autor: Przemysław Zamęcki
Graliśmy w The Last of Us - twórcy serii Uncharted w życiowej formie! - Strona 3
The Last of Us to w prostej linii spadkobierca serii Uncharted. Podobne mechanizmy napędzają rozgrywkę, zbliżona jakością jest oprawa graficzna. Przygodę w postapokaliptycznej Ameryce wyróżnia jednak klimat i historia, która kiedyś może mieć miejsce.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry The Last of Us - niemal doskonały exclusive na PS3
Przygoda w Lincoln kończy się szaleńczą strzelaniną z zarażonymi. Joel wisi do góry nogami złapany przez pułapkę, ostrzeliwując się i walcząc na pięści, podczas gdy Ellie stara się go uwolnić. Potem szybka ucieczka i towarzyszące jej niesamowite emocje. Jeszcze scenka przerywnikowa i żal. Żal, że do premiery aż miesiąc, a ja już teraz chciałbym wiedzieć, co będzie dalej.

Drugi z poziomów rozpoczyna się filmikiem, w którym Joel i Ellie jadą samochodem, by następnie wpaść w zasadzkę zastawioną przez bandę łotrów i rozbić auto o wewnętrzną ścianę któregoś z minimarketów w mieście Pittsburgh.
Strzelanina, do której dochodzi chwilę później, jako żywo przypomina to, co mieliśmy okazję już poznać za sprawą serii Uncharted. Może tylko z tą różnicą, że napastnicy trochę bardziej intensyfikują swoje działania, próbując otoczyć Joela i sprytnie chowając się za dostępnymi osłonami. Nie wyściubiają już zza nich nosa z regularnością szwajcarskiego zegarka, tylko nawołują się i kombinują. Joel może się skradać, by zmieniać miejsce pobytu. Jeżeli zrobi to niezauważony, wrogowie spróbują wykurzyć go z poprzedniego schronienia. To szansa, aby zajść ich od tyłu.

Po walce warto zebrać wszystkie przedmioty i sprawdzić okolicę. Obok znajduje się jakaś trupiarnia. Tutaj przydaje się latarka. Joel w trakcie podróży po USA rozwija swoje umiejętności przy pomocy medykamentów. Cóż, takie czasy. Łykając odpowiednią ilość tabletek, może na przykład zwiększyć swój zasięg percepcji. Albo żywotność. Albo jedną z kilku pozostałych cech, co w dalszych etapach rozgrywki okaże się zapewne niezbędne do przeżycia.
W Pittsburghu pojawia się stół warsztatowy. Przez całą grę Joel zbiera też, poza ekwipunkiem, najróżniejsze części symbolizowane ikonką trybików. Służą one do ulepszania i modyfikacji posiadanej broni, której jest po kilka z każdego rodzaju. W moim przypadku są to śladowe ilości zębtek, więc powiększam jedynie magazynek pistoletu. Zapewne w trakcie normalnej zabawy na tym etapie będziemy już mieć na koncie parę ulepszeń.

Demo kończy się szybko i w najciekawszym momencie. Jak dla mnie – o wiele za szybko, bo to, co mnie przez tych kilkadziesiąt minut spotkało, mogę porównać do akcji dobrej i wciągającej książki. A to w moim mniemaniu dla każdej gry niesamowita nobilitacja. Gołym okiem widać, że tytuł czerpie całymi garściami z dorobku serii Uncharted, ale jednocześnie mam wrażenie, że jest od niej znacznie mniej infantylny. Szykuje się też jedna z lepszych growych postaci ostatnich lat. Mam tu na myśli Ellie, bo sam Joel nie jest specjalnie rozgadany i raczej nie powala charyzmą. Ale być może zmieni to pełna wersja tytułu, która do naszych rąk powinna trafić już za miesiąc. Nie mogę się doczekać.