European Assault i MoH: Vanguard, o estetyczne odczucia posiadaczy PS2 jestem raczej spokojny. Lekki grymas dezaprobaty może budzić jedynie skłonność autorów do eksploatowania tych samych rejonów, znanych już z poprzednich inkarnacji cyklu. Lądowanie na plaży w Normandii, misje we Francji i Niemczech – przecież to już było! Czy gracze nie poczują znużenia biorąc udział w tych samych kampaniach wojennych? Mam nadzieję, że nie, bowiem autorzy serii Medal of Honor są mistrzami w tworzeniu niesamowitego klimatu, który przyćmiewa ewentualne niedoróbki. Drżyjcie naziści, coś wam zaraz spadnie na głowy...

Marek „Fulko de Lorche” Czajor

NADZIEJE:

  • nowe wrażenia – możliwość skakania na spadochronie;
  • dowolność w wyborze miejsca startu misji;
  • pełna swoboda eksploracji plansz i realizacji celów misji;
  • wiele wariantów rozbudowy broni;
  • możliwość obsługi pojazdów.

OBAWY:

  • znowu Europa? znowu lądowanie w Normandii? znowu Tygrysy?
Medal of Honor: Airborne

Medal of Honor: Airborne