Tom Clancy's Splinter Cell: Blacklist – witajcie w Czwartym Eszelonie - Strona 2
Sam Fisher jako tajny agent po raz kolejny pojawi się na naszych pecetach i konsolach. Wprawdzie taktyczny kombinezon powraca, ale nie dajcie się zwieść: seria Splinter Cell wciąż dryfuje w stronę efektownej gry akcji.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Splinter Cell: Blacklist - seria powoli wraca do swoich korzeni
Czy powrót zapamiętanego z pierwszych odsłon stroju oznacza, że Ubisoft ma zamiar przeprosić się ze starym systemem, skupionym głównie na cichym i cierpliwym eliminowaniu kolejnych przeciwników? Nie do końca. Gracz będzie mógł bowiem wybrać, czy woli przemykać się w cieniu, unikając niepotrzebnego zamieszania, czy też zakończyć każdą misję z licznikiem zabójstw godnym Pedro Alonso Lopeza. Decydującym się na tę drugą ścieżkę twórcy ponownie udostępnią zastosowany w poprzedniej części system Mark & Execute. Pozwala on Samowi zaznaczyć kilku wrogów, a następnie w zwolnionym tempie efektownie ich wykończyć. Oczywiście liczba przeciwników, których wyeliminujemy w taki sposób, będzie ściśle ograniczona przez wybrany rodzaj broni, a ponadto Fisher, by w ogóle aktywować tę opcję, musi najpierw zlikwidować kogoś z bliska.
Graczom preferującym skradanie się z minimalnym wykorzystaniem zabójczego ekwipunku pozostanie głównie zakrzywiony nóż. To dla nich sporą pomocą ma być opcja ostatniej znanej pozycji, która pokaże, gdzie według wroga jesteśmy, i pozwoli zaskoczyć go z flanki lub od tyłu. Poza tym otrzymamy możliwość ogłuszenia nieprzyjaciela (na potrzeby tego rozwiązania stworzono ponad 90 animacji!) i przeniesienia jego ciała w bardziej dyskretne miejsce. Wart odnotowania jest fakt, że autorzy Blacklist zrezygnowali z pomysłu wykorzystanego w Conviction – tym razem ekran nie zmieni kolorów na odcienie szarości, gdy będziemy ukryci. Wykrycie zasygnalizuje po prostu odpowiednia informacja pojawiająca się w górnej części ekranu.
W tym samym roku, w którym na półki sklepowe trafi Blacklist, w kinach zadebiutuje film na podstawie przygód Sama Fishera. Nie wiadomo na razie, jaką przedstawi historię, ale skoro za reżyserię odpowiada Peter Berg, odpowiedzialny chociażby za Battleship: Bitwa o Ziemię, trudno spodziewać się cudów. Główną rolę zagra Tom Hardy, znany m.in. z takich produkcji jak Mroczny Rycerz powstaje, Incepcja czy Bronson.
Poziomy będą większe i bardziej rozbudowane, ale trudno na razie powiedzieć czy to zaleta – fragment rozgrywki z E3 pokazał, że teraz znacznie łatwiej przejść niepostrzeżenie obok patrolujących strażników. Tym bardziej że owe pół roku od zakończenia poprzedniej części Sam najwidoczniej poświęcił głównie na trening wspinaczki – we fragmentach, rozgrywających się na irańsko-irackiej granicy, bohater może wejść praktycznie na każdą ścianę. Momentami wygląda to tak, jakby Czwartym Eszelonem tak naprawdę dowodził Ezio Auditore w taktycznym kombinezonie. To nie koniec nowości, mających uczynić grę mniej wymagającą, a przez to bardziej przystępną. Zarówno przechodząc kampanię, jak i bawiąc się w multiplayerze, zarobimy pieniądze, które potem będziemy mogli przeznaczyć na zakup dodatkowego ekwipunku, chociażby kamizelki kuloodpornej. Jeśli więc ktoś odpowiednio długo pogra w sieci, misje solowe raczej nie sprawią mu większego kłopotu. Na pocieszenie tych, którzy najlepiej wspominają stanowiącą chyba największe wyzwanie „jedynkę”, zdradzę, że twórcy już zapowiedzieli, iż najwyższy poziom trudności nazywa się „Perfekcjonista” i z pewnością będzie to uzasadnione.