Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość pozostałe 5 kwietnia 2022, 18:04

Rise of Kingdoms - 5 nieludzkich realiów życia w uniwersum reklam gry

Powodowany urlopem nadmiar wolnego czasu sprawił, że zacząłem wędrówki po najbardziej mrocznej dystopii, jaką wykreowały pokręcone ludzkie umysły – uniwersum reklam Rise of Kingdoms.

Kto, podobnie jak ja, preferuje YouTube w swojej dziewiczej – znaczy: darmowej – postaci, dobrze zna ten scenariusz. Ktoś prosi dziewczynę o rękę, błaga współpracowników o zatrzymanie uciekającej windy, zamawia kawę w sklepie, gdy słyszy: nie ma takiej opcji, frajerze, masz zaledwie 100 tysięcy siły! Poczucie upokorzenia jeszcze nie zdążyło ostygnąć, a pełen pogardy głos już opowiada o tym, jak wybrał swoją cywilizację, jakie oddziały dają mu przewagę na polu bitwy, jakie premie pozwalają na szybszą rozbudowę miasta lub zbieranie surowców. Nieszczęśnik może tylko zrezygnowany patrzeć, jak dziewczyna odchodzi z innym, jak zatrzaskują się drzwi od windy, jak barista lekceważy jego zamówienie. W uniwersum marketingu Rise of Kingdoms najsłabsze jednostki po prostu odpadają.

Żywię pieczołowicie pielęgnowaną latami niechęć do wszelkiego rodzaju reklam. Pop-upy na stronach, na których chcę przeczytać w spokoju artykuł; billboardy zachwalające wszystko: od restauracji z kurczakami smażonymi w oleju sprzed tygodnia po ruchy pro-life; w końcu te nieszczęsne klipy, odwlekające o kilkanaście sekund obejrzenie materiału wideo na YouTubie – wszystkie formy agresywnego promowania produktów, którymi w przytłaczającej większości nie jestem zainteresowany, chciałbym wsadzić do bagażnika wraz z łopatą i siekierą, a następnie wywieźć do najbliższego lasu. Ale nie Rise of Kingdoms. Ekipa marketingowa tej produkcji stworzyła bowiem serię reklam tak nieszanujących widzów, tak skrajnie odległych od wszelkiej naturalności, tak obraźliwie głupich, że autentycznie trudno się od nich oderwać. To znaczy – znam takich, którzy mają tę siłę, by pominąć klipy dotyczące dzieła Lilith Games po pierwszych paru kadrach, ale mnie coś do nich przyciąga.

Zanim zagłębimy się w dalszą część tego tekstu: nie, to nie jest artykuł sponsorowany. Wydawcy Rise of Kingdoms nie sypnęli mi groszem, bym wydobył społeczne implikacje z szokująco durnych klipów promujących tę grę. Jednocześnie są one jednak tak agresywnie nienaturalne i tak fatalnie zagrane, że aż trudno się nad nimi nie pochylić. Ktoś z Was zapewne zarzuci mi, że nawet jeśli przez czystą złośliwość, to jednak przyczyniam się do dalszego promowania gry... i ten ktoś będzie mieć stuprocentową rację. Dlatego też zaznaczam od razu: ani nie polecam, ani nie odradzam samej produkcji – bo po prostu w nią nie grałem. Szczerze odradzam za to zbyt długie oglądanie zachwalających ją filmików. Maraton reklam Rise of Kingdoms zmienia człowieka – i bynajmniej nie jest to zmiana na lepsze.

Rise of Kingdom - 5 nieludzkich realiów życia w uniwersum reklam gry - ilustracja #1
Żeby oddać sprawiedliwość – sama gra ma zaskakująco dobre oceny. Po prostu jej reklamy są nie do ścierpienia. | Materiały promocyjne

Uniwersum reklam Rise of Kingdoms, mimo że pozornie zbliżone do naszego, wymyślił ktoś, kto albo nigdy w życiu nie prowadził luźnej konwersacji z innym żywym człowiekiem, albo postanowił stworzyć dystopiczną wizję świata, którego każdą zasadę dyktuje darmowa gra mobilna. Pierwsza z tych opcji jest w zasadzie znacznie bardziej prawdopodobna, ale na potrzeby tego tekstu przyjmijmy tę drugą. Po co? Oczywiście po to, by mieć wymówkę, żeby przedstawić Wam pięć nieludzkich realiów rzeczywistości rodem z reklam Rise of Kingdoms. Aha, i zanim zaczniecie się gorączkować w komentarzach, jakim cudem ktoś postanowił mi zapłacić za ten artykuł, pamiętajcie o tym, że ktoś postanowił także zapłacić scenarzyście klipu, w którym ludzie przy ognisku opowiadają sobie drżącym głosem straszne historie o graczu ze strategii na smartfona. Witajcie w późnym kapitalizmie.

Niższe klasy społeczne są pozbawione wszelkich praw

W uniwersum reklam Rise of Kingdoms liczy się tylko jedno: Rise of Kingdoms. W naturalny sposób nie ma w nim miejsca dla osób, które w ogóle nie interesują się tym mobilnym hitem: w najlepszym wypadku stały się czymś na wzór kasty niedotykalnych, pariasami niegodnymi nawet wspomnienia ze strony klasy grającej, w najgorszym zostały po prostu wyeliminowane. Ta druga opcja bynajmniej nie jest niemożliwa, bo w tej mrocznej wizji świata nawet ludzie odpalający tę grę, ale nieosiągający w niej odpowiednich wyników mają utrudniony dostęp do wszelkich dóbr i aktywności.

Sztandarowym przykładem może być tu klip, w którym sprzedawczyni przy stoisku z hot dogami zwyczajnie odmawia obsługi mężczyzny ze zbyt słabym w jej mniemaniu wynikiem. Oczywiście dalsza część materiału wyraźnie pokazuje, że wspinaczka po szczeblach społecznej hierarchii jest możliwa, a nawet nietrudna – klient wraca już po tygodniu z milionem siły i otrzymuje upragnioną przekąskę. Scenariusz sugeruje jednak, że gdyby nie potrafił wybrać odpowiedniej frakcji i uzbierać niezbędnych surowców, po dziś dzień chodziłby głodny. Parafrazując Pawła z Tarsu: „Jeśli kto nie chce grać w Rise of Kingdoms, niech też nie je”.

Społecznym klasom niższym, definiowanym tu jako nieposiadające odpowiedniej liczby punktów siły, odbiera się możliwość korzystania z części usług, w tym usług tak kluczowych jak gastronomiczne. Z drugiej zaś strony osoby na najwyższych szczeblach hierarchii w ogóle nie muszą płacić. W końcówce przywołanego klipu mężczyzna pokazuje się przy stoisku z hot dogami po raz trzeci; tym razem w garniturze i drogim samochodzie. Ma już pięć milionów siły, sprzedawczyni oferuje mu więc dożywotni zapas parówek w bułce, jeśli tylko zdradzi jej sekrety swojego sukcesu. I jeśli krzykniecie: „Hola, hola, podpowiedzi do mobilnej gry w zamian za potencjalnie nieograniczoną liczbę hot dogów to przepis na bankructwo!” – będziecie mieć rację, ponieważ...

RoK zaburza produktywność miejsc pracy

Spora część nagrań z alternatywnej wersji wszechświata, który w pełni podporządkował się dyktatowi Rise of Kingdoms, przedstawia sytuacje mające miejsce w biurach. Należałoby więc założyć, że pomimo zafiksowania absolutnie całej populacji na punkcie tej jednej mobilnej gry ludzie nadal muszą wytwarzać towary i oferować usługi. Potwierdza to wspomniany wcześniej przykład sprzedawczyni hot dogów, widać to również w klipie, w którym mężczyzna dostarcza raport swojemu szefowi. Rzecz w tym, że Rise of Kingdoms skutecznie uniemożliwia efektywne wykonywanie obowiązków. W pierwszej ze wspomnianych reklam sprzedawczyni hot dogów rozdaje swoje produkty na prawo i lewo, tj. każdemu, kto ma parę milionów punktów siły, co z pewnością generuje ogromne straty. W drugiej niezadowolony z raportu szef puszcza płazem niekompetencję swojego podwładnego, byle ten zdradził mu, jak doszedł do wyższej pozycji w Rise of Kingdoms.

Rise of Kingdom - 5 nieludzkich realiów życia w uniwersum reklam gry - ilustracja #2
Chociaż zupełnie szczerze – spora część pracy wykonywanej w korporacyjnym otoczeniu niekoniecznie jest bardziej produktywna niż granie na smartfonie. | Materiały promocyjne

Prowadzenie biznesu w taki sposób to prosty przepis na ekonomiczną katastrofę. Popularność produkcji Lilith Games zaburza idee zrównoważonego wzrostu, bo szefowie przedsiębiorstw małych i dużych podejmują decyzje nie w oparciu o dobro firmy, pracowników czy konsumentów, tylko o to, co pomoże im odnieść sukces w mobilnej strategii. Sama gra nie ma natomiast istotnego wpływu na gospodarkę: nie oferuje usług, nie wytwarza dóbr, jest w dużej mierze bezużyteczna dla społeczeństwa jako całości. A mimo to, tylko i wyłącznie za jej sprawą, uniwersum reklam Rise of Kingdoms musi znajdować się w stanie nieprzerwanej ekonomicznej zapaści.

Rise of Kingdom - 5 nieludzkich realiów życia w uniwersum reklam gry - ilustracja #3

Śmiechy na bok: „aktorskie” reklamy Rise of Kingdoms są co prawda zagrane dramatycznie, a ich scenariusze obrażają inteligencję odbiorców – ale przynajmniej nie są tak oburzające jak wcześniejsze. Niecałe dwa lata temu, kiedy grę promowały wyłącznie animacje (przedstawiające ją nie jako strategię, tylko raczej jako coś w rodzaju fabularnej opowieści z prostymi decyzjami), w jednej z nich znalazł się... gwałt. Tak – kobieta zbierająca owoce w lesie zostaje zaatakowana przez potężnego wojownika i przygnieciona do ziemi jego ciałem. Samego stosunku oczywiście nie widać, ale w kolejnej scenie ofiara stoi nad przepaścią, a gracz ma do podjęcia decyzję: zdecydować się na samobójstwo lub zemstę (co gorsza – nawet po wybraniu tej drugiej opcji bohaterka i tak rzuca się w dół i przeżywa tylko cudem). Oczywiście takiej sytuacji nie da się doświadczyć w Rise of Kingdoms... co wręcz prosi się o pytanie: po co wydawać pieniądze na stworzenie reklamy o tak szkodliwym przekazie? Odpowiedź jest prosta: wydawcy najwidoczniej kierują się zasadą, że nieważne, co mówią – ważne, by mówili.

RoK demontuje zasady funkcjonowania w społeczeństwie

W uniwersum reklam Rise of Kingdoms niespotykane są przejawy empatii, troski o drugiego człowieka, zwyczajnej uprzejmości. W naszym społeczeństwie obowiązuje pewien społeczny kontrakt określający, jak powinniśmy się zachowywać; rozumiemy go podświadomie i zazwyczaj potrafimy bez pudła zauważyć, gdy ktoś chociaż nagnie jego ustalenia. W omawianym tu świecie podobna umowa nie istnieje; została zastąpione przez rządy (punktów) siły. W jednym z materiałów wideo mężczyzna wpycha się przed kolejkę: tym, którzy mieliby ochotę zaprotestować, pokazuje wyniki, jakie osiągnął swoją niemiecką cywilizacją, grożąc przy okazji innym, że ich najedzie. Jego wyższa pozycja legitymizuje traktowanie słabszych graczy z góry. Z drugiej zaś strony – gdy trafia na kogoś z lepszym wynikiem od siebie, zostaje całkowicie wypchnięty z kolejki, tym razem jako ofiara tego samego systemu hierarchicznej przemocy, który pozwolił mu wepchnąć się przed innych.

W rzeczywistości materiały promocyjne Rise of Kingdoms tworzą dystopiczną wizję ludzkości funkcjonującej na zasadach prawa dżungli. Bez kilku milionów siły Twoi „koledzy i koleżanki” z biura nie pozwolą Ci wejść do windy, a znajomi nie wpuszczą Cię za próg swojego domu. Nasz świat nie jest perfekcyjny, ale gdy wszystko się wali, zawsze możemy mieć nadzieję, że bliźni wyciągną do nas pomocną dłoń. W uniwersum zamieszkiwanym wyłącznie przez graczy w RoK-a wystarczy wybrać Francuzów zamiast wikingów, by stać się niegodnym uwagi plebejuszem.

Oparcie zależności międzyludzkich na RoK-u wypacza związki

Rise of Kingdoms – ważne liczby z perspektywy twórców:

  • 1,15 miliarda dolarów przychodów;
  • ponad 60 milionów pobrań.

Rise of Kingdoms – ważne liczby z mojej perspektywy:

  • 75 minut straconych na wyszukiwaniu i celowym oglądaniu reklam Rise of Kingdoms;
  • 14,5 miliarda szarych komórek straconych podczas oglądania reklam Rise of Kingdoms.

Takie podejście ma daleko idące konsekwencje. Skoro pojęcia takie jak empatia, bezinteresowna pomoc czy godne zachowanie względem innych w uniwersum reklam Rise of Kingdoms trafiły do słownika archaizmów, ma to bezpośredni wpływ na głębsze relacje międzyludzkie. I rzeczywiście: uczucia takie jak miłość czy przyjaźń nie mają w tej alternatywnej wizji świata żadnego znaczenia. W jednym z materiałów kobieta odrzuca propozycję zaręczyn złożoną jej przez chłopaka będącego dość kiepskim graczem, a następnie przedstawia mu swojego nowego narzeczonego, posiadającego naturalnie znacznie więcej punktów siły. To już nie tylko zachowanie pozbawione wyczucia – to zwyczajne emocjonalne okrucieństwo.

Oczywiście trudno, by kogokolwiek ono dziwiło. Gdy mowa o Rise of Kingdoms, idea szacunku do drugiego człowieka, nieważne jak bliskiego, upada. W innym klipie dziewczyna wykorzystuje moment, w którym dwójka jej przyjaciół siłuje się na ręce (co ciekawe, ich tężyzna fizyczna najwidoczniej jest bezpośrednio powiązana z wiedzą na temat gry Lilith Games, bo zaczynają przeważać przeciwnika, dopiero gdy mówią o zaletach swoich jednostek, co wydaje się wyjątkowo fascynujące w kontekście ludzkiej biologii w tym uniwersum – ale to już zagadnienie dla ścisłych umysłów), by zaatakować ich osady. W kolejnym wyjątkowo potężny gracz w RoK-a masakruje znajomych, z którymi miło spędza czas na biwakowaniu. I można powiedzieć – to tylko niewinne droczenie się ze swoimi bliskimi. Ale w świecie, w którym reputacja Rise of Kingdoms jest wszystkim, to w zasadzie ekwiwalent wbicia komuś noża w plecy.

Status quo jest nienaruszalny

Jeśli jest coś, co może przynieść przynajmniej częściową ulgę podczas oglądania reklam Rise of Kingdoms, to fakt, że klasa rządząca – a więc ta mająca najwięcej punktów siły – wyjątkowo szczegółowo opowiada tłuszczy o swoich taktykach, zaletach wybranych cywilizacji i premiach poszczególnych jednostek. Chłopak odbijający komuś przyszłą narzeczoną, dziewczyna podstępem niszcząca wioski swoich przyjaciół, mężczyzna wpychający się na chama do kolejki – wszystkim im trzeba przyznać, że przynajmniej z detalami opisują swój tok myślenia, udzielając mimochodem niezłych rad słabszym graczom. To mogłoby wskazywać na chęć wyrównywania dysproporcji pomiędzy tymi, którzy osiągnęli potęgę, a tymi na dorobku.

Rise of Kingdom - 5 nieludzkich realiów życia w uniwersum reklam gry - ilustracja #4
Serio, przez oglądanie reklam Rise of Kingdoms mam wrażenie, jakbym znał mechaniki tej gry lepiej od mechanik Elden Ringa... a w Elden Ringu mam nabite ponad 30 godzin. | Materiały promocyjne

W rzeczywistości to tylko ułuda prostej drogi do wielkości. Gracze, którzy już rozwinęli swoje cywilizacje, będą jedynie zwiększać swój stan posiadania, nieustannie znęcając się nad słabszymi. Z kolei ci, którzy skorzystają z ich porad, będą cały czas o kilka kroków z tyłu, ale ze sprawdzoną strategią zyskają możliwość dręczenia kolejnych nowicjuszy. Ci na szczycie tam pozostaną; ci pod nimi po prostu znajdą sobie słabsze ofiary. Nikczemny cykl przemocy wobec żółtodziobów staje się stanem rzeczy, z którego jest jedno wyjście. Na to, by nie być pośmiewiskiem w pracy z powodu swojego wyniku, by nigdy nie doznać upokorzeń w biurze czy kolejce po kawę, by po prostu nie przegrać życia w uniwersum reklam Rise of Kingdoms, jest tylko jeden sposób: nie grać.

Powstańcie gracze oddani tej nieludzkiej, alternatywnej rzeczywistości; powstańcie i pobierzcie Clash of Clans. Jedyne, co macie do stracenia, to Wasze kajdany.

Jakub Mirowski

Jakub Mirowski

Z GRYOnline.pl związany od 2012 roku: zahaczył o newsy, publicystykę, felietony, dział technologiczny i tvgry, obecnie specjalizuje się w ambitnych tematach. Napisał zarówno recenzje trzech odsłon serii FIFA, jak i artykuł o afrykańskiej lodówce low-tech. Poza GRYOnline.pl jego materiały na temat uchodźców, migracji oraz zmian klimatycznych publikowane były m.in. w Krytyce Politycznej, OKO.press i Nowej Europie Wschodniej. W kwestii gier jego zakres zainteresowań jest nieco węższy i ogranicza się do wszystkiego, co wyrzuci z siebie FromSoftware, co ciekawszych indyków i tytułów typowo imprezowych.

więcej