Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 20 maja 2009, 14:46

autor: Radosław Grabowski

Guitar Hero: Greatest Hits - już graliśmy!

Największe hity z pięciu gier spod znaku Guitar Hero, zamknięte w jednym pudełku, to dobry pomysł? Test przedpremierowej wersji Guitar Hero: Greatest Hits dał na to odpowiedź.

W listopadzie miną cztery lata, odkąd rozpoczął się trwający do dziś globalny szał, związany z grami muzycznymi, w których nie ma mowy o zabawie bez kontrolerów, imitujących instrumenty muzyczne. Co prawda dużo wcześniej pojawiły się takie marki jak GuitarFreaks i DrumMania, ale ich domeną był właściwie wyłącznie rynek japoński. Tymczasem dopiero dzięki pierwszej produkcji z serii Guitar Hero cały świat poznał, jak to jest być gitarowym wirtuozem bez ruszania się sprzed telewizora. Mnóstwo ludzi specjalnie dla tej gry kupiło konsolę PlayStation 2, mającą wówczas już pięć lat na karku. Teraz wspomniany cykl składa się z czterech głównych części oraz licznych spin-offów. Zdaniem ludzi, odpowiedzialnych za rozwój marki, nadszedł najwyższy czas na podsumowanie dotychczasowego dorobku i tak właśnie narodziła się koncepcja Guitar Hero: Greatest Hits - edycja amerykańska ma zmieniony podtytuł, który brzmi Smash Hits. Miałem już okazję spędzić trochę czasu przy tej grze i chciałbym podzielić się z Wami swoimi wrażeniami.

Pomysł na omawianą produkcję jest banalny. Postanowiono zawrzeć w nim playlistę, obejmującą najlepsze (przynajmniej zdaniem deweloperów) kawałki z pięciu pozycji spod znaku GH, wydanych w minionych latach. Pod uwagę wzięto "jedynkę", GH Encore: Rocks the 80s, GH II, GH III: Legends of Rock oraz GH: Aerosmith. Łącznie daje to 48 utworów m.in. takich wykonawców jak Rage Against the Machine, Ozzy Osbourne, Deep Purple, Nirvana, Queen, Iron Maiden i Jane's Addiction. Wszystkie są oryginalnymi nagraniami, więc nie ma mowy o żadnych wykonaniach z drugiej ręki. Sprawa jest o tyle istotna, że dla przykładu cały soundtrack w pierwszym Guitar Hero składał się z coverów. W kolejnych odsłonach serii ilość utworów typu "as made famous by..." systematycznie malała, ale dopiero w World Tour zniknęły one zupełnie.

Kiedyś grałem covery, a teraz grają moje covery.

Szkielet rozgrywki w Greatest Hits pochodzi z "czwórki", która po raz pierwszy w historii cyklu wprowadziła do zabawy inne instrumenty niż gitary. Można zatem spróbować swoich sił jako "wioślarz" prowadzący i basowy oraz perkusista i wokalista. Z oczywistych więc względów ani jednego z umieszczonych na playliście kawałków nie dało się dotąd przejść w żadnym Guitar Hero, wykorzystując do tego bębny lub mikrofon. Właśnie dlatego gra jest atrakcyjna nawet dla kogoś, kto posiada PlayStation 2, pomimo że platforma ta jako jedyna pozwala na odpalenie wszystkich części GH, z których czerpano przy tworzeniu Greatest Hits. Natomiast dla takiego Xboksa 360, PlayStation 3 czy Wii to już sprawa w ogóle wygląda świeżo, gdyż łącznie 20 pozycji na soundtracku pochodzi z "jedynki" i Rocks the 80s - to było dotąd tylko na PS2. Posiadacze PS3 i Wii za nowości mogą uznać jeszcze 19 kawałków z niedostępnego dla nich GH II. I gdzie tu odgrzewanie kotletów, na które narzekano na internetowych forach dyskusyjnych po pierwszych doniesieniach na temat Greatest Hits?

Nawet w samej sferze gitarowej playlista momentami potrafi miło zaskoczyć. Wszystkie utwory zostały bowiem poddane pewnym modyfikacjom jeśli chodzi o sposób ich grania. Uwzględniono np. fragmenty, w których wykorzystuje się gładzik, umieszczany na gryfie "wiosła" od czasów World Tour. Jeśli chodzi natomiast o perkusję, to na najlepszych bębniarzy czeka poziom trudności Expert+, dostępny dotąd jedynie w GH: Metallica - do standardowego pedału dołącza tu drugi i jest naprawdę ostro. Nigdy jeszcze w trakcie mojej kilkuletniej przygody z Guitar Hero nie udało mi się na stałe przejść z Medium na Hard w przypadku gitary. Odniosłem wrażenie, że kawałki z "jedynki" i "dwójki" są w Greatest Hits nieco łatwiejsze do wykonania niż pierwotnie. Oczywiście może to być kwestia nabranej wprawy, aczkolwiek nadal nie potrafię przekroczyć magicznej bariery czterech guzików. Generalnie gra jest prostsza niż Metallica, z którą ciągle się zmagam a droga do końca jeszcze daleka.

Tak, to jest wykonanie Rage Against the Machine – Killing in the Name.Stylistyka mocno dyskusyjna, ale taki już urok Guitar Hero.

Opcje rozgrywki zostały także zaczerpnięte z WT. W trybie kariery można bawić się solo jako jeden z czterech członków zespołu lub zaprosić do wspólnego muzykowania maksymalnie trójkę przyjaciół. Własnemu zespołowi nadaje się nazwę i wybiera mu się logo, a wygląd fizyczny i ubiór postaci kształtuje się według uznania na simsową modłę. Również wirtualne instrumenty można spersonalizować, o ile wcześniej zarobiło się wystarczającą ilość pieniędzy w trakcie koncertowania. Nie zapomniano też o kooperacji i rywalizacji online oraz opcji GHTunes. Ta ostatnia pozwala na tworzenie własnych kawałków (z wyłączeniem ścieżki wokalnej), ale jest na tyle uboga, że nawet największe wysiłki przynoszą mierne efekty. Od premiery World Tour nie zmieniło się nic.

Czwarta część Guitar Hero jest pierwszą grą w serii, do której pojawiła się znacząca ilość dodatkowych utworów. Żadne DLC z WT nie będzie niestety kompatybilne z Greatest Hits. Wydawca w ogóle nie przewiduje w przyszłości płatnych rozszerzeń do tej produkcji. Jest to właściwie zrozumiałe z uwagi na konwencję i zbliżającą się premierę kolejnych gier muzycznych spod znaku Guitar Hero. Jeszcze krótko o grafice: w tym temacie nic odkrywczego - jest tak, jak było – menu, postaci i miejsca koncertów utrzymane są w charakterystycznym komiksowym klimacie. Wszyscy fani GH poczują się jak w domu.

Idea Guitar Hero: Greatest Hits do mnie przemawia. Chociaż grałem we wszystkie poprzednie części serii, to nową produkcję na pewno kupię z dwóch powodów. Mam na myśli utwory w oryginalnych wykonaniach oraz pełną obsługę instrumentów z World Tour. Oczywiście cały ten pomysł największych hitów można było zrealizować w formie ogromnego DLC, ale wtedy z listy platform docelowych musiałoby wylecieć PlayStation 2. Gotowa gra w połowie przyszłego miesiąca trafi na półki amerykańskich sklepów, a Europa tradycyjnie musi poczekać kilka dodatkowych miesięcy. Warto jednak uzbroić się w cierpliwość, ponieważ Greatest Hits będzie idealnym przerywnikiem przed nadchodzącymi grami muzycznymi. Na horyzoncie jest przecież The Beatles: Rock Band, Guitar Hero: Van Halen, Guitar Hero 5, Band Hero, a z innej beczki jeszcze DJ Hero. Urodzaj jak nigdy – oby tylko starczyło miejsca w domowym kąciku gracza na peryferia do tych wszystkich produkcji.

Radosław „eLKaeR” Grabowski

Guitar Hero: Greatest Hits

Guitar Hero: Greatest Hits