Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 17 lutego 2011, 18:09

Dead Island - pierwsze spojrzenie

W tym roku poleją się hektolitry krwi zombie. Na specjalnym pokazie mieliśmy okazję zobaczyć grywalną wersję Dead Island, najnowszej gry akcji firmy Techland.

W swoim życiu widziałem sporo zwiastunów gier komputerowych, ale niewiele z nich wywarło na mnie tak duże wrażenie jak ten z Dead Island. Po pierwszej projekcji długo szukałem szczęki na podłodze, potem obejrzałem go jeszcze kilkakrotnie, za każdym razem będąc pełnym podziwu dla jego autorów. Przyznaję, wrocławianie znakomicie to sobie wymyślili. Po kilku latach ciszy, kiedy chyba wszyscy spisali ich projekt na straty, uderzyli nagle z grubej rury i zaserwowali światu fantastycznie zrealizowany filmik, który wywołuje ogromne emocje i nikogo nie pozostawia obojętnym na to, co dzieje się na ekranie. Ilu z Was stwierdziło po obejrzeniu tego cuda, że kupuje tę grę w ciemno? Ha!

Jadąc do stolicy Dolnego Śląska na pokaz jednej z największych niewiadomych Techlandu, zastanawiałem się, czy ten ponury klimat utrzyma również właściwa gra. Miałem nadzieję, że tak, bo szczerze mówiąc, nudzi mnie już ten zalew rozrywkowych tytułów z zombie w roli głównej, które eksterminację powłóczących nogami truposzy oferują jako dobrą zabawę, ot – w sam raz na poobiednie posiedzenie na kanapie. Liczyłem po cichu, że wrocławianie zaoferują produkt poważny i dojrzały, który nie będzie kojarzył się z grami pokroju Dead Rising czy filmami w rodzaju Undead. Dlatego też, kiedy kilka godzin później wyszedłem z biura Techlandu, byłem wyraźnie zadowolony. „Jest dobrze” – pomyślałem – „nawet bardzo dobrze”.

Takie smutne obrazki w Dead Island są na porządku dziennym.

Dead Island przenosi nas na Banoi, nieistniejącą w rzeczywistości wysepkę, która wchodzi w skład tego samego archipelagu, na którym położona jest Papua-Nowa Gwinea. Kurort cieszy się ogromnym zainteresowaniem turystów z całego świata, więc ci tłumnie go odwiedzają, by choć przez chwilę pobyć w tropikalnym raju. Wśród nowo przybyłych urlopowiczów jest czterech bohaterów, w których wcielimy się my. Tak, tak, do wyboru będzie nie jedna, a kilka postaci, znacznie różniących się umiejętnościami.

Na razie autorzy ujawnili personalia tylko jednej z nich. To Sam B, czarnoskóry raper, który po krótkiej, acz burzliwej karierze gra teraz chałtury w każdym możliwym miejscu na świecie. Podczas koncertu, który muzyk dał jednej nocy na Banoi, dochodzi do serii dziwnych incydentów. Ludzie nagle zaczynają atakować się nawzajem, a ci najbardziej agresywni nawet kąsają pozostałych. Wśród ugryzionych jest również Sam B, który niedługo potem ląduje w hotelowym pokoju. Gdy raper budzi się rankiem na swoim łóżku, okazuje się, że na wyspie panoszy się horda krwiożerczych istot, które pragną tylko jednego: powiększyć swoje szeregi. Wraz z garstką ocalałych od pogromu turystów muzyk postanawia dowiedzieć się, co stoi za wybuchem pandemii na wyspie, a następnie uciec z niej. Czarnoskóry mężczyzna ma przewagę nad towarzyszami niedoli, bo wykazuje odporność na ugryzienia stworów. Ci, co mają mniej szczęścia, natychmiast zamieniają się w zombie.

Sam pełni w drużynie rolę podobną do tanka – jest najsilniejszy i najbardziej odporny na ciosy, co czyni go bardzo skutecznym w eksterminacji wrogów. Jeśli zdecydujemy się na rozgrywkę w trybie kooperacji (maksymalnie cztery osoby, możliwość dołączenia do zabawy w dowolnym jej momencie), to właśnie on powinien pierwszy stawać na linii frontu. Raper doskonale posługuje się orężem, a także całkiem sprawnie walczy na pięści, zwłaszcza gdy wpadnie w furię. Podczas ataku szału muzyk potrafi jednym ciosem zlikwidować niemal każdego przeciwnika, w czym mocno przypomina Berserkera z Borderlands. Tytuł produktu firmy Gearbox Software nie padł tu zresztą przypadkowo – Dead Island jest do niego bardzo podobny również w innych kwestiach, o czym już za chwilę sami się przekonacie.

Wyspa Banoi jest jedną wielką piaskownicą, choć podzieloną na sektory – dokładnie tak jak w Borderlands. Gracz może dowolnie przemierzać terytorium i wypełniać zlecane przez bohaterów niezależnych zadania – tych ostatnich ma być ponad dwieście. Zabijanie stworów przynosi punkty doświadczenia, które niezbędne są do awansu na kolejny poziom. Rozwijanie postaci również przypomina to, co widzieliśmy wcześniej w grze firmy Gearbox Software. Każdy z bohaterów dysponuje trzema odrębnymi drzewkami, oferującymi kilka ciekawych umiejętności. W zależności od wybranej dziedziny w różny sposób oddziałujemy na naszego śmiałka. Możemy na przykład zwiększyć jego żywotność i wytrzymałość, ale też wyposażyć go w zupełnie nowe zdolności. Prezentujący grę pracownicy Techlandu pokazali, jak po osiągnięciu nowego poziomu Sam B opanowuje zgniatanie głów zombie za pomocą buta. Jedno konkretne uderzenie definitywnie wyłączało wroga z walki.

W grze pojawi się kilka typów zombie: zarówno te klasyczne, wolnopowłóczące nogami, jak i piekielnie szybkie istoty. Nie zabraknie teżbossów.

Kluczową rolę w Dead Island odgrywa broń, a właściwie jej brak. Banoi jest kurortem, trudno zatem oczekiwać, żeby wokół walały się pistolety, strzelby i karabiny maszynowe. Bohaterowie gry muszą walczyć tym, co akurat mają pod ręką, są to więc kije golfowe, wiosła, noże, młotki, maczety, metalowe rurki oraz różny asortyment codziennego użytku. Każdy przedmiot ma określoną wytrzymałość, co nie pozostaje bez znaczenia – kawałkiem deski można zabić jednego, przy odrobinie szczęścia dwóch przeciwników, ale już na trzecim rozsypie się ona w drzazgi. Gracz musi raczej sięgać po bardziej wytrzymałe gadżety, a o te najbardziej użyteczne po prostu dbać. Na szczęście wszystkie rzeczy można zreperować na specjalnie do tego celu przeznaczonych stołach (kłania się Fallout: New Vegas). Istnieje też opcja usprawniania sprzętu (czyt. poprawiania jego statystyk) i tworzenia nowych, śmiercionośnych wynalazków w oparciu o znajdywane tu i ówdzie schematy. Autorzy zapewnili mnie przy okazji, że broń palna również pojawia się w Dead Island, ale nie oznacza to, że będziemy z niej powszechnie korzystać - amunicja ma być bowiem na wagę złota. Podstawą okażą się narzędzia mordu pozwalające okładać przeciwników na krótki dystans.

Autorzy dużo wysiłku włożyli w opracowanie efektownego systemu walki w zwarciu i to widać. Bardzo podobała mi się płynna wymiana ciosów, a fakt, że postać męczy się po kolejnych uderzeniach i że wrogom można np. miażdżyć głowy i odcinać wszystkie kończyny, dodatkowo ją uatrakcyjniał. Warto w tym miejscu nadmienić, że Dead Island już teraz rysuje się jako produkt niewiarygodnie wręcz brutalny – jeśli nie podobało Ci się, że zwiastun jest krwawy, to widok rozczłonkowanego ciała z bebechami leżącymi na zewnątrz, zalanego dwoma litrami posoki wzbudzi w Tobie autentyczną odrazę.

Od strony wizualnej gra prezentuje się bardzo przyzwoicie (Chrome Engine 5 w napędzie), choć na poziom grafiki z wczorajszego zwiastuna nie ma oczywiście co liczyć. Dobre wrażenie robi przede wszystkim sama wyspa z ładnie zaprojektowanymi lokacjami, na dodatek bardzo kolorowa. Kontrastuje to nieco z tym, co wyczyniają główni bohaterowie, ale efekt jest jak najbardziej zamierzony – Dead Island oferuje raj, ale taki, w którym jucha leje się strumieniami. Muzykę napisał etatowy kompozytor Techlandu, czyli Paweł Błaszczak. Nie miałem okazji posłuchać jej zbyt długo, ale to, co słyszałem, wystarczyło, żeby o ten aspekt gry być zupełnie spokojnym. Choć lądujemy w tropikach, nie ma mowy o żadnych relaksujących kawałkach. Ścieżka dźwiękowa jest ciężka i na swój sposób ponura, co świetnie koresponduje z brutalnym charakterem rozgrywki.

Dead Island ukaże się na rynku jeszcze w tym roku i ma szansę zasłynąć jako jeden z ciekawszych produktów opowiadających o inwazji żywych trupów. Czuć tu trochę Left 4 Dead i odrobinę Dead Rising, ale generalnie najbliżej grze firmy Techland do wspomnianego już Borderlands. FPP Zombie Slasher – tak mówią o swoim dziele jego twórcy, ewentualnie FPM, czyli First Person Melee. Jeśli gra położy odpowiednio duży nacisk na fabułę, a to obiecują jej autorzy, i opowie przyjemną historyjkę, to będzie naprawdę nieźle. O stronę gameplayową martwić się nie trzeba, bo już teraz prezentuje się ona nadzwyczaj dobrze.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Dead Island

Dead Island