Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 19 maja 2009, 08:42

autor: Marcin Łukański

Dante's Inferno - już graliśmy!

Nowa gra twórców Dead Space to slasher, który czerpie pełnymi garściami ze świetnej serii God of War. Na prezentacji w Londynie przetestowaliśmy pierwszy etap gry, inspirowanej Boską Komedią.

Gdy do Internetu trafiła wiadomość, że powstaje gra na podstawie Boskiej Komedii Dantego Alighieri – zawrzało. Wiele osób oczekiwało ambitnego, klimatycznego survival-horroru czerpiącego garściami ze świetnego Dead Space. Rzeczywistość sprowadziła wszystkich na ziemię. Dante’s Inferno okazało się zwykłym slasherem, a w Internecie zawrzało ponownie. Na specjalnym pokazie w Londynie miałem okazję zagrać w Dante’s Inferno. Gwoli ścisłości, był to mój drugi kontakt z grą – wcześniej miałem przyjemność pokierować Dantem na pierwszej prezentacji nowej marki we Florencji. Ciekawy zmian, jakie przez ten czas poczynił producent, zasiadłem szybko przed telewizorem i chwyciłem za pada.

Kwestie samej – dość odważnej – koncepcji gry pozostawię w spokoju. Sprawa była wiele razy „wałkowana”, dziennikarze (włącznie ze mną) zdążyli i ponarzekać na sprowadzenie tryptyku do poziomu zwykłej siekaniny, i wielokrotnie zaznaczyć, że Dante Alighieri przewraca się w grobie. Trzeba spojrzeć prawdziwe w oczy – Dante’s Inferno to zwykły slasher, który w wielu aspektach wzoruje się na świetnej serii God of War. Czasem owo wzorowanie się nie do końca się sprawdza, tym niemniej gra sprawia wrażenie zupełnie dobrej produkcji. Nie przełomowej, nie powodującej nagłego opadu szczęki – po prostu dobrej.

Fabuła Dante’s Inferno nawiązuje dość luźno do Boskiej Komedii. Beatrycze, ukochana Dantego, zostaje zabita, a jej dusza niecnie pojmana i uwięziona przez samego Lucyfera. Dante postanawia się zemścić i ubić potężnego przeciwnika. Swoją przygodę zaczyna jednak od zabicia Śmierci i zabrania jej kosy. Następnie wpada do samego Piekła i rozpoczyna długą podróż przez dziewięć kręgów wiodących aż do środka rozpalonej diabelskim żarem krainy. W czasie swojej przygody Dante spotka oczywiście kilka postaci znanych z Boskiej Komedii z Wergiliuszem na czele.

Przez większość czasu będziemy używalidwóch rodzajów broni: kosy oraz krzyża.

Każdy etap z Dante’s Inferno inspirowany jest jednym kręgiem z Boskiej Komedii (zatem można pokusić się o spekulację, że etapów będzie dziewięć). Niestety – póki co – producent cały czas pokazuje pierwszy rozdział gry. W czasie prezentacji mogłem zagrać we fragment tego etapu zakończony całkiem przyjemną, acz typową dla tego gatunku gier walką z bossem.

Jak to bywa w slasherach, rozgrywka w Dante’s Inferno sprowadza się do krwawej rozprawy z całymi armiami potworów. Część przeciwników jest inspirowana opisami Dantego Alighieri, a reszta została wymyślona przez ekipę pracującą nad grą. Na swojej drodze spotkamy potępione dusze, poruszające się wolno, podobne do zombie istoty, większe monstra z kosami, giganty czy małe, zmutowane karły z rękami zakończonymi ostrymi szponami. Według słów producenta w każdym kręgu natrafimy na typowych dla danego obszaru przeciwników.

Dante oczywiście nie pozostaje bezbronny, choć arsenału zbyt bogatego nie posiada. Producent do tej pory ujawnił dwa rodzaje broni: kosę oraz krzyż. Kosa to podstawowy siewca zagłady, a krzyż stanowi pewnego rodzaju magiczne uzupełnienie naszego arsenału. Za pomocą kosy możemy zadawać słabe i szybkie ciosy lub wyprowadzać powolne, ale za to silne ataki. Szybkie wyprowadzanie ataków przydaje się szczególnie na mniejszych i bardziej zwinnych przeciwników. Dante bardzo szybko pozbawia tego typu potworki zbędnych części ciała. Na większych przyjemniaczków, takich jak olbrzymy z dużymi kosami, przydają się wolniejsze ataki, ale potrafiące przeciwnika solidniej zranić i wybić z zabójczego rytmu. Łącząc ciosy szybkie z wolnymi, uzyskujemy combosy. Wyprowadzanie ich jest dość proste i nie stanowi takiego wyzwania jak w Devil May Cry czy Ninja Gaiden. Gra jest na tyle przyjazna, że w wielu miejscach wystarcza niekontrolowane wciskanie guzików, aby Dante efektownie przepłynął przez armię potworków. Uzupełnienie kosy stanowi krzyż, którym możemy odrzucić i zranić przeciwników znajdujących się bezpośrednio przed naszym bohaterem. Wisienką na torcie są ciosy specjalne, jednak w tym aspekcie producent jeszcze zbyt dużo nie zaprezentował. Gdy uzbieramy wystarczającą ilość energii magicznej, możemy wyprowadzić potężniejsze, efektowne ciosy, które na przykład odrzucą wszystkich przeciwników znajdujących się wokół Dantego.

Tutaj potrzeba sposobu...

Sam system walki jest całkiem przyjemny i bardzo prosty. Wystarcza kilka minut z grą, aby opanować podstawy oraz wyprowadzanie złożonych ciosów (a przynajmniej tych ataków, które są dostępne w pierwszym etapie). Co ciekawe, producent chyba wyciągnął wnioski po pierwszej prezentacji gry we Florencji, kiedy to dużo osób narzekało na bardzo niski poziom trudności. Tym razem było ciężej. Ale oczywiście tylko dlatego, że Dante szybciej tracił energię życiową, zaś przeciwnicy dużo wolniej. W czasie zabawy musiałem częściej wykonywać uniki, częściej wybijać się w powietrze, aby uciec przed potężniejszymi ciosami i częściej kombinować. W aspekcie walki i stawianych przed nami wymagań gra bardzo się poprawiła (albo po prostu faktycznie odpalono wysoki poziom trudności). Nie zmienia to faktu, że pod tym względem nadal daleko Dante’s Inferno do Ninja Gaiden lub DMC.

Na samym końcu etapu czekała mnie walka z Królem Minosem, czyli sędzią potępionych. Potyczka z bossem nie odbiegała za bardzo od tego, co można spotkać w innych grach z tego gatunku. Mój przeciwnik posiadał zestaw konkretnych ciosów (machanie potężnymi rękoma lub ataki wyrastającymi z ziemi kolcami), a ja musiałem znaleźć odpowiednią metodę na kontrataki. Po odkryciu schematu ataków bossa można było go wykończyć bez większych problemów.

Walka w Dante’s Inferno przeplatana jest co pewien czas różnymi efektownymi quick time eventami oraz zabawami w „mashowanie” guzików pada podczas otwierania niektórych drzwi, korzystania z uzdrawiających kapliczek czy przy próbach przejęcia giganta i wejścia na jego grzbiet. Zdarzają się również elementy czysto platformowe, kiedy to musimy przeskakiwać ze skały na skałę lub wspinać się po ścianach. Jednak nie ma co ukrywać, że wszystkie zręcznościowe aspekty gry są tylko uzupełnieniem beztroskiej rzezi i oczyszczania kolejnych pomieszczeń z wrogich zastępów.

Cały czas mam nadzieję, że producent jeszcze przed premierą zaprezentuje fragmenty kolejnych etapów gry, gdyż – póki co – trudno tak naprawdę Dante’s Inferno ocenić. Jest dobrze, ale bez jakichkolwiek rewelacji. Na razie gra prezentuje się jak przyjemny slasher, który nie wprowadza kompletnie nic nowego do swojego gatunku.

Marcin „Del” Łukański

Dante's Inferno

Dante's Inferno