Fakty i mity o bateriach w samochodach elektrycznych
Dość kontrowersyjnym elementem samochodów elektrycznych są ich baterie. Czy jednak faktycznie są one szkodliwe?

Samochody elektryczne nadal budzą pewne kontrowersje. Szczególne wątpliwości budzą baterie, które według wielu doniesień są niezwykle problematyczne dla środowiska. Czy jednak faktycznie są one, aż tak szkodliwe? Oto najpopularniejsze mity i fakty.
Pierwszym najgłośniejszym argumentem przeciwko samochodom elektrycznym są źródła, z których czerpią swoją energię. Mało ekologicznym rozwiązaniem w tym przypadku jest fakt, że baterie ładowane są prądem pochodzącym z elektrowni węglowych. Trzeba mieć jednak na uwadze, iż udział odnawialnych źródeł energii stale rośnie. Świetnie pokazały to niedawne statystyki ze Stanów Zjednoczonych
Samochody elektryczne wyposażone są w baterie litowo-jonowe. Cechą charakterystyczną tego typu ogniw jest to, że z czasem ulegają degradacji. Wbrew pozorom, jeśli odpowiednio dbacie o ogniwo, to cały proces nie następuje szybko – wystarczy ładować auta zgodnie z zalecaniami producentów. Wówczas macie gwarancję, że bateria będzie działać przez długie lata.
Wątpliwości budzi również sytuacja, w której auto ulegnie wypadkowi. Taki obrót spraw może spowodować, że bateria ulegnie uszkodzeniu. Jeśli coś takiego nastąpi, to faktycznie rodzi się pewien problem. Znajdujące się bowiem w akumulatorach pierwiastki są szkodliwe dla środowiska. Obecnie jednak producenci bowiem naprawiają również tę część. Oczywiście istnieją również metody recyklingu.
Ostatnim dość popularnym mitem związanym z samochodami elektrycznymi jest prędkość ich ładowania. Trzeba przyznać, że jest w tym ziarno prawdy. Jeśli skorzystamy ze zwykłego gniazdka to faktycznie, cały proces zajmie kilkanaście godzin. W przypadku jednak, gdy skorzystacie z dedykowanej stacji to czas skróci do mniej więcej godziny.
Widać więc, że baterie faktycznie mogą powodować pewne problemy. Jeśli jednak odpowiednio o nie zadbamy, to powinny nam służyć przez długi czas.
Więcej:Xiaomi SU7 odjechał sam. Właściciel przysięga, że to nie on kazał mu parkować