Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Ash of Gods: Redemption Publicystyka

Publicystyka 21 lutego 2018, 15:00

Hołd czy kalka? Oto Ash of Gods, czyli Banner Saga z Rosji

Po spędzeniu kilkudziesięciu minut z Ash of Gods z jednej strony trzeba przyznać, że to nieźle pomyślana hybryda turowej gry RPG i wizualnej powieści, z drugiej jednak nadmierne podobieństwa do The Banner Saga kłują w oczy.

W ASH OF GODS: REDEMPTION ZNAJDZIECIE:
  1. połączenie powieści wizualnej z turową grą RPG autorstwa rosyjskiego studia AurumDust;
  2. bardzo wiele elementów wyraźnie inspirowanych serią The Banner Saga;
  3. mroczną, pełną przemocy historię o pradawnym zagrożeniu, które może zniszczyć ludzkość;
  4. trudne bitwy, całkowicie pozbawione aspektu losowości;
  5. elementy karciane, które mogą być kluczowe w finalnej wersji tytułu, ale w początkowych etapach nie grały większej roli;
  6. prześliczną, rysowaną i pełną szczegółów oprawę wizualną.

W branży, w której każde studio nieustannie naśladuje, kopiuje i inspiruje się elementami z różnych innych gier, tworząc z nich coś własnego, deweloperzy z AurumDust zdecydowanie się wyróżniają. Rosyjski zespół postanowił bowiem zaczerpnąć pomysły wyłącznie z jednej produkcji i dodać niewiele od siebie. Część graczy powie zapewne, że Ash of Gods: Redemption to po prostu duchowy spadkobierca czy też hołd dla cyklu The Banner Saga. Podobieństw jest tu jednak tak wiele, że po pierwszych etapach na usta cisnęło mi się zdecydowanie inne określenie.

Naprawdę, jeśli w The Banner Saga graliście dość dawno temu, a nie macie fotograficznej pamięci, prawdopodobnie pomylilibyście Ash of Gods z produkcją studia Stoic. Już sam sposób, w jaki zaprezentowana została historia, od razu ujawnia, czym inspirowali się Rosjanie. Oprawa wizualna jest bardzo podobna – nie sposób nie zachwycić się ręcznie rysowanymi, szczegółowo zaprojektowanymi postaciami, bogatymi tłami i ślicznymi krajobrazami. I gdyby atmosfera czy grafika były jedynym, co tytuł ten podpatruje u The Banner Saga, nie byłoby o czym mówić. Ale nawet w fabule znajdują się zbliżone elementy: jest zagrażające ludziom pradawne zło (w przypadku studia Stoic Drążyciele, u AurumDust Żniwiarze), motyw ciągłej wędrówki oraz ojciec i córka w roli głównych bohaterów.

Ash of Gods już w pierwszych etapach potrafi napsuć graczom krwi.

A podobieństwa wcale się na tym nie kończą. Rozgrywka kopiuje z pierwowzoru większość rozwiązań – na przykład dwie statystyki przeciwnika, w które można wycelować atak. Różnica wydaje się raczej nominalna, bo w Ash of Gods są jest to zdrowie i energia, a w The Banner Saga siła i obrona. Jest też możliwość poruszania się na pola poza zasięgiem ruchu z danej tury, poświęcając punkty, wykorzystywane potem przy wyprowadzaniu ciosów specjalnych. Podobny okazuje się także interfejs użytkownika, co jednak można akurat zrzucić na karb specyfiki gatunku. Każdy, kto choć przez chwilę miał do czynienia z dziełem studia Stoic, od razu zauważy cały szereg wspólnych cech z omawianym tytułem. Pytanie, czy nie jest ich za dużo?

Cokolwiek by o Ash of Gods nie mówić, gra potrafi urzekać wizualiami.

Bez taryfy ulgowej

Hołd czy zwykła kalka? Oto Ash of Gods, czyli Banner Saga z Rosji - ilustracja #3

Przypomnijmy, że wspominane w tym tekście raz po raz The Banner Saga doczeka się trzeciej części zaledwie parę miesięcy po ukazaniu się Ash of Gods. Deweloperzy ze studia Stoic pomimo niezadowalającej sprzedaży „dwójki” postanowili za wszelką cenę zamknąć historię w formie trylogii, a fundusze na ten cel zebrali za pośrednictwem Kickstartera. Początkowo The Banner Saga 3 miało zadebiutować w grudniu tego roku, ale że prace idą wyjątkowo sprawnie, premierę przyspieszono i nastąpi ona latem.

Porzućmy jednak na chwilę dywagacje, czy Ash of Gods należałoby zaklasyfikować jako plagiat, i zajmijmy się samą grą, która – choć ma parę poważnych wad – wygląda na dość sensowne połączenie turowego RPG z powieścią wizualną. Produkcja rosyjskich deweloperów przenosi gracza do krainy Terminium, która po siedmiuset latach względnego pokoju staje w obliczu zagłady za sprawą złowrogiej rasy Żniwiarzy. Jako grupa postaci (występuje tu bowiem więcej niż jeden grywalny protagonista) przemierzamy świat, próbując znaleźć sposób na pokonanie najeźdźców, zsyłających na ludzi plagę przemieniającą ich w żądne krwi monstra. Brzmi interesująco, choć nie ma tu raczej niczego, czego byśmy już w fantastyce nie widzieli.

Trudno jednak na razie oceniać jakość scenariusza. Nie tylko dlatego, że z produkcją AurumDust spędziłem zaledwie tylko godzinę (bo na tyle pozwalała wersja demonstracyjna), ale też przez to, że potrzebuje ona bardzo gruntownych szlifów w tłumaczeniu – zarówno polskim, jak i angielskim. W obu wersjach zdarzały się błędy, kwestie jakby wyrwane z kontekstu i niezrozumiałe fragmenty. Ba, podczas mojej przygody z Ash of Gods spora część mapy była w dalszym ciągu zapisana cyrylicą. Marzec już tuż, tuż, więc deweloperom nie zostało zbyt wiele czasu, by doprowadzić całość do ładu i składu. Na razie bowiem chochliki w tłumaczeniu dezorientują i utrudniają wczucie się w historię, która jest tu przecież jednym z absolutnie najważniejszych elementów.

Mimo rysunkowego stylu oprawy dziełu AurumDust daleko od bajki dla dzieci.

W efekcie lokalizacyjnych zaniedbań gracz, zamiast chłonąć fabułę, wyczekuje z niecierpliwością kolejnych bitew. Te także zrobione są na modłę walk z The Banner Saga, ale wydają się mieć nieco wyższy poziom trudności. Podczas gdy w produkcji studia Stoic większość początkowych potyczek udawało się zazwyczaj przetrwać bez strat w ludziach, Ash of Gods już w trzecim czy czwartym starciu rzuca nas na głęboką wodę: przeciwnicy mają własne umiejętności specjalne, które bezwzględnie wykorzystują do przetrzebiania naszych szeregów, a złe ustawienie drużyny czy nadmierna brawura potrafią poważnie zmniejszyć nasze szanse.

Każdy ruch należy więc odpowiednio przemyśleć: z jednej strony zbyt agresywne natarcie może zakończyć się krwawą łaźnią, z drugiej wstrzymywanie się z ofensywą wystawia nas na ogień wyjątkowo skutecznych łuczników. I nie ma tu nawet grama losowości: od razu wiemy, jakie obrażenia zada konkretny atak, tak więc odpowiednio kalkulując, możemy ograniczyć straty w ludziach do minimum. Podobnie jak w The Banner Saga wszystkie postacie cechują indywidualne umiejętności, które naturalnie należy rozwijać, a także własny sposób poruszania się lub zadawania ciosów. Ponadto niektóre potężniejsze zdolności odbierają punkty życia lub energii również bohaterowi, który je wykorzystuje, znowu więc trzeba zadecydować, czy możliwość szybszego rozstrzygnięcia bitwy jest warta otrzymania obrażeń i większego ryzyka.

Karty na stół

Jednym z niewielu autorskich pomysłów ekipy AurumDust jest włączenie do rozgrywki elementów karcianki. Mam nadzieję, że magiczne karty będą mieć porządne uzasadnienie fabularne, bo we wczesnych etapach pojawiają się praktycznie znikąd – jedna z bohaterek po prostu mówi, że gdzieś je znalazła, a ich właściwości nie zostają wyjaśnione. Zwiększają one poszczególne statystyki pojedynczej postaci lub całej drużyny, dodając np. cztery punkty do ataku. Warto jednak zauważyć, że w pierwszych etapach udostępnione zostały tylko dwie karty, można się więc spodziewać, że im dalej zabrniemy, tym potężniejsze staną się ich moce. Niestety, wczesna wersja gry nie dała mi też możliwości sprawdzenia, w jaki sposób buduje się talię.

Trudno stwierdzić, jak ważnym elementem rozgrywki będzie ten karciankowy eksperyment, ale jeśli karty rzeczywiście okażą się odpowiednio potężne, może to być ciekawe urozmaicenie bitew. Nie to, żeby te nie broniły się same – za sprawą całkiem wysokiego poziomu trudności oraz zestawu zróżnicowanych umiejętności starcia potrafią wciągnąć. Szkoda tylko, że momentami pole walki wydaje się mało przejrzyste – wydawanie komend podopiecznym zdecydowanie mogłoby być bardziej intuicyjne. Ogólnie jednak turowe walki robią dobre wrażenie, a staną się z pewnością jeszcze bardziej pasjonujące, gdy dobrze poznamy poszczególnych członków naszej drużyny.

Kilkadziesiąt minut to zdecydowanie za mało, by zżyć się z kierowanymi postaciami. Niektóre z nich mają jednak potencjał, by stać się naprawdę interesującymi bohaterami.

Hołd czy zwykła kalka? Oto Ash of Gods, czyli Banner Saga z Rosji - ilustracja #2

Oprócz kampanii dla jednego gracza w Ash of Gods pojawi się także rozgrywka sieciowa. Oczywiście we wczesnej wersji nie była ona dostępna, ale twórcy wspomnieli o tym, czego należy w multiplayerze oczekiwać. Rzecz jasna będziemy walczyć z innymi graczami w bezpośrednich pojedynkach i wspinać się w rankingu, a ponadto deweloperzy udostępnią możliwość zmierzenia się wraz z partnerem ze sztuczną inteligencją. Segment sieciowy zapowiada się więc na całkiem rozbudowany, bo autorzy przewidują też opcję odblokowywania kolejnych postaci, kart czy umiejętności. Kto wie, może to właśnie rozgrywka wieloosobowa okaże się asem w rękawie Ash of Gods?

Ash of Gods robi wrażenie solidnie zrobionej produkcji, która jednak na gwałt potrzebuje jakichś autorskich elementów.

Ash of Gods potrafi również cieszyć oko i ucho. Skoro już powiedzieliśmy, że styl graficzny jest bardzo mocno inspirowany oprawą The Banner Saga, to wiadomo, że będzie stać na solidnym poziomie. I rzeczywiście – postacie są szczegółowe, kreska ostra, a tła śliczne i pełne detali. W dodatku dzieło AurumDust okazuje się być zdecydowanie bardziej dynamiczne, jeśli chodzi o animacje bohaterów czy przerywniki fabularne. Niestety, ma to też swoje wady – gra wydaje się na ten moment ograniczona do maksymalnie 30 klatek na sekundę (i potrafi zejść poniżej tego pułapu!), co osoby przyzwyczajone do pełnej płynności na PC zapewne będzie kłuć w oczy.

Nie martwcie się, większość pól bitwy ma wyglądać zdecydowanie ciekawiej.

Proszę pani, oni odgapiają!

Jest w Ash of Gods duże pole do poprawek. Muszę jednak przyznać, że to całkiem interesujące turowe RPG, które potrafi wciągnąć walkami i zachwycić pięknymi kadrami. Znalazło się tu wprawdzie parę technicznych niedoróbek, problemy z tłumaczeniem momentami nie pozwalają się zaangażować w przedstawianą historię, a postacie nie wydają się na razie jakoś szczególnie ciekawe. Ale dla miłośników gatunku Ash of Gods może się okazać trafioną propozycją i okazać się miłą rozgrzewką przed tym, co szykują dla nas deweloperzy w trzecim The Banner Saga.

Klasyka – łucznicy chowają się z tyłu przez całą bitwę, a na koniec to oni zbierają laury.

Tu jednak pojawia się problem. Wspomniane już inspiracje tamtą produkcją widać po prostu nazbyt mocno. Elementów zaczerpniętych z dzieła studia Stoic jest mnóstwo, zaś własnych pomysłów niewiele. Daleko mi od bezpośredniego oskarżania autorów o plagiat, bo w końcu mamy tu parę oryginalnych rozwiązań, jednak na razie nie wydają się one kluczowe dla rozgrywki. Ktoś powie – w tej branży każdy kopiuje każdego i AurumDust nie jest tu wyjątkiem, to nie powód do robienia afery. Dobrze, ale interaktywna rozrywka musi sobie wreszcie zadać pytanie: gdzie kończy się inspiracja, a zaczyna kalka?

O AUTORZE

W demie Ash of Gods zaliczyłem pierwszy etap rozgrywki. Dłużej obcowałem natomiast z The Banner Saga, którą to serię deweloperzy z AurumDust usilnie naśladują, i choć rozumiem zachwyty nad stylem wizualnym czy historią, sam nigdy nie byłem miłośnikiem tego cyklu. Mimo to wspominam go naprawdę przyjemnie i pamiętam na tyle dobrze, żeby podobieństwa w Ash of Gods od razu rzuciły mi się w oczy.

ZASTRZEŻENIE

Dostęp do demonstracyjnej wersji Ash of Gods otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy Kool Things.

Jakub Mirowski

Jakub Mirowski

Z GRYOnline.pl związany od 2012 roku: zahaczył o newsy, publicystykę, felietony, dział technologiczny i tvgry, obecnie specjalizuje się w ambitnych tematach. Napisał zarówno recenzje trzech odsłon serii FIFA, jak i artykuł o afrykańskiej lodówce low-tech. Poza GRYOnline.pl jego materiały na temat uchodźców, migracji oraz zmian klimatycznych publikowane były m.in. w Krytyce Politycznej, OKO.press i Nowej Europie Wschodniej. W kwestii gier jego zakres zainteresowań jest nieco węższy i ogranicza się do wszystkiego, co wyrzuci z siebie FromSoftware, co ciekawszych indyków i tytułów typowo imprezowych.

więcej

Ash of Gods: Redemption

Ash of Gods: Redemption