Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Call of Duty: Black Ops IIII Publicystyka

Publicystyka 17 września 2018, 15:00

Graliśmy w Call of Duty: Black Ops 4 – Blackout. Dobry, zły i brzydki klon PUBG

Każdy ma swoje battle royale, ma i Activision. Najnowsze Call of Duty zamiast kampanii fabularnej zaoferuje sieciowe starcia w formule 100 graczy, każdy na każdego i ostatni żywy wygrywa. Czy to pozwoli utrzymać się serii na fali kolejny rok?

Nie wiem jeszcze, do jakiego filmowego westernu będę mógł porównać nadchodzące Red Dead Redemption 2, ale sąsiadujący z nim w kalendarzu Blackout, czyli tryb battle royale w Call of Duty: Black Ops 4, nawiązuje obecnie do obrazu Dobry, zły i brzydki. Blackout to także dość ewidentny, niezbyt oryginalny klon Playerunknown’s Battlegrounds – i to na miarę zapędów chińskich twórców gier mobilnych. Te wszechobecne podobieństwa mogą jednak wyjść mu na dobre.

PUBG ukazało się przecież tylko na jednej platformie konsolowej, więc posiadacze PlayStation zapewne zwrócą uwagę na płynnie działającą pozycję battle royale, której w końcu daleko do infantylnego stylu Fortnite’a i gdzie nasz bohater może wyglądać jak Piotr Stramowski w filmie Pitbull. Mimo wad i tego, że walki prezentują się inaczej niż na efektownym zwiastunie, Blackout sprawnie łączy emocje znane z rozgrywki w PUBG z mechanikami Call of Duty, choć nie wszystko przypomina w nim jeszcze wysokobudżetową grę AAA.

CALL OF DUTY: BLACKOUT W SKRÓCIE:

  1. bardzo dynamiczna rozgrywka, pozbawiona większych przestojów;
  2. dużo mniejsza lokacja niż w PUBG;
  3. system ograniczonych czasowo perków do znalezienia na mapie;
  4. easter eggi oraz interaktywne obiekty;
  5. możliwość wykorzystania śmigłowców jako środka transportu;
  6. sterowane przez SI zombie zamiast czerwonych stref.

Standardowy początek każdego battle royale - zlot szaleńców w lobby przed meczem.

Dobre tempo akcji

Największa pochwała należy się twórcom za tempo rozgrywki. Walka w Call of Duty zawsze była dynamiczna, spotkanie i starcie z wrogiem to kwestia sekund – i nie inaczej jest w Blackoucie. Zawsze, nim jeszcze wylądowałem, widziałem w rogu długą listę graczy, którzy padli już od pierwszych strzałów. Wszystko dzieje się tu bardzo szybko. Szybko się poruszamy, podnosimy broń od razu z pełnym magazynkiem, szybko się leczymy podczas biegu, a pole bitwy kurczy się błyskawicznie. Nie ma dłużyzn pokroju czekania na wroga przez 20 minut w toalecie.

Duży wpływ ma na to o wiele mniejsza mapa niż ta w Playerunknown’s Battlegrounds, a także zdecydowanie bardziej zręcznościowa rozgrywka. Części graczy taka „arcade’owość” zamiast taktycznego planowania może wydać się wadą, ale tak naprawdę twórcom udało się całkiem sprawnie wyeliminować większość przestojów i nudy, jakie w niektórych momentach meczu zwykle doskwierają w PUBG.

Niebieska bariera energetyczna ogranicza pole bitwy - wygląda dość znajomo…

Można nawet pograć w kosza. W Blackout znajdziemy sporo luźnej atmosfery i easter eggów.

Graliśmy w Call of Duty: Black Ops 4 – Blackout. Dobry, zły i brzydki klon PUBG - ilustracja #4

Pudełko pełne perków

W Call of Duty nie mogło zabraknąć perków ułatwiających funkcjonowanie naszej postaci. W Blackoucie są one częścią wyposażenia leżącego w budynkach. W zielonych pudełkach znajdziemy np. tymczasowe przyspieszenie leczenia, szybkie poruszanie się w pozycji kucznej, dłuższe oddychanie pod wodą lub skupienie przy celowaniu ze snajperki czy sygnał dźwiękowy, kiedy ktoś zaczyna w nas celować. Szkoda tylko, że różni je jedynie niedostrzegalna podczas biegu, mała ikonka na pokrywce.

Dobry zombie to martwy zombie

Mapa w Blackoucie przypomina trochę park rozrywki amerykańskiej wytwórni filmowej. Znajdziemy tu niezwykle chaotyczną mieszankę wszelkich motywów z serii Black Ops, a więc i zombiaki. Sterowane przez sztuczną inteligencję żywe trupy spacerują głównie po Nuke Town, latarni i po zdecydowanie najbardziej klimatycznej lokacji – Asylum. Ta jakby wyjęta wprost z horroru zrujnowana posiadłość to jedno wielkie skupisko easter eggów nawiązujących do trybu zombie we wcześniejszych odsłonach Black Ops. Szwendający się nieumarli to także potencjalne źródło o wiele lepszej broni. Znalazłem tam mocarny karabin maszynowy o możliwościach snajperki, a do zdobycia jest także chociażby kultowy Ray Gun.

Asylum to jedna z najbardziej klimatycznych miejscówek na mapie.

Graliśmy w Call of Duty: Black Ops 4 – Blackout. Dobry, zły i brzydki klon PUBG - ilustracja #6

Lokacja Asylum nawiązuje do mapy o tej samej nazwie w Call of Duty: World at War. Znajdziemy tu np. easter egga powiązanego ze spuszczaniem wody w toalecie czy sławnego pluszowego misia. Easter eggi występują również w innych miejscach. Warto chociażby przeszukać okolicę Nuke Town, by dostać się do ukrytego podziemnego bunkra!

Wspomniane easter eggi zachęcają początkowo do eksploracji otoczenia i interakcji z przedmiotami zamiast ciągłego skupiania się na starciach. Strzelanie do zombie z kolei może łatwo zdradzić naszą pozycję innym, bo przez to, że mamy szansę zdobyć tam potężną broń, na pewno nie będziemy jedynymi gośćmi w tej miejscówce. Easter eggi oraz zombiaki wnoszą do gry trochę radości z odkrywania, a także dodatkową dawkę ryzyka w samej walce.

Złe ikonki

Pomimo naśladowania innych tytułów Blackout cierpi na kilka „chorób wieku dziecięcego”. Podczas grania w betę sporo zastrzeżeń miałem do niezbyt dobrze zaprojektowanego systemu ekwipunku, i to praktycznie w każdym aspekcie. Po pierwsze, ekran zarządzania sprzętem jest nieintuicyjny i mało czytelny. Po drugie, kiedy wpadamy do pomieszczenia, generalnie widzimy na podłodze mnóstwo złomu i bardzo ciężko jest określić, co jest przydatne, a co nie. W PUBG od razu wiadomo, jaki plecak mamy przed sobą, jaki poziom pancerza czy rodzaj apteczki. W Blackoucie do elementów broni i samoleczenia dochodzą jeszcze różnorakie gadżety oraz perki ukryte w pudełkach, które są czasem albo za małe, albo niewiele się od siebie różnią.

Graliśmy w Call of Duty: Black Ops 4 – Blackout. Dobry, zły i brzydki klon PUBG - ilustracja #1

Jazda po pijanemu

Grając na konsoli PlayStation 4, miałem wielki problem z opanowaniem pojazdów kołowych, czyli quada bądź ciężarówki, którymi można przemieszczać się po terenie. Twórcy z jakichś powodów umieścili gaz pod lewą gałką, a skręcanie pod prawą, czyli zupełnie inaczej niż w praktycznie każdej grze wyścigowej. Nie mam pojęcia, dlaczego kompletnie zapomnieli o triggerach, ale próba jazdy czymkolwiek przypominała mi jednoczesne klepanie się po głowie i głaskanie po brzuchu. Na pececie mogłem już dowolnie przypisać sobie klawisze.

Dzieci kukurydzy! Starcie trzech ostatnich graczy w tym miejscu może być całkiem epickie!

Problem z ustaleniem priorytetów miałem także przy modelach broni. Przez to, że wszystkie karabiny są fikcyjne, kompletnie nie wiedziałem, czy leżący przede mną kolejny egzemplarz jest lepszy, czy gorszy od posiadanego. Twórcom udało się nawet „sprzedać” mi pistolet maszynowy jako strzelbę. W PUBG od razu wiadomo, czego spodziewać się po UMP, SCAR-ze czy M-16. W Blackoucie konieczne będzie chyba wkucie na pamięć jakiejś bazy danych z fantazyjnymi nazwami i statystykami karabinów – ewentualnie doskonała znajomość poprzednich odsłon serii. Pomogłaby tutaj kampania fabularna dla samotnego gracza, w której coraz silniejszą broń dostawalibyśmy w kolejnych etapach. Wielka szkoda, że tym razem jej zabraknie.

Złe, leniwe kopiuj-wklej

Nie ma nic dziwnego w tym, że kolejna gra battle royale powiela ogólne zasady tego trybu – to raczej dość oczywiste. Zupełnie nie rozumiem jednak, dlaczego dysponujące takim budżetem i rozmachem Call of Duty zapożyczyło z PUBG parę drobniejszych, bardzo łatwych do podmiany detali. Dziwnie znajomy wydaje się ekran startowy z naszą postacią i pojazdem w tle. Mapa podzielona na słoneczne, zielone wzgórza oraz pustynię dla laika wygląda dokładnie jak mieszanka Erangel i Miramar z PUBG. Najbardziej kuriozalna jest jednak energetyczna bariera zmniejszająca dostępny teren – oczywiście w kolorze niebieskim!

Nawet niedawne Fear of the Wolves z wczesnego dostępu zdołało stworzyć własny system służący zawężaniu pola walki, całkiem spójny ze światem gry, a nadchodzące battle royale w Battlefieldzie V ma mieć widowiskową, postępującą ścianę ognia. Futurystyczny klimat Black Ops 4 oraz nieco luźniejsze podejście do gry, nastawione na zabawę, a nie realizm, stwarzają ogromne pole do kreatywnych rozwiązań i szkoda, że nie pokuszono się tu o coś naprawdę ciekawego i oryginalnego.

Przez fikcyjne modele broni ciężko określić, która tak naprawdę będzie nam najbardziej przydatna.

Zamiast Dacii i gazika jest quad - na konsoli jednak szwankuje sterowanie pojazdami.

Brzydkie royale

Call of Duty plus dziesięć razy więcej graczy niż zwykle i ogromna – jak na standardy COD-a – mapa. W procesie „rozciągania” gry nie mogło jednak obyć się bez ofiar, więc oberwało się oprawie graficznej. Nie dość, że seria od wielu lat kurczowo trzyma się starego silnika, to Blackout, nawet na tle poprzednich odsłon cyklu, stanowi krok wstecz. Na PlayStation 4 przypomina wręcz tytuły z poprzedniej generacji sprzętu, a na pecetach jest jedynie odrobinę lepiej.

W oczy rzuca się przede wszystkim płaskie, wszędzie jednakowe oświetlenie, kiepski wygląd wody oraz roślinności. Nieładne są też tekstury. To chyba cena, jaką przyszło zapłacić za w miarę płynną animację na konsolach. Na PlayStation nie uświadczyłem w zasadzie żadnych spadków, choć o tym, że silnik ledwo zipie, świadczył inny element. Jakakolwiek próba zrobienia screenshota na początku meczu za pomocą przycisku „share” kończyła się minimum 20-sekundowym czekaniem na wypełnienie się obrazków. Wszystko wracało do normy, gdy na arenie zostawało kilku graczy – wtedy funkcja ta działała błyskawicznie.

Helikopter pomaga w szybkim transporcie, a w rękach ekipy z dobrym pilotem potrafi być zabójczy.

Czy „Zaćmienie” przyćmi konkurencję?

Nie sądzę, by Blackout wywołał wielkie poruszenie wśród graczy pecetowych, u których już chyba nastąpił pewien przesyt Playerunknown’s Battlegrounds i jego kolejno pojawiającymi się we wczesnym dostępie i znikającymi klonami. Co innego natomiast na konsolach, gdzie Call of Duty tkwi na dobrze okopanych pozycjach. Tam trudno znaleźć bezproblemowe i płynnie działające battle royale, wykonane w jakości AAA. Dla milionów graczy Blackout będzie więc pierwszym takim produktem.

Tu chyba działo się coś niepokojącego. Mapa Blackout ma miejsca zachęcające do zwiedzania zamiast walki.

To, jak poradzi sobie w późniejszym czasie, kiedy na rynku pojawi się konkurencja w postaci Battlefielda V, będzie mocno zależeć również od wsparcia i sposobu rozwijania gry po premierze. Fortnite dał rewelacyjny przykład, jak można opowiadać fabularną historię tylko za pomocą mapy w grze sieciowej. PUBG z kolei odpuściło zapowiadany tryb zombie i koncentruje się głównie na rozwoju elementów kosmetycznych oraz dodawaniu map. Którą drogę wybierze Call of Duty: Blackout? A może to właśnie dopiero po premierze Activision dostarczy coś naprawdę oryginalnego? O tym przekonamy się już wkrótce.

Z grą Call of Duty: Blackout spędziłem kilka godzin na PlayStation 4 i weekend z dostępem do wersji PC. Choć raziła mnie trochę zbyt duża liczba podobieństw do PUBG i tradycyjne dla COD-a kiepskie odczucia podczas strzelania, rozgrywka wciągnęła mnie dzięki dobrej dynamice meczów oraz ciekawej, acz ryzykownej, eksploracji.

Lubię tryb battle royale i wcześniej sporo czasu poświęciłem Playerunknown’s Battlegrounds oraz jego kilku klonom. Myślę, że Blackout mógłby być na stałe moim konsolowym battle royale, o ile tylko twórcy będą dbali o niego tak jak Epic o Fortnite’a.

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Czy tryby battle royale w Call of Duty i Battlefieldzie mają szansę zdetronizować Fortnite'a i PUBG?

Tak
33,7%
Nie
58,5%
Nie mam zdania
7,8%
Zobacz inne ankiety
Call of Duty: Black Ops IIII

Call of Duty: Black Ops IIII