Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 20 marca 2006, 11:20

autor: Marek Czajor

Medal of Honor: Airborne - przed premierą

Kolejny odcinek kultowej serii rzuci was ponownie na europejskie pola walki, pozwalając ocenić sytuację z lotu ptaka. Spodziewajcie się wielu nowinek i usprawnień, wszak to pierwszy Medal, produkowany z myślą o konsolach nowej generacji.

Koncern Electronic Arts zapowiedział wydanie kolejnego, ósmego już odcinka popularnej serii Medal of Honor. Widać stąd, że cykl, mający swoje początki jeszcze w tamtym stuleciu na pierwszym PlayStation, ma się wciąż świetnie. Ubiegłoroczna, wyłącznie konsolowa edycja Medal of Honor: European Assault była niemiłym zaskoczeniem dla PC-towych rzesz fanów. Twórcy widocznie wsłuchali się w głosy wzburzonych graczy i nowego Medala, noszącego podtytuł Airborne, przygotowują na wszystkie liczące się platformy elektronicznej rozrywki.

W grze wcielicie się w postać Boyda Traversa, starszego szeregowego amerykańskiej 82 Dywizji Powietrznodesantowej. Jednostka ta była i jest (istnieje bowiem do dzisiaj) największą formacją powietrznodesantową na świecie. Jako że w czasie II Wojny Swiatowej brała udział w wielu kluczowych bitwach na starym kontynencie, będziecie mieli pełne ręce roboty. Autorzy z EA Games przekopali się przez tony archiwalnych materiałów oraz poprosili o konsultacje historyków (m.in. Marty’ego Morgana z National D-Day Museum w Nowym Orleanie), by jak najwierniej odzwierciedlić kulisy działań 82 Dywizji. W efekcie super komandos Travers i jego spadochron staną się świadkami autentycznych, dramatycznych wydarzeń.

Naszywki „All American” 82 Dywizji Powietrznodesantowej są chętnie zbierane przez kolekcjonerów wojskowości.

Zastanawiacie się zapewne, gdzie tym razem los i wiatr was zaniesie? Cóż, wakacje to nie będą. Przygodę rozpoczniecie w lipcu 1943 roku pod gorącym, sycylijskim niebem (operacja Husky), biorąc udział w alianckiej ofensywie na wyspę. Następnie przyjdzie czas (wrzesień 1943 r.) na operację Avalanche i boje wśród antycznych ruin Salerno. Kolejne skoki wykonacie w czerwcu 1944 r. w północnej Francji, w trakcie słynnej, otwierającej drugi front w Europie, normandzkiej kampanii (operacja Neptun). Jeśli przeżyjecie krwawą łaźnię, jaką zgotują wam szkopy na plaży Omaha, to trzy miesiące później dowództwo wyśle was znowu na front, tym razem do Holandii. Miłośnicy operacji Market Garden i filmu O jeden most za daleko będą wiedzieli, co mają tam robić. Szlak bojowy zakończycie w marcu 1945 roku, wspierając przyczółki mostowe podczas forsowania Renu (operacja Varsity). Pięć kampanii to mnóstwo grania.

Praktycznie każda kolejna odsłona seriiwprowadzała pewne zmiany do rozgrywki, nie inaczej będzie i tym razem. W przypadku Medal of Honor: Airborne autorzy ani myślą spocząć na laurach i przygotowują dla was całkowicie nową, atrakcyjną formułę zabawy. Przede wszystkim gwarantują wam prawdziwą (nie pozorną, jak w MoH: European Assault) nieliniowość rozgrywki. Jako żołnierz powietrznego desantu, sterowany przez was Travers w większości przypadków działał będzie za liniami frontowymi wroga, osiągając cel drogą powietrzną. Po dotarciu samolotem nad miejsce zrzutu od was zależeć będzie, w którym punkcie wasze alter ego ma wylądować. Po zaznaczeniu punktu zrobicie hopla z samolotu i tak pokierujecie linkami spadochronu, by trafić w planowane miejsce lądowania. Czasem się to uda, a czasem nie, np. gdy zawieje nieodpowiednio wiatr, ściągnie was seria z kaemu lub szarpniecie nie za tę linkę, co trzeba. Podsumowując: możliwość własnego wyboru miejsca startu misji jest kolosalną zmianą w stosunku do poprzednich części cyklu, czyniąc każdą rozgrywkę całkowicie unikalną.

Skok ze spadochronem jest raczej traumatycznym przeżyciem, gdy wokół ciemności, reflektory i gniazda wrogich karabinów maszynowych...

Po wylądowaniu na stałym gruncie (choćbyście trzasnęli w drzewo lub dach) otworzy się przed wami ogromny obszar eksploracji, z głównymi i drugorzędnymi celami. Ze względu na możliwość wyboru miejsca startu, kolejność wyboru celu i sposób dotarcia do niego będą całkowicie dowolne. Zmusi was to do podwyższonego wysiłku oraz zachowania większej ostrożności, bowiem przeciwnicy nie będą tkwili bez ruchu w zdefiniowanych przez program miejscach. W zależności od sytuacji, dynamicznie zareagują i przemieszczą się po planszy, zachowując adekwatnie do waszych poczynań. Autorzy bardzo dużo wysiłku poświęcili dopracowaniu algorytmów sztucznej inteligencji, dzięki czemu zachowanie zarówno kompanów, jak i nieprzyjaciół nie porazi was swoją głupotą. Żołnierze będą skradać się, czołgać lub też zdobywać teren krótkimi skokami. Jeśli szkopy będą w przewadze, odważnie zaatakują waszą pozycję, jeśli nie – pozostaną w defensywie lub umkną. Towarzysze broni również odpowiedzą działaniem na wasze poczynania, starając się współpracować w osiągnięciu celów misji.

W ogniu walki skorzystacie z szeregu rodzajów broni, z których większość, jak choćby Thompsona M-1928A1, mieliście możność używać w poprzednich Medalach. Tych, którzy już chmurzą czoło mówiąc o braku urozmaicenia, pragnę uspokoić – szykują się rewolucyjne zmiany w systemie upgrade’owania broni. Przy odrobinie szczęścia, sprytu i umiejętności cienki początkowo karabinek zamienicie w super zabójcze narzędzie destrukcji, wymieniając lub ulepszając większość jego podzespołów. Dodatków będzie cała masa, poczynając od bardziej pojemnego magazynka, poprzez lepsze podpórki, szybsze mechanizmy przeładowania czy też precyzyjniejsze szczerbinki, na lunetkach i bagnetach kończąc. Co ciekawe, do ulepszania własnego inwentarza nadadzą się nie tylko oczywiste na pierwszy rzut oka bonusy, ale różne dziwne przedmioty: kawałki rurek, resztki spadochronu, odłamki drewna itd. Po dokonaniu korzystnych zmian w funkcjonowaniu broni wcale nie będziecie skłonni do zbyt częstego jej wymieniania, bowiem nawet znaleziona lepsza giwera, ale występująca w „gołej” wersji, nie będzie tak skuteczna, jak upgrade’owana.

Zgodnie z tradycją serii programiści z EA Games wychodzą ze skóry, by klimat i oprawa gry były jak najefektowniejsze i jednocześnie najwierniejsze historycznym realiom. W związku z tym odbyli podróż na stary kontynent, by wśród naturalnych, pamiętających wojenną zawieruchę lokacji odnaleźć ducha ówczesnych wydarzeń. Efektem rekonesansu stały się setki zdjęć i jedenastogodzinny materiał wideo. Następnie, łącząc współczesną dokumentację z archiwalną, stworzyli idealną mieszankę, gwarantującą autentyczność każdego detalu terenu, obojętnie czy mówimy o budynku, moście czy ukształtowaniu linii brzegowej. W trakcie zabawy nic nie stanie oczywiście na przeszkodzie, byście nieco zniekształcili oddane pieczołowicie przez autorów mapy. Jako że niemal każdy element krajobrazu ma być w pełni interaktywny, dysponując odpowiednią mocą ognia, będziecie w stanie nie tylko wybić drzwi czy dziurę w murze, ale kompletnie zdemolować architekturę otoczenia.

Przy odrobinie szczęścia i pomysłowości z byle pukawki będziecie mogli zrobić armatę, której to roboty nie powstydziłby się sam mistrz Słodowy.

Medal of Honor: Airborne ma być sztandarowym tytułem i wizytówką konsol nowej generacji, w związku z tym autorzy zadbają o odpowiednią jakość grafiki. Zwykły motion capture to już dziś standard, który nikogo nie dziwi, dlatego programiści poszli o krok dalej. Według przygotowanego przez nich projektu realizm zachowań postaci w grze określany będzie nie tylko poprzez ich gesty i ruchy, ale także (a może: głównie) mimikę twarzy. Służyć ma temu ulepszona technologia motion capture, nazwana autorsko U-Cap. Polega ona na wielokrotnym fotografowaniu twarzy osoby z różnych stron, co prowadzi do stworzenia prawie idealnego modelu mięśni twarzy. Stworzona w ten sposób baza ujęć jest z kolei wykorzystywana przez kolejną technologię – E-Cap, która odpowiada za uruchomienie odpowiednich mięśni w zależności od okoliczności. Tandem ten sprawi, że zachowania bohaterów będą niepowtarzalne, wymuszone przez daną sytuację, a nie sztywno odtwarzane z nagranych wcześniej wzorców.

Maksimum realizmu – ta dewiza dotyczy również dźwięku. Nie pierwszy to już raz ekipa tworząca Medala podkładała mikrofony pod lufy autentycznej broni z okresu II wojny światowej, by jak najwierniej oddać jej brzmienie. Na kalifornijskim ranczo w Boulevard jedenastu dźwiękowców urządziło sobie mały poligon zapamiętale przestrzeliwując pistolety, karabiny i strzelby. Choć w ferworze walki mało kto zwróci uwagę na różnicę między terkotaniem serii z Thompsona a trzaskiem wystrzału ze Springfielda, możecie być pewni że to, co zabrzmi w głośnikach, jest zgodne z rzeczywistością. Próby w Boulevard nadzorował jak zwykle niezawodny kapitan Dale Dye, stary weteran wojenny, od lat doradzający producentom gier spod znaku Medal of Honor.

Na obecnym etapie prac nad grą wiadomo już, że dostępny będzie tryb wieloosobowy. W zasadzie, w żadnym dotychczasowym Medalu niczym specjalnym ten tryb się nie wyróżniał, ale jeśli ktoś lubi bawić się wspólnie z kumplami, będzie miał taką możliwość. Tym razem, w odróżnieniu od głównie deathmatchowej rozrywki, wiodącej w starszych częściach cyklu, autorzy pragną położyć nacisk na współdziałanie. Najważniejszy ma być tryb kooperacji dla 2-4 osób, w którym gracze wspólnie zrealizują powierzone im zadania. Co ciekawe, w razie śmierci któregoś z członków oddziału będzie możliwy jego natychmiastowy powrót na pole walki. Po prostu po chwili śmiałek wyskoczy ze spadochronem z pokładu samolotu transportowego, który dostarczy go nad obszar działania. W trybie wieloosobowym będziecie mogli obsługiwać przeróżne wehikuły (np. czołgi, wozy transportowe), niedostępne w wersji single player.

Zdziwienie, strach, zaskoczenie – tych uczuć nie trzeba będzie się domyślać, po prostu będą wypisane na twarzy.

Medal of Honor: Airborne zapowiada się na szlagier sezonu. Kilka istotnych zmian odświeży nieco wyeksploatowany temat: możliwość pobujania się na spadochronie, samodzielne wyznaczanie punktu startu misji, nieograniczona swoboda w poruszaniu się po planszy czy rozbudowany tryb ulepszania broni. Ponadto dzięki zastosowaniu nowych technik animacyjnych możecie spodziewać się dużego skoku jakościowego w oprawie graficznej. Mówimy tu głównie o wersjach na PC oraz konsole nowej generacji, choć mając w pamięci wygląd MoH: European Assault, o estetyczne odczucia posiadaczy starych konsol (PS2, Xbox) jestem również spokojny. Lekki grymas dezaprobaty może budzić jedynie skłonność autorów do eksploatowania tych samych rejonów, znanych już z poprzednich inkarnacji cyklu. Lądowanie na plaży w Normandii, misje we Francji i Niemczech – przecież to już było! Czy gracze nie poczują znużenia biorąc udział w tych samych kampaniach wojennych? Mam nadzieję, że nie, bowiem autorzy serii Medal of Honor są mistrzami w tworzeniu niesamowitego klimatu, który przyćmiewa ewentualne niedoróbki. Drżyjcie naziści, Boyd Travers nadchodzi...

Marek „Fulko de Lorche” Czajor

NADZIEJE:

  • nowe wrażenia – możliwość skakania na spadochronie;
  • dowolność w wyborze miejsca startu misji;
  • pełna swoboda eksploracji plansz i realizacji celów misji;
  • wiele wariantów rozbudowy broni.

OBAWY:

  • znowu Europa? znowu lądowanie w Normandii? znowu Tygrysy?
Medal of Honor: Airborne

Medal of Honor: Airborne