- Drama z Blizzardem, czyli jak chińska cenzura wpływa na popkulturę
- Blizzard i jego niechęć do masek gazowych oraz polityki
- Schody, czyli wpływ na gry
- Jeden niefortunny tweet i NBA
- Co ma piernik do wiatraka, czyli teraz będzie o filmach
Jeden niefortunny tweet i NBA

Boy, oh boy. Już na wstępie zaznaczę, że cała ta historia pokaże Wam, jak pieniądze mogą pozbawić kręgosłupa moralnego. Na scenę wchodzi Daryl Morey, dyrektor generalny (do niedawna) najpopularniejszej w Chinach amerykańskiej drużyny – Houston Rockets. Loguje się na Twitterze i pisze:
Fight for freedom. Stand with Hong Kong.
Czyli „Walcz o wolność. Wspieraj Hongkong”. Oj, Daryl, Daryl, gdybyś tylko wiedział... Bo, widzicie, Houston Rockets ma chińskich sponsorów. To znaczy – miało. Bo już nie ma. I kiedy pojawiła się groźba zawieszenia transmisji meczów drużyny w Chinach, Morey musiał zacząć się tłumaczyć. A to dlatego, że widzów rozgrywek w Państwie Środka jest więcej niż w całych Stanach Zjednoczonych. Widzów? No, też. Chciałam powiedzieć – pieniędzy.
I teraz przechodzimy do części tak strasznej, że aż śmiesznej. W ratowanie finansów (bo o to tu chodzi) ewidentnie zaangażowano sztab kryzysowy obeznany z gaszeniem pożarów propagandowych. Panu dyrektorowi podyktowano treść nowych tweetów z wyjaśnieniami, wysłano też paru zawodników do udzielenia kontrolowanych i gładkich wywiadów, zapewne zawierających jedno pytanie, wcześniej przekazane „zaprzyjaźnionym” dziennikarzom przez PR-owców. Dzięki tym staraniom Morey zaprzeczył, jakoby jego intencją było obrażenie oddanych fanów z Chin i zapewnił, że teraz już poznał i rozważył punkt widzenia drugiej strony konfliktu, a jego wcześniejsza prywatna wypowiedź nieodzwierciedlająca poglądów NBA, była jedynie interpretacją tego złożonego wydarzenia (czyli protestów). Gdzieś już to czytaliście? Tak. To samo pisał Blizzard.
Z kolei James Harden (tak, ten koszykarz) zapewnił światowe (chińskie) media, że on i jego koledzy uwielbiają Chiny, a i chińscy fani darzą ich ogromną miłością oraz wsparciem, zaś sami zawodnicy kochają wszystko, co z nimi związane.
Sprawa tak mocno poruszyła amerykańską opinię publiczną, że NBA zmuszone było spuścić z tonu i przyznać, że są rzeczy ważniejsze niż pieniądze. I mając na względzie wolność słowa, za wypowiedź dyrektora przepraszać nie zamierza. Efekt? Decyzją odpowiadającego za nie Tencenta, żadnych transmisji w ChRL nie będzie, a chińscy sponsorzy co do jednego wycofali się ze wspierania ligi.
Czy NBA jest elementem popkultury? Niech odpowiedzią na to pytanie będzie poniższa ilustracja.

