Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 21 sierpnia 2008, 09:57

autor: Marek Grochowski

Grand Theft Auto IV - GC 2008

Na tegorocznych targach Games Convention w Lipsku po raz pierwszy pokazano konwersję gry Grand Theft Auto IV na PC. Na prezentacji nie mogło zabraknąć naszego wysłannika.

Żadnych zdjęć, żadnego nagrywania, żadnych wywiadów – grzmi pośród ciemności głos przedstawiciela Rockstar Games - za chwilę po raz pierwszy pokażemy wam pecetową wersję Grand Theft Auto IV. W kilkadziesiąt osób jak jeden mąż posłusznie chowamy cyfrówki do futerałów. Parę sekund później w niewielkiej, hermetycznej sali stanowiącej część stoiska Take 2, słychać już tylko niemiarowy oddech podekscytowanych dziennikarzy oraz nerwowe postukiwania w klawiatury laptopów. Z ogromnego, ponad stucalowego ekranu, znika mapa sławnego Liberty City, a naszym oczom ukazuje się wreszcie najbardziej oczekiwana, pecetowa gra tego roku, identyczna niemalże jak ta, która przez rzeszę konsolowców uznawana jest za najbardziej grywalną produkcję świata.

Ku naszemu zdumieniu do prezentacji GTA IV nie zostaje wykorzystana klawiatura i mysz, lecz podłączony do komputera pad Xboksa 360. Powodem jest po części kwestia wygody w trakcie pokazu (w sali nie ma żadnego biurka, gdzie dałoby się rozłożyć klasyczne kontrolery), a z drugiej strony - aktualny stan zaawansowania prac nad projektem. Mniejsza o to, pojawia się pierwszy przerywnik filmowy i nikt nie zamierza nawet mrugnąć okiem, by czegoś przypadkiem nie przegapić. Na ekranie od razu daje się zaobserwować mały zgrzyt: bohaterowie krzyczą jeden na drugiego, jednocześnie patrząc na siebie tępym wzrokiem, jak gdyby nie byli w stanie wzajemnie się dostrzec. Gdzieniegdzie widoczne są kosmetyczne niedociągnięcia w wygładzaniu krawędzi, a przez ułamek sekundy animacja minimalnie zwalnia. Tym niemniej po krótkim dialogu jasne staje się, że mamy do czynienia z misją Three Leaf Clover, w której zadaniem gracza jest ni mniej, ni więcej, tylko obrabowanie banku.

Posiadacze pecetów powrócą do Liberty City jeszcze w tym roku.

Posiadacze konsol wiedzą doskonale, że wyprawa po łup i późniejsza ucieczka przed policją to perfekcyjnie wyreżyserowana akcja, będąca jednym z najciekawszych wyzwań czwartej odsłony cyklu Grand Theft Auto. Do pecetowej demonstracji tytułu specjalnie wybrano ten właśnie fragment rozgrywki, bo przez większość czasu zabawa toczy się w nim na niewielkiej przestrzeni ciasnych alejek oraz w kilku podziemnych pomieszczeniach. Pozwala to zamaskować istniejące na aktualnym etapie produkcji problemy z płynnością i pokazać w pełnej krasie same zalety gry – narastające tempo, widowiskowe eksplozje oraz bezustanne źródło adrenaliny w postaci dziesiątek oponentów. Przygoda w Three Leaf Clover przebiega według prostego schematu: wpierw Nico wraz z towarzyszami kradnie rodzinny samochód, następnie odbywa podróż na sąsiednią wyspę, gdzie mieści się budynek banku, zaraz potem z „małymi” kłopotami wypełnia pustą torbę plikami studolarówek, a na końcu przedziera się przez wykonaną z rozmachem sekwencję walk z zastępami funkcjonariuszy, stale osłaniając kolegów przed gradem kul i starając się opuścić niebezpieczną strefę, nim dosięgnie go wymiar sprawiedliwości.

Powyższa akcja pomimo szablonowej konstrukcji i prób ukrycia przez producentów jakichkolwiek skaz, subtelnie obnaża błędy, jakie tkwią w pecetowym Grand Theft Auto IV na parę miesięcy przed rynkowym debiutem. Już przy wsiadaniu do wozu mającego dowieźć Nico i spółkę do miejsca napadu, jeden z kompanów solidnie obija się o karoserię auta i dopiero po wytarciu ubraniem całego bagażnika z trudem dochodzi do drzwi od strony pasażera – to bez wątpienia wina szwankujących skryptów, których nie naprawiono jeszcze w procesie konwersji. Po kilkudziesięciu sekundach jazdy i dotarciu na przepakowany detalami most w kierunku wyspy Algonquin ponownie widać problemy z płynnością animacji. Są one o wiele większe niż we wprowadzającym przerywniku i utwierdzają w przekonaniu, że framerate to obecnie główny, kulejący element gry, wymagający bezsprzecznie największego dopracowania. Inna sprawa, że Rockstar i tak nie jest w stanie zoptymalizować swego tytułu do specyfikacji wszystkich maszyn posiadanych przez graczy, więc jedyne, co może zrobić, to wyeliminować istniejące niedoróbki i dołożyć starań, by wymagania sprzętowe GTA IV nie przyprawiały o zawał serca.

Po kłopotliwej przejażdżce (wirtualny GPS ma tendencje do wytyczania zbyt długich tras), wparowaniu do banku i zaopatrzeniu się w niezbędną gotówkę (co na dobrą sprawę ogranicza się do obejrzenia kolejnego filmiku oraz zaliczenia symbolicznej wizyty w sejfie) przychodzi pora na wymianę ognia z policją. Zgodnie ze scenariuszem pokazu przedstawiciel Rockstara przytrzymuje spust pada i bez żadnych emocji eliminuje kolejnych przeciwników (cwaniak, musiał to ćwiczyć całymi godzinami). Ja tymczasem zaczynam wierzyć, że w oddalonej o dwa metry obudowie komputera faktycznie nie skrywa się X360 ani PS3, lecz najprawdziwszy pecet. Wszystko za sprawą drobnego szczegółu, który sprawił, że system celowania i oddawania strzałów wyewoluował na nowy poziom i teraz absolutnie nie da się go pomylić z wcześniejszym, stricte next-genowym opróżnianiem magazynków. Otóż podczas walki na dystans obok typowo konsolowego umocowania kamery nad barkiem Nico i zdejmowania wrogów z pomocą automatycznego namierzania możliwe jest także definitywne przełączenie się na widok FPP i samodzielne dokonywanie egzekucji bez wspomagania ze strony komputera.

W trakcie płynnego przechodzenia do perspektywy pierwszej osoby kamera wykonuje duże zbliżenie, odsłaniając najpierw niewielką część przedramienia głównego bohatera z trzymaną przezeń bronią, a następnie ukazując sam celownik, oddany całkowicie do dyspozycji gracza – dokładnie tak jak w pamiętnej misji na pokładzie helikoptera w Grand Theft Auto: Vice City. Wskutek całego zabiegu o wiele częściej policjanci padają rażeni headshotami, ponieważ znacznie łatwiej jest skierować lufę karabinu w kierunku ich głów (nawet grając padem!). Stosując inny typ broni, np. granaty, na środku ekranu można zauważyć zamaszysty ruch ręki Nico, który jednym, długim pociągnięciem, posyła przedmiot bez zawleczki daleko przed siebie i powoduje wybuch o efektowności ciut większej niż eksplozje pokazane dotychczas na konsolach.

W pecetowej wersji gry usprawniono strzelanie.

Usprawnione sterowanie to pierwsza tak wyraźna zmiana w stosunku do next-genów. Drugą nowinką jest opcja zapisywania powtórek z ostatnich 30 sekund gry, montowania z nich filmików i wrzucania przygotowanych w ten sposób plików do sieci. W tej kwestii żadnych ochów i achów być już jednak nie może, bo opcję replay pamiętamy chociażby z GTA III. Intrygująco przedstawia się z kolei multiplayer, o którym na razie nie wiadomo nic konkretnego, a który może uczynić grę podwójnie ciekawą.

Tak naprawdę jednak, wyjąwszy aspekt celowania, w przypadku Grand Theft Auto IV na PC mamy zasadniczo do czynienia z konwersją w skali 1:1, gdzie wszystko (poza płynnością animacji) jest już praktycznie gotowe i wymaga tylko paru szlifów. Gdyby Rockstar pokazał w Lipsku tylko obrazki i hostessy, ewentualnie hostessy i obrazki, widzowie i tak opuściliby Niemcy z uśmiechem na ustach, bo nowe Grand Theft Auto to bezwzględny must have niezależnie od platformy. Sto milionów dolarów włożone w developing i wysiłek tysiąca ludzi, by edycje konsolowe miażdżyły potencjalną konkurencję, zrobiły swoje. Dlatego podczas gdy czołowe firmy z branży gier przybyły na Games Convention w celu promowania innowacyjnych, multiplatformowych tytułów, Rockstar mógł sobie pozwolić na odświeżenie dobrze znanego terminatora, który wcześniej w wersjach na Xboksa 360 i PlayStation 3 udowodnił, że na długie tygodnie jest w stanie kompletnie wykluczyć z obiegu inne gry.

Sprawa jest prosta: na „blaszaka” nic głośniejszego w tym roku nie wyjdzie, ale fakt, że GTA IV nie ominie PC, to raczej kwestia wymodlonego cudu niż faktycznego potencjału pecetowego rynku. By gra sprzedała się w przyzwoitym nakładzie, ludzie musieliby zrezygnować ze ściągania piratów. Czy są jednak gotowi wyzbyć się starych przyzwyczajeń choć ten jeden raz?

Marek „Vercetti” Grochowski

Grand Theft Auto IV

Grand Theft Auto IV