Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 31 stycznia 2005, 12:13

autor: Krzysztof Mielnik

Dreamfall: The Longest Journey - zapowiedź

April Ryan nie jest tą samą dziewczyną, którą prowadziliśmy za rączkę ostatnim razem. Od tamtych zdarzeń minęło już 10 długich lat, a nasza 18-letnia podówczas podopieczna dojrzała i z naiwnego, zagubionego dziewczątka nie pozostał w niej już nawet ślad.

Wspaniały klimat wytworzony przez zmiksowanie baśniowego mistycyzmu, kosmicznych wojaży, cyberpunku i rzeczywistości znanej nam wszystkim z amerykańskich filmów. Dwa ogromne światy istniejące w odrębnych wymiarach, niesamowicie wciągająca fabuła, pomysłowe zagadki i intuicyjne sterowanie. Dziesiątki godzin fantastycznej zabawy, zwykła-niezwykła główna bohaterka i rewelacyjne – nie tylko w odczuciu mojej skromnej osoby – spolszczenie. April Ryan, Arkadia, Edyta Olszówka, ratowanie świata i... chyba już nikt nie ma najmniejszych wątpliwości, że mowa o The Longest Journey – jednej z najlepszych przygodówek, jakie kiedykolwiek ujrzały światło dzienne!

Już w chwili, w której produkcja Funcomu pojawiła się na rynku (notabene osiągając znakomite jak na przygodówkę wyniki sprzedaży – rząd 500.000 sprzedanych kopii), wiadomo było, że producenci nie zechcą zarżnąć kury znoszącej złote jaja i stworzą kontynuację. Szumu wokół sprawy było sporo od początku, choć oficjalne potwierdzenie rozpoczęcia prac Ragnar Tornquist ogłosił dopiero w lutym ubiegłego roku.

W chwili obecnej mamy już dość klarowną wizję finalnego produktu. Gra, która na światowym rynku ukaże się pod tytułem Dreamfall: The Longest Journey ma zaskoczyć wielbicieli pierwszej odsłony zupełnie innym podejściem do rozgrywki. Przede wszystkim zrezygnowano z systemu point & click na rzecz samodzielnego szukania przedmiotów przez główną bohaterkę (tudzież bohatera, o czym dalej). Jest to pierwsza, ale bynajmniej nie ostatnia rzecz kierująca TLJ2 w stronę action-adventure. Oto bowiem statyczne, renderowane tła, które tak urzekały nas podczas odkrywania tajemnic wszechświata, zastąpione zostaną przez w pełni trójwymiarowe otoczenie. Kamera, do tej pory ulokowana w jednym miejscu, zacznie teraz podążać za graczem, krążyć wokół, to zbliżając się, to oddalając w celu zwrócenia uwagi na daną lokację czy przedmiot. Informacja to pewnie nie za ciekawa dla posiadaczy słabszych komputerów. Bez dwóch zdań wymagania sprzętowe gry wrosną potężnie...

Trójwymiarowe otoczenie naturalnie zwiększy możliwość interakcji. Producenci od dawna mówią o wprowadzeniu do rozgrywki nowych zagadek, które rozwiązać można będzie na kilka sposobów. Preferujący logiczne myślenie postarają się wykorzystać któreś ze zgromadzonych w kieszeni przedmiotów, „siłacze” przejdą etap posługując się prawami fizyki. Mimo wszystko powinniśmy pamiętać, że wciąż mamy tu do czynienia z przygodówką, tak więc do szumnych obietnic o nieliniowości gry powinniśmy podchodzić raczej z dystansem. Czy to źle? Dla mnie nie ma nic bardziej charakterystycznego dla gatunku, niż sterczenie przez 10 godzin nad teoretycznie nierozwiązywalną łamigłówką. Jakaż radość, kiedy w końcu doznajemy olśnienia, którego efekt pozwala nam kontynuować rozgrywkę! Wprowadzenie zbyt wielu możliwości pokonania takiej zagadki mogłoby więc wpłynąć niekorzystnie na atmosferę gry.

Dynamiki grze doda pojawiający się tu i ówdzie motyw walki. Każdemu, kto miał okazję zagrać w pierwszą część, w pamięć zapadła zapewne niezwykle komiczna w swym wydźwięku scena walki w domu czarownicy. Początkowa atmosfera grozy została szybko rozwiana w chwili, w której gracz orientował się, że nie ma możliwości utraty życia. Moi drodzy – koniec z tego typu akcjami. W Dreamfall’u niebezpieczeństwo ze strony wrogo nastawionych istot będzie namacalne, a złe rozegranie potyczki będzie prowadzić do naszej śmierci (ewentualnie innych, przewidzianych przez fabułę konsekwencji).

Zmian strasznie dużo, więc pewnie powoli zaczynacie sobie zadawać pytanie, czy w końcu cokolwiek w tej grze pozostało z oryginału? Jest nasza ukochana April, jest Stark i Arkadia. A to podstawa. Ma być też rozwinięcie kilku wątków, które z racji rozbudowania i złożoności prekursorki musiały zostać potraktowane po macoszemu. Tu jednak musimy wierzyć autorom na słowo, bowiem dotychczas nie podano żadnego konkretnego przykładu.

Sama April Ryan nie jest jednak tą samą dziewczyną, którą prowadziliśmy za rączkę ostatnim razem. Od tamtych zdarzeń minęło już 10 długich lat, a nasza 18-letnia podówczas podopieczna dojrzała i z naiwnego, zagubionego dziewczątka nie pozostał w niej już nawet ślad. Panna Ryan, doskonale zaaklimatyzowana w obydwu światach będzie odtąd mentorką dla nowej bohaterki – Zoe Costello. Dwudziestoletnia dziewczyna, która startuje z podobnej pozycji, jak niegdyś April, ma być główną postacią przez 60-70% czasu rozgrywki. Pozostałe procenty obdzielone zostaną pomiędzy April właśnie i... pierwszego mężczyznę – gościa imieniem Kian. O ile rola uroczej, młodziutkiej szatynki, odzianej w dżinsy i futerkową kurtkę będzie w dość dużym stopniu zbliżona do tej, którą odgrywała główna bohaterka pierwszej odsłony, o tyle o Kianie dotychczas mówi się niewiele. Wiadomo jedynie, że to typ wojownika – jego głównym atutem ma być siła. Zważywszy na wcześniej wspomniane założenia dotyczące konstrukcji zagadek, można domniemywać, że nieraz okaże się być ona sprawą kluczową dla naszych postępów w grze.

April, Zoe, Kian... Jak widać, do urody głównej bohaterki nie możemy mieć żadnych zastrzeżeń. Czy tak samo będzie z jej pozostałymi cechami?

Arkadia i Stark nie będą już jedynymi światami, które przyjdzie nam zwiedzić. W Dreamfall’u dołącza do nich kraina wiecznej zimy, w chwili obecnej nazywana po prostu Winter. Intryga rozgrywać będzie się więc na trzech płaszczyznach, co wskazywałoby na to, że fabuła powinna być jeszcze bardziej zakręcona niż w jedynce. Z drugiej jednak strony radziłbym Wam wstrzymać się ze snuciem fantastycznych wizji na temat niezwykłej złożoności gry. W jednym z wywiadów Tornquist uraczył nas bowiem stwierdzeniem, które dość mocno podłamało moją wiarę, że drugi TLJ okaże się grą lepszą od oryginału... Oto bowiem szef produkcji stwierdził, że w związku z większą dynamiką rozgrywki i zmianą jej charakteru, długość czasu potrzebnego na zaliczenie gry ulegnie radykalnemu skróceniu. Pamiętam, że osobiście grę przechodziłem przez kilka tygodni, rozkoszując się faktem, że po wielu godzinach wciąż pozostała mi jedna, czy dwie płyty całkowicie jeszcze nietknięte przez laser CD-ROM-u. Najdłuższa Podróż była nią rzeczywiście! Grając wcielałem się w April i żyłem jej życiem, jej problemami, jej dniem powszednim. Przepraszam bardzo, ale jeśli słowa Tornquista miałyby znaleźć swoje potwierdzenie w praktyce i dwójka miałaby stanowić zawód pod tym względem (albo i pod jakimkolwiek innym), lepiej trzymajcie mnie gdzieś na odludziu, bo nie ręczę za swe czyny!

Równoległe wymiary to niezwykle wdzięczny temat. Rzecz posiadająca potencjał tak ogromny, że nie sposób wyczerpać go w dwóch, pięciu, czy choćby dziesięciu tytułach. Prawdę mówiąc nie zdziwiłbym się, gdyby seria Najdłuższa Podróż przemieniła się z czasem w Niekończącą się podróż. WSZYSTKO w rękach (i głowach) producentów. Tylko od nich w końcu zależy to, czy druga część powtórzy sukces pierwszej i z czym ludziom będzie kojarzył się ich tytuł...

Nie będę ukrywał, że jestem pełen obaw. Boję się, czy gra ewoluuje w dobrym kierunku. Boję się, czy przygodówka idealna nie przemieni się w gatunkową hybrydę, którą łącząc w sobie wszystko, tak naprawdę stanie się niczym... Boję się o to, czy dane mi będzie jeszcze raz poczuć się tak wspaniale, jak przed dwoma laty...

Odpowiedź na te wątpliwości poznamy za równy rok. Trzymajmy kciuki moi drodzy – ale tak naprawdę mooocno!

Krzysztof „Bakterria” Mielnik

Dreamfall: The Longest Journey

Dreamfall: The Longest Journey