Graliśmy w The Bureau: XCOM Declassified - Mass Effect w latach sześćdziesiątych - Strona 3
Wielu postawiło na tym tytule krzyżyk, a tymczasem The Bureau całkiem nieźle prezentuje się w akcji. Nowa gra twórców drugiego BioShocka pod wieloma względami przypomina inny znany hit, Mass Effect.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry The Bureau: XCOM Declassified - UFO bliżej Mass Effect

Wszystkie umiejętności w The Bureau aktywujemy na wywoływanym spacją ekranie taktycznym, który nie zatrzymuje całkowicie czasu jak w Mass Effekcie, ale bardzo mocno go spowalnia. System jest prosty w obsłudze i można go opanować stosunkowo szybko, choć trzeba przyzwyczaić się do pewnych dziwacznych rozwiązań. Dobrze obrazuje to zdolność ostrzału artyleryjskiego – po jej użyciu gracz przejmuje kontrolę nad kamerą i przesuwa ją w wybrane miejsce, by wskazać, gdzie ma nastąpić uderzenie. Nie byłoby w tym nic irytującego, gdyby nie fakt, że nie jest ona w stanie przeniknąć przez przeszkody naturalne i osłony. W rezultacie, jeśli nasz podopieczny ostrzeliwuje kogoś z piętra i chce wyznaczyć znajdujący się poniżej cel ataku, kamera musi najpierw „zejść” po schodach. Durne. Autorzy nie pomyśleli też, żeby tego typu zdolności ograniczać w zależności od tego, gdzie aktualnie przebywamy. Wspomniany ostrzał da się przeprowadzić w wojskowym bunkrze głęboko pod ziemią, a artyleria trafia w punkt, mimo że od powierzchni odgradza ją betonowy sufit i kilkanaście metrów gleby.


The Bureau mocno odwołuje się do uniwersum znanego ze strategicznej serii XCOM. Fabuła na początku kręci się wokół substancji zwanej elerium, a do walki oddelegowane zostają popularne rasy obcych: Sectoidy czy Mutony. Gra zapożycza też pewne elementy z niedawnego Enemy Unknown, np. osłony symbolizowane są przez tarcze, dokładnie takie jak w ostatnim tytule studia Firaxis Games.
Walka w dziele 2K Marin sprawia sporą satysfakcję, choć duża w tym zasługa wysokiego stopnia trudności – w The Bureau gra się zupełnie inaczej, gdy startujemy z niższego poziomu i nie musimy tak wiele uwagi poświęcać taktyce. Cieszy też spory nacisk położony na fabułę, w bazach zawsze można zamienić z kimś kilka zdań i poszerzyć naszą wiedzę o aktualnej sytuacji. Na uwagę zasługuje także różnorodny wystrój lokacji i ogólnie pojęty klimat. Osadzenie rozgrywki w latach sześćdziesiątych to strzał w dziesiątkę – podobały mi się zarówno stosowne do epoki stroje bohaterów, jak i stojące na ulicach wynalazki amerykańskiej motoryzacji. Zmaganiom towarzyszy świetna muzyka Schymana (wszystkie odsłony cyklu BioShock) i spora liczba licencjonowanych hiciorów sprzed kilkudziesięciu lat. Dobry setting to podstawa i w tej kwestii autorzy naprawdę przyłożyli się do roboty.

Drobne błędy techniczne i wspomniane wyżej kwiatki nie psują obrazu gry – biorąc pod uwagę, że mieliśmy do czynienia z nieukończoną wersją prasową, The Bureau na miesiąc przed premierą znajduje się w znakomitej formie. Można mieć małe zastrzeżenia do technicznej strony oprawy wizualnej, ale ma ona też swój specyficzny urok – ziarnisty filtr i ciepłe, pastelowe barwy zdają egzamin. Wielkiego hitu raczej z tego nie będzie, jednak XCOM Declassified ogólnie robi przyzwoite wrażenie. Z pewnością nie jest to produkt skazany na pożarcie i niejednego z Was, którzy już dawno postawili na nim krzyżyk, po kilkudziesięciu minutach zabawy zmusi do zweryfikowania opinii. Tak przynajmniej było w moim przypadku.