autor: Marcin Konstantynowicz
Graliśmy w kampanię Zergów w StarCraft II: Heart of the Swarm - Kerrigan kontra Protossi - Strona 2
Podczas specjalnego pokazu gry StarCraft II: Heart of the Swarm w Paryżu, przetestowaliśmy kilka misji z kampanii Zergów. Singiel zapowiada się naprawdę uroczo.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry StarCraft II: Heart of the Swarm - dodatek godny Królowej Ostrzy
Zanim jednak zabraliśmy się za wykonanie głównego zadania, musieliśmy uodpornić się na ataki niezwykłego zimna, które likwidują wszelkie życie na planecie, poza lokalnymi niedźwiedziopodobnymi kreaturami, niewrażliwymi na negatywne skutki chłodu. Zabawa sprowadzała się do polowania na odpowiednio duży okaz misia, by po jego unicestwieniu pozyskać z niego DNA i wpakować je do puli genowej Zergów. Zaraz po tym odnaleźliśmy zamrożone wylęgarnie, które szybko przywróciliśmy do pełnej sprawności. W tym momencie można było już szykować atak na Protossów.
Misja okazała się bardzo łatwa, bowiem – co rzuca się w oczy niemal od razu – Protossi, pomimo całej swej cudownej technologii, kompletnie nie radzą sobie z zimnem. Podczas ataków mrozu zamarzają i można ich wtedy bezkarnie eliminować. Cała taktyka sprowadza się więc do czekania na nadejście chłodu, a następnie udania się do bazy wroga i z ubłoconymi odnóżami, śmierdzącą wydzieliną oraz przy akompaniamencie pisków, mlasków i ryków zrobienia tego, co do nas należy.
Protossi nie zamierzali jednak odpuścić. Rozlokowali na planecie portale prowadzące prosto na Shakuras, przez które chcieli wysłać specjalne transportowce z wezwaniem pomocy. My oczywiście nie mogliśmy do tego dopuścić, bo – patrz Złota Flota. I tutaj zaczęła się druga misja, która okazała się bardziej wymagająca i na poziomie trudnym sprawiła mi sporo kłopotów. Cała idea polegała na tym, że co jakiś czas w jednej z trzech wrogich baz pojawiał się rzeczony transportowiec i powolutku zmierzał ku jednemu z trzech teleportów po „naszej” stronie mapy. Widzieliśmy je, a leciały piekielnie wolno, więc było łatwo. Szybko jednak zaczęły nadciągać w większej liczbie, na dodatek z eskortą, a w międzyczasie Protossi zaatakowali naszą bazę. I chociaż działania oponentów nie do końca były racjonalne (dlaczego wysyła się wielki statek, a nie na przykład niewidocznego Observera?), to scenariusz ten przypadł mi do gustu. Zwłaszcza że można w nim zwyciężyć na dwa sposoby – albo niszcząc terminale, z których startują transportowce (ulokowane oczywiście w sercu baz wroga), albo bunkrując się przy przekaźnikach i sukcesywnie eliminując samoloty.

Rozdział zamykała typowa, przygodowa misja „bez bazy”. Protossi ewakuowali się i mieli wielki międzygalaktyczny statek, który szykował się do skoku nadprzestrzennego. Niestety, znajdował się on po drugiej stronie księżyca i dzielne wojska Zergów mogły nie zdążyć go dopaść. A gdyby uciekł, to – patrz Złota Flota. Na szczęście pod ręką mieliśmy zakładniczkę, którą Kerrigan zainfekowała zarodnikiem. Następnie na chwilę opuściła blokadę psioniczną, dzięki czemu pobratymcy mogli ją do siebie „przesłać”, myśląc, że ją ratują, a tak naprawdę sprowadzając na siebie zagładę.

Po dotarciu na statek nasza zakładniczka próbowała ostrzec kumpli, jednak po paru krokach w stylu iście z Obcego wylazł z niej nasz zarodek, nad którym przejęliśmy kontrolę. Początkowo trzeba było unikać Zealotów i Strażników, a infekować i pożerać zupełnie przypadkiem znajdujące się na statku wszelkie okazy fauny. Po spożyciu odpowiedniej ich ilości znaleźliśmy sobie ustronne miejsce, w którym przemieniliśmy się w dorosłego osobnika, a następnie – w skrócie – już bez ogródek wybiliśmy resztę statku. Tak, skojarzenia, które zapewne macie, są poprawne. To dość ciekawa misja i pomimo wyraźnej „zrzynki” okazała się świeża i pozwoliła poczuć klimat Zergów. Interesujący był też jej finał, bowiem choć udało się zainfekować cały statek, nasza królowa straciła kontakt z Kerrigan. Niemniej postanowiła zaczekać, by jeszcze raz móc służyć szarańczy. Domyślam się więc, że ten motyw będzie mieć później znaczenie w kampanii.