Battleborn - Gearbox krzyżuje League of Legends z Borderlands - Strona 3
Gearbox Software zgotowało nam zaskoczenie, zapowiadając Battleborn – swoistą krzyżówkę sieciowego FPS-a z MOB-ą z komiksową oprawą graficzną. Gra wywołała małą burzę, dzieląc społeczność graczy, więc warto przyjrzeć się bliżej temu projektowi.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Battleborn – niezła strzelanka, zły marketing

- Last Light Consortium – zrobotyzowana firma z nielicznym czynnikiem ludzkim, stylizująca się na quasi-wiktoriańską arystokrację.
- The Eldrid – istoty rodem z fantasy, miłujące nietknięte piękno natury, ale także matematykę i fizykę.
- The Peacekeepers – militarna grupa, pełniąca niegdyś rolę decydującego głosu w galaktyce i strażników kosmosu.
- The Rogues – zbieranina przemytników, złodziei, piratów, najemników i innych typów spod ciemnej gwiazdy.
- The Jennerit Empire – dumny lud z systemem kastowym, którego elita odkryła sekret wiecznego życia.
Jak widać, różnorodność jest spora, lecz wcale nie kończy się w tym punkcie, bowiem w Battleborn nie zabraknie systemu rozwoju postaci, który będzie resetował się pomiędzy meczami. Każdy bohater osiągnie maksymalnie 20. poziom doświadczenia, zatem zwiększanie swoich możliwości w trakcie spotkania będzie przebiegało szybko i sprawnie. Tymi samymi cechami można opisać także sam proces rozwijania umiejętności. Uzyskawszy awans, naciśnięciem jednego przycisku wywołamy ekran z dwiema opcjami do wyboru, którego dokonamy poprzez pociągnięcie lewego lub prawego spustu (dotyczy to pada, ma się rozumieć). Gearbox stawia więc na dynamikę rozgrywki, nie chcąc, aby dochodziło do dłuższych przerw w akcji. Jednak pomimo ograniczania możliwości gracza do jednej z dwóch zdolności naraz, nierzadko będzie nad czym pogłówkować, jako że wszyscy bohaterowie zaoferują różne kierunki rozwoju, wymuszające inny styl gry. Silniejszy atak czy lepsza obrona? Wyższy skok czy zatrute strzały do łuku? Amunicja lodowa czy ognista? Lepsze zdolności leczenia czy błogosławieństwa poprawiające zdolności bojowe towarzyszy? Ot, dylematy dnia codziennego.

Znajdzie się miejsce także dla umiejętności ostatecznych, czyli tak zwanych „ulti”. Odblokują się one na 7. poziomie doświadczenia i zaoferują potężne możliwości, nie raz i nie dwa zmieniające losy potyczki. Rzecz jasna, nie zabraknie takiego elementu jak ogólna progresja naszego konta. Rozgrywając spotkania i czyniąc postępy w kooperacyjnej kampanii, będziemy odblokowywali kolejnych bohaterów, ponadto w nasze ręce wpadnie wirtualna waluta. Przeznaczymy ją na gustowne „skórki” dla postaci, a także alternatywne pakiety umiejętności, umożliwiające modyfikowanie drzewek rozwoju poprzez zastępowanie wybranych zdolności bardziej interesującymi opcjami.
Ołowiem i mieczem
Gearbox Software dąży do tego, by Battleborn spodobał się nie tylko hardcore’owcom, ale również niedzielnym graczom. Niemniej nieprzesadnie złożona mechanika to nie wszystko, czego potrzeba do sukcesu w tym względzie. Randy Pitchford powołał się tutaj na problem trybu wieloosobowego w grach z serii Call of Duty, mówiąc, że tam „bycie nowym graczem jest do bani, bo jeśli nie prezentujesz mistrzowskich umiejętności, zostajesz obrzucony przez członków własnego zespołu wszelkimi rasistowskimi i seksistowskimi obelgami, jakie możesz sobie wyobrazić”. Rozwiązaniem tego problemu w Battleborn ma być uczynienie elementów zabawy PvE równie ważną częścią meczów, co rywalizacja między obiema drużynami. Niestety, nie wiemy, co dokładnie twórcy mają na myśli – czy chodzi o odrębny tryb rozgrywki kładący nacisk na coś innego niż niszczenie sobie baz, czy też na arenach mają pojawiać się wyzwania, które dadzą zajęcie graczom słabiej radzącym sobie ze zmaganiami międzyludzkimi.