Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Hyde Park 4 kwietnia 2001, 18:54

autor: Jeż

Refleksja nad serią Heroes of Might & Magic

Heh, to były czasy! Pamiętam, miałem jeszcze Amigę, kiedy u kolegi z bloku po raz pierwszy zobaczyłem Herosów. Kolegi nigdy specjalnie nie lubiłem, jednak od tego dnia przebywałem w jego mieszkaniu ile tylko mogłem. To był 1995 rok ...
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.

Po drugie – mapy. Do Heroes 1 było (i nadal jest) mało map. W wersji pod DOS’a nie było również edytora (pojawił się dopiero w wydanej rok później wersji pod Windows), a co za tym idzie gracze nie produkowali tylu map, jak ma to miejsce teraz przy H3. Zapytacie, jak mogę uznać to za zaletę ?! Otóż map było mało, ale każda była dopracowana w najdrobniejszym szczególe, każdą grało się dziesiątki razy i każdy wiedział o co chodzi, jak powiedziałeś mu o nowym ukrytym artefakcie, dajmy na to, na Claws (to taka mapka). A teraz, gdy każdy ma w katalogu z mapami do H3 setki plików, trudno mówić o jakimkolwiek przywiązaniu do zwiedzanych terenów. A przecież te mapy to fragmenty świata z Might & Magic, a nie jakieś głupoty które przyszły programistom do głowy ! Niewielka ilość dostępnych map miała również inną zaletę – pozwalała traktować poważnie ranking punktujący stopień trudności i czas ukończenia danej mapy. Pamiętam jak potrafiłem po kilkanaście razy podchodzić do jednej mapy na maksymalnie ustawionym poziomie trudności, żeby tylko pobić rekord kolegi.

Pozostając przy mapach – kolejne części Herosów charakteryzują się głównie tym, że dodają nowe potwory, nowe miasta czy nowe miejsca do odwiedzania na mapach. To fakt – w „jedynce” nie ma ich wielu. Ale tu znowu nieco przewrotnie stwierdzę – to dobrze. Grające w H3 (szczególnie na mapach XL) zdarzało mi się zaniedbywać walkę z przeciwnikiem po to, żeby grać sobie w odwiedzanie przeróżnych lokacji i nabijanie statystyk. Grałem tak z kolegami by po godzinie gry stwierdzić, że nikt jeszcze nie stoczył walki z „żywym” przeciwnikiem ! W „jedynce” szybko zwiedziło się wszystko co można było zwiedzić w okolicy i nie pozostawało nic innego jak rozprawić się ze znienawidzonym przeciwnikiem, który tylko czekał, żeby wyrwać Ci myszkę z ręki i rozegrać swoją turę ! Heh, przypomina mi się jak kląłem na jednego mojego, dość flegmatycznego kolegę, który jedną turę rozgrywał kilka minut, nawet gdy miał tylko jednego bohatera ;)

Po trzecie – ilość. Jak już wspomniałem, kolejne części Heroes of Might & Magic dostarczają nam najczęściej co raz większych ilości – a to zamków, a to potworów, a to czarów na przykład. Oczywiście, przyjemnie mieć duży wybór. Ale spójrzcie na to z innej strony. Nowe czary to w zdecydowanej większości te z „jedynki” ze zmienioną nazwą i wyglądem ! Wiem, że można napisać referat o różnicy Cold Ray i Lighting Bolt, ale ten czar ma w końcu to samo działanie ! Tak samo z potworami. Dodano ich ogromne ilości, ale nie zadbano, by dostatecznie różniły się od tych starych ( i nie mam tu na myśli wyglądu, chodzi mi raczej o nowe rodzaje ataków – np. ataki dźwiękiem, taranowanie itp.). Po prostu ubrano potwory w nowe skóry, nadano im nowe nazwy i już można było napisać, że gra oferuje 40 nowych jednostek. Zmierzam do tego, że w H1 wszystko było idealnie wymierzone. Mnie naprawdę nie brakuje jednostek w H1 ! Tam jest wszystkiego w sam raz. Moje stwierdzenie nie pasuje jedynie do zamków – życzyłbym sobie, żeby Heroes 4 miało ich przynajmniej 16, każdy z unikalnymi budynkami i potworami. Dlaczego ? Ano dlatego, że tym więcej mamy dostępnych zamków, tym więcej razy zagramy w grę. Bo rozgrywka głównie różni się od siebie dzięki różnicom w strategii prowadzenia każdego zamku.