Boomerskim szefom nie podoba się, że pokolenie Z nie podziela ich wartości i nie jest gotowe zapierniczać za miskę ryżu na rozwój ich firm. Z własnych obserwacji widzę, że pokolenie ludzi 50-70 lat (dzisiejsza kadra wyższa w wielu firmach) myśli, że Z-tki powinny robić to co oni robili w ich wieku - praca po 10-12h dziennie bez płatnych nadgodzin, poświęcenie dla firmy, itd. Boomerzy nie ogarniają jednak, że kiedyś (lata 90-te) na managera w polskim oddziale zachodniego korpo wystarczyła znajomość angielskiego, a dziś oczekuje się doktoratu z 10 latami praktycznego doświadczenia na stanowisko szeregowego specjalisty.
Podobnie z przywiązaniem do pracy. Boomerzy nadal żyją w przekonaniu, że zaczynając w firmie po studiach można się piąć w niej po szczeblach kariery. Z-tki dawno zauważyły, że ten model już dawno nie działa i dziś trzeba skakać z firmy do firmy, aby pchać karierę do przodu i nie utknąć.
Praca jest, tylko wielu ludziom się wydaje że jak skończyli studia to należy im się od razu kierownicze stanowisko za 20k na rękę.
Boomerskim szefom nie podoba się, że pokolenie Z nie podziela ich wartości i nie jest gotowe zapierniczać za miskę ryżu na rozwój ich firm. Z własnych obserwacji widzę, że pokolenie ludzi 50-70 lat (dzisiejsza kadra wyższa w wielu firmach) myśli, że Z-tki powinny robić to co oni robili w ich wieku - praca po 10-12h dziennie bez płatnych nadgodzin, poświęcenie dla firmy, itd. Boomerzy nie ogarniają jednak, że kiedyś (lata 90-te) na managera w polskim oddziale zachodniego korpo wystarczyła znajomość angielskiego, a dziś oczekuje się doktoratu z 10 latami praktycznego doświadczenia na stanowisko szeregowego specjalisty.
Podobnie z przywiązaniem do pracy. Boomerzy nadal żyją w przekonaniu, że zaczynając w firmie po studiach można się piąć w niej po szczeblach kariery. Z-tki dawno zauważyły, że ten model już dawno nie działa i dziś trzeba skakać z firmy do firmy, aby pchać karierę do przodu i nie utknąć.
Owa miłość do kultury zapierdolu charakteryzująca rzekomo starsze pokolenia jest kompletną bzdurą. Oni tak samo cenią life-work balance, czas dla siebie i samorozwój, a nikt nie pragnie zasuwać w nadgodzinach bez wynagrodzenia.
Różnica między Zetkami a resztą jest taka, że młodzi są roszczeniowi, nieodpowiedzialni i skoncentrowani wyłącznie na sobie i swoich potrzebach, a do tego kompletnie niezaradni i nie potrafiący radzić sobie z problemami.
Kolejnym mitem jest rzekoma powszechność zapierdolu. Owszem, w patologicznych firmach z psychopatami u steru pewnie tak się dzieje, ale nie jest to zjawisko tak powszechne jak 20 lat temu.
"nie podziela ich wartości i nie jest gotowe zapierniczać za miskę ryżu" I będzie siedział u Mamuni całe swoje zasrane życie bo Mamunia zawsze da miskę pomidorowej? Z ryżem?....super
Cos ci powiem misiu odkad powstali pierwsi ludzie to satrasze pokolenia narzekaly na mlode ze im sie nie chce itp to standard nic nowego. I zawsze te same teskty "my to pracowaliśmy mlodzi wiecznie sie lenia sa roszczeniowi w dupa h im sie poprzewracalo"
Dupa was boli bo chcecie szybko się dorobić milionów za nic jak te pajace z rolek na tiktoku...
Nie macie pojęcia o rynku pracy i podstawach struktur w firmach pow 50osob, ukończyliście jakieś tam studia dostaliście papierek i nagle szok bo w otoczeniu 80% kolegów i koleżanek ma to samo i chcą tego samego co ty czyli fotela i biureczka w firmie, albo co lepiej pracy zdalnej 3x w tyg po 4h rownie dobrze platnej jak pensja dyrektora...ale jeszcze nikt nie wymyślił rynku pracy gdzie potrzeba 95% inżynierów i kadry zarządzającej i 5 procent pracowników niższych szczebli... Ta struktura jest odwrotna od początku i nic tu się nie zmieni, więc... panowie Magistrzy, Inżynierowie pora zakasac rękawy, nabrać pokory i zacząć pracę od 0:)
Jednocześnie życzę powodzenia w budowaniu kariery opartej o pojęcie rynku w sposób "trzeba skakać z firmy do firmy" nic głupszego nie słyszałem w ciągu moich 20tu kilku lat pracy... Nic noe przyciąga wzroku rekrutera jak lista firm w których pracowaliśmy po rok dwa i do nowej posadki... Prawdziwy "złoty pracownik" wart otrzymać 10k na rękę od pierwszego dnia i wpisania na szkolenia po kilka tysięcy do odbycia co pół roku w ramach rozwoju zawodowego... Ja pier...dziele, was Ztki sieją czy naprawdę się rodzicie?
""trzeba skakać z firmy do firmy" nic głupszego nie słyszałem w ciągu moich 20tu kilku lat pracy"
"Nie macie pojęcia o rynku pracy i podstawach struktur w firmach pow 50osob"
Aha.
Tak, dokładnie, powinniście robić to, co my robiliśmy. Może byście się czegoś nauczyli i dziś byście nie byli płatkami śniegu co to zwróci się wam uwagę a wy już w płacz i pach przez barierkę. I pomyśleć, że w razie najgorszego mielibyście... a właśnie - jeszcze wojsko wam by się przydało, oj tak.
Btw. w latach 90 zachodnie korpo w Polsce? Tija, jasne.
Jednocześnie życzę powodzenia w budowaniu kariery opartej o pojęcie rynku w sposób "trzeba skakać z firmy do firmy" nic głupszego nie słyszałem w ciągu moich 20tu kilku lat pracy... Nic noe przyciąga wzroku rekrutera jak lista firm w których pracowaliśmy po rok dwa i do nowej posadki...
Dziękuję, nie trzeba. U mnie ta taktyka się całkiem nieźle sprawdza. Oczywiście nie sugeruję, że trzeba skakać co roku, ale w momencie, gdy jasne się staje, że firma więcej gada o rozwoju pracowników niż robi coś w tym kierunku, perspektywy awansu są bardzo mgliste, a u konkurencji można dostać +30% więcej, a niejednokrotnie i wyższe stanowisko, gdy jednocześnie widzi się, że już w danej pracy więcej nauczyć się nie da.
Z mojego doświadczenia, zmiana co 3-5 lat jest optymalna. Dlaczego nie więcej? Bo w większości firm lojalność i długi staż pracy nie przynosi benefitów.
Tak, dokładnie, powinniście robić to, co my robiliśmy.
Czyli co dokładnie? Darmowe nadgodziny za obietnicę docenienia w przyszłości?
Z doświadczenia powiem, że to docenienie najczęściej nigdy nie nadchodzi. Poza stanowiskami, gdzie wynagrodzenie ma charakter prowizyjny uzależniony od wyników, a wyniki są skorelowane z włożonym wysiłkiem (głównie stanowiska sprzedażowe), nie ma sensu pracować więcej niż wymaga tego umowa (40h tygodniowo).
właśnie - jeszcze wojsko wam by się przydało, oj tak.
Kolejna boomerska mentalność. W przypadku ewentualnego konfliktu, prawdopodobnie 2/3 ludzi w wieku < 40 lat będzie szukało opcji ucieczki z kraju na zachód. Głównie boomerzy i część gen X uważa, że młodzi powinni umierać za ten kraj. A jak zapytasz młodych to za co mają umierać? Mieszkania, których nigdy się nie dorobią, wille Obajtka, interesy polityków?
jest dużo racji w tym co mówi
NARESZCIE pracodawcy zaczęli rozumieć, że młodzi po studiach, nawet ze znajomością kilku języków i bezwzrokowego pisania na klawiaturze, nie tylko nie popychają firmy do przodu, ale bywa (całkiem często) że ciągną ją w dół, bo wydaje im się, że już wszystko wiedzą o biznesie, produkcji, zależnościach, finansach i rynku.
Mechanizm jest taki:
Szefowie firm w Polsce (50-60 lat) sądzą, że jak zwolnią starych i zatrudnią nowych (młodych po studiach) pracowników, to ci w cudowny sposób ożywią firmę.
Zwalniają więc doświadczonych pracowników, z OGROMNĄ WIEDZĄ i na ich miejsce zatrudniają w/w młodych i ..... już góra po pół roku są efekty, czyli zauważają, że ci młodzi zamiast ożywiać firmę robią wszystko żeby to wyglądało na ożywienie, czyli robią tzw. sztuczny ruch w firmie, wprowadzając przeróżne programy "naprawcze" i inne bzdety o których nasłuchali się na studiach, prelekcjach, wykładach.
Wszystko to generuje OGROMNE koszty i ZERO zysków.
Inaczej pisząc, firma zamiast zostać ożywiona, po prostu tonie i najczęściej jest już za późno na odkręcenie sprawy.
Jako że najmłodszy już nie jestem, to obserwowałem to wielokrotnie w firmach w których pracowałem.
Firma tak "ożywiona" po prostu upada.
Zatrudnienie w niej młodzi i "wykształceni" mają kolejny wpis w swoim CV, że pracowali tu i tam, więc przenoszą się na innego "żywiciela" , a firma w której pozwolono im wdrażać ich "genialne" pomysły już nie istnieje.
Jednak ... jak pisałem na początku ... coraz częściej się zdarza, że dyplomy, uczelnie, znajomość języków czy Excela .. NIE MAJĄ ŻADNEGO ZNACZENIA przy naborze do pracy.
Na pierwszym miejscu są UMIEJĘTNOŚCI i wiedza praktyczna, nawet jeśli kandydat nie skończył podstawówki.
Są różne punkty widzenia na problem. Ja choć należę do "milenialsów" to widzę inny problem. Dzisiejsi szefowie (50-60 lat) to ludzie, którzy często zaczynali kariery w firmach dopiero wchodzących na rynek polski. Wystarczyło znać angielski, wskoczyć w latach 90-tych do korpo otwierającego oddział w Polsce i rosło się wraz z jego rozwojem. Bez realnego inwestowania w swoje kompetencje można było dojść do najwyższych stanowisk na poziomie krajowym.
Jak wygląda sytuacja dziś? Rozpoczynając karierę w korpo jako Z-tka właściwie nie będziesz nigdy miał szans awansować na middle managera, a co dopiero prezesa firmy.
Jednak ... jak pisałem na początku ... coraz częściej się zdarza, że dyplomy, uczelnie, znajomość języków czy Excela .. NIE MAJĄ ŻADNEGO ZNACZENIA przy naborze do pracy.
Na pierwszym miejscu są UMIEJĘTNOŚCI i wiedza praktyczna, nawet jeśli kandydat nie skończył podstawówki.
To jest coś co od lat obserwuję w firmach w których pracowałem czy w takich z którymi współpracuję na różnych polach. Firmy zdecydowanie stawiają na awans pionowy, zdecydowanie wolą prowadzić rekrutację jedynie na niższe szczeble natomiast pracowników kadry zarządzającej pozyskiwać w drodze awansu pionowego. Ma to naprawdę spory sens. Sprawdzony pracownik ma poczucie bycia docenionym, dodatkowo jest to człowiek znający procesy i działanie firmy, na etapie niższej kadry zarządzającej robi mu się szybki kurs z zarządzania i delegowania zadań i fajrant, pora na CSa. Dużo prostsza droga niż użeranie się z roszczeniowym nowym pracownikiem po śmieciowych studiach który nie ma pojęcia co się w firmie dzieje. Dopiero gdzieś przed szczeblem dyrektorskim, jeśli pracownik nie ma wyższego wykształcenia to często dostaje sugestię "weź sobie tam skończ coś zaocznie", zazwyczaj po prostu prestiż firmy wymaga żeby dyrektor miał co przed nazwiskiem dopisać, natomiast merytoryczną wartość tych studiów wszyscy mają w dupie.
Jaką taką wartość mają dziś tylko specjalistyczne kierunki studiów, zazwyczaj techniczne (choć nie tylko), ale to na stanowiskach specjalistów.
Firmy zdecydowanie stawiają na awans pionowy, zdecydowanie wolą prowadzić rekrutację jedynie na niższe szczeble natomiast pracowników kadry zarządzającej pozyskiwać w drodze awansu pionowego. Ma to naprawdę spory sens.
To prawda, również się z tym zgadzam. Tylko nadal pozostawia to problem, który jest główną różnicą w szansach jakie dostało starsze pokolenie i to obecnie wchodzące na rynek pracy. Karty w większość firm i branż są już dawno rozdane. Możliwości awansu pionowego otwierają się bardzo rzadko. Sprawia to, że w większości firm możliwości awansu pionowego właściwie nie ma i nie ma znaczenia jak się ktoś będzie zarzynał dla firmy po godzinach i w weekendy.
Z mojego doświadczenia w polskich oddziałach zagranicznych korpo, stanowiska od wyższego managementu do middle managerów są obsadzone ludźmi, którzy powchodzili do firm 20-30 lat temu, jak te firmy się tu otwierały. Przez lata nie widziałem żadnych awansów wewnętrznych do managementu. Jedyne dwa wyjątki jakie znam to typowe diveristy hire zatrudnione z zewnątrz.
Oczywiście że coś w tym jest. Jest to też pewien paradoks ponieważ największe szanse na awans pionowy masz w firmach o większej rotacji, a duża rotacja oznacza zazwyczaj że coś w firmie jest nie tak. Firmy w których ludzie chcą pracować, czują się tam spełnieni i godnie zarabiają po prostu nie rotują.
takich jak komunikacja, rozwiązywanie problemów czy profesjonalne zachowywanie się
Bardzo często się z tym spotykam, kiedy na mojego e-maila z zachowaniem wszystkich niezbędnych elementów jakiś pan lub pani odpisuje mi nie ma dwoma wyrazami pomijając dwa z trzech pytań które zadałem. Oczywiście we stopce często ma magister lub inżynier.
Nie pisz bzdur mgr inż nikt się praktycznie nie mianuje w stopce maila, widać że w korporacji nigdy nie pracowałeś
No jak są po gowno-studiach typu genderstudies itp. to nic dziwnego.
A więc dużo osób pisze tutaj nie rozumiejąc w czym problem.
To, że pracodawców uwiera work-life balance to półprawda. Tak, znajdą się tacy, ale to nie niszowy problem.
To, że Z-tki są roszczeniowe to też nie do końca prawda, owszem ich roszczeniowość często przekracza to co są w stanie zaoferować firmie ale to da się spokojnie negocjować. No i nie oni pierwsi, to się tyczy ludzi w każdym pokoleniu. Tutaj jest to trochę silniejsze, ale nie stanowi kluczowego problemu.
To, że są leniwe to znowu też półprawda, większość jest gotowa wykonywać powierzony im obowiązki rzetelnie, ale te co mają w umowie w tym samym wymiarze. I teraz dla Januszexów to problem, dla reszty nie.
To gdzie są problemy? Sa dwa:
1) brak umiejętności miękkich. Millenialsi zmienili biznes właśnie dzięki umiejętnością miękkim, umiejętności współpracy, komunikacji, forsowania swoich pomysłów w mądry sposób, empatia pozwalająca im lepiej zrozumieć klientów i współpracowników. W tym aspekcie przyćmili wcześniejsze pokolenia na rynku pracy. Wydawać by się mogło, że współczesna edukacja nastawiona niby to na umiejętności miękkie sprawi, ze Z-tki będą w tym brylować. A tymczasem jest wprost przeciwnie, nastąpiło załamanie tych umiejętności. W rezultacie zdecydowana większość, zdaniem niektórych nawet 3/4 problemów z Z-tkami to problemy komunikacyjne. Nie lenistwo, nie roszczeniowość a nieumiejętność komunikowania się, współpracy czy brak empatii.
2) brak wiary w siebie i co z tym idzie ambicji. Millenialsi byli przekonani, że zmienią świat, że ich pomysły są świetne, że warto je forsować i przekonać do nich wcześniejsze pokolenia. I tak, spora część była chybiona ale duża odniosła sukces popychając firmy do przodu. Z-tki nie wierzą w to, nie mają tej ambicji by coś zmienić, przez co nie popychają firmy do przodu. Nawet jak przedstawiają nowe pomysły to albo mało oryginalne, albo bez uzasadnienia, bez walki o nie. Ot na zasadzie to by było super i już. Nie chcą się zaangażować w walkę o nie nie tyle z lenistwa co z braku wiary w sukces. Są po prostu skrajne defetystyczni. W rezultacie sprawdzają się na stanowiska nie wymagających własnej inwencji czy też zdolności kierowniczych.
I teraz to nie są oskarżenia, bo te cechy wynikają z tego w jakim świecie dojrzewali.
I jeszcze jedna uwaga, z racji na inne uwarunkowania kulturowe, ekonomiczne i demograficzne u nas te zmiany pokoleniowe są przesunięte względem USA o 5 do 10 lat. U nas dopiero się pojawiają pierwsze Z-tki na rynku pracy gdzie w USA są już od lat i mają na rynek pracy większy wpływ. Przykładowo u nas kryzys mieszkaniowy wystartował około 2018, w USA 2005.
Ja tylko dodam że los tych mocodawców jest policzony. Teraz są cwani bo mają tanią siłę roboczą z Afryki czy z kądś tam. Ale znając podejście do pracowników polskich pracodawców to szybko opadnie im szczęka jak się jachodźcy zorientują jakie metody stosują. Ja np dowiedziałem się na temat mocodawcy w Polsce (który zamiast mnie pozatrudniał obcokrajowców) gdzie mieszka imiona członków rodziny i tym podobne i miałem już działać ale na szczęście znalazłem pracodawcę który nie prowadzi rekrutacji i nie ocenia pracowników tak jak się to robiło w PRL. Wyobraźcie sobie że pracodawcy do tej pory zakładają na każdego teczki i szukają haków na kogoś za nim kogoś zatrudnią by mieć go w garści. Dla nich coś takiego jak traktowanie człowieka jako współpracownika to jest coś obcego, muszą mieć pełnię władzę i kontrolę nad pracownikiem by nim mogli sterować i go w balona robić. Jak się zorientują że kimś nie będą mogli manipulować i nie będą mogli łamać praw pracownika lub poprostu człowieka to kogoś takiego odrazu skreślają
Poza tym ja 20 lat pracowałem w jednej firmie i uważam to dosłownie za patologię i zmarnowany czas już mniejsza z tym że właściciel i nazwa firmy się zmieniała co 2 lata. Zdobyłem tam doświadczenie a teraz jak słyszę że mi jakiś mocodawca pyta czemu tak często zmieniałem firmę to im odpowiadam że ważny jest dla mnie rozwój a tam na to nie było szans. I jak mnie odrzuci to to jest znak dla mnie że dobrze że mnie smieć nieprzyją bo bym mu najpóźniej do trzech dni zasadził kopa w dupę
Jakoś gówno mnie obchodzi co jakiś szczyl zet myśli, banda emo debili, szkoda na nich czasu,
Mówiłem. Ostrzegałem, ale wszyscy patrzyli jakbym gadał po chińsku. Deb... od wombmaxing'u* niszczą młodym dzieciństwo i upośledzają ich rozwój** ścigając się z innymi Grażynami w tym ile czasu dzieciaki władują w jakieś bezużyteczne umiejętności zazwyczaj w powiązane z frymuśnymi wdziankami (fraczki, baletki czy inne g....)...
*) "gatunek literacki" powiedzmy, nie pamiętam czy dokładnie tak go określano: bohater uzyskuje świadomość w łonie matki, i zaczyna pakować oraz praktykować magie, żeby już od momentu narodzenia móc spuszczać łomot wszystkim dokoła... nie wiem czy na ten moment wymyślono cokolwiek głupszego.
**) Natura bardzo nie lubi marnotrawstwa - zakładanie BEZREFLEKSYJNIE, że wiesz lepiej niż ewolucja, oznacza że najprawdopodobniej się mylisz
Odnośnie nastawienia: "młodzi nic nie umieją i są leniwi" które widzę w wielu komentarzach.
Po pierwsze: Bardzo często pracują na gó... umowach/warunkach, na które krytykujący sami nigdy by się nie zgodzili (a nie bierzemy tutaj przecież nawet pod uwagę posiadania samochodu i prawo jazdy (z doświadczeniem i ludzką kwotą ubezpieczenia), własnego domu, dostępu do ochrony zdrowia w młodości, perspektyw zawodowych, priorytetów elit władzy etc. itd.)
Po drugie: Wynagrodzenie jest kryterium zatrudnienia. Czyli może niekoniecznie młodzi to młodzi tamto, ale: ci młodzi którzy zgodzili się pracować za guziki to ci młodzi którzy zgodzili się pracować za guziki tamto.
Ps. Nie mówiąc o ty, że obecnie będąc facetem, jeśli myślisz o zakładaniu funkcjonującej rodziny to musisz praktycznie srać kasą - co ciągnie w dól tych sensownych i kompetentnych facetów którzy byli wystarczająco inteligentni żeby rozkminić sytuacje ale nie mieli szczęścia być od dzieciństwa ładowanych kasą niczym te gęsi hodowane pod wątróbki. A obecne patologie runku pracy (AI blokujące stanowiska i Crunch - z samych tylko dzisiejszych newsów z GOL'a) bynajmniej nie ułatwiają takiego zorganizowania sobie życia, żeby nawet z zarobkami ledwo wystarczającymi na waciki miało ono sens.
PPs. I nie chodzi mi tutaj nawet o to żeby więcej im płacić, bo z możliwościami bywa różnie - kultura zachodu (wschód już też) wzięła "stare" zasady/relacje społeczne i "sprzedała je na złom niczym konstrukcyjne wsporniki" nie mając zielonego pojęcia czemu służyły, ale uważając się z tego powodu za najsprytniejszych bo same korzyści i jeszcze kasę mieli z rozwalania "starego". A teraz powoli nagle wszystko tajemniczo się sypie...
Chodzi o to, żeby pracodawcy przynajmniej przyjęli do wiadomości że ich oferta to wcale nie są jakieś "cuda wianki" - i jak nie chcą pomagać to niech przynajmniej wyciągną głowę z d* i nie przeszkadzają bo może wcale nie wiedzą najlepiej...
PPPs. I żeby było jasne, nie pisze tego bo sam jestem młody. Po prostu nie jestem ślepy - pamiętam jakie warunki pracy panowały w dziki czasach po upadku komunizmu, widzę na jakich warunkach ludzie a zwłaszcza młodzi pracują teraz. Nie dziwie się że się wykruszają, powiem więcej: szanuje to że nawet bez wystarczająco szerokiej perspektywy wyczuwają instynktownie że coś jest nie tak i nie dają sobie robić wody z mózgu.
Młodzieży:
Co nie znaczy, że rzucenie wszystkiego w h* jest dobrym rozwiązaniem. Może to tak wyglądać ale przecież ciemnotę wciskano wam w wielu innych kwestiach. I nie, nie chodzi mi o to że "trzeba być rekinem" czy inną mend*.
Tradycyjne wartości i moralne zachowanie ma sens, jak długo nie jest się wystarczająco naiwnym żeby pozwolić osobie złej/niemoralnej czy wrogo nastawionej zdefiniować czym owe zachowania są i na czym mają polegać...