Widzieliśmy Assassin's Creed IV - eksploracja Karaibów na E3 2013 - Strona 2
Assassin's Creed IV: Black Flag to krok w dobrym kierunku. Piękny, ogromny świat do eksploracji, dynamiczne bitwy morskie, piracki klimat - najnowszy gra o asasynach prezentuje się kapitalnie.
Do łask w Assassin’s Creed IV powracają bitwy morskie, czyli bodaj najcieplej przyjęta nowinka z „trójki”. Teraz jednak mają one większe znaczenie i nie ograniczają się wyłącznie do zatapiania wrogich okrętów. Statki przewożą różne przydatne rzeczy – ładunek możemy sprawdzić w prosty sposób, korzystając w dowolnym momencie z lunety. Zatopienie lub zniszczenie jednostki kończy się jednak utratą towaru, dlatego demolkę należy przeprowadzać ostrożnie. Jeśli zdecydujemy się na abordaż, jesteśmy zmuszeni wykończyć większość załogi i kapitana – nie ma znaczenia czy zrobimy to strzałami z folgierza, czy też w bardziej tradycyjny sposób. Ocalałym można zaoferować życie pod piracką banderą, a samą łajbę puścić na dno lub siłą wcielić do floty Kenwaya (pamiętacie Sid Meier’s Pirates!?). Zdobyte statki wysyła się na misje, podobnie jak miało to miejsce w przypadku asasynów w Brotherhood i Revelations. Jeśli wrócą z takiej eskapady cało, dostarczą nowych towarów lub kosztowności.
Okręt Edwarda można ulepszać na różne sposoby, jednak wpierw trzeba zdobyć odpowiednie schematy i materiały. Nie poznaliśmy wszystkich możliwych usprawnień, ale na pewno dotyczyć one będą wzmocnienia poszycia statku oraz instalacji dodatkowego uzbrojenia. Z nowych broni warto wymienić armaty umieszczane na dziobie łajby, które pozwalają atakować jednostki płynące przed nami. Na rufie da się z kolei zamontować wyrzutnie beczek z prochem, które eksplodują po kontakcie ze ścigającym nas okrętem.
Jeśli chodzi o postać Edwarda, to tutaj gra nie dokonuje jakiejkolwiek rewolucji. Kenway posiada wszystkie umiejętności asasynów, dlatego potrafi wspinać się, wykonywać skoki wiary, w efektowny sposób władać bronią białą, swobodnie celować z dwóch pistoletów na raz oraz robić tuzin innych rzeczy, do których przyzwyczaiły nas poprzednie odsłony cyklu, np. płynnie przemieszczać się w dżungli po drzewach. Arsenał wzbogacił się o znaną z Liberation dmuchawkę – oprócz zadających szybką śmierć strzałek, zobaczyliśmy w działaniu pociski oszałamiające. Trafiony nią przeciwnik głupieje i po chwili zaczyna atakować swoich pobratymców, przy okazji skutecznie odciągając uwagę od naszego podopiecznego.
Autorzy położyli też duży nacisk na wzbogacenie zachowań bohaterów niezależnych. Goszcząc w pirackich enklawach zobaczymy pijących na umór morskich rozbójników, tańczące kobiety czy ludzi bawiących się po prostu przy ognisku – to wszystko sprawia, że osady tętnią życiem i wydają się być bardzo kolorowe. Sam Kenway idealnie wpasowuje się w ten klimat. Będąc korsarzem z krwi i kości potrafi wtopić się w tłum zajmując miejsce przy barze i wyeliminować przechodzącego tuż obok żołnierza, szybkim uderzeniem wprasowując jego głowę w kontuar. W ruch idą też widoczne już na pierwszym zwiastunie butelki. Generalnie - jest wesoło.
Graficznie Assassin's Creed na PlayStation 4 utrzymuje się na poziomie wersji PC ostatnich gier z serii, co w zupełności wystarcza, by cieszyć oko przyjemną oprawą wizualną. Na uwagę zasługują zmienne efekty pogodowe, zwłaszcza sztormy na morzu i trąby powietrzne. W skrócie: całość prezentuje się bardzo ładnie.
Prezentacja nowej odsłony serii Assassin’s Creed utwierdziła mnie w przekonaniu, że Ubisoft wykonał ruch w dobrym kierunku. Rozumiem co prawda żale zdruzgotanych fanów, którym takie klimaty wyraźnie nie leżą (piratów lubi się albo nie, nie ma innej opcji), ale muszę też uczciwie przyznać, że francuski koncern odrobił zadanie domowe i w ostatecznym rozrachunku wszystko co napisałem powyżej, prezentuje się nadzwyczaj dobrze. W marcu, po pierwszej prezentacji, zastanawiałem się czy „czwórka” stanie się tym samym dla opowieści o niepokornych korsarzach, czym Red Dead Redemption okazało się być dla westernu. Dziś nie mam najmniejszych wątpliwości, że tak właśnie będzie. Z niecierpliwością oczekuję premiery.
Krystian Smoszna | GRYOnline.pl