Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Battlefield 4 Publicystyka

Publicystyka 21 sierpnia 2013, 18:20

autor: Krzysztof Chomicki

Graliśmy w Battlefield 4 - seria wypływa na szerokie morza

W ramach targów gamescom udało nam się przetestować nowy tryb Obliteration, ponurkować w odmętach Morza Południowochińskiego, a przy okazji porównać wersję pecetową gry z tą, która ukaże się na konsolę PlayStation 4.

Battlefield 4 to niewątpliwie najważniejsza dla Electronic Arts produkcja spośród wszystkich tytułów wystawianych przez kalifornijskiego giganta na tegorocznych targach gamescom. Ciężko się temu dziwić – w końcu poprzednia odsłona serii to jedyna pozycja, która była w stanie podjąć wyrównaną walkę z konkurencyjnym Call of Duty. Chociaż targowe warunki nie sprzyjają testowaniu tak rozbudowanych gier, udało nam się wyłapać kilka interesujących cech nowej części, a nawet sprawdzić ją w akcji, zarówno na pecetach, jak i konsolach następnej generacji.

Po pierwsze, do łask powróciły pojazdy wodne i twórcy nie omieszkali się tym pochwalić – nie przypominam sobie, abym na całej imprezie widział jakikolwiek nowy materiał, który by nie prezentował jakichś łodzi czy skuterów wodnych. W „trójce” cały temat został potraktowany po macoszemu i wielu fanom cyklu nie przypadło to do gustu, ale głosy niezadowolenia najwyraźniej dotarły do deweloperów. Tym razem walki znów toczą się na wszystkich frontach i raczej nie bez powodu targowe mecze odbywały się akurat na tych mapach, na których wody jest więcej niż lądu.

Walka na morzu to bardzo zdradliwy temat. Dice nie poszło na łatwiznę i postanowiło nadać wodzie realistyczne właściwości fizyczne, dzięki czemu fale mają wymierny wpływ na rozgrywkę – zarówno kiedy poruszamy się wpław, jak i wtedy, gdy korzystamy z jakiegoś pojazdu. Zachowanie wody robi niemałe wrażenie, a co najważniejsze, jest wyliczane wspólnie dla wszystkich graczy na mapie. Może się to wydawać oczywiste, ale właśnie problemy z implementacją takiego rozwiązania były główną przyczyną rezygnacji Ubisoftu z bitew morskich w mutiplayerze Assassin's Creed IV: Black Flag.

Graliśmy w Battlefielda 4 – seria wypływa na szerokie wody – ilustracja #2

Niestety, chociaż wysepki na Morzu Południowochińskim stanowiły niezły pokaz fizyki wody, to już znacznie gorzej nadawały się do sprawdzenia w akcji systemu zniszczeń. Ten jest teoretycznie o wiele bardziej rozbudowany niż w „trójce” i według zapewnień twórców pozwala zmieniać mapy według własnego widzimisię. Jeśli wierzyć zwiastunom, gracze będą mogli doprowadzić do zawalenia się całych wieżowców czy też zburzyć podpory pod sufitem podziemnego garażu i unieruchomić w ten sposób przejeżdżający wyżej czołg. W przypadku niewielkich zabudowań na udostępnionych mapach ciężko o aż tak efektowne zniszczenia, ale faktem jest, że większość ścian rzeczywiście dało się zrównać z ziemią. Zaniepokoiło mnie jednak to, że metalowe schody nie doznały żadnego uszczerbku po strzale z RPG – widać system ten ma swoje granice. Zgadza się to zresztą z doniesieniami, jakoby pewne elementy były celowo niezniszczalne, aby gracze nie obrócili w ruinę dosłownie całej mapy.

Graliśmy w Battlefield 4 - seria wypływa na szerokie morza - ilustracja #3

Rzecz jasna najciekawszą rzecz pokazaną na gamescomie stanowi nowy tryb o nazwie Obliteration. W dużym skrócie jest to coś pomiędzy „Znajdź i zniszcz” z Call of Duty a... rugby. Obie drużyny mają za zadanie wysadzić pewne struktury przeciwnika, do czego potrzebują bomby, która pojawia się w losowym miejscu mapy. Ekipa, która szybciej dotrze do ładunku, musi go potem zanieść do jednego z wyznaczonych punktów, w czym wrogowie starają się jej przeszkodzić. Jeżeli uda im się przechwycić bombę, następuje zamiana ról i tak w koło Macieju, dopóki ktoś w końcu nie wysadzi swojego celu. Wtedy na polu walki pojawia się kolejna bomba i cały proces zaczyna się od nowa, aż którejś stronie uda się skutecznie przeprowadzić wszystkie zamachy.

Rozgrywka na tych zasadach jest bardzo dynamiczna, a trup ściele się gęsto, bo zamiast dzielić się na mniejsze ekipy, które zajmują się różnymi zadaniami, wszyscy gracze biegną na złamanie karku, aby przechwycić lub pilnować bomby. W ten sposób linia frontu przesuwa się dosłownie cały czas, dzięki czemu tryb ten stanowi ciekawe urozmaicenie i pewną odskocznię od bardziej typowego dla Battlefielda stylu gry. Równocześnie obawiam się, że na dłuższą metę wszechobecny chaos nie przypadnie do gustu fanom serii, zwłaszcza że ciężko tu mówić o jakiejkolwiek złożonej taktyce czy możliwości rozważnego planowania kolejnych ruchów.

W dalszej perspektywie o wiele większe znaczenie może mieć nowa wersja Battleloga. Z nieco dziwacznej strony internetowej, która wymusza uruchamianie gry z poziomu przeglądarki, serwis ten wyewoluował w zaskakująco potężne narzędzie. Tym razem trafi również na konsole, a na dodatek pojawi się też w formie aplikacji na urządzenia mobilne. Przenośny Battlelog pozwoli nie tylko przeglądać statystyki, ale także modyfikować ekwipunek poszczególnych klas, dzięki czemu najbardziej niecierpliwi gracze będą mogli przygotować się do zabawy jeszcze przed powrotem do domu. Pojawi się oprócz tego opcja tworzenia własnych wyzwań, w ramach których zmierzymy się ze znajomymi – kiedy zostaniemy przez kogoś wyprzedzeni, momentalnie otrzymamy odpowiednie powiadomienie.

Graliśmy w Battlefielda 4 - seria wypływa na szerokie wody – ilustracja #2

Co ciekawe, smartfony i tablety (a w tym wypadku również laptopy) przydadzą się nawet po rozpoczęciu właściwej rozgrywki. Dodatkowy ekran posłuży do wyświetlenia mapy taktycznej aktualizowanej w czasie rzeczywistym, a także pozwoli wybrać nowy serwer bez wcześniejszego wychodzenia z meczu. Z możliwości tabletów skorzystają też fani trybu przywódcy – urządzenia te powinny idealnie sprawdzić się do wyznaczania celów innym graczom czy zarzucania przeciwników ładunkami EMP i pociskami typu Tomahawk.

Podczas targów gamescom po raz pierwszy mogliśmy sprawdzić Battlefielda 4 w wersji na PlayStation 4. Jak zapewniają twórcy, w tym wypadku edycja konsolowa nie będzie odstawać od pecetowej – oznacza to obraz wyświetlany w 60 klatkach na sekundę oraz obsługę 64 graczy w multiplayerze. Muszę przyznać, że chociaż PS4 rzeczywiście radzi sobie naprawdę nieźle, to pewne niedoskonałości w stosunku do mocnego PC niestety widać. Najbardziej rażą słabsze tekstury oraz – o zgrozo – późne doczytywanie detali terenu, typu trawa czy kamyczki. Zdecydowanie nie jest źle, ale kilka wpadek wypadałoby dopracować przed premierą.

Graliśmy w Battlefielda 4 – seria wypływa na szerokie wody – ilustracja #3

Niemniej krótkie chwile spędzone z czwartą częścią Battlefielda nastrajają optymistycznie. Wszystkie zmiany, ze zwiększeniem roli pojazdów wodnych na czele, zdają się zmierzać w dobrym kierunku. Złośliwcy stwierdzą wprawdzie, że w najlepszym wypadku jest to Battlefield 3.5, i kto wie, może mają rację – grze należałoby poswięcić zdecydowanie więcej czasu, aby oszacować faktyczną ilość nowości i usprawnień. Nie ulega jednak wątpliwości, że fani serii mają na co czekać.

Battlefield 4

Battlefield 4