Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Caravan Publicystyka

Publicystyka 20 kwietnia 2016, 14:15

Graliśmy w Caravan – Pewnego razu na Bliskim Wschodzie

Caravan próbuje przekonać gracza do zostania kupcem na starożytnym Półwyspie Arabskim. I choć sam pomysł bynajmniej bezsensowny nie jest, po prezentacji trudno oprzeć się wrażeniu, że twórcy mimowolnie sabotują swoje dzieło nieprzemyślanymi rozwiązaniami.

Historia mojej znajomości z Caravan to opowieść o wielkich nadziejach, przykrym zderzeniu z rzeczywistością i, ostatecznie, rozczarowaniu. Pomysł prowadzenia własnej kupieckiej wyprawy przez Półwysep Arabski z pierwszych lat po narodzeniu Chrystusa podobał mi się prawdopodobnie bardziej, niż mogłem się o to podejrzewać. Gdyby jeszcze ubrać to w jakąkolwiek sensowną, czytelną mechanikę – it Matters Games miałoby mnie w kieszeni. Niestety, intrygujący klimat Bliskiego Wschodu i miks kilku gatunków idą w parze z powolnym do przesady tempem rozgrywki oraz absolutnym brakiem przejrzystości.

W SKRÓCIE
  1. ekonomiczno-eksploracyjny roguelike z elementami RPG-a, osadzony na Półwyspie Arabskim z pierwszych wieków naszej ery, z elementami fantastycznymi z „Baśni tysiąca i jednej nocy”;
  2. historia młodego kupca, którego rodzinna osada zostaje zniszczona;
  3. możliwość podróżowania przez Bliski Wschód i sprzedawania oraz kupowania towarów;
  4. zdarzenia losowe podczas wędrówki, takie jak atak zwierząt czy napotkanie nauczyciela;
  5. targowanie się oraz walka rozwiązane w postaci minigierki, łączącej zabawę w papier-nożyce-kamień z grą w kości.

Na dobry początek trzeba jednak przyznać berlińskim deweloperom, że choć Caravan było dla mnie ostatecznie rozczarowaniem, to stało się tak, ponieważ pierwsze wrażenie zrobili naprawdę świetne. To gra kierowana do absolutnie mikroskopijnej niszy osób, które przewodzenie wyprawom kupieckim na starożytnym Półwyspie Arabskim uznają za jedną z niewielu szans na zanurzenie się w kulturze regionu. I pod tym względem it Matters Games daje radę: wszelkie większe miasta, osady kupieckie oraz oazy zostały – zgodnie ze słowami twórców – nałożone na mapę z jak największą dbałością o szczegóły, przy wykorzystaniu trudno dostępnych zapisków podróżników. Wszystko to ubarwiono elementami fantastycznymi, żywcem wyjętymi z „Baśni tysiąca i jednej nocy”. Naszym wędrówkom towarzyszy też świetna muzyka, doskonale wpasowująca się w klimat Półwyspu Arabskiego na kilka wieków przed nastaniem średniowiecza.

Myśleliście, że Bliski Wschód to tylko piasek, kamienie i jeszcze trochę piasku? Niespodzianka!

Problem jednak w tym, że poza samą atmosferą oraz pomysłem niewiele działa tutaj tak, jak należy. Przede wszystkim, pierwsze starcie z interfejsem może zakończyć się płaczem i zgrzytaniem zębami. Spora część ekranu jest zapchana elementami, które na pewno do czegoś służą – gra jednak nie powie nam, do czego, dopóki sami nie poeksperymentujemy. Czy naprawdę tak trudno było nałożyć na przycisk odpowiadający za otwarcie mapy jakąkolwiek teksturę, która powiedziałaby, w które menu właściwie wchodzimy? Oczywiście, to problem na pierwsze kilka minut – ale od samego początku Caravan potrafi sfrustrować swoim brakiem czytelności.

Handlowanie towarami i obliczanie, które najbardziej przydadzą nam się w kolejnym mieście, to zdecydowanie najprzyjemniejsza część Caravan.

Później jest nieco lepiej. Jako syn bogatej kupieckiej rodziny opuszczamy pałac, by ze swoim wujem udać się w pierwszą podróż handlową do pobliskiej osady: zaopatrujemy się w wodę, sprzedajemy najbardziej cenne w tym konkretnym regionie towary (w zależności od wybranego celu wyprawy możemy natrafić na miejsca, w których np. przyprawy będzie można kupić za bezcen, ale już chcąc zdobyć futra, wydamy majątek) i kupujemy to, co może się przydać w naszej posiadłości. Po powrocie zastajemy jednak rodzinne miasto w zgliszczach, wyruszamy więc na tułaczkę, podczas której zarobimy i stracimy krocie, a także odkryjemy, kto stał za zniszczeniem pałacu.

Twórcy zapewniają, że mapę tworzono przy skorzystaniu ze źródeł historycznych.

W praktyce wygląda to następująco: na ekranie mapy wyznaczamy kolejne cele podróży i tam też obserwujemy jej przebieg, który może jednak zostać przerwany przez zdarzenia losowe. Mogą to być chociażby walki z dzikimi zwierzętami lub bandytami, napotkanie wędrownego kupca czy nauczyciela, który pozwoli członkom naszej drużyny zdobyć nowe umiejętności. Wtedy karawanę widzimy w dwóch wymiarach, w których prowadzimy dialogi lub podejmujemy akcje. Nie brzmi to źle, jednak podstawowym problemem jest tempo rozgrywki. Nie mam nic przeciwko produkcjom, które wymagają cierpliwości, tutaj jednak zmuszony byłem do oglądania kursora przemieszczającego się po mapie przez dobre pół minuty, podczas których nie mogłem zrobić absolutnie nic, zanim wreszcie natrafiłem na jakiekolwiek wydarzenie wymagające mojego zaangażowania. I o ile przez pierwsze dwa - trzy razy nie przeszkadzało to aż tak bardzo, wyobraźcie sobie, co będzie po kilku godzinach grania…

Styl graficzny jest całkiem w porządku. Szkoda tylko, że towarzyszą mu potwornie powolne animacje.

Niezbyt sensownie rozwiązano także walkę oraz targowanie się. Sam fakt, że te dwie czynności – wymagające jednak dość odmiennych zdolności – są połączone w jedną minigierkę, jest co najmniej dziwny. Przełknąłbym to jednak bez słowa, gdyby wspomniana minigierka działała w zrozumiały sposób. Tymczasem dostajemy bardziej skomplikowaną zabawę w papier-nożyce-kamień, gdzie każda ze stron ma swoje trzy atrybuty, które może rozwijać poprzez wybieranie dających pewne bonusy kości. Ten, kto ostatecznie zbierze więcej punktów, wychodzi ze starcia zwycięsko. Nie zrozumcie mnie źle – tego typu elementy mogą działać wyśmienicie nawet wtedy, gdy są naprawdę skomplikowane (wiedźmiński Gwint jest tego najlepszym przykładem). Ale pamiętajmy, że to wyłącznie minigierka, i jako taka powinna mieć sensowny zestaw zasad, przedstawiony graczowi w przystępny sposób. Tymczasem rozwiązanie to mogłem obserwować dwa razy na prezentacji, a trzy kolejne razy wypróbować samemu podczas sesji z Caravan. Wszystkie te starcia zakończyły się sukcesem, ale do tej pory nie mam pojęcia, czy odpowiedzialne za to były moje wybory, czy może boska interwencja.

Zdecydowanie za dużo cyferek. Mój humanistyczny umysł poddał się przy pierwszych pięciu.

Ostatecznie więc od stoiska z produkcją it Matters Games odszedłem sfrustrowany. Bo choć nie wątpię, że Caravan mogłoby swoim pomysłem zaciekawić pewną niszę, w tym momencie jej twórcy popełniają najpoważniejszy deweloperski grzech główny: ich dzieło zwyczajnie nie jest specjalnie grywalne, choć ma na to papiery. Powolne tempo rozgrywki, niezbyt czytelny interfejs i parę przekombinowanych pomysłów zwyczajnie się nie sprawdza. Ale jest jeszcze iskierka nadziei, że wspomniane aspekty zostaną naprawione, a my dostaniemy solidną, roguelike'ową grę eksploracyjno-ekonomiczną z elementami RPG (trzeba przyznać – taki miks może robić wrażenie). Caravan pozostaje na moim radarze, ale po pierwszym spotkaniu trudno nie być sceptycznym.

Jakub Mirowski

Jakub Mirowski

Z GRYOnline.pl związany od 2012 roku: zahaczył o newsy, publicystykę, felietony, dział technologiczny i tvgry, obecnie specjalizuje się w ambitnych tematach. Napisał zarówno recenzje trzech odsłon serii FIFA, jak i artykuł o afrykańskiej lodówce low-tech. Poza GRYOnline.pl jego materiały na temat uchodźców, migracji oraz zmian klimatycznych publikowane były m.in. w Krytyce Politycznej, OKO.press i Nowej Europie Wschodniej. W kwestii gier jego zakres zainteresowań jest nieco węższy i ogranicza się do wszystkiego, co wyrzuci z siebie FromSoftware, co ciekawszych indyków i tytułów typowo imprezowych.

więcej

Caravan

Caravan