autor: Przemysław Zamęcki
Test wczesnej wersji gry Might & Magic X: Legacy - klasyczne RPG wciąż mocne - Strona 3
Ubisoft na fali popularności Legend of Grimrock postanowił wznowić klasyczny cykl RPG. Niemiecki producent, francuski wydawca i amerykańskie korzenie serii – tak w skrócie można określić Might & Magic X: Legacy.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Might & Magic X: Legacy - klasycznego RPG dla weteranów

Jednym z najważniejszych elementów dobrego RPG jest mechanika walki. W Legacy starcia odbywają się w systemie turowym. W momencie kiedy zbliżymy się na określoną liczbę pól do przeciwnika, zostaje nam to zasygnalizowane i wykonujemy naprzemiennie ruchy bez żadnego liczenia inicjatywy. Najpierw rozpoczynamy manewry pozwalające na ostrzał dystansowy lub użycie czarów. Pewnym minusem w tym przypadku jest brak możliwości wyboru konkretnego celu, jeżeli na jednym polu znajduje się więcej niż jeden rywal. Jeśli wróg stoi już na sąsiadującym polu, to nie ma szansy ucieczki i zaczyna się walka wręcz oraz za pomocą magii. Tak naprawdę to taka rozbudowana partia szachów, gdzie na spokojnie możemy reagować na poczynania drugiej strony i obierając odpowiednią taktykę, wykorzystywać jej słabe punkty. Pomaga w tym wiedza o wszystkich napotkanych monstrach, którą zdobywany w trakcie gry. Im więcej konkretnego ich typu ubijemy, tym więcej danych na ich temat pojawi się w księdze potworów.

Łatka nieco zmniejszyła częstotliwość psucia się ekwipunku, poprawiając źle zaimplementowane zasady. Poniżej przedstawiam właściwe, obecne w tej chwili rozwiązanie.
- uszkodzenia broni po udanym bloku przeciwnika;
- uszkodzenia tarczy w przypadku krytycznego ciosu zadanego przez wroga;
- uszkodzenia zbroi w momencie odniesienia obrażeń krytycznych.
Przed wydaniem pierwszej łatki nieświadomy przyszłych zagrożeń dość obficie wlewałem w gardła swojej drużyny znalezione napoje regeneracji zdrowia i many. Kiedy po kilku eskapadach poza miasto okazało się, że w sklepach nie następuje uzupełnianie asortymentu, a po zaledwie paru buteleczkach kupionych przeze mnie wcześniej u alchemiczki pozostał jedynie kurz, zaczęły się kłopoty. Doszło do tego, że przed najtrudniejszym w akcie pierwszym przeciwnikiem zameldowałem się zupełnie pozbawiony zbawczych napojów, gdyż zwyczajnie nie było ich skąd wziąć. Mocno zwiększyło to trudność nie tylko tego jednego pojedynku. Niemniej nie aż tak, żeby poradzenie sobie nie było możliwe. W patchu zostało to naprawione i aktualnie uzupełnienie towaru w każdym ze sklepów następuje co dobę.

Gra już teraz dostępna jest w języku polskim. Co prawda tu i ówdzie czcionka jest za duża, przez co nie mieści się w ramce, komunikaty samouczka ucinane są w połowie zdania, a gdzieś w menu brak jakiegoś tłumaczenia, ale to wszystko przecież zostanie jeszcze naprawione, więc w zasadzie nie ma się czym przejmować. Przydałoby się jedynie tłumaczenie uwag rzucanych przez postacie podczas eksploracji, które po patchu pojawiły się w sporych ilościach.

Might & Magic X: Legacy tworzone jest na silniku Unity. Co za tym idzie, tytuł bardzo łatwo podda się wszelkim modyfikacjom. Wystarczą odpowiednie zdolności i środowisko Unity SDK. To jawne wyciągnięcie ręki do społeczności. Ubisoft zresztą nie kryje, że ma nadzieję, iż powstanie wiele amatorskich przygód rozgrywających się nie tylko w krainie Ashan, ale także w pozostałych światach Might & Magic, jak Xeen, Terra czy Axeoth.
Oficjalna poprawka ponoć nieco optymalizuje nie najlepszy kod (u mnie akurat jak na złość dopiero teraz zaczęło czasem przycinać w trakcie animacji potworów) i dodaje przy okazji kilka efektów świetlnych, takich jak na przykład okluzja. Dzięki temu gra nieco wyładniała, ale wciąż są to raczej zmiany kosmetyczne i nie ma co oczekiwać, że brzydka kaczucha nagle przeobrazi się w łabędzia. Choć kto wie, czym nas twórcy jeszcze zaskoczą?
Might & Magic X wciągnęło mnie niczym odkurzacz. Mimo że wciąż pełne błędów, niesamowicie zachęca do zabawy. Nostalgia to czy chęć obcowania z czymś autentycznym? Trochę pokracznym i niezbyt urodziwym, ale nie obchodzi mnie to. Liczy się dobrze spędzony czas, a tego Limbic dostarczyło mi aż nadto jak na jeden niewielki fragment, będący w zasadzie zaledwie wprowadzeniem do właściwej przygody. Grubo ponad dziesięciogodzinny tutorial. Przez ten czas można skończyć co najmniej dwie inne gry. Z niecierpliwością czekam na premierę i oby chochliki gnieżdżące się w kompilatorze nie przyprawiały nas więcej o ból głowy związany z toną kolejnych bugów.