CSI: Kryminalne Zagadki Las Vegas: Niezbite dowody - zapowiedź
Porównywanie odcisków palców czy sekwencji DNA jest być może żmudne i czasochłonne, ale dostrzeżenie CZEGOŚ tam, gdzie inni nie widzą absolutnie nic, musi dawać ogromną satysfakcję.
Bartłomiej Kossakowski
Spędzanie czasu w laboratorium musi być niesamowitym przeżyciem. I nie mówię tu o pracowni Dextera czy innych szalonych naukowców, ale o miejscu, w którym przez wiele godzin, w pełnym skupieniu, można na przykład badać coś pod mikroskopem lub innym urządzeniem, którego istnieniem na co dzień specjalnie się nie przejmujemy. Porównywanie odcisków palców czy sekwencji DNA jest być może żmudne i czasochłonne, ale dostrzeżenie CZEGOŚ tam, gdzie inni nie widzą absolutnie nic, musi dawać ogromną satysfakcję. To prawie jak niektóre gry: używamy zdobytej wcześniej wiedzy i doświadczenia, skupiamy się na konkretnej czynności, wpatrzeni w jeden obraz powoli dochodzimy do czegoś. I choć nie znam żadnych wyników badań łączących poziom zainteresowania elektroniczną rozrywką wśród ludzi z ich wymarzonym zawodem z dziecięcych lat, jestem niemal pewien, że więcej graczy chciało być za młodu naukowcami niż, dajmy na to, strażakami czy gwiazdami rocka. Nie wiem, ilu z Was faktycznie udało się dojść do tego, by na co dzień wyczyniać podobne cuda w laboratorium, ale niebawem na rynku pojawi się gra, która pozwoli Wam uczestniczyć w takich zabawach z mikroskopem, jak te opisane powyżej. To CSI: Hard Evidence, piąta już odsłona doskonałego cyklu przygodówek.
Źródło sukcesu
Jeśli jakaś gra doczeka się sequela, można się domyślać, że osiągnęła sukces. W przypadku serii CSI mamy do czynienia już z piątą odsłoną cyklu, nie ma więc wątpliwości, że ma ona naprawdę duże grono fanów na całym świecie. Dodajmy, że to przygodówka, czyli gra z gatunku, któremu od wielu lat wróżono śmierć z powodu braku zainteresowania ze strony graczy – co jest zatem tajemnicą sukcesu tej serii?
Wszelkiego rodzaju opowieści o detektywach i ich śledztwach doskonale nadają się do przerobienia na gry przygodowe. Bo to właśnie o główkowanie, łączenie faktów i snucie intryg z jednej strony, w połączeniu ze śledzeniem ciekawie opowiedzianej historii (ale i próbą wpływu na nią) w nich chodzi, czyż nie? A skoro już ktoś próbuje przedstawić opowieść o detektywach, to najlepiej taką z najwyższej półki lub przynajmniej tę, która podoba się masom, bo to łączy się z sukcesem finansowym. Czy serial CSI: Crime Scene Investigation jest dobry? Kwestia gustu. Zdanie być może zdążyliście wyrobić sobie sami, bo był on emitowany również w polskiej telewizji. Nie ma jednak wątpliwości, że znana licencja pomogła: skoro serial przyciągnął do TV tylu fanów, musiało coś w nim być. A historia grupy detektywów z Las Vegas nie tylko zebrała liczną widownię, ale i kilka nagród Emmy, co dla niektórych może być wystarczającą rekomendacją. Czy liczne sceny w laboratorium wpłynęły na popularność serii? Tego dowiemy się, gdy ktoś opublikuje wyniki badań łączące gusta filmowe z wymarzonymi zawodami z dziecięcych lat.
Ekipa, którą wybrano do tworzenia najnowszej części przygód dzielnych agentów, to niemal idealny team do tego zadania. Telltale Games, poza poprzednią grą z tej serii (Dimensions of Murder), ma na swoim koncie nowe odsłony legendarnych przygód Sama i Maxa (czyli również detektywów, choć w nieco innym wydaniu – wnikliwości mniej obeznanych z historią gier czytelników pozostawiam sprawdzenie, jakim). Część członków tego studia deweloperskiego maczało też palce w produkcji Grim Fandango i kultowej Monkey Island. Czy taki zespół może stworzyć gniota? Pewnie. Ale w trosce o samopoczucie wszystkich fanów poprzednich części CSI przyjmijmy, że tym razem tego nie zrobią, a udostępnione przez nich materiały dotyczące gry nie są jedynie przechwałkami i obietnicami, które nie znajdą pokrycia w (wirtualnej) rzeczywistości.
Lizanie ścian
W odróżnieniu od wspomnianych hitów, za które odpowiedzialne jest studio Telltale Games, w CSI: Hard Evidence nie ujrzymy oczywiście kreskówkowej grafiki i tony gagów. To dojrzała, nawet nieco mroczna produkcja. Do Condemned: Criminal Origins trochę jej jeszcze brakuje, choć założenia są podobne. Po raz piąty wcielimy się więc w agenta federalnego Stanów Zjednoczonych, by rozwiązywać zagadki, przesłuchiwać świadków i dokonywać analizy zebranych dowodów w specjalnie do tego celu przeznaczonym laboratorium, o wycieczce do którego marzy już zapewne każdy z Was. A wszystko to po to, by znaleźć i ukarać winnych. W odróżnieniu od wspomnianej produkcji firmy Sega, zamiast uganiać się za zombiakami w ciemnych korytarzach, tutaj trafimy do znanego z trzech poprzednich odsłon Las Vegas (raz przenieśliśmy się do Miami). Miasto hazardu i innych grzechów to raj dla przestępców, którzy – warto zaznaczyć – nierzadko działać będą w grupach, więc nasza rola nie będzie ograniczać się do zidentyfikowania jednego sprawcy.
Prowadząc kolejne dochodzenia, świat obserwować będziemy z perspektywy pierwszej osoby. Otoczenie jest wprawdzie prerenderowane, ale wraz z posuwaniem się akcji do przodu, obejrzymy również krótkie filmiki. Łącznie gracz będzie musiał rozwikłać pięć większych spraw, z których każda wymaga wcześniejszego rozwiązania pomniejszych zagadek. Część wydarzeń zostanie zaczerpnięta bezpośrednio z serialu, podobnie zresztą jak i sami jego bohaterowie. Jeśli graliście w poprzednie części lub oglądaliście CSI w TV, na pewno doskonale ich znacie. Pięćdziesięcioletni już dr Gilbert Grissom po raz kolejny będzie podchodził do spraw, prezentując swoje chłodne, analityczne podejście. Bez wątpienia jest postacią, którą można polubić, a jego wszechstronna wiedza związana z owadami pomoże w niejednym śledztwie. Catherine Willows to osoba wyjątkowa nie tylko dlatego, że zanim trafiła do ekipy, zarabiała jako tancerka egzotyczna. Warto wiedzieć, że wcielająca się w nią aktorka, czyli Marg Helgenberger, otrzymała już dwie nominacje do Emmy i Złotych Globów właśnie za tę rolę. Większość aktorów zdecydowało się użyczyć swojego głosu na potrzeby gry, choć fani Sary Sidle będą niepocieszeni, bo usłyszą inną panią.
Same zagadki są dość skomplikowane i nierzadko będziemy musieli „lizać ściany” w poszukiwaniu najdrobniejszej nawet wskazówki. Sprowadzenie aligatora do prosektorium i wyciągnięcie karty pamięci z jego żołądka czy bieganie ze szkłem powiększającym po miejscu zbrodni w poszukiwaniu pozostawionych włosów to czynności, do których przyzwyczaiły nas poprzednie części i podobne motywy przewiną się także teraz. Naszym najlepszym przyjacielem będą rękawiczki i waciki, niezbędne przy zbieraniu najdrobniejszych nawet śladów. Oczywiście równie ważne mają być dialogi, pozwalające odpowiednio łączyć fakty, ale to właśnie zbieranie najdrobniejszych dowodów jest esencją rozgrywki, no i pozwoli nam przenieść się do wypełnionego najnowszymi zdobyczami współczesnej technologii laboratorium, by w towarzystwie specjalistów dojrzeć COŚ tam, gdzie inni nie widzą nic. Ot, choćby ustalić, kiedy doszło do zgonu, po zbadaniu, jak bardzo rozwinęły się insekty zamieszkujące ciało ofiary. Nowością w serii ma być kolejne miejsce pozwalające na przeprowadzanie badań, czyli garaż. Tutaj będziemy ściągać nie tylko samochody, ale na przykład również łodzie. Same badania nierzadko przyjmą formę ciekawych mini-gierek.
Licencja na zarabianie
Poprzednie odsłony serii były liniowe do bólu. Niektóre czynności można było co prawda wykonywać w ustalonej przez siebie kolejności, ale ciężko było jednak nie odnieść wrażenia, że byliśmy częścią opowiedzianej historii, a nie jej współtwórcą. Nie inaczej będzie i tym razem. Cóż, taki już los gier przygodowych. Cieszą za to zapowiedzi twórców odnośnie długości gry – zabawa zajmie nam więcej czasu niż w którejkolwiek z poprzednich odsłon.
Od strony graficznej gra prezentuje się tylko niewiele lepiej niż ostatnia odsłona. Jest przyzwoicie, na pewno nie będziecie mieć problemów z rozpoznaniem znanych z ekranu TV postaci (co ciekawe, zmieniono ich wygląd, by bardziej przypominały aktorów z najnowszego sezonu emitowanego aktualnie w telewizji). Mimo to, ciężko nie odnieść wrażenia, że jest to bardziej duży pakiet dodatkowych misji, niż zupełnie nowa produkcja. Poprzednia gra Telltale Games, czyli wspominany już Sam & Max, podzielona była na fragmenty udostępniane co jakiś czas w sieci. Może tą drogą powinna pójść również seria CSI? Uczynienie z niej interaktywnego serialu i publikowanie kolejnych odcinków co jakiś czas byłoby chyba bardziej fair w stosunku do fanów niż wyciąganie co rok pieniędzy za dodatkowe poziomy tej samej gry, z kosmetycznymi poprawkami.
Seriale telewizyjne i filmy mają jedną zasadniczą wadę, którą fani gier dostrzegają chyba najwyraźniej spośród całego społeczeństwa: one po prostu nie są interaktywne. Cóż z tego, że możemy poznać ciekawą opowieść, scenarzyści zaprezentują nam swoje przesłanie, pozwolą zżyć się z bohaterami, skoro to cały czas tylko ich wizja, której my możemy się jedynie biernie przyglądać? A że CSI jest serialem, który ewidentnie – co już ustaliliśmy – wciągnąć potrafi, to i chętnych do tego, aby choć na kilka godzin stać się jednym z jego bohaterów nie brakowało. A konkretnie: było ich prawie dwa i pół miliona, bo tyle sprzedano kopii poprzednich części gry.
Bartłomiej Kossakowski
NADZIEJE:
- możliwość spędzenia dłuższej chwili w laboratorium z najnowszymi zdobyczami techniki;
- znana licencja – fani serialu będą wniebowzięci;
- dowód na to, że przygodówki wciąż żyją i mają się całkiem nieźle.
OBAWY:
- gra będzie zapewne liniowa do bólu;
- ciężko nie odnieść wrażenia, że to bardziej pakiet dodatkowych zadań, niż pełnoprawna, nowa produkcja.