autor: Luc
Graliśmy w Dragon Age: Inkwizycja – piękne widoki, rozbudowany świat i garść błędów - Strona 2
Po rozczarowującej „dwójce” Dragon Age: Inkwizycja ma przywrócić serii dawny blask. Duże obietnice z reguły przekładają się jednak na równie duże oczekiwania. Czy tym razem BioWare im sprosta?
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Dragon Age: Inkwizycja - najlepsze RPG od czasu Skyrima
Co istotne, każda z dostępnych klas dysponuje także kilkoma umiejętnościami, którymi stosunkowo swobodnie dysponujemy podczas starć. Część absolutnie fantastycznie sprawdza się w walce w czasie rzeczywistym, wiele z nich – zwłaszcza tych wymagających precyzyjnego celowania – najlepiej używać jednak we wracającym do serii trybie taktycznym. Podobnie jak w pierwszej odsłonie, także i w Dragon Age: Inkwizycja, jego aktywacja wiąże się ze zmianą widoku na rzut „z góry” oraz wprowadzeniem pauzy, umożliwiającej spokojne rozplanowanie kolejnych działań. Mimo wszystko, z racji tego, iż kolejkować poleceń dla naszych podopiecznych nie możemy, walka nawet w tym trybie przebiega bardzo dynamicznie i wymaga sporo zręczności. Być może sprawdzałoby się to znakomicie, gdyby nie jeden szkopuł – gra wciąż jest do bólu naszpikowana błędami. I niestety zdecydowana większość z nich ukazuje się w pełnej krasie właśnie podczas wspomnianych starć. Mam nadzieję, że BioWare dobrze wykorzysta cztery miesiące jakie pozostały do premiery.

Choć co do samej jakości animacji i płynności wymierzania ciosów nie można mieć żadnych zastrzeżeń, zarówno przeciwnicy, jak i nasi kompani z ogromną lubością zatrzymują się w połowie walki w miejscu i pozostają w tej pozycji aż do momentu otrzymania ciosu. Gdyby przytrafiło się to tylko raz – można by było przymknąć na to oko, w końcu gra teoretycznie nie jest jeszcze gotowa. Niestety z podobnymi wpadkami miałem do czynienia w każdym starciu, w którym uczestniczyłem, a to z kolei nieustannie prowadziło do sytuacji, a jakiej nieruchomy delikwent szybko padał martwy na ziemię. O ile w przypadku przeciwników nie ma w tym nic złego, to gdy problem zaczyna dotykać towarzyszy, zwraca się na niego znacznie większą uwagę. Oczywiście w chwili, w której zaobserwujemy podobny bezruch w naszej drużynie, mamy możliwość błyskawicznego przełączenia się na daną postać i „rozruszanie” jej własnoręcznie – ale niestety nie tak to powinno chyba wyglądać.

Innym aspektem walki, tym razem już pozytywnym, jest możliwość wskrzeszania kompanów podczas samych starć. W Dragon Age do tej pory leczenie i reanimacja poległego bohatera opierała się przede wszystkim na znajomości odpowiednich czarów lub posiadaniu mikstur – tym razem w trakcie walki możemy przywrócić do życia dowolną postać, a jedyną aktywnością, jakiej gra od nas wymaga w tym zakresie, jest odpowiednio długie trzymanie wskazanego przycisku. Cały proces możemy przeprowadzić przy pomocy dowolnego członka drużyny, a sama czynność nie wymaga żadnego wcześniejszego przeszkolenia. Dla lubujących się w wymagających starciach graczy być może już na starcie zabrzmi to jak zbyteczne uproszczenie rozgrywki, jednak w praktyce cały system sprawdza się przyzwoicie i nadaje potyczkom jeszcze większego dynamizmu. Ten w największym stopniu objawił się podczas walki z głównym bossem testowego fragmentu – avaaryjskim czempionem, którego zabicie zlecono mi na samym początku. Ilość uników, uskoków oraz wskrzeszeń przekraczała wszelkie granice przyzwoitości, ale dzięki temu finalne starcie było najprawdopodobniej najmocniejszą stroną kilkudziesięciominutowego demo.