Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Resident Evil 2 Publicystyka

Publicystyka 8 października 2018, 11:58

Graliśmy w Resident Evil 2 – klasyk odnowiony niemal nie do poznania

Lepsze zazwyczaj jest wrogiem dobrego – a przy nowej wersji Resident Evil 2 Capcom zamierza dość sporo namieszać w formule pierwowzoru. Po zagraniu w nowego Residenta jestem jednak przekonany, że Japończycy wiedzą, co robią.

RESIDENT EVIL 2 NA NOWO
  1. Data premiery: 25 stycznia 2019
  2. Platformy: PC, PlayStation 4, Xbox One
  3. Polska wersja językowa: napisy

Zaplanowany na początek przyszłego roku Resident Evil 2 zgubił gdzieś słowo „remake”, które towarzyszyło mu na długo przed oficjalną prezentacją na tegorocznych targach E3. Przedstawiciele Capcomu tłumaczyli się z tego tak, że gra ma być czymś znacznie więcej niż ledwie nowymi szatami klasyki – oprócz ulepszonej oprawy wizualnej i poprawy sterowania otrzymamy także zmiany w strukturze kampanii czy zagadkach. Jak jednak wiadomo, lepsze często bywa wrogiem dobrego i nadmierne kombinowanie ze sprawdzoną formułą mogło się skończyć źle.

Po trzech kwadransach spędzonych na komisariacie w Raccoon City wszelkie moje wątpliwości zostały jednak rozwiane – choć faktycznie tytułowi temu bliżej do w pełni nowej produkcji niż do remastera, w samym sercu jest to stary, dobry Resident Evil. Twórcy postanowili nawet zachować w grze pewne charakterystyczne rozwiązania z oryginału, które w dzisiejszych czasach wydawałyby się nie mieć już racji bytu.

RESIDENT EVIL 2 TO:

  1. typowy survival horror, stawiający na walkę, eksplorację i rozwiązywanie zagadek środowiskowych;
  2. remake klasyka z 1998 roku, oprócz oprawy wizualnej wprowadzający sporo zmian w rozgrywce;
  3. opowieść o dwójce ludzi próbujących przetrwać w opanowanym przez zombie mieście;
  4. tytuł świetnie łączący najlepsze cechy pierwowzoru z nowoczesnymi mechanizmami zabawy.

Choć nie zdarza się to często, czasem trafiamy na innych ocalałych.

Trochę nowego...

Demo, które miałem okazję przetestować, składało się z dwóch oddzielnych fragmentów – w jednym jako Leon eksplorowałem zdewastowany przez żywe trupy posterunek policji, w drugim zaś, wcielając się w Claire, mierzyłem się z pewnym potężnym obrzydliwcem w tajemniczych podziemiach. W obu przypadkach fabuła potraktowana została po macoszemu, ale tych kilka scen przerywnikowych, których byłem świadkiem, oraz ogólny ciąg wydarzeń, mocno różniły się od tego, co pamiętam z gry Resident Evil 2 z 1998 roku (a przypomniałem ją sobie niedawno, tak że pamięć mi figli nie płatała).

O ile ogólny zarys fabularny będzie taki sam – do opanowanego przez zombie miasta trafiają świeżo upieczony policyjny rekrut oraz poszukująca zaginionego brata studentka i wspólnie starają się przeżyć oraz odkryć sekrety stojące za lokalną apokalipsą – o tyle już detale, takie jak na przykład spotkania z pojedynczymi ocalałymi na posterunku, wyglądają zupełnie inaczej.

Gra raczej nie bawi się w subtelności i straszy dość prostymi, choć całkiem skutecznymi sposobami.

Mocno zmieniła się także sama siedziba policji w Raccoon City. Już w głównym holu widzimy zupełnie inne usytuowanie recepcji, są tam też schody umożliwiające dostanie się od razu na balkony na pierwszym piętrze, bez konieczności odblokowywania jakichś skrótów. Czekają nas tam także nieobecne wcześniej zagadki. Analogicznie potraktowane zostały inne pomieszczenia – choć wiele z nich zachowało charakterystyczne cechy swoich odpowiedników z 1998 roku, w większości przypadków zmieniło się przy tym ich umeblowanie, tu dodano jakieś przedmioty, tam inne usunięto, pojawiły się nowe zagadki, a stare znikły.

89/100 I SZEŚĆ MILIONÓW

Oryginalny Resident Evil 2 z 1998 roku jest nazywany klasykiem nie bez powodu. Średnia ocen w sieci według portalu metacritic.com wynosi 89/100 dla wersji na PlayStation. Gra trafiła także na pecety, Nintendo 64, Dreamcasta i GameCube’a. Szacuje się, że łącznie grę kupiło ponad sześć milionów graczy.

Muszę przyznać Capcomowi, że wyjaśnienie, dlaczego wyrzucono słowo „remake” z tytułu, nie okazało się tylko czczą przechwałką. Nawet jeśli przeszliśmy oryginał na wszystkie możliwe sposoby, nowa wersja gry, z tego, co widziałem, oferuje dość zmian, by weterani nie odnieśli wrażenia, iż mają do czynienia z odgrzewanym kotletem. Osobiście zdecydowanie czułem się tak, jakbym częstował się kotletem zupełnie świeżym, jedynie doprawionym znajomymi przyprawami.

Zombie to najmniejszy problem - znacznie groźniejsze są mutanty.

...i odrobina starego

Nie ze wszystkimi rozwiązaniami z klasyki Capcom się jednak pożegnał. Powracają np. służące do zapisywania stanu gry maszyny do pisania – i wygląda na to, że aby ich użyć, znów będziemy zmuszeni do zbierania szybko wyczerpującego się atramentu. Konieczność oszczędnego sejwowania była jednym z lepiej działających na poczucie zagrożenia motywów oryginalnej produkcji i cieszę się, że to powróci. Spodziewam się przy tym jednak, że tym razem pojawią się także regularne automatyczne zapisy, by nie zrobiło się zbyt ciężko. Oby tylko nie było ich za wiele i dostępne były także wyższe poziomy trudności bez takich ułatwień.

Posterunek policji zmienił się dość mocno od 1998 roku.

Bardziej zaskoczył mnie natomiast powrót mechaniki, która z dzisiejszej perspektywy jest najmocniej irytującym i archaicznym elementem pierwowzoru – mowa o ograniczonym ekwipunku. Domyślnie w kieszeniach Leona mieści się 8 przedmiotów, z czego taki pistolet, amunicja do niego i nóż do walki w zwarciu to już trzy sloty. Nie mija więc wiele czasu i już musimy kombinować, zastanawiając się, co jest nam w danej chwili niezbędne, a co możemy zostawić na później w oszczędnie porozmieszczanych w lokacjach specjalnych skrzyniach.

Gdzie leży Raccoon City? W grze nie ma na ten temat ani słowa, ale w powieści S.D.Perry’ego, napisanej na podstawie gry, wspomniano, że miasto leży w stanie Pennsylvania.

Nie byłem fanem tej mechaniki w oryginalnej grze i niespecjalnie ucieszyłem się, widząc ją również tutaj – wielokrotne bieganie tam i z powrotem po tych samych korytarzach tylko po to, żeby uzupełnić zapasy amunicji, to średnio przyjemna zabawa. Na szczęście Capcom trochę usprawnił ten element rozgrywki i przynajmniej niechciane rzeczy zalegające w ekwipunku da się po prostu wyrzucić (wcześniej można było się ich pozbyć, wyłącznie odkładając do wspomnianych skrzyń), a w samym świecie RE2 znajdziemy też przedmioty trwale zwiększające limity noszonych gratów. Daje to nadzieję, że dzięki temu mechanika ta nie będzie równie irytująca jak w pierwowzorze.

To nie czołg, to człowiek

W nowej wersji gry porzucono także sztywne sterowanie i statyczną kamerę – bohaterowie przestali poruszać się jak czołgi, dla których równoczesne posuwanie się naprzód i strzelanie to nadludzki wysiłek. Zamiast tego teraz zachowują się jak typowe postacie z tytułów akcji wykorzystujących perspektywę za plecami protagonisty – przemieszczanie się jest intuicyjne i bezproblemowe. Nie odbiło się to negatywnie na klimacie, jak niektórzy się obawiali, za to ma zdecydowanie pozytywny wpływ na komfort rozgrywki – zabawa okazuje się zwyczajnie lepsza, gdy sterowanie i kamera przestają być naszym wrogiem.

Klimat w ogóle będzie siłą tej produkcji. Ponure, zdewastowane korytarze posterunku i pomieszczenia, w których widać ślady odbywającej się w nich wcześniej rozpaczliwej walki o przetrwanie, potrafią odpowiednio przytłoczyć, a sceny „straszakowe”, gdy niespodziewanie zostajemy zaatakowani przez jakiegoś zombiaka, przyspieszają bicie serca.

Modele postaci prezentują się naprawdę dobrze.

Atmosferę grozy podbijają głównie sugestywne lokacje, obrzydliwe sceny rozkładającego się, ożywionego mięsa i proste zagrywki w rodzaju „zombie w szafie”. Nowy Resident Evil 2 nie przeraża wprawdzie tak mocno jak horrory stawiające na zabawę psychiką gracza, w stylu pierwszych tytułów z serii Silent Hill, ale i tak jest pod tym względem nieźle. Duża w tym zasługa oprawy wizualnej, która wypada naprawdę dobrze. Nie brakuje tu detali (przykładowo w jednej ze scenek przerywnikowych na szyi Chrisa można się dopatrzyć wyraźnych śladów szczęki zombiaka, z którym bohater siłował się chwilę wcześniej), a do tego postarano się o sporą różnorodność przeciwników – nie przypominam sobie, bym trafił na dwa identyczne żywe trupy.

Oryginalny Resident Evil 2 ze względu na ograniczenia techniczne nie mógł bawić się oświetleniem. Remake to nadrabia.

Graliśmy w Resident Evil 2 – klasyk odnowiony niemal nie do poznania - ilustracja #3

Długa droga do remake’u

Pierwsze przymiarki do stworzenia odświeżonej edycji gry Resident Evil 2 podjęto już w 2002 roku, po premierze ciepło przyjętego remake’u pierwszej odsłony serii. Projekt ostatecznie nie doszedł jednak do skutku, gdyż nie chciano dzielić zespołu pracującego wówczas nad czwartą częścią cyklu. Hideki Kamiya, autor RE2, przez kolejne lata bezskutecznie próbował namówić Capcom do opracowania nowej wersji klasycznej produkcji. Oficjalne potwierdzenie, że takowa powstanie, otrzymaliśmy ostatecznie dopiero w 2015 roku, a na pierwszy film z rozgrywki musieliśmy czekać jeszcze prawie trzy lata.

Powolny jak zombie

To, w co miałem okazję zagrać, zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie, choć jedna rzecz dość mocno mnie rozczarowała – fragment na posterunku był przeraźliwie łatwy. Nie spodziewałem się, że gra będzie tak trudna jak pierwowzór – tam samo dotarcie do pierwszego punktu zapisu potrafiło średnio zaawansowanego gracza zmusić do nawet kilkunastu podejść, co w dzisiejszych czasach zdecydowanie by nie przeszło. Ale i tak zwiedzanie posterunku okazało się zadaniem wyjątkowo bezpiecznym. Przeciwników było niewielu, praktycznie nie atakowali w grupach, a amunicji miałem dość, by poradzić sobie z każdym niemilcem – zaś po wszystkim została mi jej spora nadwyżka.

Mam nadzieję, że wersję gry udostępnioną na pokazie specjalnie pod tym względem złagodzono (przed samą rozgrywką uprzedzono mnie, że kampania Leona jest nastawiona na eksplorację, zaś Claire na akcję i walkę), bo w innym wypadku miłośnicy wyzwań mogą się rozczarować. Jestem jednak dobrej myśli, gdyż we fragmencie z Claire było znacznie ciężej – potyczka z bossem nie należała do łatwych i zdarzyło mi się w jej trakcie polec.

Choć zaprezentowany mi fragment był dość łatwy, zombie wciąż potrafiły być niebezpieczne.

Pokaz zdecydowanie utwierdził mnie w przekonaniu, że warto na nowe wydanie gry Resident Evil 2 czekać – i to bez względu na to, czy ma się koncie jej poprzednią wersję. Deweloperzy z Capcomu zachowali wiele najważniejszych cech pierwowzoru, ale nie bali się także wprowadzić zmian tam, gdzie były one potrzebne albo po prostu możliwe, dzięki czemu nowa produkcja wypadnie świeżo również w oczach największych fanów cyklu. Nieznającym go osobom pozwoli zaś bez konieczności mierzenia się z archaiczną grafiką, sterowaniem i mechanikami przekonać się, czym tak naprawdę była ta seria i w czym tkwiła oraz nadal tkwi jej największa siła.

O AUTORZE

Na pokazie spędziłem z demem gry Resident Evil 2 około 45 minut, kończąc w tym czasie cały udostępniony fragment z Leonem oraz testując kawałek kampanii Claire. Jeśli chodzi o samą serię Resident Evil, to jestem jeszcze sporym nowicjuszem, który dopiero od niedawna wgryza się w świat walki z zombie – jak dotąd grałem tylko w takie jej odsłony jak Resident Evil HD oraz oryginalny Resident Evil 2.

ZASTRZEŻENIE

Koszty wyjazdu na pokaz prasowy redakcja pokryła we własnym zakresie.

Michał Grygorcewicz

Michał Grygorcewicz

Tworzy artykuły o grach od ponad dwudziestu lat. Zaczynał od amatorskich serwisów internetowych, które sam sobie kodował w HTML-u, potem trafiał do coraz większych portali. Z wykształcenia inżynier informatyk, ale zawsze bardziej go ciągnęło do pisania niż programowania i to z tym pierwszym postanowił związać swoją przyszłość. W grach przede wszystkim szuka opowieści, emocji i immersji, jakich nie jest w stanie dać inne medium – stąd wśród jego ulubionych tytułów dominują produkcje stawiające na narrację. Uważa, że NieR: Automata to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek powstała.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Grałeś w oryginalne Resident Evil 2?

Tak
72,7%
Nie
27,3%
Zobacz inne ankiety
Resident Evil 2

Resident Evil 2