autor: Krzysztof Chomicki
Testowaliśmy tryb multiplayer w grze Assassin's Creed IV: Black Flag - Strona 3
Ubisoft Annecy stanęło przed ciężkim zadaniem przygotowania trybu wieloosobowego do czwartej z rzędu części Assassin’s Creed. Wybraliśmy się z wizytą do studia, by sprawdzić, co francuska ekipa przyszykowała dla graczy w tym roku.
Złośliwcy stwierdzą, że studiu skończyły się pomysły na dalszy rozwój gry i teraz ekipa z Annecy liczy jedynie na kreatywnych graczy, którzy będą rozbudowywać Black Flag o własne tryby, a autorzy pojadą sobie w tym czasie na urlop na Karaiby, by popijać kolorowe drinki z parasolkami na tamtejszych plażach. Wprawdzie nie zdziwiłbym się, gdyby było w tym ziarnko prawdy (w końcu kto by nie miał dość po stworzeniu czterech edycji multiplayera?), ale Ubisoftowi starczyło jeszcze pomysłu na co najmniej jedną rzecz – The Wolfpack Experience.

Za tą nazwą kryje się znany już z „trójki” tryb Wolfpack, który tym razem urósł do rangi osobnego modułu, w dużej mierze niezwiązanego bezpośrednio z resztą multiplayera. Jak dowiedziałem się od twórców, wiele osób niezainteresowanych rywalizacją z innymi graczami chciało spróbować swoich sił w kooperacyjnym polowaniu na cele kierowane przez komputer, jednak mając jedynie doświadczenie z single playera, nowicjuszom ciężko było odnaleźć się w zasadach rozgrywki wywodzących się z multi. Chcąc umożliwić żółtodziobom łatwiejsze wejście do gry, bez konieczności upraszczania jej założeń, Ubisoft postanowił wyodrębnić cały moduł i w jego ramach stworzyć dwa oddzielne tryby, dzięki którym osoby nastawione na współpracę będą w stanie poznać wszystkie jej reguły bez konieczności zgłębiania sztuki zabijania innych użytkowników.
Pierwszy, tak zwany tryb Discovery, to po prostu fabularyzowany samouczek podzielony na 8 misji, w ramach których każdorazowo wprowadzany jest jeden z systemów składających się na całego co-opa. Nawet weterani poprzednich części będą mogli się tu czegoś nauczyć, bo chociaż rdzeń rozgrywki jest identyczny z tym z zeszłorocznego Wolfpacka, a więc maksymalnie czteroosobowa drużyna musi w określanym czasie zdobyć odpowiednią ilość punktów za zlecone zabójstwa, to pojawiły się też dwa nowe moduły, w ramach których trzeba zmierzyć się z nieco innymi wyzwaniami. Jednym z nich jest obrona skrzynek ze skarbem, na których swoje lepkie łapska próbują położyć agresywnie nastawieni oponenci sterowani przez komputer. Skrzynek jest zawsze więcej niż graczy, więc ci muszą dobrze skoordynować swoje działania, aby nie stracić wszystkich kosztowności. Kolejną nowością jest infekcja, podczas której cele stają się niewrażliwe na normalne ataki, a na dodatek wyjątkowo napastliwe w stosunku do naszej grupy. Jedynym sposobem na pozbycie się tych wrogów jest podniesienie specjalnej broni, która przez krótki czas umożliwia zranienie zainfekowanych przeciwników.


Chociaż twórcy nie chcieli wyjawić żadnych szczegółów na temat fabuły, pewne jest, że znów ma się ona kręcić wokół Abstergo Entertainment. Co ciekawe, w pracownika tej firmy wcielimy się w singlu, więc niewykluczone, że oba tryby będą się ściśle zazębiać pod względem opowiadanej historii.
Drugi tryb, czyli Unleashed, to już klasyczny Wolfpack wzbogacony o wspomniane przed chwilą urozmaicenia. Zadaniem graczy jest ukończenie 25 następujących po sobie sekwencji, co wymaga ścisłej współpracy i dobrej komunikacji w drużynie, ponieważ naprawdę wysoki wynik otrzymamy, tylko eliminując wszystkie cele równocześnie. Na dodatek trzeba też znaleźć złoty środek pomiędzy dobrze wynagradzanymi zabójstwami a szybką realizacją kolejnych zleceń, jako że zegar cały czas tyka, a niekiedy od przejścia danej sekwencji może dzielić nas dosłownie kilkadziesiąt punktów.
To tyle, jeśli chodzi o ujawnione jak dotąd nowości, i wydaje mi się wysoce mało prawdopodobne, by zatajano przed nami jakieś prawdziwie rewolucyjne zmiany. Oczywiście w grze pojawi się masę premierowych postaci, map czy nawet animacji zabójstw, ale to rozumiało się samo przez się, kiedy tylko ujawniono miejsce i czas akcji.

Muszę przyznać, że w Black Flag grało mi się naprawdę dobrze. Mnożniki wyglądają na trafiony pomysł, Game Lab ma szansę sporo namieszać w ogranych już trybach, a rozbudowany Wolfpack to bardzo przyjemny dodatek, chociaż nie wiem, na jak długo utrzyma przy sobie graczy. Pytanie to dotyczy zresztą całego trybu wieloosobowego w Assassin’s Creed, bo chociaż wszystko wskazuje, że będzie to jego najlepsza jak dotąd edycja, to nie oszukujmy się – po raz czwarty dostaniemy to samo, tylko usprawnione i lepiej zapakowane.