Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 3 lipca 2009, 09:54

autor: Michał Basta

East India Company - testujemy przed premierą

Wersja beta East India Company pozwala zapoznać się z najważniejszymi elementami gry, czyli trybem strategicznym oraz bitwami morskimi. I choć tytuł nie będzie żadną rewolucją, to na pewno dostarczy sporo dobrej zabawy.

East India Company, powstająca w fińskim studiu Nitro Games, jest zapowiadana jako interesujące połączenie gry ekonomicznej z epickimi bitwami morskimi. Naszym zadaniem jest objęcie wschodniej kompanii handlowej jednego z europejskich krajów i pokierowanie nią w walce z innymi nacjami. Niedawno udostępniona została wersja beta oferująca tryb strategiczny oraz taktyczny.

Wiedza i wygląd

Przed przystąpieniem do właściwej gry możemy wziąć udział w trzech treningach, które zapoznają z podstawami rozgrywki. W pierwszym poznajemy tajniki portów, czyli jak stawiać nowe budynki, budować okręty i przeprowadzać wymianę handlową. Drugi samouczek skupia się na trybie strategicznym, w którym wydajemy rozkazy naszym flotom, ustalamy zachowanie poszczególnych statków i wytyczamy szlaki morskie. Na samym końcu zdobywamy natomiast wiedzę niezbędną do prowadzenia bitew morskich. Wszystkie samouczki wyglądają identycznie i ograniczają się do wyświetlania serii kilkudziesięciu komunikatów, które szybko i zwięźle przekazują podstawowe informacje o rozgrywce.

To się nazywa morski weteran.

Po przebrnięciu przez samouczki możemy zdecydować, czy chcemy wziąć udział w trwającej 10 lat minikampanii, czy też sprawdzić się w starciach morskich, które rozgrywane są w dwóch trybach – szybkiej potyczki oraz bitwy. W pierwszym przypadku komputer od razu rzuca nas w wir walki, natomiast w drugim możemy zmieniać takie parametry jak: poziom trudności, realizm bitwy czy warunki pogodowe. Ponadto mamy wpływ na to, jakie okręty znajdą się w obydwu walczących flotach. Pewnym mankamentem jest fakt, że w największych starciach może zmierzyć się tylko do 10 jednostek pływających, po 5 na każdą stronę.

Kiedy w końcu docieramy na pole bitwy, szybko stwierdzamy, że zapowiadana epickość starć jest dosyć umowna i daleko jej do poziomu znanego z Empire: Total War. Oprawa wizualna jest całkiem przyjemna, ale nikogo na kolana nie powali. Kołyszące się na morskich falach okręty czy samo morze wyglądają estetycznie, ale przy widokach, jakie zafundował nam Empire: Total War, grafika EIC wypada co najwyżej poprawnie. Być może wynika to z faktu, że tytuł studia Nitro Games jest skierowany do bardziej wymagających graczy, dla których bitwy morskie są jedynie odskocznią od prowadzenia działań handlowych. Mnie jednak brakowało wspaniałych efektów podziurawionego kadłuba, dziarsko uwijającej się załogi czy rewelacyjnie wyglądających abordaży. W EIC wszystkie te elementy są, ale prezentują się dosyć ubogo.

Odrobina strategii

Z drugiej strony bardzo dobrze wygląda tryb strategiczny. Mapa jest ładna i bardzo przejrzysta, a całość urozmaicają miłe dla oka miniaturki miast i okrętów. Interesująco i szczegółowo wyglądają odwiedzane przez nas porty. Statyczne ujęcia, które możemy w nich podziwiać, ubarwiają różne tabelki i wykresy.

Władanie kolonialnym imperium nie jest wbrew pozorom bardzo skomplikowane. Na mapie strategicznej zarządzamy naszymi flotami, co dzięki kilku przydatnym opcjom odbywa się szybko i sprawnie. Naszym okrętom możemy określić sposób zachowania się w momencie spotkania wrogiej floty (ucieczka, postawa defensywna lub agresywna) albo w pełni zautomatyzować wymianę handlową. W tym drugim przypadku wskazujemy jedynie port docelowy, po czym okręty same wyruszają w jego stronę, zakupują najcenniejsze towary i wracają do portu macierzystego. Często musimy jednak sami zająć się wymianą handlową, ale dzięki przejrzystym statystykom każdy szybko odnajdzie się w tym elemencie. Podobnie jest zresztą z dyplomacją, która też jest prosta do opanowania.

Przejrzysta mapa to jedna z zalet gry.

Zabawa w trybie strategicznym jest dość dynamiczna i co najważniejsze nie nudzi masą zbędnych okienek i statystyk, w których nie można się odnaleźć. Co więcej w każdej chwili możemy przyspieszyć upływ czasu, aby szybko przebrnąć przez dłużyzny. Niestety rozgrywka prowadzona na mapie posiada również pewne wady. Dla mnie mankamentem był sposób zdobywania portów, ograniczający się do automatycznej potyczki. Podczas atakowania przybrzeżnych miast mamy wpływ tylko na ilość i rodzaj okrętów w naszej flocie, natomiast o ostatecznym wyniku decyduje komputer. Szkoda, bo bitwy przybrzeżne na pewno jeszcze bardziej urozmaiciłyby rozgrywkę. Dużo większą bolączką są jednak ekrany doczytywania lokacji, kiedy chcemy na przykład wejść do jakiegoś portu lub wrócić do widoku strategicznego. Musimy wtedy czekać nawet kilkanaście sekund, co przy częstym kontrolowaniu miast potrafi nieźle zirytować.

Cel, pal!

Same starcia morskie są wciągające i dostarczają sporo frajdy. Podczas bitwy należy stale kontrolować wiele czynników. Jednym z najważniejszych są warunki pogodowe, które nie tylko urozmaicają grafikę, ale wpływają też bezpośrednio na walkę i osiągi morskich jednostek. Oczywiste jest, że dużo łatwiej manewruje się okrętem w wietrzne popołudnie niż w sztormową noc. Przed bitwą warto więc zaznajomić się z pogodą i porą dnia, w której przyjdzie nam stoczyć pojedynek. W grze bardzo ważną rolę odgrywa wiatr. Tylko odpowiednie wykorzystanie jego siły oraz kierunku, z jakiego wieje, zapewnia zwycięstwo. Jeśli w czasie bitwy zignorujemy ten czynnik, to nasze jednostki staną się łatwym celem dla wroga. Na szczęście przed każdą z potyczek możemy wybrać poziom trudności oraz realizmu. W tym drugim przypadku możemy zdecydować się na zręcznościowy, pośredni lub realistyczny model rozgrywki. Dzięki temu w walki powinni wciągnąć się zarówno amatorzy morskich potyczek, jak i doświadczone wilki morskie.

W testowanej wersji dostępnych jest kilkanaście szczegółowo opisanych typów jednostek morskich. Wśród nich znajdziemy między innymi fregaty, galeony i potężne okręty liniowe. Każdy z okrętów posiada trzy typy kul: zwykłe, rażące odległe cele, łańcuchowe, sprawdzające się dobrze przy niszczeniu żagli i masztów na średnich dystansach oraz kartacze dziesiątkujące załogi okrętów z małych odległości. Jeśli ktoś nie ma ochoty samemu bawić się w dobieranie odpowiedniej amunicji, to wystarczy powierzyć to zadanie komputerowi. Interesującą opcją jest również możliwość wyrzucania towarów za burtę, w celu przyspieszenia okrętu i zwiększenia jego sterowności. Podczas bitew niejednokrotnie staniemy więc przed dylematem – wyrzucić towar i ratować flotę czy też spróbować podjąć ryzykowną walkę, aby nie stracić ładunku.

Jeden z przykładowych portów.

Dobry kapitan to podstawa

Interesujące są umiejętności specjalne kapitanów flot. Każdy dowódca dysponuje kilkoma bonusami, które często decydują o losie całej potyczki. W wersji beta było ich kilka, a spośród najciekawszych należy wymienić salwę z ognistych kul, naprawę okrętu czy zwiększenie celności naszych jednostek. Zdolności te regenerują się i po pewnym czasie są ponownie gotowe do użycia. Dowódcy biorący udział w bitwach otrzymują punkty doświadczenia, które możemy wymieniać na nowe umiejętności. Należy się jednak liczyć z tym, że z każdym upływającym rokiem kapitanowie się starzeją i około sześćdziesiątki po prostu odchodzą na emeryturę. Nie można więc zapominać o rekrutacji nowych dowódców, którzy w przyszłości przejmą schedę po zasłużonych weteranach.

W East India Company nie musimy dowodzić całą flotą z poziomu swobodnej kamery. W każdej chwili możemy przenieść się na wybrany okręt i sterować nim za pomocą klawiatury i myszki. Nasze poczynania możemy dodatkowo śledzić w specjalnym widoku, pojawiającym się w prawym górnym rogu ekranu. Jednak, prawdę mówiąc, jego wygląd i funkcjonalność stoją na dość mizernym poziomie. W tym trybie możemy również decydować o zwinięciu lub rozwinięciu żagli, a także ustalać pole rażenia dział. Dziwne jednak, że te przydatne opcje nie są dostępne podczas korzystania ze swobodnej kamery. Sterowanie pojedynczym okrętem wydaje się uzasadnione tylko wtedy, gdy komputer nie radzi sobie z jakimś manewrem lub gdy chcemy się trochę zrelaksować i samemu postrzelać do przeciwnika.

Ostra wymiana zdań na dobre rozpoczęcie dnia.

Bardzo nieprzewidywalnie zachowuje się sztuczna inteligencja. W jednych starciach wydaje się, że wszystko działa bez zarzutu – wróg nawiązuje walkę i bezlitośnie wykorzystuje nasze błędy. Zdarza się jednak, że komputer zupełnie głupieje bez żadnego powodu. Raz postanowiłem nie atakować i zobaczyć, jaki manewr wykona oponent, a ten – jak gdyby nigdy nic – po prostu płynął przed siebie, w ogóle nie nawiązując walki. Poważne błędy występują też w przypadku naszych jednostek. Wiele razy moje okręty stawały dziobem pod wiatr i za nic w świecie nie potrafiły się obrócić nawet o milimetr.

Wersja beta East India Company zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Spodziewałem się nużącej gry ekonomicznej, przeznaczonej dla amatorów arkuszy kalkulacyjnych, a zamiast tego otrzymałem dynamiczną i intuicyjną strategię, w której odnajdą się i weterani, i mniej doświadczeni gracze. Autorzy zachowali odpowiednie proporcje między ekonomią a bitwami morskimi, dzięki czemu świat dalekich wypraw morskich i walk toczonych między ogromnymi okrętami naprawdę wciąga. Jeśli tytuł zostanie doszlifowany przed premierą, to szykuje się prawdziwa gratka dla graczy lubiących tematykę morską.

Michał „Wolfen” Basta

East India Company

East India Company