FIFA od kuchni - z wizytą w EA Sports
Pierwsza na świecie prezentacja gry FIFA 11 była dla nas nie tylko doskonałą okazją do zagrania w najnowszą odsłonę piłkarskiej serii EA Sports, ale także sposobnością do zwiedzenia studia Elektroników.
Marek Grochowski
34Pierwsza na świecie prezentacja gry FIFA 11 była dla nas nie tylko doskonałą okazją do zagrania w najnowszą odsłonę piłkarskiej serii EA Sports, ale także sposobnością do zwiedzenia studia Elektroników i sprawdzenia, jak praca nad kasowymi hitami kanadyjskiej firmy wygląda w jej siedzibie na co dzień.

Baza EA Canada mieści się w malowniczym Burnaby, mieście oddalonym od Vancouver o kilkanaście kilometrów. Dotarcie tam ze stolicy tegorocznych igrzysk zajmuje autobusem nie więcej niż trzydzieści minut. W tym czasie można rozkoszować się krajobrazem otaczających gór oraz napawać oczy widokiem wszechobecnej zieleni, która poprzez kontrast z setkami wieżowców czyni aglomerację Vancouver jednym z najbardziej osobliwych miejsc na Ziemi.

Budynki Electronic Arts połączone są w jeden pięciopiętrowy kompleks z tarasem widokowym. Wnętrza urządzono zgodnie z kanonami nowoczesnej architektury – większość elementów wykonana jest ze szkła, natomiast stalowe i murowane konstrukcje cieszą oko wymyślnymi kształtami. Grzech nie wejść.


Jeśli Electronic Arts skrywa gdzieś skrzętnie swoje sekrety, to na pewno nie na parterze – tuż nieopodal wejścia znajdują się tylko pojedyncze stoliki oraz bufet dla pracowników.

Mijając lobby, wchodzimy w biały korytarz, z którego można dojść do auli konferencyjnej lub małych pomieszczeń. Tam zaproszeni goście grają w najnowsze produkcje firmy na kilkudziesięciu podstawionych konsolach.

Elastyczny czas pracy i „trochę” opcji spędzania wolnego czasu sprawiają, że zatrudnieni tu ludzie przyjeżdżają do siedziby EA, nawet gdy nie mają do wykonania naglących zadań. Co bardziej wysportowani mogą wybrać się na siłownię albo założyć strój rodem z NBA i wbiec na koszykarski parkiet, żeby poćwiczyć rzuty za trzy.

Na tym skromna oferta się nie kończy. Zachęceni sympatycznym głosem pani przewodniczki udajemy się na piętro numer 4. Ma tam być coś na kształt osiedlowego balkonu. W rzeczywistości jest on trochę większy niż początkowo sądziliśmy.

W istocie mamy do czynienia ze sławnym tarasem widokowym, z którego można zobaczyć niesamowitą panoramę Vancouver – można podziwiać ją gołym okiem albo przez specjalną lornetkę. W dole widać boiska do koszykówki, piłki nożnej i siatkówki, gdzie praktycznie każdego dnia pracownicy w wolnych chwilach rozgrywają sparingowe mecze. Tak jest również podczas naszej wizyty.

Na zdjęciach nie widać tego dokładnie, jednak twarze ludzi z EA zdradzają ogromne, niewymowne cierpienie – otoczenie lasu i gór przez pięć dni w tygodniu generuje podobno straszliwą frustrację. No, dobrze, może nie do końca – tak naprawdę to my cierpimy i jesteśmy sfrustrowani, bo wygląda na to, że jest im tu wszystkim po prostu za dobrze. Boiska do wszystkiego, wspaniała pogoda i spektakularny krajobraz to trochę za wiele jak na nasze wschodnioeuropejskie przyzwyczajenia. W dawnej siedzibie GOL-a w krakowskim Biprostalu nie można było grać w piłkę bez narażenia się dozorcy, a o rozpaleniu grilla w ogóle nie było co rozmawiać bez adwokata. Zmiażdżeni tym, co zobaczyliśmy, wracamy do środka budynku.

Mijając ścianę oblepioną deskami z motywami ze Skate’a, trafiamy do raju dla graczy – archiwum ze wszystkimi tytułami, wyprodukowanymi dotychczas i to nie tylko przez EA. Można by tu siedzieć godzinami. I patrzeć. I grać.

Gdyby któryś z pracowników lub zwiedzających czuł się za mało indoktrynowany, może zajrzeć do sklepu z pamiątkami, gdzie pod dumnym szyldem EA World kryje się kilka bluz i czapeczek – w srogich cenach, ale za to z firmowym logiem.

Przechodzimy do części geograficzno-historycznej, gdzie na ciekawskich czekają dwa eksponaty – szklana gablota z makietą pokazującą okolicę oraz pamiątkowa tablica.


Sentymenty sentymentami, ale zbliżamy się już do ostatniego punktu wyprawy, jakim jest strefa audio, w której powstają nagrania tworzące ścieżki dźwiękowe gier EA Sports, z FIFĄ na czele. Ostrzegano nas, że studio jest w piwnicy, że daleko i od czasu do czasu straszy, ale nie dajemy za wygraną. W końcu obiecali, że będziemy mogli nagrać własną kibicowską przyśpiewkę.


W studiu dźwiękowym – zgodnie z planem – dajemy z siebie wszystko i brawurowo wykonujemy przyśpiewkę, mającą zagrzewać do boju nasz narodowy zespół. Jakkolwiek hit „Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało...” nie trafi zapewne na ścieżkę dźwiękową FIFY 11, to wyśpiewując go do studyjnego mikrofonu, bawimy się przednio. Przy okazji od podstawionego tu pracownika dowiadujemy się też kilku zakulisowych faktów dotyczących produkcji FIFY:
- W rzeczywistości komentarze do kanadyjskiej kopanki nagrywane są osobno w każdym kraju, który posiada własną wersję językową gry.
- W zależności od języka, liczba kwestii (w tym nazwisk zawodników), jakie muszą nagrać komentatorzy, waha się w przedziale 30-60 tysięcy.
- Edycja hiszpańska ma także drugi wariant, dedykowany odbiorcom z Meksyku.
- Choć w rekordowym roku autorzy wypuścili 16 wersji językowych FIFY, tej jesieni sportówka EA ukaże się tylko w 13 językach. Polskiego na szczęście nie zabraknie.
Bogatsi o te informacje kończymy naszą przechadzkę i udajemy się w kierunku wyjścia. Inspekcja zakończona, a blisko 90 zdjęć z naszej wizyty w EA Canada czeka już w obszernej galerii.


Marek „Vercetti” Grochowski