Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Fear the Wolves Publicystyka

Publicystyka 12 lipca 2018, 15:00

Graliśmy w Fear the Wolves – oto pięć największych zagrożeń w zonie

Własne battle royale zaczęła tworzyć na oko jedna trzecia branży. Moda nie ominęła także twórców Survarium. Akcja ich gry toczyć się będzie w czarnobylskiej zonie. Miałem okazję ją odwiedzić i mogę Wam powiedzieć, że bać się można w niej nie tylko wilków.

Fear the Wolves na pierwszy rzut oka nie zmienia zasad gry. Duży radziecki śmigłowiec wlatuje nad teren zmagań i zaczynamy się zastanawiać, czy lepiej skoczyć od razu, czy może poczekać, żeby nie trafić na tłum. Potem, już na ziemi, gorączkowo biegamy od chaty do chaty, żeby znaleźć jakąkolwiek broń i zgodnie z zasadami gatunku, uświęconymi przez kasowy sukces PUBG, staramy się przeżyć. To oczywiście oznacza, że muszą istnieć jakieś zagrożenia. Wypada więc zadać pytanie: czego trzeba się bać w cyfrowej zonie?

1. Mutanty, czyli bój się wilka

Tytułowe czworonożne bestie widujemy na mapie stosunkowo rzadko, co sprawia, że ich pojawienie się czasem wręcz zaskakuje: „A tak, przecież tutaj grasują wilki!”. Zwierzaki nie szwendają się jednak tak zupełnie swobodnie, tylko trzymają wyznaczonych stref. To oznacza, że kontaktu z nimi da się dość łatwo uniknąć. Ich zabijanie także nie jest szczególnie trudne, i to niezależnie od tego, czy do walki z nimi używamy siekiery, pistoletu, czy też strzelby. Zdarzało się także, że wystraszony wystrzałem mutant po prostu uciekał.

Przez parę godziny zabawy ani razu nie widziałem, żeby wilk kogoś faktycznie zagryzł. Obecnie są one bardziej natrętną przeszkodą i elementem budującym klimat niż prawdziwym zagrożeniem. Mimo to lepiej ich unikać. Odgłosy walki mogą ściągnąć nam na głowę kogoś znacznie gorszego, a uciekanie przed watahą zajmuje czas, który można przecież poświęcić chociażby na plądrowanie.

Graliśmy w Fear the Wolves – oto pięć największych zagrożeń w zonie - ilustracja #3

WILK POWINIEN BYĆ GROŹNY?

Zarówno pomiędzy meczami, jak i po pokazach prasowych mieliśmy sporo okazji, żeby porozmawiać z twórcami – i my, i zachodni youtuberzy, sugerowaliśmy, że wilki powinny być bardziej groźne. To wywierałoby większą presję, by pozostawać w ruchu i faktycznie omijać niebezpieczne strefy. Nie wiem jednak, czy Vostok nas posłucha i wprowadzi zmiany w balansie.

P.S. Na fotografii widzicie liska Siemiona, którego spotkaliśmy w prawdziwej zonie. Zwierzak jest bardzo przyjacielski i ma nawet własny fanpage na Facebooku.

2. Ludzie, bo człowiek człowiekowi wilkiem

FEAR THE WOLVES W SKRÓCIE
  1. FPS w konwencji battle royale ze 100 graczami na mapie.
  2. Ostateczny cel rozgrywki to ucieczka śmigłowcem, który zabiera tylko jednego pasażera.
  3. Teren gry podzielony jest na kwadraty, które stopniowo stają się coraz bardziej zagrożone przez mutanty, anomalie i radiację.
  4. Akcja toczy się w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia.
  5. Oprócz innych graczy na mapie spotykamy agresywne, zmutowane wilki.
  6. 18 lipca tytuł debiutuje w programie Steam Early Access.

Battle royale to po prostu strzelanka sieciowa z kilkoma udziwnieniami i Fear the Wolves nie jest tu wyjątkiem. Dlatego rdzeń gry stanowią wymiany ognia z innymi graczami i to ich trzeba bać się najbardziej. Wybór broni wydaje się niezły, ale raczej klasyczny – kilka rodzajów pistoletów, pistolety maszynowe, karabiny szturmowe, strzelba, karabin snajperski. Znajdzie się także siekiera, ale ona nadaje się raczej do eliminowania wilków bez czynienia hałasu niż do walki z ludźmi.

Arsenał urozmaicają ulepszenia w stylu celowników, powiększonych magazynków czy tłumików. Całość w założeniach bardzo przypomina PUBG i same starcia są przynajmniej równie przyjemne. Strzelanie ma kopa i czuć różnicę między odmiennymi modelami uzbrojenia. Czasem jednak przeciwnik wytrzymuje dziwnie dużo trafień, co bywa frustrujące.

Tak samo jak w przypadku bardziej popularnego konkurenta strzelaniny jeszcze zyskują, gdy spotkają się dwie czteroosobowe drużyny. Zwłaszcza że na mapie znajdziemy sporo obiektów – od wysokich zarośli, przez płoty, po wraki i budynki – które pozwalają kryć się przed wzrokiem i kulami wroga. To ułatwia flankowanie i inne zagrania taktyczne.

Graliśmy w Fear the Wolves – oto pięć największych zagrożeń w zonie - ilustracja #5

GDZIE ZNALEŹĆ BROŃ?

Oręż i ekwipunek w FTW pochowano w budynkach, a te stoją w mniejszych i większych skupiskach. Na mapie występują lokacje pomarańczowe, w których mamy największe szanse na najlepszy sprzęt, duże szare, w których jest trochę gorzej, i najbiedniejsze małe ciemnoszare strefy. Te ostatnie mogą składać się z kilku domków albo raptem paru namiotów i nie zawsze natrafimy tam na jakąkolwiek broń.

Najbardziej intensywne momenty meczu to sam początek, gdy wszyscy biegają w poszukiwaniu broni, oraz końcówka. Obszar gry z każdą minutą się zawęża, a ostatecznie przylatuje śmigłowiec, by ewakuować zwycięzcę. To właśnie wówczas, na utworzonej przez granaty dymne „arenie”, dochodzi do najbardziej krwawych i emocjonujących starć.

Mniej intensywny, a chwilami wręcz nudnawy okazuje się środek gry. Zazwyczaj szybko zdobywamy dość sprzętu, żeby uznać, iż nie warto dalej eksplorować mapy. W tym momencie wielu graczy zaczyna się czaić po budynkach i czekać na śmigłowiec. Wyraźnie brakuje czegoś, co albo skłaniałoby do dalszego zwiedzania, albo zniechęcało do stania w miejscu.

3. Pogoda – zimno i pada, zimno i pada

Vostok Games ma bardzo ciekawy pomysł, aby pogoda oddziaływała na rozgrywkę. Każdy jej rodzaj bardzo konkretnie wpływa na zabawę. Jak?

  1. Upał – gorące powietrze drga, co nie ułatwia wypatrywania anomalii, a dodatkowo gorzej się celuje, zaś działanie jedzenia i lekarstw jest o połowę słabsze niż zwykle.
  2. Mgła – mocno zmniejsza się widoczność.
  3. Wiatr – spada tempo poruszania się i celność na długich dystansach. Wiatr wpływa też na zrzuty z zaopatrzeniem.
  4. Deszcz – pojazdy stają się trudniejsze do prowadzenia.
  5. Burza – łączy efekty wiatru i deszczu, uzupełniane przez pioruny, które mogą chociażby zagłuszyć kroki przeciwnika.

Oczywiście wpływ pogody na wynik meczu jest ograniczony, ale wyobraźcie sobie, jak czuje się gracz z karabinem snajperskim, gdy nagle między drzewami osiada gęsta mgła. Deszcz nikogo co prawda nie zabije, ale grając, trzeba cały czas uwzględniać „chwilowy stan atmosfery”, jeśli chcemy być w pełni efektywni.

Co ważne, na zmiany pogody głosują ludzie, którzy obserwują grę w trybie widza. Mogą oni także przyznawać nam „lajki”. Z jednej strony widok sześciu polubień w rogu ekranu w trakcie meczu mile połechtał moje ego. Z drugiej twórcy niezbyt jasno tłumaczą kontekst fabularny. W efekcie ten mechanizm wydaje się nijak nie pasować do przedstawionego świata, w którym grupa obdartusów walczy o przetrwanie na radioaktywnym pustkowiu.

KLIMAT RADZIECKI

Graliśmy w Fear the Wolves – oto pięć największych zagrożeń w zonie - ilustracja #2

Gry z terenów byłego ZSRR zawsze cechował ciężki, brudny klimat i FTW podtrzymuje tę tradycję. W dużej mierze atmosferę tworzy dźwięk. O ile szata graficzna wciąż mogłaby być znacznie lepsza, o tyle odgłosy robią świetne wrażenie. Gdy zaczyna lać deszcz, a my przedzieramy się przez las, można aż poczuć się mokrym.

Po części za klimatyczne udźwiękowienie odpowiadają nagrania, realizowane przez Vostok w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia jeszcze przy okazji Survarium. Jak się dowiedzieliśmy, wiele assetów z tamtej gry użyto ponownie, choć każdy z nich miał zostać dodatkowo przerobiony i ulepszony na potrzeby FTW.

4. Czas

Mapa w Fear the Wolves podzielona jest na kwadratowe pola, na których stopniowo wprowadzane są dodatkowe atrakcje. Najpierw dane miejsce zaczynają nawiedzać wilki, potem pojawiają się anomalie, a na końcu radiacja. W przeciwieństwie do PUBG odcinanie kolejnych fragmentów zony nie jest ostateczne i zero-jedynkowe. Teoretycznie nawet teren z najwyższym poziomem promieniowania pozostaje otwarty dla graczy i z odpowiednim sprzętem ochronnym możemy przetrwać w nim krótką chwilę.

To z jednej strony stanowi dodatkową opcję, z drugiej rodzi fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Jeśli zapomnimy o tykającym zegarze, możemy obudzić się w miejscu, z którego nie ma już ucieczki. Oczywiście da się cały czas unikać pobytu w zagrożonych strefach, ale wymaga to bycia w ciągłym ruchu i wystawiania się na strzał.

Trzeba także pamiętać, że jeśli nawet przetrwamy, gra się skończy, gdy któryś z naszych konkurentów opuści zonę śmigłowcem. Jeśli więc zaśpimy gdzieś w kącie mapy – przegramy.

5. Bugi gorsze od anomalii

Pokazy prasowe odbyły się nieco ponad dwa tygodnie przed premierą w programie Steam Early Access. Twórcy obiecywali, że do tego czasu zdążą wprowadzić do gry jeszcze wiele poprawek, i dobrze by było, gdyby dotrzymali słowa, bo to, co widziałem na prezentacjach, straszyło niedoróbkami. Zdarzało się, że gra wyjście z samochodu zaliczała jako samobójstwo, a trafienia przeciwnika w głowę nie uznawała za wydarzenie warte odnotowania. Kilka razy także broń znikła z rąk mojej postaci, zostawiając mnie bez pomysłu na to, jak sobie dalej radzić.

Problematyczne wydaje się również to, że pojazdy są na tyle ciche, iż prędzej nas rozjadą, niż je usłyszymy. Zdarzyło mi się stracić życie w leśnej głuszy, bo jakaś ekipa w terenówce skracała sobie tamtędy drogę. Później dowiedziałem się, że nawet mnie nie zauważono. Nawiasem mówiąc, kierowanie samochodami jest toporne i nie sprawia za grosz satysfakcji.

Graliśmy w Fear the Wolves – oto pięć największych zagrożeń w zonie - ilustracja #5

DOSYPAĆ WĘGLA DO SERWERÓW!

Przez pierwszą godzinę zabawy na pokazach występowały poważne kłopoty z synchronizacją, które naprawdę psuły zabawę. Chyba ani razu w tym czasie nie zginąłem w sposób, który określiłbym jako uczciwy. Później jednak ekipa Vostok Games coś zrobiła (nie wdawaliśmy się w techniczne szczegóły) i problemy ustąpiły jak ręką odjął.

Tak jak wspominałem, podchodziłem do FTW sceptycznie. Wyjechałem jednak z Kijowa z ochotą na więcej. Przy niezbyt poważnym PUBG z jego spadochroniarzami w gaciach i z patelniami oraz zupełnie dziecinnym Fortnicie dzieło Ukraińców wypada znacznie bardziej dojrzale. Ostatecznie jednak Vostok musi znaleźć rozwiązanie problemu midgame’owej nudy, naprawić niedoróbki i zadbać o ciągłe wspieranie gry nową zawartością, jeśli chce liczyć na choćby jedną porcję wielkiego tortu battle royale.

Fear the Wolves ma już stronę na Steamie. Grę będzie można kupić w ramach wczesnego dostępu 18 lipca. Na razie da się ją jedynie dodać do listy życzeń.

ZASTRZEŻENIE

Koszty wyjazdu autora na kijowski pokaz gry pokryła grupa Webedia, będąca partnerem projektu Fear the Wolves wydawanego przez Focus Home Interactive

O AUTORZE

Z sieciowymi strzelankami znamy się jeszcze od czasów Dooma. Spędziłem wiele godzin w S.T.A.L.K.E.R.-ze, Escape from Tarkov i trochę mniej w Survarium. W Fear the Wolves grałem około dwóch i pół godziny w siedzibie Vostok Games w Kijowie, a teraz co wieczór siadam do zamkniętej bety.

Marcin Strzyżewski

Marcin Strzyżewski

W GRYOnline.pl zaczynał w dziale publicystyki, później był kierownikiem działu technologii, co obejmowało zarówno newsy oraz publicystykę, jak i kanał tvtech. Wcześniej pracował w wielu miejscach, m.in. w redakcji portalu Onet. Z wykształcenia rusycysta. Od lat planuje, żeby wrócić do nurkowania, ale na razie jest zajęty głównie psem, królikiem i kanałem youtube’owym, na którym opowiada o krajach byłego ZSRR.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Grasz w gry z gatunku battle royale?

Tak, gram w Fortnite
4,2%
Tak, gram w PUBG-a
11,3%
Tak, gram w różne gry z tego gatunku
6,1%
Nie gram w battle royale, ale może kiedyś zagram
7,1%
Ten gatunek zupełnie mnie nie interesuje
56,6%
Kiedyś grałem, ale mi się znudziło
14,8%
Zobacz inne ankiety
Fear the Wolves

Fear the Wolves