autor: Krzysztof Chomicki
Graliśmy w The Bureau: XCOM Declassified - nową grę twórców BioShocka 2 - Strona 2
Po siedmiu latach prac, co najmniej dwóch przeróbkach i jednej zmianie tytułu The Bureau: XCOM Declassified wreszcie ujrzy światło dzienne. Sprawdziliśmy jak produkt prezentuje się kilkanaście tygodni przed premierą.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry The Bureau: XCOM Declassified - UFO bliżej Mass Effect
W grze wcielamy się w agenta Williama Cartera, który dołącza do Biura w 1962 roku, w dniu, w którym zostaje ono przemianowane na XCOM. Ciekawe realia to niewątpliwie jedna z mocniejszych stron The Bureau, a na dodatek twórcy obiecują, że to wciągająca opowieść będzie napędzać całą kampanię, w przeciwieństwie chociażby do Enemy Unknown. Tam gracz musiał sam uzupełniać sobie wszelkie luki w scenariuszu, tworząc przy tym własną historię w oparciu o zdarzenia, jakie miały miejsce podczas rozgrywki. W XCOM Declassified cała odpowiedzialność w tej kwestii spada tymczasem na 2K Marin.
Po krótkim fragmencie, jaki dane mi było testować, ciężko ocenić jakość fabuły, ale udało mi się za to ustalić, że specyfika działania Biura, w tym tak mocno akcentowana we wszelkich materiałach promocyjnych skłonność do tuszowania dowodów, nie będzie mieć, niestety, żadnego odzwierciedlenia w rozgrywce. Szkoda, zwłaszcza że klimatyczny zwiastun z aktorami dawał nadzieję na jakieś sprytne wykorzystanie tego motywu. W grze nie poprowadzimy też śledztw w stylu L.A. Noire, co miało miejsce w wersji z 2010 roku. Twórcy postanowili skupić się na samej walce z kosmitami, a to oznacza, że po wylądowaniu na terenie misji trzeba tylko wybić wszystkie ufoludki czy też wykonać jakieś konkretne zadanie, po czym można wrócić do bazy, nie martwiąc się o zbieranie poszlak, robienie zdjęć czy zacieranie śladów. Z jednej strony takie podejście pozostaje bardziej w duchu serii, ale z drugiej zaczynam się zastanawiać, po co w takim razie wprowadzać do kanonu instytucję Biura, jeżeli ma ono działać identycznie jak XCOM kilkadziesiąt lat później. Mam nadzieję, że przynajmniej scenarzyści w pełni wykorzystali potencjał, jaki oferują lata 60. i wątki konspiracyjne.

The Bureau to nie pierwsza próba przeszczepienia kultowej serii strategii na grunt strzelanek TPP. Podobnej sztuki próbowano już ponad dekadę temu, jednak wydany w 2001 roku czysto zręcznościowy X-Com: Enforcer nie był zbyt udaną produkcją.
Clou rozgrywki stanowią zatem strzelaniny, podczas których – przynajmniej w teorii – najważniejsza jest odpowiednia taktyka. Właśnie dlatego koniec końców otrzymaliśmy widok z perspektywy trzeciej osoby, ponieważ daje on graczowi lepszy ogląd pola walki. Twórcom bardzo zależało, aby wiernie odwzorować realia strategicznego Enemy Unknown i na swój sposób udało się to całkiem nieźle. Układ i rozmiar plansz wydają się zbliżone, a wiele elementów interfejsu zostało żywcem przeniesionych z produkcji Firaxis. Co najważniejsze, 2K Marin porzuciło pierwotne plany i ostatecznie znów zmierzymy się ze świetnie znanymi sectoidami czy mutonami, które tym razem pełnią jednak rolę niewolników agresywnej rasy zujari – głównego przeciwnika w The Bureau.
Jak łatwo się domyślić, naszym dwóm podwładnym, których wybieramy przed misją, możemy wydawać proste rozkazy przemieszczenia się w wyznaczone miejsce, zaatakowania konkretnego wroga czy użycia specjalnej mocy. Na swój sposób faktycznie daje to zręcznościową wariację na temat Enemy Unknown, rozgrywaną oczywiście w czasie rzeczywistym (w trakcie wydawania poleceń czas bardzo mocno zwalnia).