Argumenty za rozbudową PC nie mają najmniejszego sensu. Winne są współczesne podzespoły
To, że komputer można rozbudowywać, to częsty argument przemawiający za zakupem „stacjonarki”. Tylko że rozbudowa często nie jest taka prosta, a statystyki udowadniają, że wśród użytkowników króluje raczej starszy sprzęt.

Właścicieli komputerów można podzielić na posiadaczy komputerów stacjonarnych i tych, którzy mają laptopy. Są też tacy, którzy mają obydwa te urządzenia. W takiej konfiguracji zazwyczaj mamy nieco słabszy mobilny sprzęt i stacjonarnego PC do zadań wymagających większej mocy obliczeniowej. Oczywiście obydwa rodzaje pecetów mają swoje wady i zalety.
Komputer stacjonarny to lepsze chłodzenie, możliwość instalacji kilku dysków twardych i karty graficznej, która co do zasady, może być mocniejsza niż w laptopie. Laptop z kolei to oczywiście łatwość transportu i „praca w terenie”, ale kosztem tego jest moc obliczeniowa, wielkość ekranu a przede wszystkim – brak możliwości szerszej rozbudowy.
I przy tej opcji późniejszego upgrade’u komponentów chciałbym się przez chwilę zatrzymać. W laptopach możliwości rozbudowy są bardzo ograniczone albo wręcz prawie niemożliwe, bo są to sprzęty z dedykowanymi konfiguracjami. Kupując stacjonarkę, niejeden z Was pewnie wyciągał argument o możliwości rozbudowy takiego komputera… Jak się okazuje, możliwość to jedno, a realizacja to zupełnie coś innego.
Co mam wymienić?
Stanąłem przed potrzebą unowocześnienia mojego wysłużonego komputera. Pamiętam jak składając go z części jakieś pięć lat temu specjalnie podjąłem pewne decyzje, które miały mi w przyszłości pomóc go rozbudować. Wybrałem całkiem sporą, masywną obudowę z masą przestrzeni w środku – zarówno na ewentualne dyski twarde, jak i na dłuższe karty rozszerzeń. Sama „buda” była bez przeszkleń i świecących wiatraków, bo chyba jestem już jednym z nielicznych użytkowników, który wychodzi z założenia, że stojący pod biurkiem wół roboczy nie musi oświetlać mi połowy pokoju.
Do tego – jak mi się wydawało – wziąłem zasilacz z zapasem mocy, więc w teorii wszystko było gotowe na dalszą rozbudowę. W międzyczasie dołożyłem RAMu i zmieniłem kartę graficzną, ale nie na topowy model, ale na nieco lepszy niż początkowo znajdował się w pudle. Teraz stanąłem przed wyborem – co mam wymienić? Finalnie okazało się, że nie mogę rozbudować swojego komputera, bo wymianie powinny zostać poddane wszelkie komponenty.
Przydałby się nowy procesor, ale on wymaga innej podstawki, więc muszę wymienić też płytę główną. Liczę, że nowa płyta będzie miała więcej slotów na dyski NVMe, bo kilka lat temu jakoś nie spodziewałem się, że prawie całkowicie (poza NASem) zrezygnuję z przechowywania danych na dyskach talerzowych, a SSD stanieją na tyle, że będzie można mieć tylko półprzewodnikowe magazyny danych. Skoro już wymienię płytę główną, to muszę kupić i nowy RAM, bo nowa, upatrzona przeze mnie płyta, obsługuje DDR5, a nie DDR4. Do tego pojawia się pytanie – czy przy okazji wymienić kartę graficzną, bo ta obecna w nowej konfiguracji stałaby się wąskim gardłem. Jeśli zdecyduję się na ten krok, to oczywiście będę musiał wymienić zasilacz, bo do nowego procesora, a już na pewno do nowego RTXa, ten który mam będzie za słaby…
Co mi pozostaje ze starego komputera? Obudowa i dysk NVMe. No właśnie. Skoro już jesteśmy przy obudowie, to też bym się zastanowił nad wymianą. Chciałbym więcej portów USB-C na przednim panelu, bo w ciągu kilku ostatnich lat to gniazdko stało się standardem. Powiedzmy jednak, że to już kaprys, który nie ma wpływu na wydajność sprzętu.
Możliwości rozbudowy są iluzoryczne
I nagle okazuje się, że dokładając naprawdę niewiele kasy to mogę kupić całkowicie nowy, gotowy komputer stacjonarny albo części do samodzielnej budowy. Z kolei budowany z myślą o przyszłych upgrade „staruszek PC” w zasadzie powędruje na elektrośmieci – bo i tak już nie ma możliwości rozbudowy. Dla mnie rozbudowywalność sprzętu jest iluzoryczna. Owszem, jedyny plus z posiadania takowego komputera to możliwość rozłożenia wydatków w czasie. Dziś zmienię obudowę, procesor, zasilacz i płytę główną, kupię część RAMu i włożę starą kartę graficzną, a za jakiś czas dołożę więcej dysków, wsadzę dodatkową pamięć operacyjną i zmienię mojego leciwego GTXa na coś nowego. Niemniej, w jednym rzucie muszę wymienić niemal wszystko na raz, aby jakoś to działało.
Jest jeszcze inna kwestia, o którą się boję. Kompatybilność. Komputer służy mi do pracy. Granie na kompie jest, niestety, kwestią drugorzędną. Mam kilka nieco starszych programów kupionych w czasach, kiedy płaciło się za licencję jednorazowo, a nie miesięczny abonament. Okazuje się, że starsze programy takie jak np. AutoCAD nie chcą za bardzo współpracować z Windowsem 11. Pomijając nawet kwestię kompatybilności, okazuje się, że mój „rozbudowywalny” komputer stacjonarny, wcale nie posiada tak wielu opcji zmian, jak mogłem się tego spodziewać.
I nie tylko ja tak mam
Przejrzałem statystyki Steama, aby uświadomić sobie z jakich komponentów i systemu gracze korzystają najczęściej. Wychodzi zatem, że Windows 11 (który jest, przypomnę, ponad trzyletnim systemem) wysunął się na prowadzenie, ale blisko 43 procent ludzi dalej używa Windowsa 10, który już jest systemem dziesięcioletnim. Wciąż dominuje rozdzielczość 1920x1080 i 16 GB RAM w komputerze. Drugie w kolejce są 32 GB, ale mało kto ma ich więcej. Wśród kart graficznych rządzi NVIDIA, ale zaskakująco sporo ludzi ma karty z GTX z serii 10xx i 16xx. Jednostkowo najpopularniejszą kartą jest RTX 3060, czyli karta dobra, nowoczesna, ale z pułapu tych tańszych. Jest to sprzęt, bądź co bądź, zaprezentowany niecałe 5 lat temu. Te statystyki uświadamiają mi, że nie tylko ja nie wymieniam komponentów w komputerze co pół roku, kiedy tylko pojawi się coś nowego. Jak widać po moim przykładzie, „rozbudowywalność” stacjonarki jest iluzoryczna.
Jest jeszcze inny powód tego, że powoli rozbudowujemy swoje komputery. I jest nią… brak potrzeby rozbudowy. Na moim starym komputerze, dawno temu, kiedy zapuszczałem render dziesięciominutowego filmu w FullHD w Adobe Premiere Pro, to zajmowało mu to jakieś 30 minut. Sporo. Nowy komputer radzi sobie w 7 minut. I teraz załóżmy, że wymienię sprzęt na dwukrotnie szybszy i render będzie trwał już tylko 3,5 minuty. Przy pierwszej rozbudowie różnica była kolosalna. Przy drugiej – już w zasadzie nieistotna. Tak wiem, upraszczam bardzo, ale łapiecie o co mi chodzi. W grach podobnie – mogę obniżyć minimalnie detale i gra nadal będzie dobrze działać. Można też kupić konsolę za 1000 złotych, która sprawuje się zaskakująco dobrze w grach.
Obecne karty graficzne nie powalają wydajnością
Najnowsze karty graficzne od NVIDII (mówię o tych z serii 50xx) są niewiele szybsze od poprzednich modeli. I oczywiście wiem, że wielu z Was natychmiast pokaże mi liczby i wyniki testów w grach, w których poszczególne produkcje będą różniły się liczbą klatek na odpowiednich kartach, ale popatrzmy na to obiektywnie. W bardzo wielu przypadkach te różnice to zaledwie kilka procent, a różnica pomiędzy tym, czy gra wyciąga 108 FPS czy 116 FPS jest dla zwykłego gracza bez znaczenia. Ale to jeszcze nic!
Jeśli spojrzymy na wymagania sprzętowe najnowszych gier to okaże się, że one spokojnie zadziałają na pięcioletnim sprzęcie i to też nie takim z najwyższej półki. I nie mam wcale na myśli minimalnych wymagań sprzętowych. Taki Assassin’s Creed Shadows wymaga 16 GB RAM, procka i5 11600k lub AMD Ryzen™ 5 5600x i RTXa 3060Ti… A w minimalnych wymaganiach pojawia się nawet karta GTX 1070 (czyli sprzęt już dziewięcioletni).
Monster Hunter Wilds w rekomendowanych ma RTX 2060 Super, a pachnący jeszcze nowością Kingom Come Deliverance 2 w rekomendowanych ma co prawda kartę 4070, ale zadziała na wszystkim powyżej GTX 1060 lub AMD Radeon RX 580. Czyli nie muszę mieć topowego komputera, aby się tymi grami cieszyć. Nawet na pięcioletnim blaszaku da się spokojnie pograć i to wcale w nie najniższych ustawieniach jakości. Co więcej – różnice pomiędzy wyglądem gry i płynnością na najnowszym kompie za 12 tysięcy, a maszynką, która cztery lata temu kosztowała 10 tysięcy będą, w normalnej rozgrywce, trudne do wychwycenia. Jaki z tego wniosek? Wbrew opiniom i reklamom, nie muszę wcale co chwilę wymieniać podzespołów!
Jak kiedyś starzał się sprzęt?
Czy kiedyś sprzęt starzał się szybciej, czy wolniej niż teraz? Cały czas zadaje sobie to pytanie. Mam wrażenie, że kiedyś znacznie szybciej trzeba było wymieniać części w komputerze i całe komputery, a skok mocy obliczeniowej był znacznie bardziej odczuwalny. Jak miałeś 486, a nowa gra wymagała instrukcji z Pentium, to nie było siły – musiałeś kupić nowy komputer. Jeśli miałem Celerona 333 Mhz i wymieniłem go na Pentium III 1 GHz to jakbym zamienił wrotki na rakietę! Różnica była tak kolosalna, że niemal niewyobrażalna.
Największą zmianę w szybkości i wygodzie działania mojego komputera zauważyłem, kiedy przestałem używać dysku talerzowego, a przeszedłem na SSD. Nawet przejście z SSD Sata na NVMe, choć w teorii dysk NVMe jest kilkukrotnie szybszy, nie było aż tak odczuwalne.
Nie zawsze trzeba mieć topowe maszyny
Oczywiście są zadania, które wymagają naprawdę potężnych maszyn, ale w statystykach Steama są one niemal niezauważalne. Dlatego też nie dajmy się zwieść internetowym recenzentom, którzy przedstawiają najnowszą kartę graficzną czy procesor w samych superlatywach tak, że czujemy się zobligowani do kupna. W obecnych czasach ciśnienia na zmianę nie ma, choć producenci pompują bańkę. Wytwarzana jest coraz bardziej sztuczna potrzeba u konsumentów. Poprzedni model albo jeszcze wcześniejszy, wykona pracę (czy odpali grę) zupełnie nie najgorzej. W ostatnich latach jednak, rozwój sprzętu komputerowego nie odnotował drastycznych skoków w zakresie wydajności. Co więcej, jeśli wydałeś kilka lat temu więcej na dopakowany (wtedy) komputer, to będzie się on starzał znacznie wolniej, niż tani sprzęt z niższej półki.
Podkreślam jeszcze raz – jest pewna grupa użytkowników, którzy śledzą nowości i ulepszają często podzespoły swoich komputerów. Ale dla większości wygodniej jest wymienić całego blaszaka, niż go rozbudowywać. W takim przypadku możliwość rozbudowy schodzi na drugi plan i pozostaje tylko argumentem w przekonywaniu siebie / rodziców / drugiej połówki (niepotrzebne skreślić) do zakupu stacjonarki.
Komentarze czytelników
trumpf Generał
inaczej jest jeżeli kupujesz kompa do rozbudowy ale na częściach które mają lepszy współczynnik odsprzedaży, czyli górna półka 4080/4090 5080/5090 czy procesorach w górnej serii, czy pamięci 2x16GB a nie 4x4GB.
Jak się kupuje rzeczy które są przestarzałe/budzetowe w momencie zakupu, to nie ma co oczekiwać cudów.
JustynkaGB Junior
Lepiej kupić trupa który zamuli przy lekkim rt. Właśnie na takich jeleni stawia AMD. Myślisz, że system oszukałeś.
user10364544584 Junior
w takim assasynie i podobnych action rpg wystarczy 4070 super - przy 4k dlss Q i FG on i reszta na ultra 60 - 80 fps przez całą gre... i dalej siedze na socket 1700 z 2014 przy xeon 1850 v4 3.8 GHz (~i5 7600) ramu mam 16 GB OC 2133 Mhz i nie mówcie mi, że procek słaby, PCIe 3.0 dławi karte i ramy wolne bo gówno prawda... porównałem to samo z 32 gb ramu 6000 MHz, i7 14600 KF i było 10 % szybciej także wybór należy do was czy dawać 5 tysi za te 8 fpsów grając w 4K :P
peef Junior
czytając komentarze dochodzę do wniosku, że wiele osób napisało to, co sam chciałem napisać, czyli że mała, czy duża rozbudowa peceta miała i ma nadal sens, a po drugie że wielu z komentujących napisałoby ten artykuł lepiej i z pewnością posiadają oni większą wiedzę i wyobraźnię od szanownego redaktora
Bonaducci Chorąży
Dokładnie, aktualizacja sprzętu często nie wynika z samego rozwoju technologii, a ze zmian naszych potrzeb. Do tego im mocniejszy sprzęt mamy, tym rzadziej go musimy aktualizować, jeśli nam nie zależy na byciu na topie. Lata temu budowałem rzeczy budżetowe i faktycznie, kupiłem grafikę dobrą do obecnych gier jeszcze na jakimś 1024x768, ale szybki rozwój gier, sprzętu i monitorów sprawiały, że trzeba było szybko aktualizować sprzęt. Nawet jak doszedłem do GTX 780, to po przejściu z 1080p na 1440p już miał za mało pary i tu wszedł 1070, który ze mną został na jakieś 8 lat. Wymieniłem go dopiero planując ograć gry typu Cyberpunk i przejść na UWQHD (1440x3440), więc zmiana była w dużej mierze podyktowana wzrostem potrzeb. Podobnie CPU rozbudowalem głównie przez to, że zacząłem mocno korzystać z prywatnego komputera do prac inżynieryjnych i chciałem coś mocnego na lata. Większość moich aktualizacji to albo była zmiana sposobu używania i wzrost potrzeb, albo po prostu sprzęt już tak wysłużony, że to był koniec jego życia. Teraz po jakiejś dekadzie dopiero rozważam przejście z HDD w RAID na same SSD, bo w końcu można kupić szybkie 4TB SSD, ale i tak nie widzę sensu w tym. Jedynie myślę o tym ze względu na wiek twardzieli, już teraz trzymam tam tylko to, czego nie będzie mi szkoda, a zajmuje dużo miejsca (głównie backupy i media).
Z dobrych argumentów jest raczej długość używania konkretnych komponentów. Asus P6T od 2009 do 2018, GTX 1070 Strix bodajże od 2016 do 2023, dyski na dane ~2015 i dalej w użytku, nawet SSD z 2016/2017 mam w użytku, chłodzenie to samo od 2018 przez 3 różne procesory i dwie podstawki, obudowę i zasilacz mógłbym używać te kupione w 2018. Jeszcze lepszy jest stary sprzęt, mój komputer z 2001 z P4 2.4 GHz z jednym rdzeniem w HT służył 17 lat. Najpierw mi z rozbudową chłodzenia, OC, wymianą grafiki na Radeona X1950 Pro (ostatni na AGP chyba), później służył mamie do gier, a skończył jako biurowy dla ojca aby po 17 latach przejść na emeryturę. Mój sprzęt z 2009 też przeszedł kilka aktualizacji z biegiem lat, z i7 920 zmieniłem na Xeona X5670, przeszedł aż 5 konfiguracji kart graficznych w 9 lat użytkowania i z tą 4 kartą trafił do rodziców, ja zachowałem 5 kartę do nowego kompa i służyła mi jeszcze 4 lata, a teraz służy przyjacielowi, który musiał trochę zaktualizować sprzęt i z GTX 970 był to dobry upgrade.