Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 13 listopada 2007, 11:45

autor: Szymon Błaszczyk

Conflict: Denied Ops - przed premierą

To jedna z tych gier, które na pewno nie sprzedadzą się w nakładzie kilkunastu milionów egzemplarzy, ale mogących mile zaskoczyć.

Do bólu oklepana tematyka oraz fabuła, przesyt wypasionych efektów graficznych i przerost formy nad treścią – tak w skrócie można opisać większość gier akcji ukazanych w perspektywie pierwszej lub trzeciej osoby. Oczywiście, że gdyby tak sięgnąć pamięcią wstecz, na pewno udałoby się znaleźć kilka perełek, które są chlubnymi wyjątkami od reguły. Że też wspomnę o BioShocku - grze ponadczasowej i, według opinii wielu recenzentów, jedynej w swoim rodzaju. Rzeczywiście, jej twórcy nie dość, że nie zapomnieli o maksymalnym dopracowaniu rozgrywki, to jeszcze potrafili wkomponować w nią cudownie opowiedzianą historię, a całość oprawić w niezwykły i intrygujący klimat. Tego jednak na ogół brakuje. Nie znaczy to wszelako, że produkcje pozbawione oryginalnej fabuły oraz ujmującego, wirtualnego świata są do kitu. Nic z tych rzeczy. Oprócz tego trzeba wziąć pod uwagę rozmaite czynniki, które mają wpływ na ostateczny kształt danej gry. Często sprawa wygląda w ten sposób, że czas nagli, pieniążki uciekają, a zirytowani szefowie dodatkowo zagęszczają atmosferę, domagając się błyskawicznego zakończenia prac. Stąd lepiej zrezygnować z czasochłonnego scenariusza i skupić się na reszcie. Bo przecież grywalność praktycznie zawsze ma priorytetowe znaczenie. Idealnym przykładem na potwierdzenie tej tezy jest wydany kawał czasu temu Conflict: Desert Storm. Chłopaki z Pivotal Games co prawda nie mieli wielkiego wora z kasą, a mimo to zdołali stworzyć całkiem przyjemną strzelankę. Zdobywszy nieco doświadczenia i umiejętności, po latach nie odwalą przysłowiowej pańszczyzny, rzucając na półki sklepowe kolejnego przeciętniaka, ale spróbują sporo namieszać na rynku FPS-ów. Szanse są spore, bo piąta odsłona Conflicta, Denied Ops, zapowiada się nieźle.

Grafika, choć na screenach sprawia wrażenie nieco zbyt sztucznej i przebajerowanej, w ruchu prezentuje się zaskakująco ładnie.

Jeżeli chodzi o wprowadzenie do gry, żadnej niespodzianki nie będzie – nowa część nie wyrywa się ze schematu i pod tym względem jest sztampowa. Historia opowiada o dwóch agentach pracujących dla Centralnej Agencji Wywiadowczej. Pod tą rozbudowaną oraz z pozoru tajemniczą nazwą równie tajemniczej instytucji kryje się rzecz jasna CIA. A wiadomo, że skoro ktoś ma fuchę w takim miejscu, to jego tożsamość jest równie znana, co położenie Atlantydy. Można więc powiedzieć, że nasi bohaterowie dla zwykłego, szarego mieszkańca globu po prostu nie istnieją. I tak ma pozostać, bo szybko okazuje się, że to najlepsi specjaliści od czarnej roboty. Zdobywanie cennych informacji, infiltrowanie południowoamerykańskich obozów wroga czy wysadzanie obiektów militarnych na Syberii – dla nich to bułka z masłem. Niemniej jednak nie obędzie się bez naszej pomocy. Ktoś przecież musi zająć się resztą, czyli… naciskaniem na spust.

Początkowo produkcja ta nie miała być utożsamiana z serią Conflict. Najlepiej świadczy o tym pierwotna nazwa projektu, Crossfire. Widocznie jednak wydawca wtrącił swoje trzy grosze, w efekcie czego tytuł został zmieniony na bardziej rozpoznawalny. A szkoda, bo Crossfire brzmiał nieźle, a w dodatku dobrze oddawał charakter gry. Bo trzeba w tym miejscu nadmienić, że stosowanie taktyki ognia krzyżowego będzie w Denied Ops bardzo istotne. Ba, w wielu sytuacjach nawet nie mamy co marzyć u uratowaniu tyłka, jeśli nie skorzystamy z pomocy kompana. Co prawda w poprzednich odsłonach również współdziałaliśmy z innymi żołnierzami, ale ich AI było niedopracowane, a sama idea, co tu kryć, niezbyt wypaliła. Wiele wskazuje na to, że tym razem autorzy nie popełnią podobnych błędów. Sztuczna inteligencja ma funkcjonować bez zarzutu, a uproszczony do granic możliwości panel wydawania rozkazów, według zapewnień twórców, powinien być intuicyjny. Myślę, że akurat w to spokojnie można uwierzyć – wszak przyjdzie nam pokierować zaledwie dwoma postaciami.

Wszystkie dotychczasowe odsłony cyklu Conflict były ukazane w perspektywie trzeciej osoby. Denied Ops będzie w tym względzie inny - akcję będziemy obserwować z oczu bohatera. Prawdopodobnie możliwe będzie przy tym przełączenie widoku na TPP. Ot, miła niespodzianka dla konserwatywnych fanów serii. Ciekawostką jest fakt, że sterowane przez nas postacie mają różne specjalizacje. Pierwsza z nich to zwykły żołnierz, który uwielbia pakować się w samo centrum walki, natomiast druga – snajper – bardziej preferuje efektywność niż efektowność. Obydwaj agenci będą się wzajemnie uzupełniać. Mowa tutaj przede wszystkim o misjach szpiegowskich, których wykonanie będzie możliwe tylko wówczas, gdy odpowiednio pokierujemy tym skromnym oddziałem. Na razie nikt z Pivotal Games nie zdradził, na czym cały ten system będzie polegał.

O ile rozgrywka dla pojedynczego gracza póki co zapowiada się „tylko” dobrze, o tyle multiplayer wzbudził u mnie ogromne zainteresowanie. Nie dlatego, że autorzy gry przeżyli olśnienie i wpadli na jakiś rewolucyjny pomysł, lecz ze względu na tryb kooperacji (polega na współpracy dwóch lub więcej postaci, wzajemnie pomagających sobie na różne sposoby w osiągnięciu celu), który po prostu nie może nie wypalić. Splinter Cell już oferował tego rodzaju potyczki sieciowe, jednak w jego przypadku potencjał cooperative'a nie został do końca wykorzystany. Jeżeli ludzie dłubiący przy mapkach multiplayerowych Conflict: Denied Ops spełnią swoje zadanie, z całą pewnością rywalizacja wieloosobowa zyska nowy wymiar.

Oto dowód, że strącanie helikopterów za pomocą karabinu wcale nie wyszło z mody.

Eksplozje w Ghost Recond Advanced Warfighter 2 wzbudziły twój podziw? W takim razie cierpliwie poczekaj na premierę Denied Ops, a padniesz z wrażenia. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że efekty cząsteczkowe zostały wykonane perfekcyjnie. Unoszący się dym z płonącego wraku to czysta poezja dla oka. Zachwycają również bardzo dopracowane modele postaci. Sporo do życzenia pozostawiają natomiast animacje. Miejmy nadzieję, że dzięki betatestom, które powinny rozpocząć się już niebawem, ten mankament zostanie zlikwidowany.

Interakcja z otoczeniem ma stać na bardzo wysokim poziomie. Nareszcie stanie się możliwe przynajmniej częściowe niszczenie ścian czy dużych obiektów. Co to oznacza w praktyce, wyjaśniać chyba nie muszę. I choć nie liczyłbym na spektakularne demolowanie całych lokacji, ten fakt sam w sobie jest frapujący. Wszak dotychczas jedynie Red Faction poruszył kwestię interaktywności na tyle poważnie, by wspomnienie o tym tytule nie było bezpodstawne. Wprawdzie w jego przypadku idea ta nie została szczególnie rozwinięta, a liczne ograniczenia trochę irytowały, jednak kilka lat temu to było coś. Zobaczymy, czy producent Denied Ops poszedł w dobrym kierunku, podejmując próbę zrealizowania czegoś naprawdę trudnego oraz godnego uznania. Pomimo, że pomysł wymaga doszlifowania, już widać pierwsze efekty pracy osób odpowiedzialnych za fizykę.

Podstawowym problemem nowego Conflicta może być brak akcji marketingowej na szeroką skalę. Niestety – jeżeli gierka nie zostanie odpowiednio rozreklamowana, sprzeda się zapewne kiepsko i kolejna część stanie pod dużym znakiem zapytania. Oby tak się nie stało, bowiem nie sądzę, by Denied Ops okazał się grą słabą czy nawet przeciętną. Już teraz, na niecałe pół roku przed premierą, da się w niej dostrzec kilka wartych uwagi elementów, których dotąd na próżno było szukać w innych tego rodzaju produkcjach. Poza tym trzeba pamiętać o interesująco zapowiadającym się multiplayerze. Mówiąc krótko, zdecydowanie warto czekać.

Szymon „SirGoldi” Błaszczyk

NADZIEJE:

  • system współpracy dwóch agentów zapowiada się obiecująco;
  • rewelacyjna prezentacja niektórych elementów graficznych;
  • sieciowy tryb kooperacji;
  • rozbudowana interakcja z otoczeniem.

OBAWY:

  • animacja póki co kuleje;
  • czy seria w końcu doczeka się udanej sztucznej inteligencji?
Conflict: Denied Ops

Conflict: Denied Ops