Tom Clancy's Splinter Cell: Blacklist – witajcie w Czwartym Eszelonie - Strona 3
Sam Fisher jako tajny agent po raz kolejny pojawi się na naszych pecetach i konsolach. Wprawdzie taktyczny kombinezon powraca, ale nie dajcie się zwieść: seria Splinter Cell wciąż dryfuje w stronę efektownej gry akcji.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Splinter Cell: Blacklist - seria powoli wraca do swoich korzeni
Ale lista nowości w Blacklist nie ogranicza się jedynie do kompromisów, mających na celu przyciągnięcie zarówno rozczarowanych Conviction starych fanów, jak i nowych miłośników serii. Wyjątkowo ciekawie zapowiadającą się opcją jest korzystanie z komend głosowych w wersji na Kinecta. Na tegorocznych targach E3 zademonstrowano, jak wygląda to w praktyce. Gracz może przywołać w ten sposób atak z powietrza lub na przykład... zainteresować sobą przeciwnika. Jednym z najlepszych momentów pokazu była bowiem scena, w której Fisher najpierw zwabił wroga cichym okrzykiem, a następnie, gdy ten był już blisko, zepchnął go z dachu. Jeśli element ten zostanie odpowiednio dopracowany, może stać się jednym z największych plusów nadchodzącego Splinter Cella. Zrezygnowano także ze sztywnego podziału na poszczególne misje. Sam jako dowódca Czwartego Eszelonu ma własną siedzibę, znajdującą się na pokładzie samolotu. Stamtąd też jego ekipa będzie na żywo śledzić kolejne doniesienia o akcjach terrorystycznych, a my – za pomocą Strategicznego Interfejsu Zadaniowego – podejmiemy się kolejnych zleceń. Wszystko to oczywiście zaprocentuje wpływającymi na nasze konto pieniędzmi. Fisher zostanie też w niektórych momentach zmuszony do dokonywania wyborów, znacząco wpływających na dalszy przebieg wydarzeń (co w serii wcale nowością nie jest – już w Double Agencie decydowaliśmy o życiu lub śmierci niektórych bohaterów). Autorzy nie odpowiadają na razie na pytania o liczbę zakończeń, ale można się domyślić, że będzie ich więcej niż jedno.
Zapowiedziana została rozgrywka wieloosobowa. Kooperacja raczej nie ulegnie zbyt dużym zmianom w stosunku do tego, co widzieliśmy w Conviction. Twórcy wysłuchali próśb fanów i przywrócili znany z Double Agenta tryb multiplayer, tutaj pod nazwą „Szpiegowie kontra najemnicy”. Na razie nie mamy informacji, jak dokładnie będzie wyglądać zabawa w sieci. Na E3 pokazano natomiast, jak prezentuje się Blacklist od strony wizualnej, i jak dotąd nie ma powodu do zachwytów; szczególnie rażą dość topornie wyglądające tekstury na skalnych ścianach. Brak rewelacji nie powinien dziwić – używany w nadchodzącym Splinter Cellu silnik graficzny LEAD nie zmienił się od czasu poprzedniej części. Zademonstrowany etap pochodzi jednak z wersji roboczej, więc autorzy mają jeszcze sporo czasu na poprawki. Cieszy natomiast fakt, że w procesie tworzenia wykorzystywana jest technologia motion capture, która niewątpliwie zapewni o wiele ładniejszą i bardziej naturalną animację postaci – zresztą to właśnie użycie tej techniki zmusiło Ubisoft do zerwania współpracy z Michaelem Ironsidem, nad czym ubolewa wielu miłośników serii.
Ponowne spotkanie z Samem Fisherem, szczególnie w jego specyficznym, taktycznym kombinezonie, na pierwszy rzut oka napawa optymizmem, ale nie ma wątpliwości: Blacklist nie będzie powrotem do korzeni cyklu. Okrojone elementy skradankowe z pewnością nie doczekają się poparcia konserwatywnych fanów, ale dla wszystkich innych nadchodząca odsłona Splinter Cella może być co najmniej tak ciekawym przeżyciem jak Conviction. Innowacje, z obsługą komend głosowych na czele, zapowiadają się naprawdę interesująco i jeśli tylko zostaną porządnie dopracowane, mogą stać się standardem w następnych częściach. Z kolei niezły pomysł na scenariusz zapewni wciągającą, miejmy nadzieję, fabułę, utrzymaną w konwencji political fiction. Blacklist ma więc sporo atutów, które najprawdopodobniej uchronią ten tytuł od wylądowania na czarnej liście jakiegokolwiek gracza.
Jakub Mirowski | GRYOnline.pl