Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 31 maja 2007, 12:38

autor: Krzysztof Gonciarz

Halo 3 - test przed premierą

Halo jest tak amerykańskie, jak Coca-Cola, Bruce Springsteen i kowbojskie kapelusze. Czy te wartości trafiają i do nas?

Od premiery Crackdowna minęło raptem parę miesięcy, a gierczany świat już zdążył o nim niemal całkowicie zapomnieć. Zaiste trudno by było znaleźć jakikolwiek powód, by wygrzebywać z szuflady płytkę z tym tytułem, gdyby nie pewien szczególik. Jak bowiem od dawna wiadomo, posiadanie płytki z produkcją Real Time Worlds uprawnia do udziału w trwających od maja beta-testach Halo 3. Szybki rzut oka na popularne serwisy aukcyjne nie pozostawia wątpliwości: Crackdown stał się ostatnimi czasy towarem o wiele bardziej chodliwym, niż w chwili swej, stosunkowo głośnej przecież, premiery. Chyba musiało tak się stać. Żadna gra nie jest obecnie wypatrywana przez xboksiarzy z taką niecierpliwością, jak kontynuacja przygód heroicznego Master Chiefa. Siłę tej serii dobrze oddaje tytuł humorystycznego rankingu opublikowanego jakiś czas temu na pewnym zachodnim serwisie: top 10 gier na Xboksa, których tytuł nie zaczyna się na „Ha”, ani nie kończy na „lo”.

O co halo z tym Halo? W sumie jest to FPP jakich – przynajmniej w teorii – wiele. Jeśli nie na konsolach, to wśród pecetowych strzelanin konkurencję mu znajdziemy bez większego wysiłku. Rzecz tkwi chyba w idealnym wstrzeleniu się twórców we wcześniej istniejące koncepcje, zebraniu ich do kupy i stworzeniu czegoś, co niejednemu siedziało już wcześniej na końcu języka, ale nie potrafił swych myśli odpowiednio wyartykułować. Coś jak Harry Potter, wiecie. Z tym, że wytwór Bungie jedzie przy okazji na skrajnej amerykańskości. Jest tak bardzo „made in USA”, jak Coca-Cola, Bruce Springsteen i kowbojskie kapelusze. A sam Master Chief to przecież iście marvelowski superbohater, ikona, w jaką za wielką wodą lubi się spoglądać z refleksyjnym westchnieniem. Dlaczego tak się nad tym rozwodzę? Ano z prostej przyczyny, że w rozmowach ze znajomymi wciąż spotykam się z obojętnością na zjawisko, jakim jest „Aureolka”. FPP-owcy, konsolowcy, pecetowcy, skinheadzi i rastamani – wszyscy zastanawiają się, dlaczego za dwa najlepsze tytuły na pierwszego X’a uważa się Halo i Halo 2. I sam też łączę się z nimi w tym zdziwku, które w ciągu ostatnich tygodni miałem okazję przenieść również na trzecią część sagi.

Udostępniona przez Xbox Live wersja beta zajmuje jakieś 900MB i oferuje trzy mapki multiplayerowe do przetestowania w szerokiej gamie trybów rozgrywki. Gdy rozpoczynamy grę (a towarzyszy temu charakterystyczny, chóralny motyw przewodni), nie mamy bezpośredniego wpływu na te ostatnie. Określamy tylko, czy chcemy walczyć w pojedynkę, dołączyć do gry drużynowej, czy też uczestniczyć w rozgrywkach „udziwnionych”, takich jak Capture the Flag czy Territories. Po dokonaniu tego wyboru system automatycznie znajdzie nam partnerów do gry i przydzieli losowe zasady rozgrywki – takie jak dopuszczalny zestaw rodzajów broni, mapę czy też sam tryb zabawy (np. w obrębie pierwszej ze wspomnianych kategorii trafić możemy na King of the Hill). Istnieje możliwość zgłoszenia sprzeciwu wobec wyników losowania. Jeśli dokona tego ponad 50% uczestników meczu, procedura zostanie powtórzona. Proste i praktyczne.

Gracze łączeni są na podstawie dwóch charakterystyk: liczby rozegranych meczów oraz szacunkowego skilla w partiach określonego typu. W obecnej fazie funkcja match-makingu nie miała okazji do rozwinięcia skrzydeł ze względu na małą liczbę zawodników. Jeszcze z ciekawostek dostępnych z poziomu menu głównego, mamy tu możliwość oglądania wcześniej zapisanych powtórek (póki co tylko z perspektywy FPP, docelowo wprowadzony ma być tryb obserwatora), a także skromnej, bo skromnej, edycji swojej postaci oraz logo. Ta ostatnia funkcja sprowadza się do regulacji kolorków i, z tego co zauważyłem, jest używana przez graczy głównie w celu zapewnienia sobie jak najlepszego kamuflażu.

Nie jestem wielkim weteranem multiplayera poprzednich części serii, ale nawet słabo doświadczony gracz od razu zauważy, że rządząca rozgrywką mechanika pozostała z gruntu taka sama. Zmieniły się tylko narzędzia, którymi możemy się posługiwać celem eksterminacji przeciwników. Rodzajów broni jest tu dużo i z początku ciężko wyczuć optymalny sposób wykorzystania poszczególnych modeli. Szczególnie wyróżnia się potężny Spartan Laser, olbrzymi railgun mogący strzelać tylko raz na kilka sekund. Albo wyrzutnia rakiet, której podniesienie przełącza nas na widok TPP i aktywuje automatyczne namierzanie nieprzyjacielskich pojazdów. Poza szerokim arsenałem pukawek, znajdziemy tu też kilka typów granatów oraz przedmiotów dodatkowych. Do tej ostatniej grupy zalicza się np. energetyczna tarcza Bubble Shield (taka, jaką MC uruchamia w trailerze z początku roku), albo przenośna wyrzutnia grawitacyjna. Do rąk graczy oddano również trzy typy pojazdów: znane już Warthogi i Ghosty, a także nowe, szybkie jeepy – Mongoose’y.

Jak już pisałem, w becie zawarto trzy mapy. Największą z nich jest Valhalla, sporych rozmiarów pole bitwy, idealne do zabawy w teamach po 6-8 graczy oraz do deathmatchów na snajperki (swoją drogą to naprawdę nieprawdopodobne, co ci ludzie potrafią z padem robić w kwestii celowania). Znajdziemy tu sporo zakamarków do podłego kampowania oraz kilka wyrzutni, po wejściu na które nasza postać wystrzeliwana jest wysoko w przestworza. Snowbound przedstawia miły dla oka, mroźny krajobraz. Arena to raczej niewielka, a przy tym gęsto naszpikowana rozmaitymi rodzajami broni i przedmiotami. High Ground przedstawia za to krajobraz typowy dla serii: bazę wojskową nad brzegiem morza. Tutaj właśnie napotkamy nowy model jeepa, a także angażujemy się w walkę na dość krótki dystans.

Oprawa audiowizualna gry pozostawia nieco do życzenia, a przy tym zupełnie nie zdaje się być dla Bungie priorytetem. Ot, takie Halo 2 podniesione do 720p. Z jednej strony to dobrze, bo stawia się tu na wygładzonego multiplayera przy idealnie płynnej animacji, ale z drugiej – singiel może na tym zabiegu nieco ucierpieć. Inna sprawa, że to nie fabuła zapewniła serii taką popularność, ale właśnie idealnie dopracowany tryb dla wielu graczy. Nie ulega wątpliwości, że gameplay H3 projektowany był z myślą o e-sporcie i wieloletnim szaleństwie na kablach Xbox Live. Pod tym względem zapowiada się bardzo obiecująco. W trakcie zabawy z betą ani raz nie zdarzyło mi się trafić na buga, co jest nawet nie tyle rzadkością, co zjawiskiem niemal nadprzyrodzonym. Od czasu do czasu zaniemagało tylko połączenie z serwerami.

Czy masz w sobie elektronicznego sportowca? Jeśli tak, perspektywa dołączenia do olbrzymiej społeczności maniaków Halo z pewnością wyda ci się kusząca. Sposób, w jaki konstruowana jest rozgrywka H3, zwiastuje idealnie dopracowaną strzelankę sieciową – z jednej strony „tylko”, z drugiej strony „aż”. Microsoft na pewno nie pozwoli, by jego sztandarowa franszyza się zdewaluowała. Mówi się, że powodzenie tej gry zadecyduje o wyniku starcia pomiędzy X360 a PS3. Jest w tym trochę medialnego bicia piany, zgoda, ale czy do końca?

Krzysztof „Lordareon” Gonciarz

NADZIEJA:

  • idealnie dopracowany multiplayer?

OBAWY:

  • odstająca oprawa wizualna;
  • co z singlem?
Halo 3

Halo 3